20. Sztylet

Jasne i rażące promienie słoneczne wdarły się przez okno do pokoju. Zasłoniłaś oczy dłonią i przewróciłaś się na prawy bok.

- Od kiedy tu tak świeci słońce? – zapytałaś samej siebie.

- Od zawsze. O tej godzinie słońce przebija się przez mgły i chmury, potem znów zniknie. – odpowiedział niski głos tuż przy Twoim uchu.

Gdy odwróciłaś się zobaczyłaś Saurona. Leżał plecami do Ciebie, ale kiedy usłyszał, że się kręcisz obrócił się w Twoją stronę. Przez chwilę patrzyliście na siebie bez reakcji, dopóki się nie uśmiechnęłaś.

- Cześć – w odpowiedzi Sauron puścił do Ciebie oczko – Wiesz, która jest godzina?

- Będzie jakoś 7 albo 8.

- Zaraz, zaraz przespaliśmy cały wczorajszy dzień?

- Przyszłaś do hali ok. 19 więc przespaliśmy tylko połowę.

- A więc pracowałeś cały dzień. Ciekawe nad czym. – usiadłaś w pościeli

- Mam zakryć oczy? – zapytał z głupim uśmiechem.

Nie zrozumiałaś go dopóki nie zauważyłaś, że jesteś naga. Szturchnęłaś go i znów położyłaś się, okrywając pierzyną, aż po szyję.

- Nie wkurzaj mnie – burknęłaś i odwróciłaś się plecami do niego, udając, że się obrażasz.

Wtem poczułaś jak jedną ręką złapał Cię w talii i przyciągną do siebie.

- Kto by pomyślał, że Mairon ma uczucia... - powiedziałaś przymykając oczy.

Majar mruknął przeciągle, pokazując tym, że Cię usłyszał, ale nie ma zamiaru się kłócić. Uśmiechnęłaś się błogo, a Twoje serce przyśpieszyło. „Może i we mnie zrodziły się uczucia, których do tej pory nie miałam? Nie... To nie możliwe, żebym zakochała się w Sauronie." Powtarzałaś w myślach, lecz tak naprawdę dobrze wiedziałaś, że tak właśnie się stało. Tylko czy z wzajemnością? Rozważałaś wszelkie przeszkody, które mogłyby zagrozić wam jako parze, oczywiście gdyby tylko Sauron zechciał być razem. „Przede wszystkim Morgoth. On raczej nie byłby zachwycony. W końcu 'miłość' to coś dobrego, a On jest na wskroś zły. No i druga osoba to Farnas. On również nie pobłogosławiłby tego związku. [T.I] i Sauron? Szaleństwo!" uśmiechnęłaś się do siebie.

- Wiesz, że jeśli ktoś się o tym dowie to nas zabiją? – zapytał beztrosko Sauron, jakby to było stwierdzenie, że będzie padał deszcz.

-Właśnie sobie to uświadomiłam – potwierdziłaś – I zgaduję że nie chcesz by ten KTOŚ się o tym dowiedział?

- I, że nazywasz mnie Mairon, to też niech zostanie między nami.

- A co w tym złego? To Twoje imię.

- Ale już go nie używam. Myślisz, że gdybym się do niego przywiązał to bym je zmieniał?

- Ale ja je lubię.

- Zauważyłem.

Zarumieniłaś się, bo dobrze wiedziałaś, kiedy poznał, że lubisz jego imię.

- Dobrze – ucięłaś – ograniczę się do minimum. Niech Ci będzie Sauron.

- Od razu lepiej. – wtulił się w Twoje włosy.

Błogi nastrój przerwało wam skrobanie do drzwi. Sauron zerwał się i trącił Cię żebyś wstała.

- Nie wchodzić! – zawołałaś – Kto tam?

- Czarny Władca wrócił i chce się z Panienką spotkać w głównej sali. – odpowiedział skrzeczący głos

- Ze mną?! – zadziwiłaś się, ale zaraz się opanowałaś – Powtórz mu, że za niedługo przyjdę.

Wtem drzwi się uchyliły, a przez szparę włożył głowę mały goblin.

- Czy panience... - nie dokończył.

W mgnieniu oka Sauron zamachnął się w jego stronę. Szybkim rzutem wbił, dokładnie między oczy goblina, krótki, czarny sztylet. Z rany pociekła zgniło-zielona, lepka maź.

- Co to było?! - pisnęłaś.

- Gdybym go puścił to doniósłby. Nie potrzebnie pchał łeb między drzwi.

- Cały czas miałeś ze sobą sztylet?! Sypiasz z nimi?!

- Nie mam już więcej i nie ze sztyletami tylko z Tobą. – powiedział przyciągając Cię do siebie.

- Mai... Sauronie, Melkor mnie wzywa, muszę iść.

- Prawda, idź już – powiedział i czule pocałował Cię w szyję.

„Taki Sauron zdecydowanie bardziej mi się podoba" pomyślałaś i powoli wstałaś z łóżka...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top