Rozdział 19. Koszty przyjaźni
Przyjaźń to piękna sprawa. Gdy miłość porównuje się z różą, przyjaźń uosabia wierzba, co oznacza jej trwałość i stałość. Ta prawdziwa przetrwa lata i zawsze rozkwitnie na nowo, jeśli zdarzy się tak, że z biegiem czasu przygaśnie. Nigdy nie zawiedzie, zawsze stanie gotowa nieść pomoc i pociechę. Czasami będzie szorstka, mówiąc na głos to, czego nie chcemy przyznać, ale zawsze pomoże nam powstać w najgorszych chwilach.
Pierwsze przyjaźnie zawiązują się w dzieciństwie. Wtedy są niewinne i szczere. Niewiele z nich przetrwa przez całe życie, ale pozwala człowiekowi odkryć swój smak i nauczyć się życia w społeczeństwie. Nagle zaczynamy potrzebować też innych ludzi, obcych, niezwiązanych z nami więzami krwi. Mamy z nimi wspólne tematy, pasje, powierzamy im tajemnice. W okresie dojrzewania stają się naszą ostoją, bo kto nas lepiej zrozumie niż przyjaciel, skoro z rodzicami już nie można normalnie porozmawiać? Kto nas wesprze przy pierwszej miłości? Kto będzie próbował posklejać nasze rozbite serce po kolejnym zawodzie miłosnym? Kto wytrzyma wszelkie nasze humory i wady? Jedynie przyjaciel.
W mafii bardzo trudno o prawdziwą przyjaźń. Dookoła pełno jest zdradzieckich knowań, interesownych układów, fałszu. Tym bardziej jest to skarb. Umacnia rodzinne więzi, pozwala przetrwać każdy kryzys, ale też ułatwia wiele rzeczy. Gdy szefowie różnych rodzin darzą się przyjaźnią, nie ma powodu do wojny, a gdyby pojawił się wróg, wesprą się wzajemnie. Nie jest to więź łatwa, należy ją pielęgnować, by nie zniszczyć tego, co na niej powstało.
Tristian di Miotto był wieloletnim przyjacielem Lorenza Tovarro, który cenił mężczyznę za wiele jego przymiotów. Wspólnie rozwiązali w przeszłości wiele trudnych sytuacji, które mogły postawić ich rodziny w obliczu prawdziwego zagrożenia. Prowadzili również kilka wspólnych interesów i zawsze mogli na siebie liczyć.
Dzień był idealny na rozmowy biznesowe. Tristian di Miotto przygotowywał się do nich od tygodni, uczulając służbę, jak mają przygotować posiłek, wino oraz dopilnował, by w salonie był tego dnia idealny porządek. To był ważny dzień i każdy członek rodziny był tego świadomy. Gdy więc pod rezydencję podjechał samochód Tovarro, każdy wiedział, co do niego należy.
Lorenzo wysiadł z samochodu i w towarzystwie jedynie Falca wszedł do rezydencji di Miotta. Nie było potrzeby zabierania ze sobą dodatkowych ludzi, w końcu byli na przyjaznym terenie i z pewnością Tristian di Miotto zadba o bezpieczeństwo swych gości.
Gospodarz czekał na nich w salonie. Wstał z fotela z szerokim uśmiechem na ustach, gdy tylko drzwi się otworzyły Nie mógł się doczekać gości. W końcu to był ważny dzień. Czekał na niego od tygodni.
– Don Lorenzo, Falco, miło widzieć was w zdrowiu – przywitał się.
– Tristianie, wyglądasz bardzo dobrze – uśmiechnął się Tovarro.
– Usiądźcie, proszę. Zaraz przyniosą kawę i poczęstunek.
Lorenzo zajął miejsce na sofie, Falco w pojedynczym fotelu tak, aby mieć oko na drzwi i prawie całe pomieszczenie. Zawsze pozostawał czujny, nawet na przyjaznym terenie, by nie dać się zaskoczyć.
