Rozdział 29. Cena za życie


Wybaczcie dwa dni spóźnienia. Czasami własne demony zajmują zbyt dużo czasu.

Myli się ten, kto uważa, że to pieniądze rządzą światem. Informacja to dopiero potęga. Może nawet nie sama wiedza, ale właśnie informacja. To ona zawiera klucze do rozwiązywania wielu sytuacji i zmieniania biegu wydarzeń. Bez nich człowiek zachowa się całkiem inaczej, niż będąc w ich posiadaniu. A przecież to niby nic, czasami kilka słów. Ulotnych, nietrwałych, posłyszanych zupełnie przypadkiem. Mimo to mają moc, która tylko czeka na wpłynięcie na losy świata.

Jednak informacja sama w sobie nie jest czymś wyjątkowym. Do niej potrzeba jeszcze wiedzy, jak ją właściwie wykorzystać, by zadziałała w sposób, w jaki sobie życzymy. By się stało. Ślepemu na nic się nie przyda informacja o kolorze ubrania poszukiwanej osoby, bo i tak niczego nie zobaczy. Natomiast cukiernik, mając wiedzę, jak po kolei przebiega proces pieczenia, potrafi przewidzieć, czy wypiek mu się uda.

Czasami nie wiemy, że jesteśmy w posiadaniu jakiś informacji. Usłyszymy coś, co nie przykuje naszej uwagi, ale ta wiedza jest już nasza. Czasem wystarczy impuls, byśmy skojarzyli fakty i zmienili bieg wydarzeń. Kogoś ocalili lub doszczętnie zniszczyli.

W mafii to już świadczy o potędze. Organizacje bardzo pilnują się, aby na zewnątrz nie wydostały się istotne informacje dotyczące ich interesów czy słabości – to doskonała pożywka dla wrogów, którzy pilnie czyhają na choćby odrobinę przecieku. Czasem są to błahostki, szczegóły nic nieznaczące dla przeciętnego człowieka. W konfliktach jednak zwycięża ten, kto pierwszy dostanie sprawdzoną informację do ręki i umiejętnie ją wykorzysta. To nie jest proste, bo rozpuszczanie kłamstw było na porządku dziennym. Chcesz wroga wprowadzić w pułapkę? Daj mu informację, która wygląda na wiarygodną. Tyle wystarczy i czasem nie trzeba już łapać za broń. Przecież można przekazać wiedzę innemu zainteresowanemu, a on zrobi za nas resztę. Jest tyle sposobów, by wykorzystać informacje.

To zaś prowadziło do polowań na osoby posiadające taką wiedzę, by ją siłą bądź przekupstwem zyskać bądź uciszyć kogoś, kto zyskał informację w niekorzystny dla nas sposób.

Taki los spotkał Erica Salevannova. Choć sam tego nie wiedział, wszedł w posiadanie wiedzy, która mogła wiele zmienić w układzie sił mafijnego półświatka. To właśnie był motyw jego morderstwa, o czym przez szesnaście niemal lat nikt z Tovarro nie wiedział. Długie śledztwo nie wskazało, dlaczego ani kto zlecił pozbycie się Salevannova, znana była tylko tożsamość mordercy – Kwasowy Zabójca. Zresztą nie było absolutnej pewności, że było to morderstwo na zlecenie, bo Kwasowy zabijał również dla własnej satysfakcji. Taką wersję wydarzeń również musieli wziąć pod uwagę.

Może gdyby Tovarro zajrzeli do dziennika Erica, znaleźliby odpowiedzi na swoje pytania. Choć to również byłoby dość trudne zważywszy na to, że Salevannov pisał go szyfrem. Kodu nie znał nikt prócz Eleny, Eric bowiem nie zamierzał dzielić się swoimi tajemnicami z nikim poza nią. Chciał przekazać jej wszystkie tajniki swego fachu, gdy nadejdzie na to czas. Nie spodziewał się jednak, że nie dożyje tego momentu.

Tovarro uszanował prywatność zmarłego i nikt nigdy nie ruszył dziennika. Zrobiła to dopiero Elena, gdy wróciła do rodzinnego domu po zabiciu Kwasowego Zabójcy. Dopiero po piętnastu latach zdecydowała się na wizytę w miejscu, w którym się wychowała i w którym straciła cały swój dotychczasowy świat. Dzienniki ojca zabrała raczej dla wiedzy rusznikarza niż w nadziei, że odnajdzie odpowiedź na pytanie „dlaczego". Eric mógł nie być świadomy, przez co zapadł na niego wyrok.

