Rozdział 2. Poszlaki i wspomnienia
Kwas – substancja żrąca występująca dość pospolicie w otaczającym świecie. Człowiek tego nawet nie zauważa, nie zdaje sobie sprawy, ile różnych rodzajów wykorzystuje na co dzień. Jest czymś naturalnym, na co nie zwraca się uwagi. W samym organizmie ludzkim wytwarzanych jest przynajmniej kilka w różnych procesach życiowych, używa ich przemysł spożywczy, chemiczny, a każdy człowiek potrafi wymienić parę nazw. Jest obecny w życiu i często trudno to zauważyć. Można zapomnieć, jak niebezpieczna jest to substancja i jakie grożą konsekwencje przy nierozważnym ich stosowaniu.
Kwasowy Zabójca – tak nazywa się człowieka, który postanowił swoje ofiary wrzucać żywcem do kwasu. Nikt nie wie, jak się nazywa, jak wygląda, ile ma lat. W mafijnym światku krąży kilka nazwisk, wszystkie fałszywe i prowadzą do zmarłych dawno osób bądź postaci z książek. Przyjmuje tylko te zlecenia, które go zainteresują, lecz nie ma ustalonego wzorca ofiar. Kobiety, mężczyźni, kilkoro dzieci, bogaci, biedni, samotni, członkowie rodzin, przestępcy, szaraczki. Do tej pory był tylko jeden klucz – ofiarę znajdowała bliska osoba. Jeśli nie rodzina, to partner albo przyjaciel. Czasami bliska sąsiadka albo ktoś, kto znał bliżej cel mordercy. Prawdopodobnie lubuje się w dodatkowym torturowaniu psychicznym nieszczęśnika, który znajdzie rozłożone przez kwas ciało. Widok jak z horroru.
Tylko raz wyłamał się z tego wzorca. Ostatnią ofiarę, Inez Morenno, znalazł gospodarz budynku, w którym mieszkała. Staruszek nie znał jej zbyt dobrze, wymieniali tylko krótkie uwagi na temat pogody, gdy wychodziła do pracy, a także informacje dotyczące samego budynku, kiedy było to konieczne.
Elena stała przy oknie w czarnej, kusej halce i spoglądała na uśpione jeszcze miasto. Dzień zaczął się chwilę temu, na razie pracowały drukarnie, piekarnie i inne tego typu punkty, które miały przygotować barcelończyków na wejście w dzień. Cała reszta spała lub właśnie kładła się spać po nocnej zmianie.
Lubiła to miasto. Miało swój niepowtarzalny klimat, urok, którego nie potrafiła odnaleźć nigdzie indziej na świecie, choć odwiedziła już wiele miejsc. Jednak to Barcelona obok rodzinnego miasteczka zajmowała szczególne miejsce w jej sercu. Może spędziła tu tylko niemal dwa i pół roku, ale wyjechała stąd jako osoba, którą teraz była. Tutaj doszlifowała swoją postawę kobiety mafii i zabójczyni.
Planowała powrót do Barcelony na jakiś czas, gdy będą mieć mniej zleceń. Chciała pokazać Fabio miasto, spędzić z nim trochę czasu jak normalni ludzie. Jednak Barcelona miała zostać areną dla kolejnego aktu jej śledztwa w sprawie Kwasowego Zabójcy.
Szukała go bezskutecznie przez całe piętnaście lat. Był nieuchwytny, ale też skuteczny. Nie popełniał błędów, będąc krok przed obławą. Inez była jego osiemdziesiątą pierwszą ofiarą. To sporo, choć nadal mogły być ofiary, o których nie wiedziała. Czasami mafia utajniała powody śmierci swoich członków. To, że jest to dla niej sprawa osobista, również zostało ukryte. Prawdę znało tylko kilka osób, tego nie było nawet w jej dokumentach. Sama nie chciała, żeby ten fakt był ogólnodostępny, nie potrzebowała tego. Nie miała pewności, czy pamięta on wszystkie swoje ofiary, ale wolała nie być oficjalnie powiązana ze sprawą. To mogłoby jej utrudnić kilka rzeczy.
