Rozdział 5. Anioł stróż

Zemsta to niebezpieczne uczucie, które niszczy wszystko na swej drodze. Przeżera serce aż wypali całą resztę, na koniec nie zostawiając niczego. Jeśli jest jedynym celem w życiu, potem nie będzie już nic. Żadnego sensu egzystencji, powodu do dalszego życia. Na końcu jest tylko nicość.

Zemsta rodzi się z nienawiści i poczucia straty. Coś najpierw musi zostać odebrane, coś ważnego i stanowiącego fundament życia. Bez tego porządek świata się rozpada, pojawia się niemoc, zagubienie, rodzi nienawiść skierowana do sprawcy tego czynu. Od tego tylko krok do zemsty.

Elena czuła ją znowu i nie potrafiła odpuścić. Nie była jednak hrabią Monte Christo, nie zamierzała poświęcać wszystkiego tylko po to, by pomścić swoje straty. Owszem, brała pod uwagę ryzyko, lecz pamiętała również, że musi wrócić z tej krucjaty. Miała na nowo urządzony świat, w którym żyło jej się dobrze. Fabio, przyjaciele, Rabbia, Tovarro – mnóstwo powodów, by nie dać się zniszczyć zemście. Jednak nie potrafiła porzucić pomsty za to, co straciła. Odpuszczanie nie było w jej naturze, każde zadanie doprowadzała do końca, była sumienna i za to ją ceniono. Ukryła wszystkie swoje blizny, lecz nie potrafiła zapomnieć. To w niej żyło gdzieś na dnie, toczyło truciznę, na którą nie było odtrutki. Miała tego świadomość, choć nie dała po sobie poznać. Nawet przed Fabiem nie odkrywała tej części serca, jeśli nie musiała.

Pamiętała, jak zaczęła interesować się Kwasowym Zabójcą. Zobaczyła informację o jego kolejnej ofierze i już wiedziała, że Tovarro nigdy nie złapali mordercy jej ojca. Wtedy była jeszcze młoda i niecierpliwa, chciała natychmiast działać, ale to przyniosłoby jej tylko śmierć. Mistrz ją powstrzymał przed tą głupotą, pokazał, jak przygotować sobie takie zadanie. W tym przypadku było to prawdziwe wyzwanie, z którym zmagała się przez lata. Teraz ma okazję to zakończyć.

Informacja od Speedy'ego w końcu nadeszła – adres, pod którym ukrył się Kwasowy. Nie spodziewała się aż takiego wyniku, ale to było miłe zaskoczenie. Miała go niemal na widelcu. Za kilka godzin będzie mogła wsiąść do samolotu i wrócić do Włoch, do domu. Poczuć się wreszcie wolna od tego brzemienia, od koszmarów, z których budziła się z płaczem. Kolejna blizna zostanie uleczona, stając się tylko przykrym wspomnieniem.

Przystanęła na progu sypialni. Fabio spał smacznie, do późna przygotowywał broń dla obojga. Mogła zrobić to sama, ale posłał ją do ciepłej, odprężającej kąpieli i nie mogła się sprzeciwić, nie tym razem. Nie chciała go budzić. Prawda, złożyła mu obietnicę, że nie pójdzie tam sama, ale to nie była jego krucjata. To musiała zrobić sama tak, jak pomścić siebie na Alejandru. Wtedy nawet mu nie powiedziała, co jej zrobił. Zanim się dokonało, za bardzo się tego wstydziła, choć upłynęło tyle lat. To wszystko miało wyglądać inaczej, a Siddecca to zniszczył. Sponiewierał jej kobiecą dumę, odebrał resztki niewinności. To, co miał otrzymać ten jeden, wyjątkowy mężczyzna.

Teraz było podobnie. Chodziło jej ojca, o jej dzieciństwo, które skończyło się tamtego dnia, gdy to zobaczyła. Nie mogła być już tą samą osobą, którą wtedy była. Nigdy więcej. Fabio chciał dobrze, ale musiał zrozumieć. Też miał swoją dumę, której nie pozwalał szargać. Nie mogła zabrać go ze sobą, nie dziś.

Ubrała się po cichu, co jakiś czas sprawdzając, czy Fabio się nie przebudził. Musiała wyjść, póki spał, nie było innego wyjścia. Przez chwilę wahała się, czy zabrać motor, ale w końcu zrezygnowała. O tej porze nie było jeszcze takiego ruchu, więc mogła skorzystać z dostępnych środków komunikacji. Przynajmniej nie zwróci na siebie zbytniej uwagi. Element zaskoczenia bardzo jej się przyda.

