48. Choroba
- Chłodno w tych murach - zauważyła Nuinela - Na dworze jest chyba z 40°.
- Lubię chłód, i o wiele bardziej wolę siedzieć w przyjemnym pokoju o temperaturze 19° do 20° niż stopić się na słońcu. Mimo to planowałam małą wycieczkę dookoła zamku, lub coś w tym stylu. - podałaś Narviemu drewnianego konika, którego dostał od taty.
- Może lepiej zaczekamy, aż będzie chłodniej? - zapytała elfka z nieśmiałym uśmiechem - Lato bywa upalne, a zwłaszcza na bezdrzewnych pustkowiach.
- Może i masz rację.
Wtem w drzwiach pojawił się Melkor. Usta i nos zakrywała mu czarna chusta, a jego oczy błyszczały groźnie. Chłopcy od razu zareagowali na jego przybycie, bo przestali się bawić i obaj patrzyli na niego z zaciekawieniem.
- Jesteś mi potrzebna. - powiedział krótko.
- Co się stało? -zaniepokoiłaś się.
- Nie wiem. Miałem wysłać tu tego...no...Tambün...ale ten cholerny snaga nie chciał tu przyjść! Mniejsza o to. Po prostu chodź go obejrzeć.
Przestraszona zeszłaś za Mekorem po schodach, zostawiając zdezorientowaną Nuinelę z dziećmi.
- Kiedy ostatni raz byliśmy u tych przeklętych Rotich, musiał zarazić się jakim paskudztwem. Cały się pali...w sensie przenośnym. Nie wiem co mu jest. - wytłumaczył ponuro Melkor.
- Zdaje mi się, że przy tak egzotycznej chorobie nie wiele będę mogła pomóc. Znam się na kilku, które sama przechodziłam, ale nie mam pojęcia jak leczyć chorobę Rotich.
Wtem natknęliście się na samego Saurona. Wlókł się po schodach niemal na czworaka, policzki miał rozpalone, a usta spierzchnięte. Jego szkliste oczy popatrzyły na was niewyraźnie. Szybko podbiegłaś do niego i przyłożyłaś dłoń do czoła, próbując zmierzyć temperaturę. W tym czasie Sauron zdążył kichnąć kilka razy, a za każdym razem Melkor cofał się krok od niego.
- Nie wygląda to tak źle. - odetchnęłaś z ulgą - Myślę, że ma tylko gorączkę i to nie nazbyt poważną.
- Co to jest "gorączkę"? - zapytał Melkor, poprawiając chustę na twarzy.
Popatrzyłaś na niego zdziwiona.
- Nigdy nie miałeś styczności z gorączką lub przeziębieniem?
- Valarowie nie chorują!
- Nic mi nie jest - szepnął Sauron ochrypłym głosem - Mam pewien projekt do skończenia.
- O nie! Będziesz musiał wziąć co najmniej tydzień wolnego od pracy i przez ten czas leżeć w łóżku. - powiedziałaś prowadząc go w górę schodów.
- Nie wiem co zamierzasz zrobić, ale mam nadzieję, że to będzie skuteczne - burknął Melkor.
- Ale moja praca... - Sauron próbował się wymigać.
- Nie! Nie będziesz pracować. Jeszcze rozniesiesz tą zarazę po twierdzy i ja zachoruje na "gorączkę". - zawołał Melkor zostawiając was samych.
Uśmiechnęłaś się ukradkiem. Jeszcze nigdy nie widziałaś, żeby ktokolwiek tak panikował z powodu przeziębienia.
Położyłaś Saurona w łóżku i przykryłaś puszystą kołdrą, aż po uszy.
- Nie chce! - powiedział odkrywając kołdrę - za ciepło mi.
- I bardzo dobrze. Masz się wypocić, więc przykryj się i leż.
- To najbardziej głupi sposób na zwalczanie choroby, jaki słyszałem.
- Ale skuteczny. A teraz zaczekaj na mnie. Pójdę Ci zrobić herbatę.
- Wolałbym wino - mruknął.
- Ale ziołowa herbata Cię rozgrzeje.
- Jest mi już wystarczająco ciepło. W dodatku wino poprawi mi krążenie...
- Ale wino to alkohol, a to nigdy nie jest zdrowe.
Sauron chciał jeszcze coś dodać, ale pogroziłaś mu palcem.
- To ja się Tobą opiekuje i to moimi metodami będę Cię leczyć, więc przestań dyskutować. - wyszłaś z pokoju.
Właśnie postawiłaś wodę do gotowania, gdy nagle ktoś pojawił się za Twoimi plecami.
