|kocham cię|
George: Kłociliście się. W zasadzie nie było to nic poważnego. Można nawet powiedzieć, że raczej głupiego i błahego. Mimo to staliście w kuchni po przeciwnych stronach wyspy kuchennej i krzyczeliście na siebie. Ty krzyczałaś. On był bardziej opanowany. W pewnym momencie jednak przekroczyłaś pewną granicę.
– Chryste Panie, za co ja cię kocham? Jesteś taka wkurwiająca – mruknął pod nosem. Nagle zdał sobie sprawę ze swoich słów i tego, że rzeczywiście opuściły jego usta. – Um, to nie miało tak wyglądać...
Patrzyłaś na niego z mieszaniną uczuć wypisaną na twarzy. Dalej byłaś zła, więc nie podeszłaś nawet krok w jego kierunku. Mimo to powiedziałaś:
– Ja ciebie też, George.
Blake: Słońce odbijało się w niezmąconej tafli jeziora. Dzień zmierzał ku końcowi. Siedziałaś na skraju pomostu, mocząc palce stóp w zimnej wodzie. Oparłaś głowę o ramię obejmującego cię chłopaka i uśmiechnęłaś się do siebie.
– Dziękuję – szepnął brunet, zaciskając palce na twoim biodrze. – Za to, że jesteś. Że mnie wspierasz... – zaczął wymieniać. – I że zawsze jesteś.
Przekręciłaś głowę i uśmiechnęłaś się szerzej.
– Po to tu jestem.
– I za to cię koch-
Wyprostowałaś się powoli, wpatrując się w rumieniącego się w ostatnich promieniach słońca Blake'a.
– Ja też cię kocham.
Reece: Zimne powietrze otulało twoje rozgrzane rumieńcami policzki. Ścisnęłaś mocniej dłoń chłopaka, uśmiechając się. Spuściłaś wzrok na wasze ręce, a później spomiędzy włosów, które spadły ci na twarz, na blondyna. Na tle nocnego nieba zasypanego gwiazdami tak wysoko nad ziemią wyglądał inaczej. Uśmiechał się inaczej. Wszystko miał jakoś tak inaczej. Jakby lepiej. Odgarnął twoje włosy za ucho czułym gestem, gdy diabelski młyn zatrzymał się na chwilę z wami na samej górze.
– Kocham cię – stwierdził, wpatrując się w twoje oczy i wciąż gładząc twój policzek, po którym niedługo spłynęła pierwsza łza.
Odwróciłaś głowę i zagryzłaś wargę, już prawie czując smak krwi na języku.
– Kocham cię – powtórzyłaś, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Też cię kocham.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top