23. Piąty dok


         Yautjal teraźniejszość

          Złość Omanti przerodziła się w poczucie bezsilności, gdy do wnętrza barki dotarły pierwsze dźwięki dokującego przy nich pojazdu pomocy technicznej. Nim Pyode uruchomił system łączności i połączył się z Pierścieniem naprawczym, zdążyli się pokłócić i w chwili obecnej oboje milczeli. Omanati była zła na towarzysza za to, że tak szybko się poddał i nie spróbował nawet naprawić starego rzęcha. Co prawda miała świadomość, że hiper napęd nie był im potrzebny w rutynowych lotach, ale wiedziała też, że działał wcześniej i do obowiązków Pyode należało stałe kontrolowanie sprawności barki. Skoro system tak nagle uległ awarii to oznaczało, że Miękki nie wywiązywał się ze swoich powinności. Czyli nie był taki, jaki myślała, że jest.

          Gdy tylko Pyode podniósł tyłek z fotela, młoda kobieta odwróciła głowę w przeciwną stronę i zapatrzyła się w ścianę, na której poza plamami z rdzy i odchodzącymi panelami nie było nic ciekawego. 

Jest zła, pomyślał młody mężczyzna, przeciskając się obok jej fotela. Odepchnąwszy się lekko, poszybował do drugiego członu barki, w którym, obok kabin sypialnianych, mieścił się właz bezpieczeństwa. 

Ale w sumie czego się spodziewał? Że z wdzięcznością padnie mu w ramiona? Że przyzna przed nim i przed sobą, że się pomyliła? Że porwanie barki było błędem? Przecież wiedział, jak bardzo zależy jej na wyjaśnieniu tej dziwnej sprawy z kontenerami. Wiedział, a mimo to zrobił to, co uważał za słuszne. Zawiódł ją i być może stracił. Potrząsnął głową, starając się odepchnąć od siebie te myśli, była bezpieczeństwa, a to najważniejsze.

          Zewnętrzny właz został otwarty i wewnątrz grodzi znalazł się pracownik pomocy technicznej ubrany w skafander.

          – Czy ktoś jest ranny? – spytał, używając wewnętrznego interkomu. Jego odziana w grubą rękawicę dłoń spoczywała na przycisku aktywującym łączność.

Pyode położył palec na tym samym przycisku, ale po drugiej stronie drzwi.

          – Nie – odparł – nikomu nic się nie stało. Odholujcie nas do Pierścienia Naprawczego. 

W tym momencie zza jego pleców wyłoniła się twarz Omanati.

          – Czy mogę przejść na wasz statek? – zadała pytanie. – Tu zalęgło się jakieś robactwo. 

Pyode zabrał szybko palec z interkomu.

          – Robactwo? – powtórzył. – O czym ty mówisz?

Omanati zmieszała się trochę. Towarzysz nie pojął aluzji, więc miała szansę wybrnąć z sytuacji bez kłótni, na którą nie miała teraz ochoty. Jednak była zbyt wściekła na niego za to, że tak szybko wezwał pomoc, nie próbując nawet zdiagnozować przyczynę usterki. Brnęła dalej.

          – Powinieneś wiedzieć, przez nie barkę odholują teraz do doku, a nas uziemią. Idę włożyć skafander, nie wytrzymam tu ani chwili dłużej niż to konieczne.


          W małym wizjerze mogła obserwować holowaną barkę, stara maszyna lata świetności miała już dawno za sobą i prawdopodobnie była ostatnią działającą ze swego rodzaju, to znaczy teraz już nie działała. Omanati pomyślała o Ark'naku, jak zareaguje starzec na wieść, że jego ukochana Xenia ma tak poważną awarię? Wolała sobie nie wyobrażać. Pewnie będzie załamany. Teraz zapewne wszczęte zostanie śledztwo i oboje z Pyode poniosą konsekwencje kradzieży. Jakie one będą? Omanati mogła się tylko domyślać. Wszystko przez Pyode, bo był taki miękki. Nie był tchórzem, ale jego nadmierna przezorność sprawiała, że często podejmował działania zbyt późno lub, jak w tym przypadku, zbyt wcześnie. Nie dał im szansy, a przecież istniało prawdopodobieństwo, że usterkę usunęliby sami. Cóż jego pomoc okazała się raczej mizerna. 

Wstała, poszła do kabiny pilotów, ku jej zaskoczeniu holownik obsługiwał tylko jeden operator. 

          – Coś się stało? – zapytał, gdy znalazła się w środku.

          – Nie – odparła – chciałam tylko zobaczyć, jak wygląda wnętrze sterowni holownika.

          – Standardowo. – Uśmiechnął się.