Tak było do tej pory. Inez nie zginęła przypadkowo. Wiadomość na lustrze była tego dowodem. Czekał na kogoś, wyzywał do walki. „Złapiesz mnie czy znów ci umknę?" – pytał. Adresatem była ona. Była tego pewna. Zadał sobie sporo trudu, żeby ściągnąć ją do Barcelony. Pytanie, dlaczego to robił? Bo węszyła? Czegoś chciał? Grał z nią? Wiele pytań, tak niewiele odpowiedzi.
Dzwonek telefonu odciągnął ją od studiowania panoramy miasta. Pomasowała nasadę nosa i usiadła na łóżku.
– Nie śpisz, szefie? – odebrała trochę tym zaskoczona.
To nie była pora, którą Cesare poświęcał na pracę czy inną aktywność. Wyjątkiem były zlecenia, ale te akurat pojawiały się rzadko typowo dla niego.
– Ty również.
– Pracowałam.
– Dowiedziałaś się czegoś ciekawego?
– Niewiele. Parę poszlak, które sprawdzi dla mnie miejscowa policja i motyw zabójstwa ostatniej ofiary. Nic odkrywczego.
W jej głosie dało się usłyszeć frustrację. Mimo wszystko nie posunęła się na tyle daleko, na ile chciała, co ją irytowało. Owszem, na co dzień była cierpliwa, ale nie znosiła, gdy coś nie szło po jej myśli.
– Poszperałem trochę.
– Niecodzienne – zauważyła.
– Zwykła ciekawość, w co się znowu wkopałaś.
Zaśmiała się. Już w kwietniu nasłuchała się kazań na temat ukrytych faktów z jej przeszłości. Z szóstki podwładnych Cesare'a to ona najwięcej przemilczała, choć wystarczyło zapytać obecnej głowy rodziny, pewnie udostępniłby pełną wersję jej dokumentów bratankowi.
– Kobieta musi mieć kilka sekretów. Jest wtedy bardziej atrakcyjna. I czego ciekawego się dowiedziałeś, szefie?
– Nasz pan kwaśny jest dość wybredny. Sam sobie wybiera zlecenia i nie przekonasz go żadnymi pieniędzmi. Jak wiesz, jest nieuchwytny. Co ciekawe, zdarzył się tylko jeden przypadek, kiedy wziął zlecenie od kogoś spowinowaconego z rodziną Tovarro. Natomiast wśród jego ofiar jest kilkanaście osób powiązanych z nami. Jest też na liście.
– Jest? Nigdy na nią nie spoglądałam.
– Nie nasza liga. Wygląda jednak na to, że Kwaśny jest wrogiem rodziny Tovarro i jej sprzymierzeńców.
– Dostaniemy na niego zlecenie?
– Wiesz, jak to działa. Dostaniesz jednak zaplecze, o które poprosisz.
– Rozpieszczasz mnie, szefie.
– Pocztówkę mi wyślij.
– Wybiorę najładniejszą, jaką znajdę – uśmiechnęła się, po czym usłyszała, że ktoś jeszcze również oczekuje rozmowy. – Muszę kończyć, szefie. Mam kogoś na drugiej linii.
– Czyżby twój kundelek?
– Kundelek? Mówisz o...?
– Detektywie. Fabio chyba się obraził – stwierdził z kpiną.
– Przejdzie mu. Idź się przespać, szefie.
– Ty też, Eleno.
– Zaraz, jak tylko skończę raport dla Nickolasa, żeby się nie czepiał. Ciao, szefie.
Dopiero teraz spojrzała, kto dzwoni tym razem. Nadal było trochę zbyt wcześnie na dzwonienie. Skrzywiła się nieznacznie, gdy zobaczyła, że to Bordo.
– Tak?
– Obudziłem cię?
– Nie. Co chcesz? Sądziłam, że pojechałeś do domu.
– Postanowiłem poszperać na temat naszego mordercy.
– Znalazłeś coś ciekawego?
– Nic, o czym byśmy nie wiedzieli. Co u ciebie?
– Jest kilka poszlak. Właśnie kompletuję raport dla ciebie.
– Przyjadę po ciebie i pójdziemy razem na śniadanie.
Elena przewróciła wymownie oczami. Ten facet chyba nigdy się nie nauczy. Przecież wczoraj jasno dała mu do zrozumienia, że nie ma szans na powtórkę z rozrywki. Jak można być tak głupim?
