Bejrari
Na rodzimej planecie Yautja panowała pora deszczowa. Przyjemny chłód i zapach deszczu chłodził i odświeżał duszne pomieszczenia.
Był już późny wieczór, wszyscy mieszkańcy szykowali się do spoczynku, ale jedna osoba, wciąż nie mogła zasnąć.
Zaledwie czternastoletnia Yautjanka wyglądała przez taras na rozświetlone miasto w oddali. Jej rodzina należała do wyższej klasy średniej, a za chwilę trafić miała na wyższy status. Ojciec wydał ją za swojego dużo starszego znajomego, a mianowicie jego mistrza.
Bejrari raz spotkała starca i od tamtego momentu zbiera ją na wymioty, a stan ten pogarsza suknia ślubna wisząca w szafie i druga sukienka przeznaczona na noc poślubną.
Pusto spojrzała się na suknie. Z zamyślenia wyrwał ją mocniejszy powiew wiatru, którzy porwał zasłony do góry i zabrzmiał grzmot. Bej zamknęła drzwi od tarasu w ostatnim momencie. Uderzający piorun oślepił na chwilę dziewczynę. Yautjanka przetarła zmęczone oczy, pomrugała chwilę zanim oczy się nie przyzwyczaiły do ciemności panującej w pokoju.
-No witaj mój mały, słodki pierożku- Odezwał się kobiecy głos.
Na komodzie leżała kobieca postać w zbroii nie przypominającej w żadnym stopniu Yautjańskiego stylowego wdzianka łowców. Bej w szoku otworzyła powoli usta, a z gardła wydobył się wzrastający na sile krzyk.
Postać z prędkością światła zakryła buzię Yautjance.
- Ci, ci, ciii cichutko mała.- wycedziła przez lekko zaciśnięte zęby , nie tracąc przy tym swojego wdzięku.
-Ki ki...kkim ty jesteś?- Wydukała.
- Jam jest Khora.- Kobieta zachichotała cichutko przyjmując przy tym jakże uwodzicielską pozę.
-Jeśli przyszłaś zabić moją rodzinę to wiedz, że będzie to honorowa walka.- powiedziała załamana sytuacją.
-Nie obchodzi mnie honorowa walka bo i tak by wszyscy zginęli... Przyszłam po ciebie mała...
Przejechała dłonią po dredach Bej, sprawiając, że dreszcz przeszedł ją po plecach.
-Mnie?
- Ale najpierw musimy coś uzgodnić skarbie na przykład... A co to kurwa jest?!-Khorę zainteresowała suknia wisząca w szafie.
-Moja suknia ślubna.
Khora zdjęła suknie, podeszła z nią do drzwi od tarasu i otworzyła je.
-Wyrzuć!
- Ej!- Wykrzyczała , ale było już za późno. - W szafie jest jeszcze jedna.- Dopowiedziała.
Khora spojrzała się w stronę Bej , a potem wzrok powędrował do szafy. Podeszła do niej i wyjęła czerwoną sukienkę uszyta z delikatnego materiału z dwoma rozpierdkami po bokach i dekoltem do pasa. - O bogowie! - Przyłożyła kieckę do Bej.- Jak spaślak byś w niej wyglądała.- Dokończyła.
Bej spojrzała się na przybyszkę z pod byka - Nie przypominam sobie żebyśmy przeszły na TY- upomniała ją.
- Och! kochanie ty moje! Jeszcze nie wiesz jak bardzo przyjemne chwile mogą cię spotkać kiedy się tobą zaopiekuję.- Odwróciła się do yautjanki tyłem . Zdjęła maskę z twarzy i rozsunęła kombinezon do obojczyka. Pomasowała dwa punkciki na szyi żeby mogły wytwarzać feromony.
Feromony dostały się do nozdrzy Bej i całkowicie omamiły jej umysł.- Ależ ty jesteś piękna.-powiedziała, lekko kręcąc głową jak po pijaku.
- No wiem.-Pogłaskała dziewczynę po czole wielkim jak lotnisko. - Naprawdę pięknie pachniesz- Powiedziała jeszcze yautjanka.- Bo myję się codziennie moja mała- Posmyrała ją po kiełku.
***
Na korytarzach panował powszechny spokój o tej porze, ale głuche dźwięki dochodziły z zaułku. Stary mistrz, znajomy ojca Bej właśnie w tym momencie przekazywał swój materiał genetyczny jednej ze służących tego domu. Pulchna kosmitka o niebieskiej skórze, Czarnych oczach i mackach na głowie imitujących włosy próbowała się wyrwać starcowi, ale był znacznie większy od niej i silniejszy.
