22. Pożegnanie

Wyglądałaś przez okno w swojej komnacie. Tuż pod nim ciągnął się długi kamienny most. Maszerowało przez niego liczne wojsko, może kilkanaście setek? Czekałaś w pokoju na instrukcje, które miał Ci przekazać Sauron (bądź co bądź po to tu przyjechałaś). Patrzyłaś na armię przechodzącą przez most, lecz jedyne o czym myślałaś to ile by to mogło trwać. "Tydzień, może kilka dni? Nie wiem ile może trwać ta wojna, a raczej bitwa bo raczej nie zapowiada się na pełnoprawną wojnę." oparłaś się o kamienny parapet. "Chciałabym, żeby to był już koniec, wtedy wszyscy wrócą do twierdzy i..."

- Skończy się szybciej niż myślisz. - usłyszałaś za plecami.

Szybko się odwróciłaś. Przed otwartymi na oścież drzwiami stał Melkor. Wszedł do pokoju schylając głowę, bo przejście było dla niego za niskie.

- Moje bitwy nie trwają długo.

- No tak, albo wy przegrywacie albo oni. - powiedziałaś z przekąsem znacząco kiwając głową na wschód.

- Widzę, że lubisz wygrzebywać stare śmieci. - powiedział podchodząc do okna.

Widać zrozumiał aluzję.

- Ty za to czytasz w myślach.

- Rozumiem tylko przejrzyste myśli Majarów, za to umysł Quentich przejdę na wylot.

- Nie powiem, przydatna sztuczka. A co z umysłem Valarów?

- Są dla mnie zamknięte, nie licząc tych co urodzili się w Śródziemiu. - Melkor popatrzył na Ciebie znacząco.

Od razu domyśliłaś się, że ma na myśli Twoją matkę, a może nawet ojca?

- Rozumiem - wzruszyłaś ramionami. - Zmieniając temat... Widzę, że nie szykujesz się na wojnę.

- Nie jest to, aż tak znacząca bitwa i ważna bitwa, abym się na niej osobiście pojawił, po za tym nie ufam Ci na tyle, żebym zostawił Cię samą w mojej twierdzy.

- Boisz się konkurencji? - wyszczerzyłaś zęby.

- Prędzej bałbym się, żebyś czegoś nie zepsuła, lub siebie nie uszkodziła.

Spojrzałaś na niego mrużąc oczy. Próbowałaś doszukać się w tym jakiś ukryty przekaz, sarkam. Pogawędkę przerwała wam trzecia osoba. 

- Wszystko gotowe - powiedział Sauron stojąc w drzwiach.

- Świetnie, zbierz armię przed bramą. Za godzinę będziecie już w drodze. - Melkor zwrócił się do Ciebie - On przekaże Ci informacje na temat Twojej roli.

Zarzucił płaszczem i odwrócił się, a mijając Saurona dodał "Oczekuję Cię za 10 minut, chcę jeszcze z Tobą pomówić" po czym wyszedł. Gdy zostaliście sami zwróciłaś się świszczącym szeptem do Saurona.

- Nic mi nie mówiłeś, że on potrafi czytać w myślach!

- Uspokój się, on blefuje.

- Melkor blefowałby odpowiadając na to co pomyślałam? Nie wydaje mi się!

- Potem się Tym zajmiemy, na razie mamy 5 minut, żeby pokazać Ci co masz zrobić.

To mówiąc Majar wziął Cię za rękę i poprowadził korytarzem w lewo. Weszliście po schodach na wieżę obserwacyjną.

- To jest obserwatorium, stąd roztocz ciemność nad naszą armią. Takie jest jego polecenie.

- To nie jest takie proste.

- To znaczy?

- No, nie do końca potrafię to zrobić.

Sauron wciąż nie rozumiał.

- Spójrz na to tak, są rzeczy nie wykonalne i możliwe. To o co mnie prosisz należy do obu grup, ale jeśli to zrobię, przez dwa dni będę leżeć i zbierać siły, żeby poruszyć palcem. Rozumiesz?

- W pewnym sensie - Sauron zagapił się w podłogę - W takim razie mam lepsze rozwiązanie. Dopiero a jeden dzień dojdziemy na miejsce, więc masz 12 godzin na przygotowanie. I wydaje mi się, że możesz zostać w pokoju.

- Wielce pomocne - mruknęłaś ponuro - Ale lepsze to niż nic.

- Wiesz, że ja też jestem narażony? Mogę zginąć.

Prychnęłaś.

- Zgnieciesz elfy jednym palcem, i ja wcale się o Ciebie nie martwię - położyłaś dłonie na jego ramionach.

Sauron obejrzał się nerwowo.

- Melkor wciąż się tu kręci - szepnął - muszę już iść i nie wiem kiedy wrócę.

- Ale wrócisz...

- Oczywiście.

I na potwierdzenie swoich słów, Sauron pocałował Cię w usta, po czym opuścił wieżę nie oglądając się za siebie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top