Budynki w okolicy pochodziły z dwudziestego wieku, były do siebie dość podobne, ale za to było tu spokojniej niż w centrum Barcelony, gdzie co chwilę było słychać inny język. Ktoś, kto umie wmieszać się w tłum, wolałby właśnie takie miejsce na swoją kryjówkę, żeby nie przyciągać uwagi. Ot, spokojny, nowy lokator, który nie zapisuje się w pamięci sąsiadów zaaferowanych codziennym życiem. Policja nigdy by na to nie wpadła, a z pewnością zanim zmontowaliby materiał z kamer ulicznych, Kwasowego już by tam nie było. Speedy'emu ustalenie adresu nie zajęło nawet doby.

Sprawdziła ponownie, czy ma wyciszony telefon, na schodach przykręciła do broni tłumik. To miała być szybka akcja, nie żadne wspominki i pytania „dlaczego" i „czy pamięta". Nie do końca wiedziała, jaki potencjał ma jej przeciwnik, więc wolała nie ryzykować z nastawieniem się na przesłuchanie, choć niewątpliwie może posiadać ciekawe informacje o wrogach Tovarro. W końcu to głównie dla nich zabija. To jednak nie było priorytetem.

W korytarzu panowała cisza. Z żadnego z mieszkań nie dochodził poranny gwar, zresztą większość była pustych – takie informacje zdobył Speedy, a on rzadko się mylił. Wiedział, ile warte jest życie i przywiązywał do tego wagę. To też ułatwiało jej ocenę sytuacji. Jeśli wywiąże się walka, nikt postronny nie ucierpi, a ryzyko wezwania policji było bardzo niskie.

Przystanęła pod odpowiednimi drzwiami i przez chwilę nasłuchiwała. Gdy uznała, że jest w porządku, ostrożnie nacisnęła klamkę, sprawdzając, czy drzwi są otwarte. Zamek jednak nie puścił. Kwasowy nie był amatorem. Elena sięgnęła po wytrych i kilkanaście sekund później drzwi nie były już przeszkodą.

Poczuła napływ adrenaliny, gdy weszła do środka. Jak zawsze w czasie akcji. Przygryzła delikatnie dolną wargę, żeby skupić się na zadaniu. Jedna chwila rozproszenia może kosztować życie.

Hol był pusty. Ostrożnie ruszyła dalej, rozglądając się uważnie. Jak na jej gust było za cicho. Wyjaśnienia były tylko dwa. Albo go tu nie ma albo na nią czeka. Wolałaby jednak zastać go grzecznie śpiącego w łóżku. To by rozwiązało wszystkie problemy.

Usłyszała ruch tuż za sobą ułamek sekundy przed tym, gdy spadł na nią cios. Uchyliła się i pięść tylko musnęła rękaw koszuli. Odwróciła się błyskawicznie, chcąc kopniakiem wytrącić przeciwnika z równowagi. Nie udało się, zablokował i zaatakował ponownie. Wytrącił jej broń z ręki, w wąskim przejściu walczył dużo sprawniej niż ona. Cofnęła się kilka kroków do pokoju, chcąc wyrównać szanse.

Potknęła się na czymś. Uderzył ją w twarz, niemal łamiąc nos, drugi cios trafił ją prosto w splot słoneczny. Potoczyła się po podłodze, nogami zasłoniła się przed kopniakiem w brzuch. Wymierzyła własny cios, ale bez skutku. Mężczyzna złapał ją za związane włosy i odciągnął głowę, żeby wstrzyknąć jej coś, po czym straciła przytomność.


Fabia obudziła cisza. Było stanowczo za cicho. Zero szumu wody w łazience, zero oddechu tuż obok, zero kroków po apartamencie. To znaczyło tylko jedno. Zerwał się z łóżka i rozejrzał.

– Elena! – zawołał w pustkę.

Nie było jej. Zabrała broń, a w powietrzu nie czuć było woni jej perfum. Nigdy ich nie używała, gdy szła na akcję, żeby nie zdradzić się po zapachu. Nie znalazł też żadnej kartki, którą mogłaby mu zostawić.

– Cholerna małolata – warknął, uderzając pięścią w ścianę.