Omanati odwzajemniała uśmiech, był sztuczny i wymuszony, ale przecież jej rozmówca o tym nie wiedział. 

          – Oj, zapewniam cię, że po tym, co musiałam obsługiwać na tej barce, każde wnętrze nowego pojazdu wydaje mi się futurystycznym snem. 

          – Ten holownik to już stary model, ale obsługa, jak w nowych, jest intuicyjna. 

           – A to? Do czego służy? – pochyliła się nad kokpitem tuż przed twarzą pilotującego, jej rozpięty kombinezon pokazywał trochę więcej niż zazwyczaj. 

Mężczyzna nie odpowiedział zapatrzony w to, co miał przed oczami. 

          – Och, już wiem – kontynuowała Omanati. Pierwszy cel osiągnięty. 

Mężczyzna zamrugał szybko, jakby to miało mu ułatwić pozbycie się z pamięci widoku okrągłych piersi dziewczyny. Widział niewiele, ale wyobraźnia działała. 

          – A to – wydukał – jest... – Wciąż patrzył na rozchylony kombinezon. – Jest... – nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa. Przełknął ślinę. – To jest – powtórzył, wciąż nie mogąc się skupić.

Omanati prostując się potrąciła lekko manetkę sterowniczą, holownikiem szarpnęło, a ona upadła. Mężczyzna zareagował błyskawicznie, wyrównał lot, a potem poderwał się z miejsca i pochwycił dziewczynę, by pomóc jej wstać. 

          – Uderzyłaś się? – zapytał, podtrzymując ją. Omanati spojrzała na niego oczami, w których szkliły się łzy. – Coś cię boli? – Przejął się.

          – Nie – wyszeptała Omanati. – Tylko...

Mężczyzna patrzył na nią w napięciu.

          – Ty teraz zgłosisz do biura nadzoru, że musiałeś nas holować spoza strefy lotów, którą odbywała nasza barka, a wtedy mnie uziemią i... i... – chlipała. 

Mężczyzna opuścił wzrok.

          – To mój obowiązek.

          – Tak wiem – odparła szybko Omanti, mimochodem gładząc szyję i mostek między piersiami i jeszcze bardziej rozchylając kombinezon. – Duszno mi – dodała. 

          – Usiądź.

          – Nie, nie chcę. Posłuchaj. – Chwyciła go za ramiona. – Gdybyś w raporcie napisał, że znajdowaliśmy się na granicy tej strefy a nie poza nią, nie miałabym wtedy kłopotów.

          – Nie mogę tego zrobić, kłamstwo w raporcie to przestępstwo. 

          – Ale to nie byłoby kłamstwo, przecież byliśmy zaraz za granicą tej strefy, proszę, zrób to dla mnie. – Łzy pociekły jej po policzkach. 

Mężczyzna milczał, odwróciła się więc, udając, że chce wyjść, postąpiła o krok i nogi się pod nią ugięły. Silne ręce pochwyciły jej ciało nim opadło na podłogę. Zatrzepotała rzęsami mokrymi od łez, kombinezon rozchylił się jeszcze bardziej, ukazując kawałek lewej piersi. 

          – Może mógłbym trochę nagiąć prawdę i napisać, że awaria silników zniosła was z kursu. 

          – Naprawdę? Zrobiłbyś to?

Mężczyzna uśmiechnął się, Omanati czuła, że nie zrobi tego za darmo, a zapłata, jakiej oczekiwał, była równie obmierzła jak jego lubieżny uśmiech. Mimo to zmusiła się by odwzajemnić uśmiech. 

          – Może więc spotkamy się gdzieś w Pierścieniu Naprawczym – zaproponowała łagodnym, miękkim głosem.

          – Gdy tylko skończę służbę. Przy piątym doku jest bar. Na pewno znajdziesz. 


          Jakiś czas później, zapięta pod samą szyję, Omanati opuszczała holownik. Była zła na siebie, lecz mimo to serdecznie pożegnała się operatorem, z którym była umówiona. W głębi duszy wolałaby zjeść wiadro sfermentowanych ryb niż pozwolić się dotknąć temu mężczyźnie, ale jeśli uda jej się osiągnąć cel, to... Wzdrygnęła się na tę myśl, nie, na pewno nie pozwoli się dotykać, musi tylko wymyślić jakiś sposób, żeby się z tego wywinąć.

W holu dostrzegła Pyode, najchętniej podeszłaby do niego, ale wciąż była zła i uważała, że należą się jej przeprosiny. Poszła więc prosto do najbliższego modułu sypialnianego, by wynająć kabinę na kilka godzin. Nie mogła stąd odlecieć, nie upewniwszy się, że operator holownika złożył raport o uzgodnionej treści. Po północy wyszła na umówione spotkanie. 

