37. Diament

- A więc plemię Rotich to zacny ród - opowiadał Sauron - Nie przynależą do żadnego gatunku nam znanego, więc tworzą osobny, i tak nie liczny. Postanowili podporządkować się panowaniu Melkora, ponieważ był jedynym znanym im przywódcą. Są teraz jednym ze źródeł jego dochodów...

Zeszliście po schodach i właśnie przechodziliście przez kuchnię. Wtedy dopiero stres ścisnął Cię za gardło. Jeszcze nigdy w tej twierdzy, a nawet w tym kraju, nie czułaś tak wielkiej niepewności. "Jak zareaguje? Co zrobi?"pytałaś samej siebie.

- Usiądź w jadalni, ja zaraz przyjdę - powiedziałaś siląc się na uśmiech.

Gdy Cię zostawił, odnalazłaś w jednej z dolnych półek 7 butelek "Szczęśliwego wina". Wzięłaś dwie lampki i jedną z butelek, po czym przeszłaś do jadalni.

- W porządku? - zapytał nalewając wam wina - Wyglądasz na zmartwioną.

- Tylko się zastanawiam jak bardzo zależy wam na tych Rotich. Melkor nie wygląda jakby traktował ich poważnie. - powiedziałaś bębniąc palcami o blat stołu.

- Melkorowi zależy tylko na jednej, a raczej na trzech rzeczach, czyli na Silmarillach. Reszta go nie obchodzi.

- A Tobie na czym zależy?

- Mi również zależy na trzech rzeczach, ale na zupełnie innych.

- Mo dalej - zachęciłaś go.

- Po pierwsze: Melkor, który jest moim panem. Po drugie: Ty, bo jesteś mi droga. I po trzecie: moje wilki, a zwłaszcza Alfa, który jest najlepszym wojownikiem.

- Jestem Ci droga? - zapytałaś z zalotnym uśmiechem.

- Oczywiście. Przeważnie tak jest, że zależy Ci na osobie, którą kochasz.

Te przeurocze słowa, na długo utkwiły Ci w pamięci. Sauron nie potrafiłby wprost powiedzieć "kocham Cię", a jednak sposób w jaki o tym mówił był unikatowy.

- Cóż... mam nadzieję, że zacznie Ci zależeć na kimś jeszcze... - powoli zaczęłaś temat, który od początku chciałaś podjąć.

- Na tej elfce? Nie ma mowy, już jej nie lubię. Nie mogłaś wziąć za służkę kogoś innego? Zgodziłbym się nawet na jednego z Rotich.

- Akurat, ona bardzo się przyda, gdy pojawi się ktoś nowy.

- Nowe szczenię pojawiło się już dość dawno i świetnie sobie radzi bez elfów.

Przez chwilę miałaś wrażenie, że Sauron specjalnie idzie w zaparte, aby nie dopuszczać myśli o prawdzie, ale za chwilę się dowiedziałaś, że taka myśl ani przez sekundę nie postała w jego głowie.

- Nie mówię o psie, czy wilku, Sauronie. Mówię o dziecku...

W tym momencie nastała cisza. Tak jak Sauron podniósł lampkę do ust, aby się napić wina, tak zastygł na dłuższą chwilę. Po czym zakrztusił i odkaszlnął, jakby dopiero teraz zrozumiał znaczenie tego zdania. Spojrzał na Ciebie pytająco, ale nie wymówił ani jednego słowa.

- Mai - zaczęłaś delikatnie - Nie chcę Cię przerazić, ale jestem w ciąży - i widząc jego wyraz twarzy dodałaś - z Tobą.

Mairon patrzył na Ciebie, jakby nie wiedział jak to się mogło stać. Przez dłuższą chwilę patrzyłaś na niego wyczekująco. A im dłużej patrzyłaś tym więcej pomysłów przychodziło Ci do głowy "Jakby to inaczej powiedzieć?" Może to było zbyt dosadne? Mairon wciąż gapił się przed siebie niewidzącym wzrokiem. W końcu otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął.

- Czy...mogłabyś mi przynieść drugą butelkę? - zapytał szeptem.

Wstałaś i bez słowa przeszłaś do kuchni. Nie chciałaś uprzedzać się, ani zgadywać co teraz myśli Sauron. Sama byłaś w dość dużym szoku i czułaś się jakby to Tobie ktoś powiedział, że jesteś w ciąży. Zaczęłaś dopiero teraz przeżywać ten fakt, który całkowicie zajął Twoje myśli. Z tego oszołomienia przez 5 minut szukałaś szafki, w której stały butelki. Kiedy w końcu ją znalazłaś, wróciłaś do Saurona. Siedział z głową podpartą rękami i patrzył w blat. Postawiłaś pełną butelkę obok tej już pustej. Przesunęłaś jego tiarę leżącą na stole i usiadłaś obok. Długo jeszcze czekałaś, aż się odezwie. Po kolejnych 5 minutach wykrztusił.

- Jesteś tego pewna?

- Na 90%. - przysunęłaś się bliżej niego - Mai, jeśli to zbyt wiele...wrócę do swojej twierdzy. Bez żadnego urazu lub żalu, będę je sama wychowywać...

Sauron spojrzał Ci w oczy.

- A w życiu! - uniósł się - Zostaniesz tu! Nie będziesz sama się nim opiekować!

Szczerze mówiąc kamień spadł Ci z serca. Oburzenie Saurona świadczyło o tym, że naprawdę mu na Tobie zależy.

-...tylko, że - zaczął trochę spokojniej - ja nie potrafię...znaczy...potrafię je wychować jedynie na wojownika. Nie będę dobrym ojcem...

- I właśnie dlatego mamy nianię i to z doświadczeniem.

- W takim razie... - Sauron wstał - Skoro będziemy mieli...dziecko... - odchrząknął - Pamiętasz, kiedy pierwszy raz spotkaliśmy się w mojej pracowni?

Przytaknęłaś.

-...Więc pamiętam, że spodobał Ci się Diament Artano...

- Tak się nazywał?

- Tak go nawałem. I teraz... - Mairon ukląkł na kolano - Chciałbym Cię za jego pośrednictwem prosić o spędzenie ze mną reszty naszego długiego życia? - zza ciemnej kurty wyciągnął srebrny pierścień a którego środku wtłoczony był diament, błyszczący fioletowo-błękitnym odbiciem światła.

- Chciałem Ci go podarować wcześniej, ale myślę, że to będzie dobra okazja... - Sauron wyraźnie się zmieszał.

Aż oczy Ci się zaszkliły. Szczęśliwa przyjęłaś pierścionek, po czym rzuciłaś mu się na szyję.

- Tak, spędzę z Tobą resztę życia. - powiedziałaś ze śmiechem.

- Wiedziałem, że mogłem to inaczej sformułować. - mruknął obejmując Cię.

- Ależ skąd. Takie oświadczyny to unikat, mimo, że brzmi jak groźba.

Sauron zamknął Ci usta słodkim pocałunkiem, do którego wracałaś myślami jeszcze nie jeden raz...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top