Nie miał pojęcia, gdzie ma jej szukać, poza tym nie znał Barcelony. Wcale jednak nie musiał. Wybrał numer, który wczoraj Elena wpisała mu do kontaktów.

– Słucham? – usłyszał po francusku.

– Dzwoni chłopak królowej. Musisz mi pomóc – warknął.

– Królowa wspominała, że cię do mnie kierowała. W czym mogę pomóc?

– Adres, pod który ją wysłałeś, stanowisko snajperskie wychodzące na to miejsce i mapę – polecił.

– To chwileczkę potrwa, królu.

– Pośpiesz się.

W międzyczasie Fabio się ubrał i spakował sprzęt tak, aby nikt postronny nie zauważył, co w rzeczywistości niesie.

– Królu, jesteś tam? – usłyszał.

– Masz?

– Właśnie wysłałem. Przydatna?

Fabio przejrzał przesłaną mapę z zaznaczoną trasą od hotelu do stanowiska snajperskiego i z detalami, które będą mu później potrzebne.

– Idealnie.

– Na dole są dane do przelewu.

– Profesjonalista – zaśmiał się Fabio.


Elena ocknęła się trochę obolała i zdezorientowana. Ręce i nogi miała związane srebrną taśmą, której kawałek zaklejał jej również usta, żeby nie mogła się odezwać. W nos uderzył ją zapach chemikaliów. Ten tak bardzo znajomy zapach. Rozejrzała się niespokojnie.

Glazura, umywalka z lustrem i wanna, przy której stały pojemniki z kwasem. Była w łazience. Szybko połączyła fakty i to sprawiło, że poczuła dławiącą panikę. To się nie miało tak skończyć, nie może. Nie umrze tutaj w taki sposób.

– Obudziłaś się – usłyszała.

Głos należał do mężczyzny przed pięćdziesiątką o przeciętnym wyglądzie. Ciemne włosy miał starannie przystrzyżone, piwne oczy nadal bystre, nos prosty, a usta wykrzywione w uprzejmym uśmiechu. Nikt by nie pomyślał, że to jest Kwasowy Zabójca we własnej osobie.

– Zwykle moja ofiara dostaje całą dawkę i już się nie budzi, ale dla ciebie robię wyjątek – powiedział.

Elena od razu się uspokoiła. Z tyłu głowy pojawiła się wizja świadomej śmierci w kwasie, ale silniejsze były gniew i nienawiść. Ten mężczyzna zabił jej ojca i musi ponieść karę. Zabił Inez, która nic nikomu nie zrobiła. Był wrogiem jej rodziny, a wrogów należy eliminować.

– Cóż za nienawistne spojrzenie. Aż tak bardzo mnie nienawidzisz? Bo dla mnie to nic osobistego. Nigdy nie było. Ot, sposób na życie i pamięć, gdy już umrę.

Posłała mu spojrzenie pełne politowania. Gdyby nie taśma, odpowiedziałaby mu w odpowiedni sposób. Nie dał jej jednak tej możliwości. Obawiał się, że zacznie krzyczeć? Wątpliwe, żeby ktoś ją usłyszał.

Kucnął tuż przed nią i czule pogłaskał po policzku, uśmiechając się łagodnie.

– Wyrosła z ciebie piękna kobieta, Eleno. Zawsze to wiedziałem, zresztą nasze spotkanie było tylko kwestią czasu. Może dawniej nie było tego widać, ale nie jesteś kimś, kto łatwo odpuszcza.

Odwróciła głowę, żeby jej nie dotykał. Czuła obrzydzenie, gdy to robił.

– Piękna i inteligentna Elena. Jesteś już w tym wieku, że powinnaś myśleć o małżeństwie. Sporo mężczyzn chciałoby mieć taką żonę. Bogaty mąż, duży, piękny dom, dzieci i idealna żona. Piękny obrazek – zamyślił się przez chwilę. – Ale ty wolisz się uganiać za wrogami twojej rodziny, a w wolnych chwilach próbować mnie schwytać.

„Raczej zabić" – przeszło jej przez myśl. Irytował ją tym swoim monologiem. Co to miało być? Jakieś marne kino akcji?

– Nie sądzisz, że za łatwo się udało? – zapytał.

Spojrzała na niego pytająco. Zaśmiał się.

