42. Warunki

Weszli bocznym przejściem. Sauron miał wrażenie, że Melkor wcale nie usłyszał wieści, które mu przekazał w Utumno. Było dość niezręcznie, ale Mistrz nie przywiązał do tego żadnej uwagi. W milczeniu kierowali się w stronę głównej sali. Nagle z korytarza po prawej wysunęła się [T.I.]. Bez wątpienia można było stwierdzić, że jest w ciąży.

Serce mu zamarło. Przez myśli Saurona przeszły wszystkie możliwe scenariusze. Melkor mógł zacząć się pieklić, mógł rzucić jakaś przykrą uwagą, mógł wyciągnąć sztylet i dźgnąć go za niewierność, mógł też z miejsca wyrzucić ich oboje... Opcji było wiele. Sauron napiął mięśnie, przygotowany na cios, który miał zaraz spaść. Ale Melkor odszedł. Po prostu poszedł do sali tronowej. Sauron był nie mniej zdziwiony niż [T.I]. Właśnie chciał pójść za swoim Mistrzem, ale dziewczyna pociągnęła go za rękaw i szepnęła.

- Powiedziałeś mu?! - zapytała szeptem.

- Tak, kiedy jeszcze byliśmy w Utumno.

- I co zrobił?

- Nic. Dosłownie nic!

Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

- Ja też nic nie rozumiem. Idź do pokoju i nie wychodź póki do Ciebie nie przyjdę...

Dziewczyna wróciła do korytarza w którym przed chwilą się pojawiła. Sauron wszedł do sali. Zastał Melkora na swoim tronie. Oparł łokcie o podłokietniki tronu, a obie dłonie zetknął koniuszkami palców. Sauron stanął przed nim starając się nie zgadywać co On może teraz myśleć. Ta cisza była gorsza niż gdyby wściekły Melkor wykrzyczał najgorsze przekleństwa i obelgi jakie istniały. Ale Melkor milczał. Może myśli jak ich oboje zgładzić? Mógłby zrobić to publicznie, przed tysiącami służalców, aby pokazać, że ktokolwiek go zdradzi, nawet najwierniejszy sługa ten nie zostanie oszczędzony. "Zdrada to najgorsza rzecz, która może spotkać lidera". Tego był od zawsze uczony, a teraz sam zdradził.

Melkor wciąż milczał. Jest jeszcze jedna opcja, nikła i nieprawdopodobna. Może Mistrz mimo wszystko się cieszy? Może wcale nie jest tak źle nastawiony do przyszłego potomka Saurona? Pewnie byłoby to zbyt proste i zbyt piękne, żeby było prawdziwe.

A cisza wciąż trwała. Sauron dochodził już do granicy cierpliwości. "No powiedz że coś!" wykrzyczałby, gdyby mógł. Wreszcie Melkor odezwał się:

- Zdradziłeś mnie. - powiedział ze stanowczym wyrazem twarzy - I dobrze o tym wiesz. Nie chce wiedzieć jak i kiedy to się zaczęło, bo też wcale mnie to nie obchodzi. Domyślasz się pewnie jak mógłbym postąpić z Tobą i z dziewczyną. Zrobiłbym to... Ale muszę być sprawiedliwy i podejmę odrębne środki.

Sauron spojrzał na niego starając się zachować niewzruszoną twarz, lecz był dogłębnie zaskoczony takimi słowami.

- Ten jeden raz Ci wybaczam. - kontynuował - Sam kiedyś prawie popełniłem błąd miłości i wiem, że jesteś niewolnikiem własnego uczucia. Dlatego na tyle na ile mogę przymykam na to oko. Ale mam warunki!

Sauron mimowolnie kiwnął głową.

- Po pierwsze żadne słowo z tej poufnej rozmowy nie wyjdzie spoza tej komnaty. Po drugie, żadne z was nie będzie mi wchodzić w drogę. Po trzecie, będziesz wykonywał moje rozkazy jeszcze skrupulatniej niż do tej pory. A jeśli podpadniesz mi w jakikolwiek sposób, nie zawaham się zastosować najwyższego wymiaru kary. Rozumiesz?

- Wszystko jest jasne. - przytaknął.

- Wymagam od Ciebie również profesjonalizmu, nie mam zamiaru uwzględniać jakichkolwiek usprawiedliwień. Czy to też jest jasne?

- Najzupełniej.

- Świetnie. Teraz możesz odejść.

Skołowany i całkiem mile zaskoczony Sauron wyszedł z sali. W głowie miał taką pustkę, że nawet nie był w stanie zastanawiać się nad tym co właśnie się stało. Bez słowa wszedł do pokoju, gdzie zastał zniecierpliwiona [T.I.]. Na początku nic nie mówiła, patrząc na niego wyczekująco. Sauron walnął się na łóżku i tak leżał.

- I co? Mam już się pakować? - zapytała na wpół żartobliwie

Sauron pokręcił przecząca głową, po czym przekręcił się na wznak.

- Więc co się stało? - dopytywała się.

- Możemy zostać, żyć i się cieszyć.

- Ale co powiedział?!

- Wolałbym do tego nie wracać.

- Tak niezręczna rozmowa?

- Tak...szczera? Postawił mi warunki które muszę spełnić, za co pozwoli nam być razem.

Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech ulgi...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top