– Nie spałam całą noc. Muszę to odespać. Raport zostawię ci w recepcji.
– W porządku – wyraźnie słyszała złość w jego głosie. – Zobaczymy się później.
– Przyjadę na posterunek. Ciao – rozłączyła się.
Warknęła pod nosem kilka nieprzyjemnych słów pod adresem detektywa. Irytował ją swoją nachalnością. Naprawdę sądził, że ma jakiekolwiek szanse? Nie była w nastroju na naciąganie się z nim, ta sprawa stanowczo psuła jej humor. Będzie musiała poprosić o długi urlop, kiedy już to się skończy. Może wybierze się z Fabiem do jakiś tropikalnych krajów?
Odłożyła telefon i zaczęła sprzątać z łóżka wszystkie papiery, starannie oddzielając kopie dokumentów od własnych notatek. Nie chciała, by te wpadły w ręce Nicka. Nie był głupi, wiedział, że kobieta nie o wszystkim mu mówi, ale wolała nie dawać mu dowodów przeciwko sobie, bo to mogło się źle skończyć. Był przydatny, gdy potrzebowała jakiś informacji, trzymał buzię na kłódkę w sprawie jej prawdziwego fachu, lecz miała świadomość, że to zaufanie jest kruche. Mogło mu przyjść do głowy wydanie jej, choć Elena podejrzewała, że sam jest świadomy ryzyka, jakie to niesie. Pociągnęłaby go do odpowiedzialności. Za pomoc mafii dostałby wiele lat, jego kariera byłaby skończona, a ona zażądałaby jego życia. Nie był taki głupi. Jednak zawsze trzeba było być przygotowanym na wszystko. Jeden błąd może kosztować życie.
W raporcie zawarła tylko te informacje, które są ważne dla policji, nie zdradzają jej wiedzy oraz są śladami, które zespół Bordo może dla niej sprawdzić. Nie zajęło jej to zbyt dużo czasu. Całość wsadziła do koperty, którą zalakowała. Nie sądziła, żeby ktoś z obsługi hotelu zaglądał do środka, tutaj nie mogą sobie na to pozwolić, ale nie zamierzała ryzykować. Nawet wśród dyskrecji znajdzie się jeden słaby punkt, który doprowadzi do końca wszystkiego.
Skrzywiła się na myśl, że musi się przebrać, ale nie wypadało jej paradować w miejscu publicznym w kusej, seksownej koszuli nocnej. Ogarnęła się na tyle, by wyglądać normalnie i zeszła do recepcji.
O tej porze nie było ruchu. Dwoje recepcjonistów siedziało na swoich miejscach odrobinę znudzonych i zmęczonych po nocnej zmianie. Wyprostowali się, gdy tylko weszła w zasięg ich spojrzeń.
– Mam prośbę – powiedziała z delikatnym uśmiechem. – Około ósmej przyjedzie detektyw Nickolas Bordo. Chciałabym zostawić coś dla niego.
– Oczywiście. Przekażemy. Czy coś jeszcze, proszę pani?
– Nie, w tej chwili to tyle. Dziękuję bardzo.
Obdarzyła oboje pięknym uśmiechem, upewniła się, że recepcjonista położył kopertę w widocznym dla siebie miejscu i wróciła do apartamentu. Zamknęła drzwi na klucz, zrzuciła z siebie ubranie i w bieliźnie położyła się do łóżka. Sprawdziła jeszcze, czy broń nadal leży pod poduszką, gdzie ją zostawiła ubiegłego wieczoru, po czym zasnęła.
Piękny dzień, słoneczne, bezchmurne niebo, hałas głównej ulicy w centrum, zapach świeżo palonej kawy, gwar rozmów dookoła – taki był każdy poranek w Barcelonie. Może i rutyna, ale nie zamieniłaby tego na nic innego. W takich chwilach zapominała o swej prawdziwej tożsamości, była tylko młodą dziewczyną, która miała marzenia i życie przed sobą.
Naprzeciw niej usiadła śliczna Hiszpanka o ciemnej karnacji, czarnych, gładkich włosach ułożonych w zgrabnego koka, proporcjonalnej twarzy, ciemnych, dużych oczach, pełnych ustach i piękniej sylwetce niczym u modelki. Uśmiechała się radośnie, zamawiając podwójną latte.