– Taka inteligentna, a nawet się nie spostrzegłaś. Tyle czasu bezskutecznie mnie ścigałaś i nagle dostajesz całą gamę dowodów. Nie było to podejrzane? Aż tak bardzo zaślepiła cię zemsta, że nie zauważyłaś tak prostej manipulacji? Mała dziewczynka, która straciła ukochanego ojca – zakpił.

Szarpnęła się w jego stronę z gniewem. Była wściekła, próbowała rozerwać więzy, ale te nie puszczały. Chciała jego cierpienia i krzywdy.

Pchnął ją z powrotem na płytki z taką siłą, że jęknęła boleśnie. Był dobrze przygotowany, walczył jak zawodowiec i nadal utrzymywał dobrą formę. Czyżby go zlekceważyła?

– Spokojnie. Po co te nerwy? I tak nie możesz nic zrobić. To się musiało tak skończyć. Wiedziałem, że do mnie przyjdziesz, więc zlecenie zostanie wykonane.

„Zlecenie?" – to ją zastanowiło. Ktoś chciał się jej pozbyć i wynajął akurat Kwasowego Zabójcę? Przypadek czy celowe działanie? Przecież o sposobie śmierci jej ojca wiedziała tylko grupa zaufanych ludzi. Żaden z nich nie mógł zdradzić. A może jednak? Ktoś z nich chciał jej śmierci? Dlaczego? Nigdy nie potwierdzili, że jej ojciec zginął na czyjeś zlecenie. A może to ten sam zleceniodawca? O co w tym chodzi?

– Czemu jesteś taka zdziwiona? Pracujesz dla mafii. Wiele osób chce twojej śmierci tak, jak chcieli śmierci twojego ojca. To normalne w tym świecie. A że na mnie polowałaś, zorganizowałem to dla nas obojga.

Chciał ją zabić z daleka od reszty Rabbii? Możliwe, bo włamanie się do ich dworku było wręcz niemożliwe. Poza tym w domu ciągle ktoś jest, chociażby służba, a to pokrzyżowałoby mu plany.

– Dla mnie to zawsze jakieś urozmaicenie. Rzadko miewam tak interesujące i ciekawe zlecenia. Wystarczyło tylko zdecydować się na wabik. Długo się wahałem, wiesz? Myślałem o Fabio – zaśmiał się, gdy jej spojrzenie próbowało go zabić. – Ciekawe, czy płakałabyś tak samo jak za tatą. Jednak to było dość ryzykowne. Więc może detektyw Bordo? – przewróciła wymownie oczami. – Też tak sądzę. Aż tak by cię to nie obeszło, bo to tylko twoja zabawka z czasów studenckich. Było jeszcze paru kandydatów, lecz padło na słodką przyjaciółeczkę, która nie wiedziała, z kim naprawdę się zadaje. Szkoda, naprawdę szkoda dziewczyny, ale obwiniać możesz tylko siebie. Gdybyście się nie znały, pewnie by nadal żyła.

Z chęcią by go uderzyła. Przyjaźń z Inez od czasu wyjazdu Eleny z Barcelony prawie nie istniała. Każda z nich miała własne życie, rozmawiały okazjonalnie. I to ona ma czuć się winna jej śmierci? Nikt temu psycholowi nie kazał używać takich brudnych sztuczek i zabijać Hiszpanki. Wina spoczywa tylko i wyłącznie na nim.

– Widzę, że nie poczuwasz się do odpowiedzialności za śmierć przyjaciółki – zauważył. – Może jednak powinienem zabić Fabia? Może stanie się moim kolejnym celem, żeby nie było ci smutno, że nie umrzecie razem. Myślisz, że będzie głośno krzyczał, gdy zobaczy cię w kwasie?

Jedynie jej oczy pokazywały wszystkie obelgi, jakie cisnęły jej się na usta. Taśma nadal nie puszczała, a Elena czuła, że kończy jej się czas. Przecież ten chory monolog nie będzie trwał w nieskończoność, kiedyś się skończy. Mimowolnie spojrzała w stronę wanny. Wiedziała, że już jest wypełniona kwasem z tych pojemników. Poczuła strach. Nie chciała tak umierać, nie tak. Żałowała, że dała się znowu ponieść dumie i nie obudziła Fabia. Razem rozegraliby to inaczej, pilnowałby jej pleców i to by się nie wydarzyło. Jednak była zbyt uparta. Mistrz ją ostrzegał, że to się kiedyś źle skończy. Niepotrzebnie pchała się do bezpośredniego starcia, a przecież wystarczyła jedna kula snajpera. Czy naprawdę musiała spoglądać mu w oczy i obić gębę? Działanie pod wpływem uczuć ją zabije. Po policzku spłynęła jej łza.