A jednak odpowiedź tam była. Na początku Elena nie załapała, o co chodzi. W tamtym czasie była małą dziewczynką, nikt jej nie mówił o sytuacji organizacji. Jednak coś ją tknęło i zaczęła wszystko sprawdzać. Powoli elementy układanki wskakiwały na właściwe miejsca, aż odkryła powód morderstwa jej ojca i tożsamość zleceniodawcy.

Nie wątpiła, że to te same osoby wydały wyrok na nią. Stąd pojawienie się Kwasowego w Barcelonie i ataku Pajęczycy. Nie miała pewności, czy sprawa z Civello też ma jakieś z tym powiązania. Było to jednak bez znaczenia. Nie rozumiała tylko, dlaczego i na nią wydano wyrok dopiero po piętnastu latach. Gdyby wtedy chcieli zlikwidować całą rodzinę Salevannov w obawie przed wyjawieniem ich zamiarów, byłoby to bardziej sensowne. A może sądzili, że Elena posiadła jakąś wiedzę na ich temat i stąd to zlecenie? Nie była pewna. Nie przypominała sobie niczego, co mogłaby skojarzyć z tym przeciwnikiem. Możliwe, że tylko zakładali, że tak jest. Lepiej przecież dmuchać na zimne, skoro wiele wskazywało na to, że niedługo przejdą do realizacji swych planów.

Kawiarnia nie była zbyt tłoczna. Może to kwestia pory – tuż po lunchu, gdy wszyscy wrócili już do swoich obowiązków. Jedynie parę osób jeszcze siedziało nad filiżanką kawy czy talerzem dzisiejszej specjalności szefa kuchni.

Stolik w kącie zajmowała Elena. Czytała świeżą prasę nad filiżanką espresso, które niezbyt jej smakowało. Rozumiała, że Rosjanie wolą inne trunki, ale żeby w kawiarni w centrum stolicy podawać tak podłą kawę? To niewielkie przegięcie.

Podniosła spojrzenie, gdy zbliżyła się kelnerka o grubym, płowym warkoczu.

– Przepraszam, że niepokoję, ale musi pani już iść – powiedziała łamaną angielszczyzną.

– Coś nie tak?

– Za chwilę odbędzie się przyjęcie dla zaproszonych gości. Zwyczajnych klientów nie możemy w tym czasie obsłużyć. Bardzo przepraszam.

Elena wydęła wargi w geście niezadowolenia, ale złożyła gazetę.

– Poproszę więc rachunek.

Nie odeszła zbyt daleko od kawiarni, przystając przy witrynie dość drogiego butiku. W odbiciu obserwowała, jak pod kawiarnię podjeżdżają dwa czarne samochody wysokiej klasy. Najpierw wysiedli ochroniarze, rozglądając się uważnie dookoła. Trzech weszło do kawiarni, by po kilku minutach oględzin jeden z nich stanął w drzwiach i kiwnął głową. Dopiero wtedy z samochodu wysiedli dwaj starsi mężczyźni w dobrze skrojonych garniturach i weszli do kawiarni.

Elena z niezadowoleniem obserwowała, jak kilku ochroniarzy zostaje na zewnątrz. Nie było szansy, żeby podejść bliżej. I nici z planu podsłuchania rozmowy. Nie dowie się niczego ciekawego.

Wzruszyła ramionami i ruszyła wzdłuż ulicy, odpuszczając. Nie chciała zwracać na siebie uwagi, a wiedziała, jaki jest rozkład dnia tych mężczyzn. Wątpiła, żeby cokolwiek miało się zmienić. Mogła się spokojnie przygotować do pracy.

Niedługo później ustawiała sprzęt na dachu jednego z budynków. Broń wyczyściła już wczoraj, a jej skręcenie nie zajęło pięciu minut. Teraz najgorsza część – czekanie. Nikt tego nie lubił, bo wtedy czas dłużył się niemiłosiernie. Wydawało się, że każda sekunda trwa godzinami, a zachowanie czujności stawało się dużo trudniejsze. Ten, kto to potrafił, stawał się zwycięzcą.

