23. Strona
Majar stał na specjalnym podwyższeniu, wodząc wzrokiem za przechodzącymi żołnierzami. Kłębili się z jaskiń i tuneli, schodzili przed nim i salutując wykrzykiwali pozdrowienia. Chaotyczni, lecz groźni.
Mimo, że Sauron (jako głównodowodzący) miał rozdzielać dowódców niższej rangi do osobnych oddziałów, jego myśli były zajęte czymś innym. Jego myśli siedziały teraz w wieży, razem z [T.I]. Sauron nigdy nie czuł... Czegoś takiego do drugiej osoby, a co dopiero do kobiety. Teraz myślał o niej bez przerwy, a zwłaszcza o Tej nocy. Ona była urocza i pociągająca... I jakoś tak wyszło... Ale jak wyszło...
Sauron potrząsnął głową. "Skup się do cholery" zganił sam siebie. Kolejne trzy oddziały odeszły z nowym dowódcą.
A co jeśli [T.I] go też... Darzy tym dziwnym uczuciem? Miło byłoby się o tym przekonać. W końcu wyglądała jakby jej zależało. I aż mu się gorąco zrobiło na ponowne wspomnienie tamtej nocy. "Głupi Melkor i ta jego chęć mordowania elfów." mruknął i znów zajął się wojskiem.
- Jak Ci idzie? - zapytał Valar, który pojawił się tuż za plecami Saurona?
- Całkiem dobrze - odpowiedział - Wszyscy żołnierze zostali pogrupowani. Oddziały zastępcze są w pogotowiu. Możemy już ruszać.
- Chcę Cię jeszcze o coś zapytać. - Melkor stanął obok niego i patrzył na przechodzącą pod nimi armię - Co myślisz o tej dziewczynie?
Sauron przez dłuższą chwilę milczał. Żadnej z myśli nie dopuszczał do głowy. Wiedział że gdyby Melkor dowiedział się że coś ich łączy...
- Nie wiem - powiedział obojętnie - Nie robi mi większej różnicy czy jest czy jej nie ma.
Melkor kiwnął głową, i jakby się zamyślił.
- Jest całkiem ładna. - powiedział bardziej do siebie.
Sauron spojrzał na niego kątem oka.
- W każdym razie - podjął Melkor odwracając się tyłem do wojska - Nie była to osoba, której oczekiwaliśmy. Moglibyśmy wykonać mój plan, ale wtedy Burzum i cała zgraja głupców z Valinoru spadłaby nam na głowę.
- Więc co zamierzasz zrobić, mistrzu?
- To oczywiste, wystarczy przeciągnąć ją na naszą stronę. I szczerze mówiąc już poczynilem pewne kroki w tym kierunku. - mówiąc to narysował palcem w powietrzu, elipse. - Resztę pozostawiam Tobie. Powierzam Ci absolutną opiekę nad nią. Dotąd, aż wrócisz sam będę ją kontrolował. Ale trzymaj ją ode mnie z daleka, działa mi na nerwy.
- Więc nie jedziesz na wojnę?
- Nie jest to bitwa na której powinienem się pojawić. Liczę, że mnie nie zawiedziesz, jako Dowódca Sił Zbrojnych Angbandu.
Sauron dumnie wypiął pierś.
- Nie zawiodę Cię.
Po tych słowach Melkor odszedł.
Do Saurona przyprowadzono wielkiego, czarnego rumaka. Gdy Majar na niego wsiadł, wierzchowiec zarżał cicho. Człowiek stajenny prowadził konia za uzdę w stronę oddziału w którym sam Sauron miał jechać. Kiedy tak powoli człapali, dowódca patrzył przed siebie i myślał jak tu przeciągnąć [T.I] na jego stronę. "Wydaje mi się, że teraz to nie będzie takie trudne. Ale prawdziwe pytanie brzmi co Melkor miał na myśli mówiąc: 'poczyniłem pewne kroki'?"
Sauron powtórzył gest Melkora, rysujac w powietrzu elipse. Nagle olsnilo go. "Bransoleta! On mógł ją zatruć lub przeklac... Ale przecież miał jej nie zabijać." drgnął.
- Coś się stało Panie? - zapytał stajenny - Zawrócić?
- ...Nie - powiedział Sauron, ale obejrzał się nerwowo - prowadź dalej.
Koń znów ruszył, pociągnięty za uzdę.
"Cóż teraz nie mogę nic zrobić" pomyślał "Jak to się skończy? Czas pokaże..."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top