           Pyode czuł się winny, ale wciąż sobie powtarzał, że to dla dobra Omanati. To dla jej dobra stał teraz przed wejściem do modułu sypialnianego, w którym wynajęła kabinę i czekał. Nie spodobał mu się sposób, w jaki operator holownika patrzył na jego przyjaciółkę. Nie podobało mu się, że nie krył się ze swoim pożądaniem i nie podobało mu się, że ona nie miała nic przeciwko. Gdyby to on rozbierał ją wzrokiem, z pewnością nie omieszkałaby powiedzieć mu, że ma przestać. Tymczasem pozwalała na to obcemu mężczyźnie, którego nawet nie znała. Nie rozumiał tego. 

Po północy Omanati wyszła z modułu sypialnianego i poszła w kierunku doków. Pyode szedł za nią krok w krok. Dziewczyna zatrzymała się dopiero przed podejrzanym barem przy piątym doku. Odrzuciła włosy do tyłu, wyprostowała się i dumnie weszła do środka. Pyode czuł, że nie powinien jej na to pozwolić. 

Czas mijał powoli, a Omanati nie wychodziła. Komputer ramienny wskazał, że zbliża się świt. Pyode w końcu postanowił przełamać wątpliwości i wszedł do środka. Wnętrze było zaciemnione i zadymione; pachniało „głupawym ziołem", którym zwykli się ogłuszać niektórzy Yautjańczycy. Przy stolikach siedzieli mechanicy, piloci, technicy, normalni obywatele, którzy w tych okolicznościach wydawali się podejrzanymi typami. Pyode rozglądał się, szukał Omanati. Na tyłach dostrzegł kilka kabin zapewniających prywatność siedzącym wewnątrz. Wiedziony złymi przeczuciami poszedł tam. W pierwszej, którą otworzył, grupka mężczyzn grała w nielegalną grę, gdy go zobaczyli poderwali się z miejsc gotowi do bijatyki. Pyode uniósł ręce w geście poddania i, wycofując się, przeprosił za najście. 

W drugiej kabinie zastał dwie kobiety zajęte sobą, zmieszany przeprosił, a gdy Yautjanki zaczęły prosić, by się do nich przyłączył, wręcz uciekł w pośpiechu. Rozbawione jego zachowaniem kobiety śmiały się w głos. Odprowadzany ich chichotem, podszedł do trzeciej kabiny, tym razem zapukał nieśmiało, z wnętrza dotarł do niego stłumiony szloch. Pyode otworzył szybko drzwi i wparował do środka. Na szerokiej kanapie pod równie szerokimi ramionami jakiegoś typa dostrzegł dziewczynę w kombinezonie, z trudem powstrzymującą napierającego na nią natręta.

           – Omanati! – wrzasnął zdenerwowany, chwytając za ubranie nachalnego gościa. Poderwał go do góry i, wywinąwszy mu sprytnie ramię, pociągnął mu z czoła. Zamroczony napastnik padł na podłogę. 

          – Zdurniałeś?! – krzyknęła dziewczyna, która jak się okazało nie była Omanati. Po czym upadłszy na kolana, przytuliła twarz ogłuszonego do piersi. – Kochany, co ci zrobił ten brutal?

Pyode zdębiał, odwrócił się, by jak najszybciej zmyć się z lokalu, gdy napotkał zimne i wściekłe spojrzenie Omanati, która stała w towarzystwie operatora holownika.

          – To twój słowny? – zapytał operator.

W tym momencie twarz Omanati zmieniła wyraz.

          – Tak – odparła – jesteśmy po słowie. On jest trochę narwany.

          – Właśnie widzę, może będzie lepiej, jeśli go stąd zabierzesz. Za burdę kara może być równie surowa, co za lot poza strefę – dodał operator i poszedł do kontuaru.

Omanati odetchnęła z ulgą, dzięki niezbyt mądremu zachowaniu Pyode, została wybawiona z niestosownej sytuacji, w którą sama się wpakowała.

          – Chodź – powiedziała, łapiąc młodego mężczyznę za rękaw kombinezonu.

Pyode nie oponował, pozwolił wyprowadzić się z baru. Szli w milczeniu, chodź oboje mieli do siebie sporo pytań. Wreszcie dotarli do modułu sypialnego, Omanati przesunęła ramieniem na którym nosiła swój personalny komputer nad zamkiem, ten pobrał unikalny klucz dostępu i otworzył drzwi. Dziewczyna odwróciła się do swojego towarzysza, chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Pożegnała się i weszła do kabiny. 

Wieczorem oboje dostali wezwanie by stawić się u dowódcy stacji orbitalnej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top