– Domyśliłaś się, że już czas na wielki finał. Przykro mi, Eleno, ale tak już musi być. Jak mówiłem, to nic osobistego, bo ta cała zabawa w trzymanie się poza twoim zasięgiem była naprawdę ciekawa. Jednak czas się pożegnać.

Elena nie była w stanie powstrzymać łez. Obraz ciała ojca zanurzonego w kwasie ciągle pojawiał się przed jej oczami. Bała się. Wiedziała, że to będzie bolało. Ile czasu będzie przytomna, gdy wyląduje w kwasie? Zabije ją od razu czy to będzie trwało w nieskończoność? Nie chciała umierać jak ofiara, jest wojowniczką, zabójczynią. Jeśli ma umrzeć, to tylko w walce, ale, do cholery, nie tak. Miała pomścić tatę, a nie dać się zabić w ten sam sposób.

Pomyślała o Fabio. Będzie wściekły, kiedy się obudzi i zobaczy, że jej nie ma. Złamała obietnicę. Pierwszy i ostatni raz, więcej nie będzie miała szansy. Nie chciała, żeby ją tu znalazł, nie w takim stanie. Nie chciała, żeby przeżywał to samo co ona piętnaście lat temu. Zrani go tym. Będzie zrozpaczony. Już więcej się nie zobaczą, nie pokłócą, nie będą się kochać, nie będzie z niego kpiła i ze spokojem słuchała jego wrzasków. Nie zrobią nic już razem, bo jej nie będzie. Nie chciała zostawiać go samego. Gdyby chociaż mogła go przeprosić...

Kwasowy Zabójca podniósł się i sugestywnie spojrzał w stronę wanny. Chyba naprawdę chciał zrobić z tego przedstawienie, choć bez widowni.

Brzdęk tłuczonego szkła. Chrupot łamanej kości. Krople krwi bryzgające na jej twarz. Wyraz zdziwienia mężczyzny. Upadek ciała. Czerwona kałuża na posadzce.

Wszystko stało się tak szybko, że w pierwszej chwili nie zrozumiała, co się dzieje. Dopiero martwe spojrzenie Kwasowego i powiększająca się kałuża krwi uświadomiły jej, że mężczyzna nie żyje. Spojrzała w stronę rozbitego okna. Odłamki szkła leżały na podłodze, strzał nadszedł z zewnątrz. Ze swojego miejsca tylko tyle mogła określić, lecz to wystarczało. Trup nie ożyje i nie wrzuci jej do kwasu. Przeżyła.

Nie wiedziała, ile czasu minęło, gdy usłyszała kroki. Może kilka minut, może godziny. W drzwiach łazienki stanął Fabio. Gdy tylko ją zobaczył, poczuł niesamowitą ulgę.

– Kretynko, zawału przez ciebie dostanę – warknął. – Zrób mi tak jeszcze raz, to sam cię zabiję.

Przeszedł obok martwego ciała, nie poświęcając mu nawet jednego spojrzenia, zdarł taśmę z ust Eleny i mocno ją przytulił. Bał się, cholernie się bał, że nie zdąży. Całą akcję przygotowywał spontanicznie, musiał zaryzykować. Dawno się tak nie denerwował. Ten jeden strzał był zbyt wiele wart, żeby mógł spudłować, a niemal nim telepało.

– Przepraszam – powtarzała w kółko.

Wtuliła twarz w jego ramię, wypłakując całe przerażenie, które nią targało. Uspokoiła się dopiero po dłuższej chwili, gdy ciepło Fabia przeszło ją na wskroś.

– Nigdy więcej – szepnął.

– Nigdy więcej – obiecała.

Wziął ją na ręce i wyniósł z pomieszczenia, które obojgu kojarzyło się tylko ze strachem. Posadził ją na sofie i dopiero wtedy uwolnił. Roztarła nadgarstki. Jej telefon i broń leżały na drewnianej, niskiej ławie, więc przynajmniej nie musieli ich szukać.