- Przeżyje? - spytał Melkor.
- W ciągu 3 dni powinien być zdrów jak ryba.
- Ryba?
- Eh. Tak się tylko mówi.
Wyminęłaś go i sięgnęłaś do górnej półki po zioła.
- Wiesz. Nie mam pojęcia kto was zaopatrzył w te rzeczy, ale są one całkiem dobrej jakości. - powiedziałaś krusząc zioła do wody.
- Też nie wiem. Do niedawna nie wiedziałem, że mamy coś takiego jak kuchnia.
Spojrzałaś na niego myśląc, że żartuje, ale Valar był całkowicie poważny. Wtem w przejściu pojawił się opatulony w pierzynę Sauron.
- Co robisz? - zapytał pociągając nosem.
- Co ja Ci powiedziałam? Wracaj do łóżka, zaraz do Ciebie przyjdę.
***
- Podobasz mu się - stwierdził naburmuszony Sauron.
- Głupoty gadasz - powiedziałaś poprawiając mu poduszkę.
- Zarywa do Ciebie - ciągnął dalej.
- To nie prawda, to nawet nie brzmiało jak zwykła rozmowa, a co dopiero podryw.
- Przeleciałby Cię.
- Mairon! - oburzyłaś się - Od kiedy Ty, Książę Angbandu, używasz takiego słownictwa?!
- Od kiedy jestem chory - Sauron przewrócił się na drugi bok.
- Po pierwsze nikt nikogo nie podrywa, a po drugie...co Ci do cholery strzeliło do głowy?
- Gdybyś go widziała z jedną z Valari, to byś na to inaczej patrzyła.
- Co masz na myśli? - zainteresowałaś się.
- Po prostu wiem, że jeśli chce to potrafi być...ten...wiesz.
- Czarujący?
- Chciałem uniknąć tego słowa.
- Mai, nie martw się o to. Nawet gdybym faktycznie mu się podobała nic się nie stanie. Jestem z Tobą i zawsze już będę.
Sauron rozchmurzył się i spojrzał na Ciebie szklistymi od choroby oczami.
- A teraz leż i odpoczywaj - odsunęłaś się od łóżka.
- Zaraz. Dokąd idziesz?
- Sprawdzę tylko co u dzieci.
- Nie zostawiaj mnie tutaj! Kto zamknie mi powieki jeśli umrę?
Westchnęłaś ciężko.
- Nie umrzesz.
- Skąd możesz to wiedzieć? Jeśli mnie zostawisz to nie będę się dalej leczył. Od razu wrócę do pracy i będę pracować, aż padnę ze zmęczenia.
Rozłożyłaś bezradnie ręce i wróciłaś do łóżka. Przez chwilę siedzieliście w milczeniu. Byłaś pewna, że zasnął, bo miał zamknięte oczy i oddychał równomiernie. Ale zaraz się odezwał.
- [T.I], kochasz mnie?
- Oczywiście, czemu pytasz?
- Bo chciałbym mieć węża.
- Węża? Po co Ci wąż?
- Lubię węże, są takie giętkie i nie mają nóg. Choć wolałbym mieć takiego mniej śliskiego, ale jadowitego. Chce mieć takiego puchatego.
Sauron wyraźnie bredził w gorączce. Sama herbata nie wystarczy żeby go wyleczyć z tego, dziwnego, aczkolwiek trochę zabawnego stanu.
- Mai, muszę podejść do Nuineli i poprosić ją o pomoc...
Sauron zmarszczył brwi.
- Ta elfka prędzej by otruła mnie i mojego węża niż mi pomogła.
-...Ona pomoże Ci szybciej wyzdrowieć. Uwierz mi na słowo. Bo pamiętaj, im dłużej będziesz chory, tym dłużej nie będziemy mogli razem spać
- Masz na myśli sypiać?
- Dopóki się nie wyleczysz to ani sypiać, ani spać. Nie chce też zachorować.
Sauron wymamrotał kilka słów, ale pozwolił Ci iść. "Zupełnie jak małe dziecko" pomyślałaś uśmiechając się do siebie...
Chcecie usłyszeć coś zabawnego? Otóż pisząc ten rozdział sama się rozchorowałam. Chcę tylko uprzedzić, że do czasu, aż wyzdrowieję nie będę pisać kolejnych rozdziałów, bo wiadomo, w czasie choroby, wena twórcza nikomu nie sprzyja. Ale jak tylko wyzdrowieję zabiorę się za pisanie, bo aż sama jestem ciekawa co będzie dalej :D.
- Pozdrawiam - Chorowita Tasza
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top