11. Kowal
Sauron schodził po krętych schodach, a Yuch człapał za nim. Mimo, że gremlin zawsze go drażnił dziś prawie nie zwracał uwagi na jego ciężkie dyszenie czy dźwięk bosych stóp uderzających o kamienne schody. Widać miał dziś dobry humor. Choć jeszcze rano miał wrażenie, że ten dzień będzie utrapieniem. W końcu musiał pilnować tej wścibskiej dziewczyny. Próbował jej wytłumaczyć strategię za pomocą dokładnej instrukcji z listu. Oczywiste było, że [T.I] nie znała ani się nawet nie domyślała dokładnych zamiarów Melkora, ale i tak ta wiedza nie była potrzebna. I wtem przed oczami stanął mu jej obraz. Uśmiechała się ironicznie co całkiem mu się podobało. "To takie... Zaraz, co jest ze mną nie tak? Nie lubię jej, drażni mnie ten jej sarkastyczny ton, ta natarczywość, i ta wścibskość... Ale uśmiech ma ładny...". Tak rozmyślając pchnął drzwi za którymi znajdowała się sala tronowa. Gdy wszedł do głównej sali zobaczył Melkora, uzbrojonego po zęby, siedzącego na ogromnym czarnym rumaku, który przystępował z nogi na nogę. Sauron uniósł brew.
- Przywołałem Cię tu żebyś spełnił kilka moich rozkazów, gdy wyjadę.
- Dokąd?
- Nieistotne. Masz za ten czas pojechać do Qunei. Trzeba odnowić starą znajomość bo potrzebuję od niej ten biały brylant. Zabierzesz go i wykujesz pierścień wtłaczając w niego ten kamień, a resztą zajmę się jak wrócę...
- Mistrzu, mówisz o tej starej wyroczni mieszkającej na bagnach?
- Otuż to.
- Rozumiem.
- Będziesz również musiał zająć się naszym gościem, ale tak, żeby nie narobić sobie kłopotów, po co nam one tak wcześnie. Najlepiej jakby trzymała się z dała od głównej warowni i niższych pięter. Nie chcę, żeby interesowała się rzeczami, które jej nie dotyczą.
Sauron przytaknął.
- Apropo, podałeś jej trutkę? - Melkor pochylił się w siodle.
Sauron znów kiwnął głową.
- Świetnie. Dzięki temu będzie wykonywać moje polecenia. Inaczej mogłyby ją powstrzymać jakieś "moralności" albo inne "współczucia".
I nim Sauron zdążył coś dodać Melkor ruszył z kopyta przez otwartą bramę.
Sauron wzruszył ramionami i zawrócił na schody powłócząc nogami. "Po taką drobnostkę kazał mi przyjść? Równie dobrze mógł mi to przekazać przez jakiegoś gremlina, albo cokolwiek innego." mruknął niezadowolony. Co prawda nie przyznał się że nie podał [T.I] trutki. Stwierdził, że poradzi sobie z nią bez żadnego trucia lub mamienia. Sauron wyszedł na korytarz i ze zdziwieniem spostrzegł tam [T.I] z uzdą pod ręką.
- Dokąd idziesz?
- Chciałam trochę zwiedzić najbliższą okolicę. Wasz zamek jest ładny, ale nie lubię siedzieć w murach.
- Nie możesz wyjechać! - zaprotestował
- Nie jestem waszym więźniem!
- Nie puszczę Cię samej!
Dziewczyna z udawanym niedowierzaniem przetarła oczy.
- Czy Ty się o mnie martwisz?
-...Nie, po prostu stwierdzam, że nigdzie nie pojedziesz. Zgubisz się, zginiesz i wszystko będzie na mnie.
- To jedź ze mną.
Sauron spojrzał na nią pytająco.
- Jedź ze mną - powtórzyła - Pokażesz mi szlaki, którymi będę mogła jeździć. Mam własnego konia. - I na dowód podniosła uzdę na wysokość jego oczu.
- Jeśli pokaże Ci otwarte szlaki, uciekniesz.
- Daję słowo, że nie ucieknę. - [T.I] podniosła uroczyście prawą rękę.
- Mam Ci wierzyć na słowo?
- Możesz mi wierzyć tak jak sobie. W końcu jesteśmy podobni. - dziewczyna powoli wyminęła Saurona - Oboje mamy styczność z mrokiem i oboje nie przepadamy za elfami.
Majar odwrócił się i ruszył za nią.
- Problem w tym, że Ty jesteś z dobrego mroku, a ja ze złego.
- To Ty nie wiesz że przeciwieństwa się przyciągają? - uśmiechnęła się drwiąco.
- Wystarczy - uciął - Skoro Ci tak zależy to w porządku. Sam miałem się gdzieś wybrać, więc ruszysz ze mną. - widząc entuzjazm dziewczyny dodał - Ale pod warunkiem, że nie będziesz próbowała uciec.
- Oczywiście...
- I to Ja jestem przewodnikiem, więc słuchasz się Mnie.
- Mhmm - mruknęła
- W porządku - uśmiechnął się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top