🥀Jak doszło do wyznania?

🥀 Rudy: Chciał być orginalny. Naprawdę długo szukał pomysłu na to, jak obwieścić ci swoje uczucia. W końcu przypomniał sobie, jak się poznaliście.

Pewnego ranka, kiedy oboje szliście ulicami Warszawy, spojrzał na siebie ukradkiem, a potem obejrzał się za siebie.

– Masz dokumenty? – zapytał.

– Tak, w kieszeni. – oznajmiłaś. – Czemu pytasz?

– Widziałem Szkopów gdzieś z tyłu. - odparł. – Na pewno będą sprawdzać. Daj od razu, przy okazji coś sprawdzę.

– Dobra.. – zawahałaś się. – Chwila, znajdę.

Mimo że wydawało cię się to strasznie głupie, jakoś jak zawsze mu zaufałaś. Podałaś mu dokumenty, a on po prostu schował je do kieszeni.

– Co ty robisz? – zdziwiłaś się.

– Odzyskasz je, jeżeli przyjdziesz dziś do mnie o osiemnastej. – wzruszył ramionami z zawadiackim uśmiechem.

– Czyś ty do reszty zwariował? – ofuknęłaś go. – Dobrze wiesz, że są mi potrzebne!

– Z doświadczenia wiem, że wcale nie są. – prychnął. – Przyjdź to oddam.

– Dobra, Chryste, przyjdę. – pokręciłaś niedowierzająco głową.

***

Wpuścił cię do mieszkania. Jak zawsze było tu przytulnie, ale też jakoś dziwnie pusto.

– Nie ma nikogo. – oznajmił, widząc jak się rozglądasz.

– Dokumenty. – mruknęłaś, wyciągając do niego rękę.

– A, tak, rzeczywiście! – zawołał. Rozejrzał się i po chwili podał ci papiery. – Za chwilę przyjdę.

Poszedł do kuchni, a ty zostałaś. Nie wiesz dlaczego, ale otworzylaś dokumenty, żeby sprawdzić czy niczego tak nie brakuje. Zawartość się jednak zdziwiła. Wyciągnęłaś z tamtąd małą kartkę z napisem "Kocham cię, [T/I]". Mimowolnie się uśmiechnęłaś. Rozejrzałaś się i poszłaś w kierunku kuchni.

Oparłaś się i futrynę, a on na ciebie spojrzał. Już wiedział, że widziałaś. Obróciłaś w palcach karteczkę, patrząc na niego z jakimś chytrym uśmiechem. Chłopak wyprostował się i również uśmiechnął.

– Kocham cię, [T/I]. – wzruszył ramionami nadal się uśmiechając.

Kręcąc głową, podeszła sdo niego bliżej. Ten nie czekając dłużej, przyciągnął cię bliżej i pocałował. Zdziwiłaś się, ale szybko to odwzajemniałaś. Po chwili cię puścił i wpatrywał się w twoje oczy.

– Ja ciebie też, kretynie. – zaśmiałaś się, przytulając się do jego klatki piersiowej. Odetchnęłaś z ulgą.

🥀 Zośka: Przyszedł pod twoją kamienice. Oboje chcieliście się udać do Anody, u którego mieliście się spotkać z innymi chłopakami z harcerstwa.

Wyszłaś jak zawsze lekko spóźniona, co sprawiło, że Tadeusz, który spóźnialstwa nie tolerował, tupał już coraz głośniej nagą. Miałaś szczęście, że dla ciebie i tka zawsze był jakiś łaskawszy.

Podał ci ramię, które przyjęłaś i poszliście prosto. Żwawo rozmawialiście, kiedy nastała przyjemna chwila ciszy. Z całego było widać, że każde z was jest pogrążone w swoich myślach.

Wtedy też Zośka wyjął coś z torby, która miał zawieszoną przez ramię. Spojrzał na ciebie i podał ci z uśmiechem na twarzy jakąś książkę.