Fabio przyniósł z łazienki zamoczony w umywalce ręcznik i delikatnie przetarł nim twarz Eleny, żeby pozbyć się śladów krwi. Na ich ciemnych ubraniach na szczęście nie było widać, więc nikt nie będzie zadawać pytań.

– Posiedź – polecił. – Zadzwonię do sprzątaczy, żeby się tym zajęli.

– Ciało niech podrzucą Bordo. Niech się cieszy – odparła nieco zachrypniętym głosem.

Usiadł obok, żeby mogła się przytulić. Mógł sobie tylko wyobrazić, jak się czuje. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co zrobiła, więc nie było sensu, żeby na nią krzyczał. Swoje powiedział. Najchętniej władowałby w tego śmiecia cały magazynek, ale to utrudniłoby pracę sprzątaczom przy pozorowaniu śmierci i zażądaliby dodatkowej stawki. Po co się z nimi użerać? Najważniejsze, że ma ją obok. Całą i zdrową.

– Dasz radę iść? – zapytał, gdy schował telefon.

– Tak, sądzę, że tak.

Nadal była roztrzęsiona, więc uważał, żeby się nie przewróciła na schodach. Pod drzwiami stał motor, podał jej kask, upewnił się, że trzyma się mocno i pojechał w stronę hotelu. Nic tu po nich. Teraz muszą odpocząć, rozluźnić się i zaplanować podróż powrotną.

Długo stała pod prysznicem z zamkniętymi oczami. Wielka wanna stojąca niedaleko w ogóle jej nie nęciła, przypominała raczej o koszmarze, który przeżyła. Jeden strzał – tyle brakowało, aby stała się tylko wspomnieniem. Nie roztrząsała tego bardziej, nie było sensu. Czas się otrząsnąć, wrócić do domu i ruszyć dalej. Tylko martwi stoją w miejscu. Mimo to pozwalała, aby ciepła woda moczyła jej ciało i tak znalazł ją Fabio. Przytulił się do jej pleców.

– Nadal o tym myślisz? – zapytał.

– Nie. Zasada nr 14.

– „Nigdy nie myśl o zadaniu, które się skończyło" – zacytował, uśmiechając się.

Początkowo strasznie go to irytowało. Po treningu Elena wyniosła również zasady, które pozwalały jej funkcjonować jako zabójcy. Owszem, wszyscy w rodzinie kierowali się pewnymi regułami, których nikt nie zapisał, chodziło raczej o to, aby nie patrzyli na siebie ciągle wilkiem. Jednak zasady Eleny były nieco inne, dotyczyły wielu sfer życia. Dzieliła się nimi z resztą Rabbii i powoli wdrażali je we własne egzystencje. Co prawda Fabio nie znał ich wszystkich, ale przestały mu przeszkadzać.

– Skończyłeś? – zapytała.

– No. Już są w drodze na lotnisko. Motor też.

Uśmiechnęła się tylko. Niespokojne dłonie Fabio już spacerowały po jej ciele, ale tym razem w poszukiwaniu siniaków, które pojawiły się po walce. Miał taki nieznośny zwyczaj, lecz żadne z nich teraz nie zwracało na to uwagi. Elena odwróciła do niego głowę i pocałowała go w kąt ust. Nie trzeba było mu drugi raz tego powtarzać, odpowiedział z namiętnością, tracąc zainteresowanie jej ranami. Trochę za gwałtownie ją szarpnął, bo warknęła pod nosem, ale stanęła do niego przodem i zarzuciła ręce na ramiona.

Wtedy odezwał się jej telefon. Fabio nie chciał wypuszczać kobiety ze swych ramion, ale mokre ciało łatwo wyślizgnęło się z czułego uścisku.

– Zostaw – rzucił.

Uśmiechnęła się przepraszająco, wytarła pobieżnie ciało i sięgnęła po telefon.

– Tak?

– Dostaliśmy zgłoszenie i właśnie jedziemy na miejsce strzelaniny – usłyszała Nickolasa.

– Co to ma ze mną wspólnego? Pomagam wam tylko w sprawie Kwasowego Zabójcy – odparła spokojnie.

– A to, że właśnie ofiarą jest Kwasowy – odpowiedział detektyw. – Z tego, co się dowiedziałem, został zastrzelony.

– Skoro mówiłeś o strzelaninie – grała niezainteresowaną.

– Przyjedź potem na posterunek. Przekażę ci szczegóły.

– W porządku.