– Trochę martwiłem się, czy nie należy odwołać dzisiejszego spotkania po tych wszystkich nieprzyjemnościach z dzieciakami Civello – zagaił Tristian. – Mam nadzieję, że porwanym członkom rodziny Tovarro nic już nie grozi.
– Elena i Fabio odzyskują siły. Dziękuję za twoją troskę.
– Głęboko smuci mnie fakt, gdy przyjaciel ma problem.
– Na szczęście został już rozwiązany.
Gdy tylko został podany poczęstunek, zajęli się sprawą, którą mieli omówić. Były to prawie ostatnie rozmowy i obie strony miały nadzieję przy następnym spotkaniu podpisać papiery. Zbyt długo cała sprawa już się ciągnęła przez różne niesprzyjające okoliczności.
Mimo spokoju Tristian co jakiś czas spoglądał na zegar stojący w kącie, co w końcu zwróciło uwagę Lorenza. Było to nieco niegrzeczne zachowanie, powinien być bardziej skupiony na bieżących sprawach. To jest chyba ważniejsze w tej chwili.
– Czyżbyś spodziewał się jakiś gości, Tristianie? – zapytał uprzejmie.
– Nie, w żadnym wypadku.
– Tak często spoglądasz na zegar, jakbyś na kogoś czekał. Claudia nie wróciła na noc do domu i nie ma jej do tej pory?
– Jest u siebie z przyjaciółką – odparł zdeprymowany Tristian.
Ostatnie, czego chciał, to zaniepokoić swych gości. Przez to mogliby wzmocnić czujność, a nawet ostrzec ludzi na zewnątrz, a to było zupełnie niepotrzebne. Jednak było coś, czego nie mógł pojąć. Doskonale pamiętał plan dnia, a odstępstwo go niepokoiło. Dlaczego nic się nie dzieje?
Lorenzo uśmiechnął się nostalgicznie.
– Przyjaźń to wspaniała rzecz. Nie ma nic lepszego w tym świecie niż prawdziwy przyjaciel, choć zdobycie takiego wymaga wysiłku. Jeszcze więcej trzeba poświęcić później, bo o taką więź należy należycie dbać. Chyba się ze mną zgodzisz, Tristianie, mój przyjacielu?
– Masz absolutną rację, Don Lorenzo – uśmiechnął się wymuszenie. – Wybacz moje roztargnienie. Wróćmy do interesów.
Jakoś zebrał się w sobie, choć nadal był nieco niespokojny. Nie mógł jednak teraz rozwiązać tego problemu. Wzbudziłby tylko większy niepokój u Tovarro. Falco już patrzył na niego podejrzliwie, choć nie drgnął ani o milimetr, gdy Lorenzo zaczął temat. Tristian nie wątpił jednak, że jest gotowy zaatakować w każdej chwili. Nie wolno było go lekceważyć. Nie przesadzali ci, którzy mówili o nim jak o przyczajonym drapieżniku, gdy zwietrzy już ofiarę. A wszystko w imię obrony szefa, który również pomimo wieku był niebezpiecznym człowiekiem. Żadnego z nich nie można było lekceważyć.
Spotkanie przeszło bez problemów. Nikt im nie przeszkadzał, gdy ustalili ostatnie punkty umowy, nie pojawiły się żadne nadzwyczajne okoliczności. To był niezwykle spokojny poranek, który zamienił się w południe.
– Myślę, że na tym skończymy – uznał Lorenzo. – Wiemy wszystko, co potrzebne.
– Cieszę się, że jesteś zadowolony, Don Lorenzo. Może uczcimy to obiadem?
– Niestety, ale czas na nas, przyjacielu. Czekają mnie mniej przyjemne obowiązki.
– Taka niewdzięczna rola szefa. Pozwól się odprowadzić do drzwi.
– Z przyjemnością.
Falco lekko się skrzywił z tylko sobie znanego powodu, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi. Mężczyźni wyszli z salonu i przeszli przez hol do drzwi wejściowych, przy których Claudia di Miotto właśnie pożegnała przyjaciółkę. Była to młoda kobieta o urodzie odziedziczonej po ojcu, choć o dużo łagodniejszych rysach. Kończyła właśnie studia biochemiczne.