Elena należała do cierpliwych zabójców. Zastawiała sidła i czekała, aż ofiara sama w nie wejdzie. To kompletne przeciwieństwo Fabia, który nienawidził czekania. Furpia uwielbiał działać, taki miał zresztą charakter. Jako dziecko nie potrafił usiedzieć na miejscu przez pięć minut, szybko tracił koncentrację i dopiero w ruchu czuł się dobrze. Elena nie wierzyła, że mimo to stanie się doskonałym zabójcą. A jednak osiągnął poziom pozwalający mu wstąpić do Rabbii. Strzelecka krew Furpiów jednak zrobiła swoje i Fabio kontynuował rodzinną tradycję.

Gdy po raz pierwszy zobaczyła go jako snajpera, nie wierzyła własnym oczom, że to ten sam człowiek. Wystarczyło, że przygotował sobie stanowisko strzeleckie i nagle zachowywał się kompletnie inaczej niż do tej pory. Potrafił czekać na najlepszą okazję do strzału i nawet się nie skrzywić, gdy cała akcja nieznośnie się przedłużała. Tak skupionego nieczęsto można było go zobaczyć. Musiała przyznać – był wtedy cholernie pociągający.

Otrząsnęła się z myśli, gdy w telefonie włączył się alarm – miejskie kamery złapały w zasięgu parku jej cele. Uniosła się ostrożnie ponad krawędź murku i rozejrzała. Z daleka widziała postacie w drogich garniturach. Jedno spojrzenie na podgląd w telefonie i miała pewność, że to oni.

Uśmiechnęła się z satysfakcją. Po szesnastu latach w końcu zostaną ukarani za odebranie jej ojca i dzieciństwa. W takich chwilach czuła, jak bardzo mściwą suką jest. Dla rodziny potrafiła zrobić wszystko, nic jej nie powstrzymywało. Do tego nie pozwalała emocjom przejęć kontroli – to byłby błąd – a dzięki temu jej skuteczność drastycznie rosła. Była godna miana diablicy Rabbii.

Sprawdziła jeszcze parametry i odbezpieczyła broń, układając się wygodnie. Czekała na najlepszy moment do strzału, palec w okolicy spustu, ale nie na nim samym, niwelując ryzyko przedwczesnego ataku. Wyrównała oddech, słysząc tylko bicie własnego serca. Zero emocji, zero myśli. Nawet uśmiech gdzieś zniknął zastąpiony chłodnym profesjonalizmem. Tylko ona i jej cele.

Uderzenie serca, dwa strzały jeden po drugim, drugie uderzenie, kolejne dwa w tym samym tempie. Widziała, jak pociski wbijają się w czaszkę pierwszego mężczyzny, gruchotając ją i odrywając kawałki ciała. Czerwona plama krwi ochlapała najbliżej stojących, mężczyzna upadł, wzbudzając niepokój towarzyszy.

Ten drugi schylił się, ochroniarze próbowali go zasłonić, lecz nie zdążyli. Dwa kolejne pociski dosięgły celu z tą samą morderczą precyzją, co ich poprzednicy. Dwa zakrwawione trupy, spanikowane krzyki, płacze przypadkowych świadków, wśród których ktoś o słabych nerwach upadł zemdlony. Ochrona rozglądała się nerwowo, ale nikogo nie dostrzegli, nikogo, kto mógłby być strzelcem. Syreny pogotowia i policji, które ktoś wezwał. Chaos w parku za chwilę przeniesie się w szeregi rosyjskiej mafii, która właśnie straciła głowę i prawą rękę.


Ciszę gabinetu zakłócało jedynie skrzypienie pióra o papier. Lorenzo cierpliwie wypełniał kolejne dokumenty i podpisywał raporty, co jakiś czas tylko zerkając na leżącą obok kopertę dostarczoną rano z polecenia Eleny. Chwilowo praca była ważniejsza od jej zawartości, choć zastanawiał się, co jest w środku. Miał tylko nadzieję, że nie jest to rzecz, której tak bardzo się obawiał. To byłaby jego osobista porażka.

Krótkie pukanie poprzedziło wejście Falca, który nie czekał na zaproszenie. Tym razem nie przyniósł ze sobą dodatkowej pracy, za to wyglądał na zdenerwowanego.