– Do zobaczenia.

Rozłączyła się bez pożegnania. Szczerze mówiąc, miała gdzieś, w jaki sposób rozwiązali to sprzątacze. Pewnie zatarg z miejscowym gangiem – to było bardzo częste, kiedy ciało miało zostać odnalezione. A że to morderca, nikt nie będzie się zbytnio przejmować dokładnym dochodzeniem. Jeśli już nawet, to wystarczy poruszyć odpowiednie sznurki i sprawa będzie załatwiona.

Mimo to dla świętego spokoju pojechali na posterunek przed wyjazdem na lotnisko. Kolejny ranek przywitają już na włoskiej ziemi, a Barcelona pozostanie gorzkawym wspomnieniem.

Fabio postanowił zostać na dole. Nigdy nie lubił posterunków policji, dla niego było to leże wroga, a na każdego z nich spoglądał z podejrzliwością. Elena wręcz przeciwnie – wydawało się, że to jej naturalne środowisko, w którym może zachowywać się naturalnie i bez ostrożności. Uśmiechnęła się tylko, słysząc jego decyzję, po czym ruszyła do biura zespołu Bordo.

Biała tablica była już czysta, na biurku Nickolasa stało pudełko na akta sprawy. Dochodzenie zamknięte, teraz czekają już tylko raporty do wypełnienia, spakować to wszystko i wynieść do archiwum.

Bordo był sam. Najwyraźniej jego podwładni odbębnili już swoje i poszli albo mieli jakieś obowiązki poza biurem. Może to i lepiej, nie muszą słyszeć wszystkiego, co padnie z ust tej dwójki.

– Sprawa zamknięta – powiedziała.

Dopiero teraz odwrócił się od okna i ją zauważył. Uśmiechnął się, widząc, że jest sama.

– Sądziłem, że weźmiesz ze sobą chłopaka – odparł.

– Czeka na dole. Nie przepada za takimi miejscami.

– Chyba nie powinno mnie to dziwić. Kwasowy dostał kulę w łeb. Nie znaleźliśmy jednak jego kryjówki.

– Najważniejsze, że nikt nie musi się nim już przejmować – stwierdziła. – Sprawiedliwości stało się zadość.

– To prawda. Jeden raport i po sprawie. Za to będę miał wolny wieczór – spojrzał na nią sugestywnie.

– Odpoczniesz.

– Zapewne. Miło byłoby poświętować ten sukces.

– Zabierzesz narzeczoną na kolację – wyszczerzyła ząbki. – A ja będę na pokładzie samolotu do domu.

– Już wyjeżdżasz? – zapytał niezadowolony.

– Obowiązki wzywają. Kwasowy i tak pokrzyżował mi szyki.

– Rozumiem. W sumie to już skończyłem, więc mogę odprowadzić cię na dół.

– Chętnie.

Wiedziała, że Fabio nie będzie tym zachwycony, ale szybko przestanie się gniewać. W końcu to on zostanie przy jej boku.

Zanim jednak zmierzyła się z zazdrością Furpii, jej oczom ukazała się śliczna, młodsza od niej kobieta o bujnych, ciemnobrązowych włosach, błyszczących, błękitnych oczach i dość drobnej posturze. Uśmiechnęła się na widok towarzyszącego Włoszce mężczyzny, on jednak nie był tym zachwycony.

– Nick – podeszła do nich.

Zmierzyła Elenę spojrzeniem, wyczuwając w niej rywalkę. Salevannov jednak uśmiechnęła się miło.

– Co ty tu robisz, Ama? – zapytał Bordo.

– Mieliśmy iść na kontrolę, nie pamiętasz? – zapytała.

– To dzisiaj?

– No tak.

– Przedstawisz nas? – zapytała Elena.

Wyczuwała dobry moment, żeby sobie pokpić z detektywa. Jednocześnie było jej szkoda tej pięknej kobiety.

– Oczywiście. Eleno, poznaj moją narzeczoną, Amarantę Caballero. Amo, to Elena Salevannov. Pomagała nam przy ostatniej sprawie.

Kobiety podały sobie dłonie, patrząc w oczy. Nie było w tym żadnej rywalizacji, raczej zaciekawienie, niepokój i pewne rozbawienie.

– Nick wspominał, że ma narzeczoną, z którą spodziewa się dziecka, ale słówkiem nie pisnął na temat pani urody, señorita Amaranta.