– Don Tovarro – uśmiechnęła się do mężczyzny. – Miło pana znów widzieć.
– Ciebie również, Claudio – odwzajemnił gest. – Jak twoje studia?
– W porządku. Właśnie skończyłyśmy nockę nauki – wskazała na drzwi, za którymi zniknęła jej przyjaciółka.
– Przyjaźń... Wspaniała rzecz. Ile to już lat trwa nasza przyjaźń, Tristianie?
Di Miotto nieco się zmierzał na to pytanie. Nie spodziewał się go, a cały czas miał wrażenie, że coś jest nie tak. Tylko zachowanie Tovarro nie wskazywało na to, że czegoś się domyśla. Nie znosił tej niepewności, którą czuł od kilku godzin. Mogłoby się już zacząć.
– Będzie ze dwadzieścia pięć – odparł.
– Tak. Obyś ty również doświadczyła tak długiej przyjaźni, Claudio.
– Dziękuję, a teraz przepraszam. Muszę przygotować jeszcze jeden projekt. Do widzenia, Don Tovarro.
– Do widzenia, Claudio.
Kobieta odeszła. Lorenzo przeszło przez myśl, że naprawdę byłaby idealną partnerką dla Cesare'a, gdyby ten w końcu pomyślał o ustatkowaniu się. Oczywiście w innych okolicznościach, bo teraz było już na to za późno. Jej zainteresowanie nie zostanie odwzajemnione.
– Na nas również czas, Tristianie – odezwał się. – Co do gości, na których nie czekałeś, nie pojawią się. Mają pilne spotkanie z Duchem. Chodźmy, Falco.
Wyszedł, pozostawiając Tristiana z ogłupiałą miną. Di Miotto zrozumiał, że Tovarro o wszystkim wiedział, gdy tu przyszedł. Przejrzał go. Ale jak? Był przecież ostrożny. Wynajął najemników, przygotował wszystko tak precyzyjnie, że bardziej się nie dało. Gdzie popełnił błąd? A może...
– Psi syn – warknął. – Scorpio, Nero Vincentii i jego ludzie mają zniknąć z powierzchni ziemi. Natychmiast.
– Tak jest.
Był skończony. Teraz mógł tylko próbować jakoś się ocalić, nim Rabbia zjawi się u jego drzwi. Może już tu są, może czekali aż Lorenzo stąd wyjdzie. Poczuł dławiącą panikę, bo te diabły nie będą słuchać żadnych wyjaśnień. Był skończony.
W samochodzie trwało milczenie, gdy pokonywali kolejne kilometry dzielące ich od domu. Lorenzo spoglądał przez okno, intensywnie nad czymś myśląc. Falco dotąd mu nie przeszkadzał, ale trochę go to denerwowało. Cały ten wyjazd był nieco kuriozalny. Zmarnowali pół dnia, udając, że umowa z di Miottem jest nadal aktualna, choć doskonale wiedzieli, że nic z tego, skoro mają niezbite dowody jego zdrady.
– Nie poślesz po niego Rabbii, prawda? – zapytał.
– Nie, plan nadal jest aktualny. Rabbia zrobiła już swoje, a mają też inne obowiązki.
– To jego wybór. Pewnie spowodowany jakimiś głupimi powodami, które nie są tego warte.
– Nie martw się o mnie, Falco. To prawda, że jest mi przykro z powodu zdrady Tristiana, ale to koszt tej przyjaźni. Nie zawsze pokłada się zaufanie w odpowiednich osobach. Tak już jest.
Falco rozchmurzył się nieco. Bez tego wiedział, jak Lorenzo się z tym czuje. Traktował Tristiana z szacunkiem i szczerą przyjaźnią, a ten postanowił zorganizować zamach na Tovarro. Gdyby nie jedna, dziwna sprawa – szczegół w sumie – pewnie do tej pory byłoby już po wszystkim, a oni musieliby posprzątać ten bajzel. Szukanie winnych z pewnością zajęłoby trochę czasu. I tak właśnie di Miotto próbował im odpłacić za lata spokoju i dobrobytu. Jak totalny śmieć.