– Dimitry Wasylowicz i Jewgienij Saranow zostali zabici – oznajmił Falco.

– Porachunki w Moskwie?

– Prawdopodobnie nie. Podejrzewają kogoś z zewnątrz. Nie znam jeszcze wszystkich szczegółów.

Lorenzo westchnął. Obaj doskonale wiedzieli, kto jest sprawcą. Tovarro sięgnął po kopertę i wyciągnął z niej dokumenty, które miały trafić do jego rąk już lata temu, gdyby Saranow nie zorientował się, że plany Moskiewskiej Braci wpadły w nieodpowiednie, nieświadome niczego ręce. Może gdyby tak się stało, teraz nie czekałaby go tak trudna decyzja. Naprawdę nie chciał tego robić.

– Zorganizowaniu Braci nigdy nie można było niczego zarzucić – westchnął. – W końcu się zorientują.

– Będziemy na to gotowi – odparł Falco. – Każę zacząć przygotowania.

– A więc wojna.

– Wojna, szefie.


Wszystkie kanały informacyjne mówiły o śmierci Dimitry'ego Wasylowicza, który nie tylko od prawie pięćdziesięciu lat przewodził największej moskiewskiej mafii, ale też był ważnym członkiem obecnego, rosyjskiego rządu. Teorii na temat motywów sprawców było wiele, policja sprawdzała miejsce tak śmiałego zamachu i okoliczności. Śledztwo miało zostać zamknięte w ciągu kilku dni. Tak mówiły media.

Elena spojrzała na niego w lustrze i uśmiechnęła się zadowolona z efektu. Lazurowa suknia wyglądała na niej idealnie, włosy spięte w eleganckiego koka i delikatny makijaż dopełniały efektu. Nie było mężczyzny, który oparłby się jej wdziękom.

Pisk komputera oświadczył, że kasowanie danych zostało zakończone. Nie potrzebowała tych dokumentów, zostały przekazane we właściwe ręce i do niej nie należała już decyzja, co będzie dalej. Podejrzewała, jak to się skończy, było to nieuniknione i zdawała sobie sprawę, że mogła wszystko przyśpieszyć. Zresztą to idealny moment, by dobić hydrę, która straciła dwie głowy.

Spryskała się perfumami i zeszła do hotelowej restauracji, gdzie już jej oczekiwano. Uśmiechnęła się słodko na powitanie barczystego mężczyzny o jasnych włosach i szarych oczach, w których pojawiło się pożądanie na jej widok.

– Cieszę się, że przyjęłaś zaproszenie – powiedział, całując ją w policzek.

– Dziękuję za zaproszenie – odparła miłym tonem.

Odsunął jej usłużnie krzesło i gestem przywołał kelnera, który podał wybrane wcześniej wino oraz menu. Elena nie śpieszyła się z wyborem, co jakiś czas zerkając na swojego towarzysza. Nie zdradziła się jednak z myślami, na to było stanowczo za wcześnie.

– Czym sobie zasłużyłam na ten zaszczyt? – zapytała, gdy kelner z zamówieniem odszedł poza zasięg słuchu.

– Czy zaproszenie pięknej kobiety na kolację musi być podszyte jakimiś zamiarami? – odparł.

– Po prostu mnie to dziwi. Sądziłam, że jesteś wierniejszy, Krzysztofie. – Uśmiechnęła się pięknie.

– Złośliwa z ciebie kobieta, Weroniko. Do tego wykorzystujesz moją słabość do siebie, bo wiesz, że dam ci wszystko, czego zapragniesz.

Zaśmiała się wdzięcznie. Jego spojrzenie bezczelnie krążyło po jej dość sporym dekolcie, ale nie przejęła się tym.

– Jak się miewa Marianna? – zapytała. – Pewnie kręgosłup dość mocno odczuwa bliźniaki.

– Daje sobie radę. Nie zaprosiłem cię jednak, żeby rozmawiać o mojej żonie.

– Wyobrażam sobie.

– Zmieniłaś zdanie? – zapytał, poważniejąc na chwilę. – IM naprawdę na tobie zależy. Możesz być kimś naprawdę wielkim, a nie tylko... – Zawahał się, szukając odpowiedniego słowa.

– Dziwką – podpowiedziała. – Podoba mi się tak fucha.