– Spóźniłaś się – zauważyła Elena – Inez.
To było niecodzienne zachowanie dziewczyny, która podporządkowała sobie całe swoje życie. Jej natręctwa dla kogoś innego były irytujące, ona sama nie widziała w tym nic złego.
– Zaczepił mnie chłopak z piekarni – przyznała, rumieniąc się delikatnie.
– To wiele wyjaśnia – stwierdziła Włoszka.
– Nie bądź uszczypliwa. Nie każdy może mieć takiego faceta jak twój detektyw.
Elena zaśmiała się. Inez od początku twierdziła, że to najlepsza partia, na jaką przyjaciółka mogła trafić. Przystojny, inteligentny, zdolny, kariera przed nim – wszystko, czego kobieta mogła oczekiwać od mężczyzny. Gdyby tylko znała prawdę...
– Nawet nie próbuję być uszczypliwa – powiedziała.
– Już ja cię znam – Inez pogroziła jej żartobliwie palcem. – Poza tym sądziłam, że to ty się spóźnisz. W końcu byliście wczoraj na randce – posłała jej sugestywne spojrzenie.
– Najpierw obiecałam ci spotkanie, potem Nick zaprosił mnie na kolację – wyjaśniła spokojnie.
– Byliście w tej nowej restauracji? – zapytała Inez.
Oczy jej błyszczały, tak bardzo chciała poznać przebieg wczorajszej randki Włoszki, która rzadko dzieliła się szczegółami. Gdyby ich przypadkiem nie przyłapała w mieszkaniu Salevannov, pewnie do tej pory nie wiedziałaby, że znajomość z posterunku zamieni się w gorący, namiętny romans.
– Byliśmy. Jednak nie mają zbyt dobrego szefa kuchni – padła odpowiedź.
– Nie może być aż tak źle – zaśmiała się Inez. – Wszyscy wiedzą, że jesteś wybredna.
– Życie jest za krótkie, żeby sobie żałować przyjemności – odparła Elena.
Miała przy tym spokojną, opanowaną minę, z której nic nie można było wyczytać. Nie pokazywała po sobie praktycznie żadnych głębszych emocji, co stanowiło mocny kontrast do emocjonalnej Inez.
– A co po kolacji? – zapytała Morenno. – Romantyczny spacer ulicami Barcelony?
– I namiętny seks.
– U ciebie czy u niego?
– U niego. Prawdopodobnie jeszcze śpi.
– Zostawiłaś go śpiącego?
– Byłaś pierwsza.
Inez zaczęła chichotać rozbawiona szczerością przyjaciółki. Tak, to było w przypadku Eleny normalne zachowanie, nie traktowała poważnie związku z Bordo, ale jemu to chyba nie przeszkadzało, póki miał ją u swego boku.
– Dobra, opowiedz o tym chłopaku – pogoniła ją Włoszka.
– Którym?
– Tym z piekarni – uśmiechnęła się.
Już po chwili słyszała całą tyradę opisującą każdą sekundę rozmowy i szczegółowy opis chłopaka, którego obie znały z widzenia, skoro codziennie zaczynały dzień w kawiarni niedaleko. Pozwoliła jej jednak mówić, obserwując, jak się rumieni, a w policzkach uwypuklają się urocze, dziewczęce wręcz dołeczki.
Po chwili jej twarz się zmieniła. Skóra zniknęła, ukazując nadpalone mięso i kawałki zbielałej kości. Inez leżała we własnej wannie karykaturalnie powykręcana, jej piękne ciało wyglądało teraz okropnie. Wypalone dziury, mięśnie i kości na zewnątrz, puste oczodoły. Czuła zapach chemikaliów połączonych z fetorem rozkładu. Coś w żołądku zaczęło jej się cofać, z trudem przełknęła ślinę.
Szczęki Inez poruszyły się. Początkowo bezgłośnie i jakby z trudem. Powtórzyły to samo słowo.
– Elena...
Cofnęła się, zaciskając powieki. To nie mogło się wydarzyć, nie chciała tu być, ale wciąż słyszała swoje imię. Dławiło ją w gardle, ale zmusiła się, żeby spojrzeć na nią jeszcze raz.