Falco nie zamierzał pytać o powody. Jakiekolwiek i tak były śmieszne w porównaniu z tym, co Tovarro od siebie dali. Jak słabym trzeba być człowiekiem, jak wiarołomnym, by zdradzać wieloletnią przyjaźń? Nie mógł tego zrozumieć i nawet nie chciał. To było poza sferą tego, co można było wybaczyć. Di Miotta czeka surowa kara. Stanie się ostrzeżeniem dla innych, by nie próbowali takich rzeczy. Nie ma żadnego dobrego powodu, aby pozwolić ten problem zamieść pod dywan. Każdy z sojuszników powinien pamiętać, z czym wiąże się zdrada. Może i Tovarro nie zamierzali nigdy nikogo straszyć, ale czasami należy innym przypomnieć o pewnych zasadach.
Do rezydencji dotarli w kiepskich humorach. Trudno, by cieszyli się z wydarzeń, które miały niedługo nastąpić. Rzeczywistość jednak była okrutna. Nie wybaczała błędów.
Pablo czekał na ojca w gabinecie. Widział jego marsową minę, ale nie wycofał się. Dawno minęły te czasy, kiedy zagniewany Lorenzo wprawiał go w zakłopotanie.
– Jak wizyta u di Miotta? – zapytał.
– Bez zakłóceń. Nie domyślił się niczego, choć wyraźnie czekał na wynajętych najemników.
– Pewnie teraz niszczy dowody i drży na myśl, że Rabbia może po niego przyjść – Pablo uśmiechnął się kwaśno. – Każdy na jego miejscu byłby przerażony. Cesare przysłał już raporty. Fantasma zlikwidował główne siły Nera Vincentiiego, Lukas te, z którymi współpracował jako Mateo Schonetti.
– Nie mieli problemów?
– Żadnych. Wygląda na to, że rola sobowtóra nie wzbudziła podejrzeń.
– To dobrze. O ile pamiętam, Lukas nie lubi żegnać się ze swoimi wcieleniami – uśmiechnął się Lorenzo.
– Przy okazji Cesare pytał o autoryzację ataku na di Miotta.
– Nie pozwalam.
– To mu się nie spodoba – zauważył Pablo.
– Już z nim o tym rozmawiałem – westchnął Lorenzo. – Ten chłopak ma obsesję na punkcie zdrady.
Pablo wzruszył ramionami. Nie trudno było się domyśleć, czego było to skutkiem. Chociaż następca podejrzewał, że to też kwestia możliwości siania zniszczenia. Zawsze uważał, że kuzyn ma pewne ciągoty do chaosu.
– Dobrze, zostawmy to na razie. Jak przygotowania do ślubu?
– Nabrały rozpędu, odkąd ustaliliśmy datę ceremonii. Anika wydaje się być w swoim żywiole.
– To dobrze. To wspaniała dziewczyna i zasługuje na wymarzony ślub.
– Racja – uśmiechnął się Pablo. – Rozesłaliśmy już zaproszenia.
– Pamiętasz, że Elena i Fabio są u Furpiów?
– Kompletnie o tym zapomniałem. Wszystkim członkom Rabbii posłaliśmy zaproszenia do ich rezydencji. Chyba za bardzo się przyzwyczaiłem się do myśli, że wszystkich tam zastanę.
– Myślę, że Furpiowie im przekażą, a zaproszenia w ich przypadku to czysta formalność.
– To prawda.
– Powinieneś pomóc Anice.
Pablo kiwnął głową. Przygotowań do uroczystości było dość sporo, nie powinien wszystkiego pozostawiać na głowie narzeczonej, a ojciec najwyraźniej potrzebował chwili dla siebie, żeby pomyśleć, co dalej postanowić w sprawie di Miotta.
– Tak zrobię. Zobaczymy się na obiedzie, ojcze.