– Ktoś cię kiedyś przyłapie i nie będziesz miała w nikim oparcia. Pewnie teraz też przyjechałaś do Moskwy po jakiś drogocenny kamień. Mylę się?

– Doskonale wiesz, że nie wydaję swoich zainteresowań – odparła. – Czyżbyś był zazdrosny? Przyznaję, dobrze nam się współpracowało, ale wolę pracę solo.

Sugestywnie oblizała usta, dekoncentrując go na moment. Poczuła, jak jego noga ociera się o jej łydkę, ale tylko się uśmiechnęła.

– Nie wiesz, co tracisz, Weroniko. ONI mają dużo lepsze zlecenia i stawki.

– Zastanowię się – ustąpiła.

– Miałem nadzieję, że się zgodzisz – odparł. – Naprawdę jesteś uparta.

– Lubię tę swoją cechę. Pozwala mi być w pełni sobą. – Uśmiechnęła się perliście.

Miał na to odpowiedzieć, ale wtedy odezwał się jego telefon. Zbladł wyraźnie, gdy odczytał wiadomość.

– Muszę wracać. Marianna rodzi. O rachunek się nie martw.

Uśmiechnęła się tylko lekko i pozwoliła pocałować się w policzek. Odetchnęła z ulgą, gdy została przy stoliku sama. Naprawdę nie sądziła, że spotka go akurat w Moskwie. Chcąc, nie chcąc, zgodziła się na kolację, żeby wybadać jego zamiary. Wątpiła, żeby miał ją komuś wydać, ale lepiej dmuchać na zimne. W tym fachu zaufanie było kwestią względną. Nie każdy na nie naprawdę zasługiwał.

W takich chwilach tworzone na potrzeby zadania tożsamości stawały się bardzo kłopotliwe. Trzeba od razu wejść w rolę, nie zdradzić się z wahaniem. Pamiętała, jak Lukas niemal wpadł, gdy podczas wspólnej misji spotkał kobietę, która znała go jako szefa agencji modelek, Svena Rammstaina. Wykorzystał ją wtedy, aby dostać się do swego celu, obiecując przy okazji karierę modelki. Przez moment było naprawdę gorąco, ale jakoś się z tego wykaraskali.

O Weronice Zadąbrowskiej już dawno zapomniała, pochowała ją gdzieś w głębi pamięci, bo i nie było do niczego potrzebna. To tylko złodziejka klejnotów, która nie ma oporów, by komuś wleźć do łóżka. Dla Tovarro z pewnością byłaby jedynie utrapieniem.

Elena zamówiła butelkę wina do pokoju i wróciła do siebie. Jutro czekała ją podróż powrotna do Włoch. Wiedziała, że pewnie nie będzie to zbyt przyjemne. Gdy tylko Fabio usłyszy, co zrobiła, będzie wściekły, że znowu pojechała sama. Trochę ją to wkurzało, bo nadal traktował ją jak dziecko. Przecież umiała samodzielnie się sobą zająć, nie potrzebowała ciągłej ochrony. Mógłby jej chociaż trochę zaufać. Tym razem nic się nie wydarzyło i wróci w całości. Zresztą co trudnego było w zdjęciu ze snajperki dwóch starszych panów? Zero ryzyka, zero bezpośredniości. Czysta robota w białych rękawiczkach.

Don Lorenzo pewnie też nie będzie zachwycony, ale on przynajmniej rozumiał albo starał się zaakceptować jej wybór. Nie robiła tego tylko dla siebie, dobro rodziny też potrzebowało wyrównania rachunków z Moskiewską Bracią. Wręcz wymagało.

Rozmyślania przerwał jej telefon. W pierwszej chwili myślała, że to Fabio, ale numer był zastrzeżony. Furpia nie miał powodu, aby robić coś takiego, zresztą nikt z rodziny tak nie robił.

– Tak? – Odebrała, uruchamiając prywatny czat ze Speedym.

„Jesteś?" napisała.

– Dobry wieczór, panno Zadąbrowska – usłyszała zmodyfikowany sztucznie głos.

– Dobry wieczór. Z kim mam przyjemność?

„Do usług, królowo."

– Krzysztof Olszewski z pewnością o nas wspominał. Interesuje nas pani, a raczej pani prawdziwa tożsamość, panna Elena Salevannov.

„Namierz, kto do mnie dzwoni."