W wannie nie leżało już ciało Inez, lecz dorosłego mężczyzny. Niegdyś przystojnego i z radosnym uśmiechem na twarzy, teraz martwego i wyniszczonego przez kwas.
– Tato...
Zerwała się do siadu, ciężko oddychając. Przez chwilę nie wiedziała, gdzie jest, wciąż mając ostatni obraz przed oczami. Nawet nie czuła łez spływających strumieniami po policzkach.
Zwlekła się z łóżka i, potykając się co chwilę, jakoś dotarła do łazienki, żeby pochylić się nad muszlą i zwymiotować. Przez kilka minut siedziała na kafelkach zapłakana i przerażona, pociągając żałośnie nosem. Dopiero, gdy usłyszała z pokoju dzwoniący telefon, podniosła się i spojrzała w lustro. Nadal była nienaturalnie blada o zaczerwienionych od płaczu oczach, rozczochrana i rozdygotana. Nie przypominała siebie, ale powoli się uspokajała.
– To tylko sen – powiedziała do swojego odbicia.
Głos miała zachrypnięty albo od płaczu albo od krzyku przez sen. Odkręciła zimną wodę i opłukała nią twarz, przytomniejąc. Musiała wziąć się w garść. Inaczej nie dorwie tego skurwiela, a to wszystko do tej pory nie będzie miało znaczenia.
Wróciła do pokoju i usiadła na łóżku wśród nieziemsko zmiętej pościeli. Już zapomniała, co to koszmary, wtedy zawsze się rzucała i zwykle spadała z posłania. Tym razem sobie tego oszczędziła. Mimo to czuła się obolała, jakby po sparingu z Fabiem.
Telefon już nie dzwonił. Sprawdziła jednak, kto próbował się z nią skontaktować, mając nadzieję, że to nie Bordo z kolejną propozycją wspólnego jedzenia. Inaczej go zamorduje, resztki cierpliwości właśnie ją opuściły.
Jednak pechowcem był Fabio. Przez chwilę wpatrywała się w numer, ale nie oddzwoniła. Nie była w stanie z nim rozmawiać, od razu usłyszałby zmianę i zacząłby się dopytywać, a nawet grozić, że przyjedzie po nią do Barcelony. Nie mogła na to pozwolić. Sprawa go nie dotyczy, nie musi tego wiedzieć, a ona sobie poradzi. Dorwie Kwasowego, zabije go i wróci do domu, do Fabia. To tylko kilka dni, nie więcej. Nie mogła wciągać w to Furpii, to była jej vendetta.
Sprawdziła godzinę. Dochodziła jedenasta, więc przespała najwyżej trzy godziny. To niewiele, ale na razie musiało wystarczyć. Powinna sprawdzić, co ustaliła grupa Bordo, może jakiś nowy fakt, który stanie się przełomem przynajmniej w jej prywatnym śledztwie. To prowadzone przez Nickolasa jej nie obchodziło. Detektyw ją irytował swoim zachowaniem i samą myślą, że stanowi dla niej coś ważnego. Wykorzystywała go w przeszłości i teraz też tak działa, a dawny romans był raczej skutkiem nudy i chęci wypróbowania kilku rzeczy. To mógł być każdy, bo na każdego można znaleźć zastępstwo.
Na razie jednak musiała ukryć skutki krótkiej nocy i koszmarów. Nikt nie zdobędzie nad nią przewagi, bo to oznacza śmierć, a chciała żyć. Nie dla zemsty, miała jeszcze kilka innych motywacji, które ciągnęły ją do góry. „Przetrwam, bo jestem silna. Dam radę" – powtarzała sobie te słowa pod zimnym prysznicem. Może trochę zbyt prosta metoda, ale działała. Odzyskała spokój, popłakała i teraz może śmiało wrócić do życia wśród innych. To, co jeszcze świadczyło o ciężkiej nocy, ukrył makijaż i dopasowany strój. W końcu uwagę można skierować gdzie indziej, tam, gdzie nie widać słabości. Jest kobietą, więc takie chwyty były jak najbardziej dozwolone.
