39. Przeszłość
Leżeliście razem w kompletniej ciszy. Była chyba 1 w nocy, kiedy otworzyłaś oczy, stwierdzając, że nie chce Ci się już spać. Oparłaś głowę na ramieniu Saurona.
- Hm? - mruknął nie otwierając oczu.
- Nie chce mi się już spać.
- Dzieci powinny już dawno spać.
- Nie jestem "dzieci" i już się wyspałam - marudziłaś - a Tobie chce się spać?
- Nie skądże. Padam ze zmęczenia, ale nie chce mi się spać. - powiedział sarkastycznie.
Na jakiś czas nastała cisza. Zaczęłaś rozmyślać nad waszą wspólną przyszłością. Przede wszystkim nad tym jak będziecie wychowywać waszego potomka. Miałaś nadzieję, że mimo izolacji w tym kraju, a w szczególności w tej twierdzy będzie miał miłe dzieciństwo. "Będzie miał takie jakie mu stworzymy" pomyślałaś "Ale, żeby je stworzyć musimy mieć jakiś wzorzec. Ja znam swój, ale jaki jest jego? Przecież Mairon nie mieszkał tu od zawsze".
- Mai? - szepnęłaś
- A więc łudziłem się płonną nadzieją, że już zasnęłaś? - mruknął niewyraźnie.
- Chciałam Cię o coś zapytać.
- Zamieniam się w słuch.
- Jak to z Tobą było zanim tu trafiłeś?
Przez chwilę nastała cisza. Sauron westchnął i otworzył oczy. W jednej chwili stały się tak jasne jakby rozpalił je ogień przeszłości. Niemal mogłaś przyznać, że widzisz ich odblask.
- Chodzi Ci o czasy, gdy mieszkałem z wyspiarzami?
- W Valinorze.
Sauron powtórnie westchnął i zaczął dość markotnie.
- Gdy byłem jeszcze młodym i naiwnym Majarem, nie znającym swojego powołania, żyłem dość beztrosko na wyspie. Byłem szczęściarzem i czegokolwiek bym nie zrobił zawsze uchodziło mi to płazem, ale nie będę Cię tym zanudzać. Przede wszystkim uczyłem się najtajniejszych technik obróbki metali u swojego ówczesnego mistrza Aulëgo. W sumie z temperamentu był dość podobny do mojego teraźniejszego mistrza, ale tamten był dość dobrym przyjacielem Manwë, który technicznie był moim ojcem.
- Technicznie?
Sauron przytaknął głową, zbierając myśli.
- Powiedzmy, że najmłodsze i najnudniejsze lata pobytu, zawdzięczam właśnie jemu. Może i był mądry itd. ale był przeraźliwie nudny i kurczowo trzymał się przepowiedni wszelkiego rodzaju. Jak kiedyś przyprowadziłem taką Majarę...
- Jak miała na imię? - zainteresowałaś się
- Nawet nie pamiętam. Więc jak ją przyprowadziłem, Manwë powiedział, że ona nie jest mi przeznaczona. Ugh... Do tej pory nienawidzę wyroczni i tego typu rzeczy. Nie podoba mi się myśl, że wszystko jest już zaplanowane, a ja nie mam nad tym żadnej kontroli. Wtedy musiałem z nią zerwać. Była całkiem niezła. Zwłaszcza jej...
- Eghm - kaszlnęłaś znacząco.
- Droczę się tylko - uśmiechnął się - W ogóle jej nie pamiętam. Zważywszy, że w całej mojej karierze niewiele kobiet się przewinęło. W końcu zostałem oddany na praktyki do Aulëgo, który sam jeszcze nie posiadał żony. 'Pamiętaj' mówił 'ciężką pracą osiągniesz wszystko co osiągalne'. Były to na tyle przekonujące słowa, które powtarzał mi non-stop, że praktycznie większość czasu spędzałem w kuźni. Po dłuższym czasie pojawił się Melkor. Był starszym bratem Manwë i postrzegałem go jako tego rozumniejszego. Był przede wszystkim bardziej elastyczny i nie przywiązywał uwagi do jakichkolwiek przepowiedni, chyba, że dotyczyły jego samego. Zaczął odwiedzać naszą kuźnię i opowiadał mi niesamowite historie. W końcu zaczął mnie stamtąd zwalniać i zabierać na długie spacery po wyspie, które zawsze kończyły się nad brzegiem morza. Może przez to zacząłem myśleć o opuszczeniu wyspy. Pewnego dnia rozmawiając z Melkorem dowiedziałem się, że na kontynencie pojawią się nowe istoty. Oczywiście zainteresowałem się tym, ale gdy wspomniałem o tym Aulëmu , w skrócie rzecz ujmując powiedział, że to nie moja sprawa. To samo odpowiedział Manwë i każdy inny Valar. Mimo, że wszyscy wiedzieli o przybyciu Quentich, to z jakiegoś powodu nikt nie chciał o tym mówić, jakby to wciąż była tajemnica. Wtedy właśnie zacząłem zauważać rzeczy, których dotąd nie widziałem.
- To znaczy?
- Po prostu wady. Tulkas lubił wypić, Nessa często obnosiła się ze swoją urodą, co nie przystoi Valarom. Po za tym Vanna często zapomniała o swoich obowiązkach, Orome uwielbiał roznosić drobne plotki. Esta była zazdrosna o Irma, a sam Aulë oglądał się za Wardą. Niby nic, ale w moim zbuntowanym umyśle zaczęła się wylęgać myśl, że może Valarowie spiskują przeciwko sobie. I miałem rację. Po jakimś czasie Melkor został wyrzucony z wyspy. Z racji, że uważałem go za swojego mentora, oburzyłem się niezmiernie. Razem z kilkoma moimi służalcami opuściłem wyspę i wypłynąłem na kontynent. Przyrzekłem sobie, że już nigdy tam nie wrócę. - po krótkiej przerwie podjął dalej - Będąc już w Śródziemiu, zacząłem służyć Melkorowi, a on szybko uczynił mnie swoją prawą ręką.
- Myślisz, że będziesz jego następcą?
- Mógłbym nim zostać, jeśli Melkor wybierał się gdzieś na dłużej niż tydzień, i gdyby nigdy się o nas nie dowiedział. - uśmiechnął się ironicznie - Ale teraz idźmy już spać, bo nie wstaniemy, aż do popołudnia. Dobranoc.
- Dobranoc...
Jedyne źródło światła, którym były jego oczy, zgasło. Równomierny oddech Mairona świadczył o tym, że niemal od razu zasnął. Ty jeszcze kilka minut leżałaś z zamkniętymi oczami rozmyślając nad tym co usłyszałaś. Aż w końcu sen Cię zmorzył...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top