– Natomiast o pani nie wspomniał ani słowem – odparła Caballero. – Jedynie o tym, że macie dużo pracy.

– Nick to dość pilny detektyw. Zawsze taki był – uśmiechnęła się Elena, a w jej oczach błyskały złośliwe ogniki.

– Znacie się dłużej? – zapytała zaciekawiona Amaranta.

– Byłam konsultantką zespołu Nicka w czasie studiów. Wiele razem przeszliśmy – tonem zasugerowała, że nie chodziło tylko o pracę.

Bordo spiął się, ale nie miał możliwości powstrzymania Salevannov, która ewidentnie coś szykowała i nie było to miłe. Potrafiła być prawdziwą suką, gdy tego chciała, a on nie miał nad nią władzy. Dostrzegł jasnowłosego Włocha niedaleko drzwi, ale mężczyzna nie wydawał się chętny do ruszenia w ich stronę.

– Praca w policji jest bardzo niebezpieczna – przyznała Amaranta.

– Ale zbliża do siebie ludzi pracujących razem. Z pewnością Nick ma wiele na ten temat do powiedzenia.

– Powinniśmy już iść, jeśli nie chcemy się spóźnić, kochanie – odezwał się Bordo, próbując ratować sytuację.

Elena spojrzała na zegar przed wejściem i kiwnęła głową.

– Ja też muszę się zbierać – stwierdziła. – Miło było panią poznać, señorita Amaranta.

– Panią również, choć dziwi mnie, że taka piękna kobieta pomaga policji.

– To była wyjątkowa sytuacja, a Nick potrafi być bardzo czarujący, kiedy chce. Poza tym bardzo lubi kobiety, wręcz nie może bez nich żyć. Czas na mnie. Bywaj, detektywie Bordo.

Uśmiechnęła się triumfująco, gdy Nickolas zazgrzytał zębami ze złości, a Amaranta zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad jej słowami. Ta kobieta nie była głupia, z pewnością zrozumiała przesłanie, a ostatnie dni pewnie dały jej do myślenia, skoro narzeczony spędził je w towarzystwie swojej dawnej partnerki, a Elena była świadoma swej wartości i tego, jak działa na innych.

Demonstracyjnie pocałowała Fabio w policzek i z nim opuściła posterunek, zostawiając rozwścieczonego detektywa z niekochaną, nieszczęsną narzeczoną.

– Nie mogłaś się powstrzymać, co? – zapytał Furpia, gdy byli już na lotnisku.

– O czym mówisz? – zapytała.

– O rozmowie z ciężarną narzeczoną swojego detektywa.

– Słyszałeś?

– Wszystko. Jak zwykle pokazałaś, że złośliwa z ciebie suka, choć to ostatnie było dość zaskakujące. Nie codziennie można usłyszeć, jak kogoś ostrzegasz.

Elena uśmiechnęła się. Potrafiła go jeszcze zaskoczyć swoją postawą.

– To chyba nie jest takie dziwne – wzruszyła ramionami.

– Nie jesteś altruistką – zauważył.

– To nie altruizm, lecz złośliwość wobec Nicka. Od samego początku mnie irytował tym swoim niby czarującym zachowaniem. Zupełnie zapomniał, gdzie jego miejsce i jeszcze miał czelność do mnie zarywać, unikając tej biednej kobiety – wyjaśniła. – Nie jest ci jej żal, że będzie miała dziecko z takim dupkiem?

– Trochę – przyznał.

– Poza tym potrafię ją zrozumieć – westchnęła. – Sam wiesz, jak wygląda nasz świat. Bardzo podobnie. Kobiety trafiają na dupków, którym tylko spódniczki w głowie.

– Coś o tym wiem – mruknął.

– No to widzisz. Czasami lepiej być samotną matką niż wciąż przymykać oczy na zdrady męża.

– I to jest stróż prawa.

– Wszędzie są ludzkie śmieci – odparła.

Fabio się z tym zgadzał. Sam święty nie był, sypiał już z wieloma kobietami, lecz kiedy wiązał się z jakąś, nigdy jej nie zdradzał. Wierność była dla niego świętą wartością i chyba sam odstrzeliłby sobie jaja, gdyby zrobił coś takiego Elenie. Nie był takim śmieciem i nie chciał być.


Rozdział 6. Dom pełny wspomnień - 5.6.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top