|co zrobił w tej sytuacji|
George: Zobaczywszy, jak tańczysz z jego znajomym, zacisnął pięści pod stołem i zagryzł zęby. Nie wiedział, dlaczego nagle obudziły się w nim takie pokłady zazdrości. Próbował się uspokoić. Szło mu dobrze, aż do momentu, w którym dłoń mężczyzny znalazła się - w jego mniemaniu - w zbyt niskiej partii pleców. Zerwał się z miejsca i niemalże kipiąc zdenerwowaniem, niespokojnym krokiem podszedł do was. Wirowaliście w tłumie ludzi, gdy poczułaś silne, męskie dłonie na swoich biodrach. "Odbijamy".
Blake: Zauważył te mało dyskretne spojrzenia na twój biust, choć wydawało ci się, że patrzył na twoją twarz. Zauważył też zalotne uśmiechy. Oczywiście, że zauważył. Natychmiast poczuł jak coś się w nim gotuje. Równocześnie poczuł przypływ jakiś męskich instynktów. Cel był jeden - pozbyć się tego idioty w subtelny sposób. Podczas gdy kelner wciąż się do ciebie przymilał, poczułaś jak brunet splata swoje palce z twoimi. "To będzie wszystko". Gdy tylko wypowiedział te słowa, zwróciwszy uwagę mężczyzny, uniósł nieznacznie wasze dłonie, jakby chciał poprawić uchwyt i posłał sztucznie uprzejmy uśmiech.
Reece: No chyba nie. Blondyn nie mógł dłużej bezczynnie przypatrywać się twojej entuzjastycznej rozmowie z chłopakiem, który wyglądał jak jakiś młody bóg wyjęty z jednej z tych gazetek dla nastolatek. Tak być nie może. Był zazdrosny. Cholernie zazdrosny. Nie wiedział, co zrobić w tej sytuacji. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego wzrok padł w końcu na całkiem ładną kobietę siedzącą tuż obok po jego lewej. Postanowił ją zagadać. Chciał wzbudzić w tobie zazdrość. To było głupie. W każdym razie wciągnął ją w rozmowę. Przymilał się i komplementował, rzucając nerwowe spojrzenia w twoją stronę. Aż do momentu, w którym usłyszał twój szept przy swoim uchu. "Reece, to moja ciocia. Ma ponad czterdzieści lat."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top