Cesare bębnił palcami o blat biurka, wysłuchując szczegółowego raportu Lukasa z jego działań jako sobowtóra. Co prawda mógł kazać mu to spisać, ale i tak nie chciałoby mu się tego czytać. Szczegóły naprawdę miały znaczenie jedynie dla głównego trzonu. Dla Cesare'a najważniejsze było ukończenia misji z sukcesem.
Choć tym razem cudem udało się to zorganizować przez tę aferę z Civello. Lukas z jednego zadania ruszył od razu na następne, mimo że potrzebował czasu na wejście w rolę. To dużo mówiło o jego klasie jako zabójcy Rabbii. Może i na co dzień zachowywał się jak stereotypowy gej, którym w końcu był, ale jednocześnie potrafił przerażać. Był bezwzględny, choć jego charakter wychodził mimowolnie chyba, że wchodził w rolę. Jego talent aktorski był naprawdę niebywały, nie było chyba roli, której by nie zagrał.
– E, szefie, coś nie tak? – zapytał Licavoli. – Może powinienem przyjść później?
– Po prostu złóż raport z pozostałymi.
Machnął na niego ręką i Lukas pośpiesznie wyszedł. Wolał nie drażnić szefa, gdy ten jest w tak podłym nastroju. To mogłoby się skończyć strzelaniną i remontem, a to nie był najlepszy moment. Jeszcze miesiąc do świąt, więc Rabbia jak co roku starała się w tym czasie żyć ze sobą w zgodzie i wygaszać konflikty, nim te rozpoczną się na dobre. Dotyczyło to również niedrażnienia niepotrzebnie Cesare'a, który w grudniu często denerwował się z byle powodu. A przecież chcieli dożyć świąt.
Tym razem Cesare'a drażniła decyzja Lorenza dotycząca działań wobec Tristiana di Miotta. Stryj zabronił akcji zbrojnej przeciwko zdrajcy, Tovarro mieli go jedynie zniszczyć w kwestii wpływów i doprowadzić do upadku. Żadna szanująca się rodzina nie będzie chciała utrzymywać z nim kontaktów, a dla wrogów w tej chwili nie był atrakcyjnym kąskiem. Nawet go nie wykorzystają. Do tego w prokuraturze pojawiły się już dokumenty, które doprowadzą go za kratki. W ten sposób Lorenzo zamierzał ukarać dawnego przyjaciela.
To był ten sam głupi błąd co w przypadku Civello. Tam też litość sprawiła, że synowie zdrajcy uszli z życiem, by wrócić po dwudziestu latach ze swoją małą vendettą. Może szybko się z nimi rozprawili, ale nie można było ukryć, że poczynili spore szkody, finansując produkcję venerdì i atakując członków rodziny Tovarro. Plan był dobry, inna, mniejsza organizacja z pewnością poszłaby w rozsypkę po takim ataku, ale na Tovarro to było za mało. Jednak całej awantury można było uniknąć, gdyby smarkacze zostali zlikwidowani razem z resztą zdradzieckiej familii. A tak burdel po venerdì będą sprzątać jeszcze przez kilka miesięcy, zaś Salevannov i Furpia do końca roku będą bezużyteczni.
Teraz Lorenzo postępował w ten sam sposób. Może i zapuszkuje di Miotta do końca życia, ale ten za kratkami może nadal knuć jakieś intrygi. Był potencjalnie niebezpieczny. Jego córka również może chcieć odwetu za zniszczenie ich rodziny. Co prawda Cesare'owi obiło się o uszy, że dziewucha nie zna się zbytnio na interesach ojca, a nawet planuje żyć w miarę normalnie, jeśli nie wyjdzie za jakiegoś mafiosa, ale wszystko mogło się teraz zmienić.
To niepotrzebne ryzyko, które może przynieść rodzinie szkodę. Teraz albo w przyszłości. Takie elementy powinno się usuwać, od tego w końcu była Rabbia. Nie po to zbierali dowody na zdradę di Miotta, by teraz wypuścić go z rąk. Czego Lorenzo w tym nie rozumie?