– „Przeminęło z wiatrem”. – oznajmił, dalej trzymając książkę w ręce. – Wziąłem dla ciebie z biblioteczki w domu, dawno nie widziałem, żebyś coś czytała. – wzruszył ramionami. – A wiem, że tego nie czytałaś, bo często się skarżyłaś.

Z lekko rozwartymi ustami wzięłaś kd niego książkę. Przyjrzałaś jej się z uśmiechem i od razu otworzyłaś, żeby poczuć jej zapach.

– Bardzo ci dziękuję. – powiedziałaś. – Nawet nie wiesz jak.

Schowałaś ją do swojej torby i spojrzałaś na niego. Nagle poczułaś, że kurczy ci się żołądek, a serce jakoś dziwnie podchodzi do gardła.

– Zośka, ja ci chciałam coś powiedzieć. – oznjamiłaś, patrząc przed siebie, jakby miało ci to dodać odwagi.

– Coś się stało? – zdziwił się, lekko przestraszony. – Potrzebujesz jakiejś pomocy?

– Nie, nie, nie martw się. – pokręciłaś szybko głową. – Ja po prostu..  A dobra, nie ważne!

– Teraz to już musisz powiedzieć. – odparł z powagą.

Złapał cię delikatnie za łokieć i zatrzymał. Obrócił na przeciwko siebie i patrzył uważnie z góry. Czułaś się jeszcze gorzej.

– Nie, naprawdę..

– [T/I], mów. – powiedział stanowczo.

– Bo ja się zakochałam.. – westchnęłaś, ale jemu chyba wcale nie żyło, a wręcz było jeszcze gorzej. – I chciałam ci powiedzieć, że.. że cię kocham!

Stanął jak wryty. Patrzył na ciebie uważnie, ale nic nie powiedział. W końcu ty jakby pękła twoja bańka mydlana, w której dotychczas się znajdowałaś, zainicjowałaś dalszą drogę.

Milczeliście. Wyrzucałaś sobie, jak bardzo jesteś głupia i dziecinna. Jest wojna! A tobie w głowie amory. Przecież dobrze wiesz, że jest bardziej zaangażowany w konspirację niż w życie prywatne czy towarzyskie, a ty mu tu z miłością. Miłość w czasie wojny? Też sobie wymyśliłaś!

Stanęliście pod kamienicą Rodowicza. Zatrzymał się i ciebie tak samo za łokieć, jak kilkanaście minut temu. Nachylił się nad tobą i delikatnie musnął twoje usta. Najpierw oszołomiona po chwili odwzajemniałaś ten anielski pocałunek. Nagle całe twoje spięcie zniknęło.

– Ja ciebie też. – szepnął, kiedy się trochę odsunął. – Naprawdę.

🥀 Alek: Pewnego dnia, całkiem przypadkiem przechadzałaś się parkiem. Sama nie wiesz, czy los tak chciał czy to zwykły przypadek, ale zobaczyłaś go gdzieś w oddali. Szedł w twoim kierunku, trzymał ręce w kieszeni, rozglądał się spokojnie. Poczułaś jak z żołądka tworzy ci się supeł. Dopiero co wczorajszej nocy nie mogłaś spać, bo drażniła cię myśl, że pora wreszcie powiedzieć mu, kim dla ciebie jest i co do niego czujesz.

Nie patrząc już na nic, ani na nikogo pobiegłaś, jak najszybciej tylko mogłaś w jego kierunku. Na początku cię nie zauważył, ocknął się dopiero, gdy uwięsiłaś mu się na szyi. Nie czekałaś na żadną jego reakcje, bo bałaś się, że cię odepchnie. Więc czym prędzej złapałaś go obiema rękoma za twarz i przycisnęłaś do swojej. Wpiłaś się w jego usta.

Oszołomiony Dawidowski dopiero po dobrych kilku chwilach odwzajemnił twój pocałunek, dzięki czemu zeszło całe twoje napięcie i stres, wywołane przez brak jego relacji.

Nadal stałaś na placach, ale ci to nie przeszkadzało. Calowaliście się długo, namiętnie. Chłopak z każdą chwilą obejmował cię coraz mocniej i bardziej przyciągał. Przestaliście dopiero, gdy zabrakło wam tchu. Nadal będąc w jego objęciach, z ogromnym uśmiechem na twarzy i z iskierkami radości tryskającymi z twoich oczu, zawołałaś:

– Kocham cię, ty żyrafo!