Elena uniosła brew. Chyba się tego spodziewała. Byli w tym całkiem nieźli, tak samo jak w ukrywaniu informacji na swój temat. Nawet od Krzysztofa niewiele się dowiedziała, a w odpowiednich warunkach stawał się bardzo gadatliwy.

– Rozumiem, że znacie również moją odpowiedź na państwa propozycję – odparła.

– Nic nie stoi na przeszkodzie, aby ją zmienić. Zapewniam, że nie będzie to godzić w interesy rodziny Tovarro.

– Chyba niewiele wiecie o organizacji w rodzinach mafijnych – zasugerowała Elena.

– Wręcz przeciwnie. Wiemy o nich prawdopodobnie dużo więcej niż pani, panno Salevannov.

„Speedy?"

– To ciekawe – zironizowała Elena. – Jednak pojęcie lojalności musi być wam obce.

– Gdyby nie lojalność, nasza organizacja nie mogłaby istnieć.

„Jeszcze momencik, królowo. To na pewno laska."

– Ciekawe rzeczy pani opowiada.

Rozmówczyni zaśmiała się na tę uwagę.

– Pani umiejętności znacznie przewyższają możliwości rodziny Tovarro, ale wciąż pani trochę brakuje, panno Salevannov. Proszę pomyśleć nad naszą propozycją. I uważać na siebie. O tej porze roku Moskwa jest naprawdę paskudnym miejscem.

Połączenie zostało przerwane. Elena wybrała numer hakera nieco zirytowana. Odebrał od razu, ale nie pozwoliła mu się odezwać.

– Powiedz, że ją masz – rozkazała.

– Przykro mi, królowo. Gdy się rozłączyła, sygnał całkowicie zniknął, a wszystkie dane usunięto. Są lepsi ode mnie – przyznał z niesmakiem.

– Czyli nie masz nic?

– Przepraszam. Może uda mi się coś odzyskać z tego, co mam, ale niczego nie obiecuję.

– Trudno. Popracuj nad tym.

– Jasna sprawa. Dobranoc, królowo.

– Dobranoc, sługo.

Elena opadła ciężko na poduszki. Naprawdę liczyła, że Speedy'emu udało się coś ustalić, a tu klapa na całej linii. Nie wiedziała niczego więcej niż do tej pory.

Była taka legenda o pewnej grupie. Jedni nazywali ich Informatori, inni Osservatori, inni jeszcze Indecibilmente i nikt nie miał pewności, jaką naprawdę noszą nazwę. Nie wiadomo też było nic o ich przywódcy, liczebności, miejscu pobytu. Za to jedno było pewne – znali każdą informację na temat mafii. Tak mówiła legenda. Grupa niezależnych informatorów, którzy niewiele przekazują innym.

Elena nie wierzyła w to, uważając tę organizację za wymysł kogoś, kto inaczej nie mógł sobie czegoś wytłumaczyć. Tak było do momentu, gdy przez ręce Krzysztofa Olszewskiego nie otrzymała zaproszenia, by wstąpić w ich szeregi. On sam podobno został częściowo dopuszczony do tajemnicy, ale nie wyciągnęła z niego niczego konkretnego. Konsekwentnie też odmawiała, bo dla niej była to jawna zdrada Tovarro, a tego nie zamierzała się dopuścić. Jednak cała sprawa ją intrygowała i próbowała dociec, kto się naprawdę ukrywa pod szyldem Niewymownych i czego od niej, zabójczyni, chce.


Lotnisko pełne było ludzi. Pasażerów, którzy właśnie dotarli do celu i odbierali bagaże bądź witali się z tymi, którzy przyszli ich odebrać, tymi, którzy mieli się tu przesiąść na inny lot, by kontynuować podróż, tymi, którzy właśnie ją rozpoczynali. Odprowadzających i odbierających, którymi targały przeróżne emocje od radości do smutku. Członków obsługi, którzy musieli zadbać o bezpieczeństwo i jakość usług, co czasami nie było takie proste. Wystarczy bariera językowa, drobna pomyłka i już zagrożone jest funkcjonowanie lotniska, a to generowało koszty, które liczono od razu w setkach tysięcy dolarów.