Cesare nie znosił takich sentymentów. Może i mężczyzn łączyła kiedyś głęboka przyjaźń, ale teraz di Miotto wzgardził szacunkiem Tovarro z jakiegoś głupiego powodu. Zdradził, szykował zamach na Lorenza i to wystarczyło, by skrócić go o głowę bez wahania. Cesare by tak zrobił. Zamierzał chronić rodzinę za wszelką cenę. Jeśli musi kogoś z tego powodu zabić, to zrobi to. Od tego tu jest. Rozumiał wagę swojego stanowiska. W przeciwieństwie chyba do stryja.
Wstał gwałtownie i wyszedł z gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi. Usłyszał, jak na dole cichnie rozmowa. Jego podwładni wiedzieli, że jest w kiepskim humorze i nie chcieli go sprowokować do sięgnięcia po broń, co było w tej chwili dość prawdopodobne. Szkoda, wpakowanie w kogoś całego magazynka byłoby odprężające, bo nawet jeśli pojedzie teraz do głównej rezydencji, niczego nie wskóra. Lorenzo mógł być sentymentalnym głupcem, ale nadal był bezwzględnym szefem mafii, który zdania nie zmienia. Pozostało mu rozładować wściekłość inaczej.
Minął salon, nawet do niego nie zaglądając, po czym zszedł do garażu. Wsiadł w swoje czarne Ferrari i opuścił teren rezydencji.
Michelle i Vincent jednocześnie odetchnęli z ulgą. Rano tylko podejrzewali zły humor szefa, dopiero Lukas to potwierdził, więc wszyscy obawiali się, że może się to na nich odbić. Zresztą służba też chodziła na paluszkach i żadna z pokojówek nie chciała zbliżać się do części Cesare'a. Gdyby musiały, pewnie ciągnęłyby losy.
– Myślicie, że kiedy mu przejdzie? – zapytał Michelle, patrząc na Razanno i Licavoliego.
– Pojechał się odstresować, więc może po powrocie nie będzie bombą z opóźnionym zapłonem – wzruszył ramionami Vincent.
Jednocześnie wpatrywał się w ekran telefonu, jakby na coś czekał.
– W ogóle się tym nie przejmujesz – zauważył Saphire. – Nowa dziewczyna nie odpisuje?
Vincent uprzejmie uniósł brew w niemym pytaniu, o kogo Michelle'owi chodzi.
– O Różanej mówię – prychnął nożownik.
– Nie mam jej numeru.
– Naprawdę? Nie mów, że to taki problem go zdobyć.
– Nie jest to problem. Wolałbym go otrzymać od niej.
– To się zestarzejesz, bo zdąży się hajtnąć i narobić dzieciaków jakiemuś przykurczowi.
– Na mnie nie działają twoje odzywki, Michelle – westchnął Vincent. – Chyba brak ci Fabia.
– Bzdura. Przynajmniej jest spokojniej – oburzył się Michelle.
– Raczej pusto – odezwał się Lukas. – Eliś i Fabiś mogliby już wrócić. Zresztą Eliś potrzebuje sukienki na ślub.
– A ten tylko o jednym. Widać, że pedał.
– Michi, ja twojej orientacji nie komentuję – Lukas pogroził mu palcem.
– Bo jest zwyczajna? Zresztą, chyba Vincent ma rację. Jeden o kieckach, drugi nieszczęśliwie zabujany. Nawet nie da się was sprowokować i okpić. Furpia się do tego nadaje najlepiej – orzekł.
– Może zajmij się Elizabeth – zaproponował Vincent. – Wtedy nie będziesz się nudził.
Michelle tylko prychnął, po czym wstał i wyszedł z salonu. Wszyscy czuli, że Rabbia w niepełnym składzie to nie to samo. Co innego, gdy częściowo są na misji, a co innego w takiej sytuacji. Rozumieli, że dla rannych lepiej odpoczywać w rodzinnym domu, z dala od zgiełku mafii, ale to nie zdarzało się za często.
– Może zaproś Różyczkę na ślub następcy – zaproponował Lukas. – Możesz wziąć ze sobą osobę towarzyszącą.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł.