Może z powodu snu, a może z przyzwyczajenia poszła po poranną kawę do tej samej kawiarni co kiedyś. To tam spotykała się z Inez, wysłuchując jej wesołej paplaniny i odpowiadając zdawkowo na pytania o wydarzenia ze swojego życia. Nie chciała okłamywać przyjaciółki, ale prawdy też nie mogła powiedzieć. Im mniej normalnych ludzi wie o jej prawdziwej twarzy, tym lepiej – wszyscy jej to powtarzali. Poza tym to była szansa, by odpocząć od tego, co niebezpieczne i śmiercionośne, przypomnienie, że oni także mogą żyć wśród światła.
Pod wpływem impulsu w piekarni kupiła świeżo upieczone rogaliki z czekoladą dla siebie i detektywów z zespołu Bordo. O tak, żeby zdobyć ich przychylność. W końcu nie od dziś wiadomo, że przez żołądek do serca.
Smak kawy, choć zaburzony przez papierowy kubek, przegonił resztki krótkiej nocy i pobudził ją do pracy. Dopiero teraz wpadło jej do głowy coś, co powinna zrobić już na początku. Uśmiechnęła się pod nosem, użeranie się z Nickiem odwróciło jej uwagę zbyt mocno, a przecież powinna się skupić na swoim zadaniu. Sięgnęła po telefon i wybrała odpowiedni numer.
– Dawno nie dzwoniłaś, królowo – usłyszała w słuchawce.
– Stęskniłeś się, Speedy? – zaśmiała się.
– Zawsze za tobą tęsknię, królowo.
– Nie czaruj. Wiesz, czym kończą się kontakty z ludźmi mojego pokroju. Potrzebuję przysługi.
– A już myślałem, że zapraszasz mnie na poranną kawę – westchnął.
– Może następnym razem, gdy będę w Paryżu.
– Trzymam za słowo. Czym twój uniżony sługa może ci służyć, moja królowo?
– Potrzebuję nagrań z monitoringu. Wszystkiego, co znajdziesz. Zaraz wyślę ci szczegóły – krótką wiadomość napisała i wysłała w ciągu kilkunastu sekund. – Masz?
– Barcelona – cmoknął z uznaniem. – Czyżby morderstwo kobiety przez Kwasowego Zabójcę?
– Masz całkiem niezłe źródło informacji, Speedy – przyznała.
– W końcu jestem najlepszym hakerem w Europie.
– Nie przechwalaj się. Sprawa jest poważna.
– Królowo, nie możesz spojrzeć w monitoring zabezpieczony przez policję?
– Znając życie, dogrzebiesz się głębiej. Zaznacz mi też wszystkich potencjalnych podejrzanych. Przedział wiekowy 30-55 lat, może więcej, biały mężczyzna. Na pewno nie będzie przyciągać uwagi.
– Się robi, królowo. Dla ciebie wszystko.
– Jaka stawka? – zapytała.
– Mam wobec ciebie potężny dług wdzięczności, królowo. Będę ci służył do końca życia.
Elena zaśmiała się. Speedy nigdy nie tracił dobrego humoru, choć niekiedy mogło się to dla niego źle skończyć. W takich realiach go spotkała. Naraził się szefom francuskiej i niemieckiej mafii przez głupią, ludzką ciekawość. Przypadek postawił ją na jego drodze, gdy była w Paryżu w czasie urlopu. Pamiętała, jak wpadł do jej apartamentu, uciekając przed nasłanymi zabójcami. Sama zresztą chciała go zabić za zakłócenie jej odpoczynku, ale po przemyśleniu sprawy stwierdziła, że bardziej przyda jej się żywy. Użyła swoich wpływów, żeby wyratować chłopaka przed karą śmierci, co zrobiło z niego jej dłużnika, którego mogła wykorzystywać przy pracy.
– Chociaż za prąd ci zapłacę – odparła.
Wiedziała, ile kosztują takie informacje, zaś haker mimo swego geniuszu był trochę nieporadny życiowo. Cóż, nie każdy może być doskonały.
– Bo się obrażę, a tego nie chcesz – dodała.
– Pięć – odparł szybko. – Bardzo promocyjna cena tylko dla ciebie, królowo.
– Uczysz się – pochwaliła go.
– Utrzymanie kosztuje, a nie zawsze będziesz w pobliżu, żeby uratować mi tyłek, królowo.