Chłopak uśmiechnął się szeroko, patrząc na ciebie z góry mimo wszystkich twoich starań i cmoknął cię szybko w usta.

– Ja ciebie też, wariatko! – zaśmiał się i zaczął tobą kręcić.

🥀 Paweł: On dokładnie pamiętał wasze pierwsze spotkanie. Chciał, żeby wyznanie uczyć jakoś się z tym wiązało. W końcu gdyby nie tamtą sytuacja może nigdy byście się nie poznali? Więc już od rana zakazał rękawy.

Przed południem usłyszałam pukanie do drzwi. Byłaś akurat sama w domu, więc nawet trochę się spięłaś. Jednak gdy otworzylaś drzwi, na twarzy zagościł uśmiech. Paweł wyraźnie trzymał coś za plecami, ale nie chciał nic pokazać.

Wpuściłaś go, poszłaś zaparzyć herbaty, a on rozgościł się w salonie. Gdy wróciłaś na taca że świeżym jeszcze plackiem.

– Szarlotka.. – szepnełaś, dokładnie tak samo jak tamtego dnia, gdy tylko opuścił twoje mieszkanie.

– Musisz spróbować. – zaśmiał się.

Podeszłam bliżej. Dopiero wtedy mocno się zdziwiłaś. Kruszonka na górze była ułożona w napis "kocham" i pod spodem małe "cię", które wyraźnie nie zmieściło się chłopakowi w pierwotnej linii.

– Kocham cię.. – przeczytałaś na głos napis na cieście.

– Ja ciebie też, [T/I]! – zaśmiał się, wyrazie ucieszony.

Podeszłaś do niego szybko i mocno go objęłaś. Następnie oderwałaś się trochę od niego i cmoknełaś go w usta. Wtedy chłopak postanowił, że jeszcze cię nie puści i pocałował cię delikatnie w usta.

🥀 Anoda: Wszystkie te dziwne uczucia rozsadzały go od środka. To było naprawdę przerażające, że raz miał wrażenie, że cię nienawidzi, a za chwilę, że kocha! Raz miał ochotę złamać ci kark, a po chwili przyniósłby ci gwiazdkę z nieba.

Tamtego dnia też już mu nieźle działałaś na nerwy. Szliście w stronę twojej kamienicy. Buzia ci się nie zamykała, co potęgowało jego rozdrażnienie. Nic nie mógł poradzić, że sprzeczne emocje wzięły nad nim górę.

Opowiadałaś o jakimś spotkaniu z koleżanką. Nie wytrzymał i szarpnął cię delikatnie za rękę, żeby cię odwrócić w jego stronę. W tym samym momencie wpił ci się w usta. Zamilkłaś, stałaś jak słup soli. W końcu się opamiętałaś i przymknęłaś oczy, oddając pocałunek.

– Tylko tak mogłem cię uciszyć. – mruknął, dalej trzymając cię w pasie. – Kocham cię, [T/I]. – uśmiechnął się lekko. – I mam już w cholerę dość twojego ględzenia w ciągu tej drogi. – zaśmiał się.

– Nie wiem, czy najpierw zmieszać się z błotem, czy może udzielić odpowiedzi, na którą zapewne oczekujesz. – zakpiłaś.

– Obojętnie co, byle by odpowiedź była pozytywna. – zaśmiał się głośno, widząc jak przewracasz oczami.

Nie musiałaś odpowiadać. On to dobrze wiedział. On to dobrze czuł. Widział to. W twoich oczach aż się roiło od tańczących iskierek. Policzki się zarumieniła jak nigdy. A i uśmiech był taki jakiś inny. Zadziorny jak zawsze, ale taki ciepły.

– No cóż, zakochałam się. – wzruszyłaś ramionami, stosując w drzwiach mieszkania, po tym jak Rodowicz wymienił swoje obserwacje.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top