Skończył. Poprawił swoja tunikę zakrywającą jego stare prącie i opuścił zaułek zostawiając służkę całą obolałą. Stary łowca chciał postąpić krok na przód , ale musiał się zatrzymać bo jego obwisły wór zaplątał się o nóżkę komody. Pociągnął za skórę i szarpnął żeby się jego wór odwiązał od nóżki. Wór zakręcił się jak bączek i odleciał na podłogę. Przyciągnął go do siebie i okręcił wokół szyi jak szal i ruszył dalej na poszukiwania kolejnej służącej do zaliczenia.
Przechodząc przez korytarz obok pokoju swojej przyszłej żony usłyszał dobiegające z niego śmiechy i dwa głosy. Usłyszał jak kroki zbliżają się do drzwi i natychmiast schował się za doniczką z kwiatem palemkowatym. Był mistrzem w zabawę w chowanego. Przyciągnął jeszcze do siebie swój wór, który leżał sobie z pięć metrów od niego.
Z pokoju wyszła Khora . Od razu się spodobała staremu zbokowi. Wór sam się zadygotał. Oho! Fabryka śmietanki znowu ruszyła. Pomyślał sobie. Wyłonił się zza kwiatka palemkowatego by się cichaczem zakraść do kobiety, niespodziewanie z pokoju wyszła Bejrari i razem z Khorą skierowały się w stronę do sali głównej. Stary postanowił je śledzić bo żal by było żeby nie upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu.
Schodziły już po schodach, kiedy to Stary mistrz postanowił wyjść z ukrycia:
- Stać w imię wora! Yyy... znaczy się PRAWA!- Ogłosił swoją obecność.
Khora obróciła się gwałtownie w stronę Yautjana i pochwyciła Bejrari za rękę i wybiegła z nią na zewnątrz. Stary mistrz miał wprawę w gonieniu panien swojej i obcych ras i tym razem był pewien, że daleko mu nie uciekną. Pościg ruszył.
Doganiał je w ogrodzie. Khora poganiała młodą do szybszego przebierania nogami. Yautja zarzucił swoim rozciągniętym worem jak lassem i i rozbijał nim kory drzewek ozdobnych i raz rozłupał nim pomnik na pół. Zarzucił jeszcze raz i pochwycił nogę przybyszki, a ta upadła na ziemię będąc przyciągana siłą odWorową do starca.
-El-Free! Przyleć tu!- Wydała rozkaz i złapała się najbliższego drzewka. Khora sięgnęła do kostki i złapała za kilka kolców łonowych Yautji i wyrwała je jak zajebiści łowcy kręgosłupy swoich ofiar.
- Pała!- wykrzyczał imię yatjańskiego boga łowców i poluzował wór. Khora oswobodziła się i pobiegła dalej. Mężczyzna podniósł swój świeżo wydepilowany woreczek i pocałował go żeby uśmierzyć piekący ból.
Gniew opętał jego umysł, pochuchał na wór i przetarł go ręką jak Aladyn kapucyna, yyyy... znaczy się lampę Dżina i wór rozbłysł złotą poświatą. Uniósł się na wysokości czoła Yautji i opadł z impetem na ziemie robiąc przy tym dziurę w podłożu.
-Co jest do chuja!- Wykrzyczała Khora widząc co się wydarzyło. Yautja zamachnął się jeszcze raz i rzucił worem w stronę kobiety i dziewczyny. Khora w ostatniej chwili wskoczyła z młodą do wnętrza statku, który już na nie czekał. Właz zamknął się i obie mogły odetchnąć z ulgą. Khora zasiadła za sterami i wklikała kolorowe guziczki. Wydała rozkaz odlotu. Statkiem zatrzęsło. Okazało się, że coś je ciągnie do ziemi.
- El-Free! Pełna moc!- Wykrzyczała sadzając Bejrari na foteliku dla dzieci i owijając ją poduszkami żeby jej nie uszkodzić.
Statek uniósł się i odleciał. Opuścił już orbitę Yautja Prime i kierował się w stronę rodzimej planety Khory.
***
wylądowały bezpiecznie na lotnisku. Kiedy właz opadł na ziemię , coś wielkiego upadło i rozniósł się głuchy dźwięk. 10 metrów dalej leżało zmarznięte zwłoki Starego mistrza. Spojrzenia Nithańczyków znajdujących się na lotnisku ogarnęło zdziwienie i słynne ''WTF''.
Zwłoki zostały przewiezione, a Khora i Bejrari mogły wrócić z powrotem na statek.
Wylądowały na totalnym zadupiu. Teren jedynie ogrodzony z głazem po środku ogrodu, a za nim w oddali stał potężny dom. Bej ogarnęło lekkie zdziwenie.
Witaj w domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top