– Właśnie. Czekam na wyniki, przelewu spodziewaj się popołudniu.
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
– Do roboty, sługo – zażartowała i rozłączyła się.
W sprawach związanych z danymi komputerowymi mogła mu w pełni zaufać. Zawsze potrafił wygrzebać najmniejszy szczegół, który większość ignorowała bądź nie potrafiła znaleźć. Wiedział też, co go czeka, jeśli ją oszuka. Mogła go lubić, ale nadal była bezwzględną członkinią mafii, która nie waha się przed niczym.
Uspokojona i rozluźniona weszła na komendę prosto do biura zespołu Bordo. Wszyscy trzej mężczyźni byli na miejscu i zajmowali się sprawą – nadal nikt z góry im jej nie odebrał, co mogło być zastanawiające. Elena jednak wiedziała, czyja to sprawka i nie żałowała, że powiedziała Cesare'owi prawdę.
– Dzień dobry, panom – uśmiechnęła się.
– Witaj, Eleno. Wyspałaś się? – zapytał Nick.
– Tak, dziękuję – skłamała gładko. – Mam nadzieję, że moje informacje pomogły ruszyć sprawę.
– Tak, były bardzo pomocne, choć sprawdzamy jeszcze kilka kwestii. Co jest w torbie?
– Rogaliki z czekoladą – uśmiechnęła się niewinnie. – Tak zaangażowani ludzie mogą zapomnieć o swoich potrzebach.
– Jak zwykle przewidująca.
Podała torbę najpierw młodym detektywom. Obaj przyjęli poczęstunek, choć zmierzyli ją dość nieufnymi spojrzeniami. Zachowywała się jednak naturalnie i zerknęła do danych na tablicy.
– Sądzi pani, że go znajdziemy? – zapytał Fernandez, obserwując ją uważnie.
– Po to pracujemy nad tą sprawą – odparła. – Czy nie taka jest rola policji?
Oparła się o biurko Nicka, eksponując długie, zgrabne nogi w jasnych, płóciennych spodniach i czarnych szpilkach. Zauważyła, że wzrok jej rozmówcy na chwilę zjechał w dół, ale nie pokazała po sobie satysfakcji. Byłaby zdziwiona, gdyby tak się nie stało.
– Przyznam, że to pierwsza tego typu sprawa, nad którą pracuję – odpowiedział. – Znamy tożsamość mordercy, ale dopadnięcie go może być dużo trudniejsze, niż się zdaje. Mógł już wyjechać z Barcelony.
– Ale wcale nie musiał. Patrząc na grubość jego kartoteki, mamy do czynienia z kimś nieuchwytnym. To pozwala mu poczuć się bardzo pewnie, a to jego największa słabość. Zbytnia pewność siebie prowadzi do lenistwa, a lenistwo do błędów, a wtedy jest już nasz – uśmiechnęła się zimno.
– To ten moment?
– Kto wie? W tej sprawie liczy się każdy szczegół.
– Elena ma rację. Kwasowy Zabójca przez lata wodził policję za nos. Stał się pyszny i zadufany w sobie, więc to kwestia czasu aż popełni błąd. Musimy być przygotowani na ten moment – powiedział Nick.
Salevannov musiała przyznać, że w tym momencie wykazał się prawdziwą charyzmą, której ciężko było się w nim zwykle doszukać. To wystarczyło, żeby jego podwładni skończyli ją testować i zabrali się za swoją robotę, choć w sumie rzeczywiście niewiele mogli zrobić. Brakowało im mocnego punktu zaczepienia, który pchnąłby ich w kierunku mordercy. Elena nie miała pewności, że on czeka w Barcelonie, choć wyzwanie było dla niej. Możliwe, że to właśnie teraz testuje ją, czy jest w stanie go znaleźć. Może nawet obserwuje z rozbawieniem, że kobieta stoi w miejscu, gdy on może znowu kogoś zamordować.
Sytuacja ją irytowała, ale sama postanowiła wykorzystać Bordo, więc teraz musiała czekać, aż sprawdzą wszystko we własnym tempie. To ją zawsze odstręczało od takiej pracy. Nick musiał trzymać się pewnych norm i przepisów, co spowalniało śledztwo. Zdawała sobie sprawę, że barcelońska policja nie ma takich środków, by do każdego zadania przydzielić wystarczającą ilość ludzi. To pozwalało przestępcom na ich działalność, jej także, bo w innym przypadku wciąż deptaliby im po piętach. Czasami sami im to utrudniali, pociągając odpowiednie sznurki u władzy. Wystarczyło tylko coś znaczyć i mieć przekonywujące argumenty.