W takim tłumie łatwo pozostać niezauważonym. Wystarczy wyglądać jak podróżny bądź wcielić się w pracownika obsługi. Wszystkie drogi stają otworem i można zrealizować swój niecny plan. Strach – o to największa broń XXI wieku, którą tak ukochali terroryści. Nikogo więc nie dziwiła zbrojna ochrona lotniska, Rosjanie nie zamierzali patyczkować się z tymi, którzy chcieli burzyć ustalony porządek.

Elena nawet się tym nie przejęła. Wiedziała, że gdyby odpowiednio blisko wybuchła bomba, nie wykaraskałaby się z tego samodzielnie. Ze zbrojnymi za to nie miałaby problemów – była zabójczynią i jej umiejętności stały dużo wyżej niż terrorystów, których ideologia sprowadzała się do siania chaosu. Nawet nie próbowała tego zrozumieć i gardziła nimi, bo tylko utrudniali innym normalne życie.

Uniosła brew, gdy jej paszport zbyt długo leżał w dłoni mężczyzny z obsługi lotu. To się nie zdarzało, a wywołało lekki niepokój, czy przypadkiem nie została zdradzona.

– Przepraszam bardzo, ale jest problem z pani bagażem – powiedział w końcu. – To nie zajmie długo, ale proszę przejść do pokoju obok z kolegą.

– Oczywiście. – Uśmiechnęła się uprzejmie.

Wyczuła kłamstwo, ale zachowała spokój. Nie miała przy sobie broni – odesłała ją do domu kurierem – więc robienie problemów może jedynie wzbudzić niepotrzebne wątpliwości. Może chodzi o jakąś dziwną kontrolę służ specjalnych, to się zdarza. Wystarczy ładnie się uśmiechać, uprzejmie odpowiadać i będzie mogła lecieć do domu, jak to sobie założyła.

Pozwoliła zaprowadzić się do niewielkiego pokoiku, w którym czekało jeszcze trzech innych mężczyzn w garniturach. Widziała, że są uzbrojeni, to naprawdę było widać.

– Więc co jest nie tak z moim bagażem? – zapytała uprzejmie.

Wyczuła ruch za sobą i odwróciła się błyskawicznie, blokując atak. Sama wyprowadziła kopniaka w kolano przeciwnika i usunęła się z drogi innemu. Trzeci chwycił ją za ramię i nie puścił nawet, gdy złamała mu nos. Szarpnęła się raz, drugi, bez efektów. Jej drugie ramię też zostało pochwycone. Potężne uderzenie w brzuch sprawiło, że zgięła się w pół, nie mogąc złapać oddechu. Dostała jeszcze raz, ale nie straciła przytomności.

– Nie uszkodźcie jej za bardzo – usłyszała gdzieś od drzwi. – Szef chce ją w jednym kawałku.

Mafia. Która? Nie miała pojęcia. Ktoś ją wsypał? Obserwowali ją? Czego chcieli? Czy to ma związek z Dymitrem Wasylowiczem? Nie mogli tak szybko odkryć jej udziału, to niemożliwe.

Zdławiła panikę. Nic jej nie pomoże szarpanina, nikt na lotnisku tez jej nie pomoże. Dała się schwytać, skoro byli tak uprzejmi i na nią czekali. Nie wróci dziś do domu.

Ręce unieruchomili jej za plecami opaską z plastiku, na głowę zarzucili czarny worek. Jeden z mężczyzn przełożył sobie kobietę przez ramię i cała grupa wyszła z pomieszczenia. Skierowali się do bocznego wyjścia. Nikt ich nie widział, a jeśli nawet, nie chciał się w to angażować. Elena została pozostawiona sama sobie.

– Mamy ją, szefie. Niedługo będziemy – zameldował szef operacji.

Spojrzał przez ramię na zgrabny tyłek jeńca. Sądził, że będzie trudniej, ale to w końcu tylko kobieta. Przeciwko tylu roślejszym od niej przeciwnikom nie miała szans. Cóż, to tylko przedsmak tego, co ją czeka. Chyba jest tego świadoma.

Elena została bezceremonialnie wrzucona do bagażnika czarnego suva. Nikt nie zareagował. Mężczyźni wsiedli i odjechali, a na lotnisku wszystko trwało dalej we właściwym porządku. Nikt nawet nie zaprzątał sobie głowy bagażem, który do Włoch odleci bez swej właścicielki.


Rozdział 30. Doskonały plan -16.6.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top