Późnym popołudniem Nick i Elena pojechali na lotnisko. Jego pracownicy poddali w wątpliwość dość nietypowy bagaż, a po informacji policji przekazanych do ośrodków komunikacyjnych zgłoszenie zostało przekazane im.
Elena zerknęła w podany rejestr, słuchając mężczyzny, który ich przyjął i wprowadził w sprawę. Oprócz kwasu szukała jeszcze innych, nietypowych rzeczy, bo nie sądziła, żeby Kwasowy Zabójca był aż tak przewidywalny.
– Kto odebrał tę przesyłkę? – zapytał Bordo.
– Firma przewozowa.
– Rejestr wygląda w porządku – odezwała się Włoszka. – Nie rozumiem, jak to mogłoby nam pomóc.
– Tak jak już mówiłem, zwykle przez nasze lotnisko nie przechodzą tak niewielkie ilości towarów przemysłowych. Do tego wszelkie dostawy są regularne, a ta wyłamała się ze schematu – wyjaśnił mężczyzna.
Był wyraźnie zirytowany zachowaniem Eleny, chyba wydawało mu się, że kobieta nie słuchała za pierwszym razem. Nic bardziej mylnego, była po prostu dociekliwa i sprawdzała, czy mężczyzna nie kłamie.
– Poprosimy dane tej firmy przewozowej – powiedział Nick.
– Oczywiście, detektywie.
– Moglibyśmy przejrzeć taśmy monitoringu z odbioru tej przesyłki? – zapytała Elena.
– Oczywiście. Proszę za mną.
Nickolas nie do końca wiedział, co Salevannov chce tym osiągnąć, ale nie zaoponował. Wszystko wyglądało jednak bardzo normalnie. Dwóch pracowników firmy przewozowej odebrało niebezpieczną przesyłkę, jeden z nich podpisał odbiór i pojechali. Nie było w tym nic podejrzanego.
Po wyjściu z lotniska Elena milczała, nad czymś się zastanawiając. Nie przejmowała się przy tym swoim towarzyszem, który spoglądał na nią co chwilę.
– Czego szukałaś na tym monitoringu? – zapytał w końcu.
– Wskazówki. Sprawdź dokładnie tę firmę przewozową i to zlecenie.
– Nie zapominaj, że ja też prowadzę to śledztwo – przypomniał jej.
– Dlatego podkreślam „dokładnie".
– W porządku. Kolacja?
– Hotel. Muszę jeszcze nad tym pomyśleć.
Rzuciła mu przy tym takie spojrzenie, że nie próbował ponownie jej zagadywać. Kobieta czuła, że jest blisko jakiegoś odkrycia, ale na razie brakowało dowodów, żeby cokolwiek powiedzieć. Musiała czekać, co ją irytowało przy tej sprawie. Chyba za mocno chciała ją zakończyć, a koszmary jej w tym nie pomagały.
Tym razem Nick nie odprowadził jej nawet do drzwi hotelu. Pożegnali się w samochodzie i Elena sama weszła do budynku. Marzyła już tylko o gorącym prysznicu, lampce wina i kilku godzinach odpoczynku. Chciała zrzucić sprawę w kąt świadomości, uspokoić się i zaatakować, kiedy będzie mieć wszystkie karty w ręce.
Zamrugała zdziwiona, gdy ujrzała jasnowłosą sylwetkę mężczyzny przy recepcji. Najwyraźniej kłócił się o coś z obsługą, sądząc po jego niezadowolonej minie i uldze na twarzy recepcjonistki, gdy ją zobaczyła.
– Fabio, co ty tu robisz? – zapytała po włosku.
– Mamy do pogadania, małolato – powiedział poważnie.
Elena już wiedziała, co miał na myśli. Nie uniknie tego, nie tym razem. Odebrała klucz do swojego apartamentu i gestem zaprosiła go ze sobą.
Rozdział 3. Tamten dzień - 24.4.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top