– Nikt nie musi wiedzieć, kim jest naprawdę, jeśli boisz się o jej bezpieczeństwo.
– Nie wiem, czy będzie chciała.
– Jeśli nie zapytasz, to się nie dowiesz.
Lukas uśmiechnął się tylko nieco rozbawiony. Minęły już prawie trzy miesiące, odkąd Vincent napotkał Różaną Zabójczynię i jakoś nie potrafił jej sobie wybić z głowy. Fascynowała go, choć dotąd nie zaczął nawet szukać informacji na jej temat. Teraz, gdy był świadomy, kim jest, byłoby to łatwiejsze, a jednak uparcie odmawiał sobie tego przywileju. Ciekawe, co na to ta dziewczyna?
Minęło kilka dni. Wieść o planowanym zamachu na Lorenza Tovarro rozniosła się w mafijnym świecie dość szybko, co sprawiło, że di Miotto mieli kłopoty. Dotychczasowi sojusznicy zaczęli się chyłkiem wycofywać, niektórzy oficjalnie kończyli współpracę, nie chcąc paść ofiarą podejrzeń o współudział. To mogłoby wiele skomplikować, a z Tovarro lepiej nie zadzierać. To za duża organizacja, by pozwolić sobie na takie zachowanie, mogło skończyć się naprawdę źle.
Prokuratura wszczęła oficjalne śledztwo przeciwko Tristianowi di Miotto, jego konta zostały zablokowane, a cała procedura przebiegła bardzo szybko. Na ucieczkę zagranicę było już za późno, zresztą wątpliwe, by Tovarro na to pozwolili. Zamierzali go zniszczyć, ale pozostawić przy życiu, by do końca swych dni żałował swego postępku.
Mogło dziwić, że nikt dotąd nie zaatakował rodziny di Miotta, co w takim przypadku byłoby dość prawdopodobne. Zawsze znajdzie się ktoś, kto chce wziąć odwet nawet za kogoś innego. Pierwszeństwo mieli oczywiście Tovarro, w których atak był skierowany. Jednak ci nie zamierzali osobiście wykończyć dawnego przyjaciela i sobie tego nie życzyli. Pozostałe rodziny uszanowały wolę Lorenza.
To też była forma kary, bo Tristian miał świadomość, że jego życie zależy od Lorenza Tovarro – człowieka, którego pragnął zabić. Jedno słowo i wszystko może się zmienić. Czy jest coś bardziej upokarzającego niż bycie na łasce swej niedoszłej ofiary? Dumę również zamierzano mu odebrać. Jeśli jeszcze coś mu z niej pozostało po zdradzie.
Claudia di Miotto nie orientowała się zbyt dobrze w interesach ojca. Te miały zostać przekazane zięciowi, gdy kobieta wyjdzie za mąż, na co się na razie nie zanosiło. Jednak dostrzegła, że dzieje się coś złego. Z dnia na dzień zostali praktycznie bez niczego, znajomi z rodzin mafijnych odwrócili się od niej bez słowa, a ojciec chodził wściekły i jakby przerażony. Nigdy wcześniej go takim nie widziała, więc kompletnie nie rozumiała, o co w tym wszystkim chodzi. Nie miała bowiem pojęcia o planowanym zamachu.
Gdy o tym usłyszała, w pierwszej chwili pomyślała, że to jakiś żart. Nie do pomyślenia było, żeby jej ojciec pragnął śmierci wieloletniego przyjaciela. Nie znała Lorenza Tovarro zbyt dobrze, od spraw mafii zawsze była trzymana z daleka, ale wiedziała, że jest porządnym człowiekiem. Jak na szefa mafii, oczywiście. Zawsze obdarzał jej ojca szczerością i życzliwością, więc cała ta sprawa musiała być jakąś pomyłką.
Próbowała nawet porozmawiać o tym z ojcem, ale ten tylko warknął, żeby się nie wtrącała w sprawy, o których nie ma pojęcia. Zabolało ją to, bo nigdy na nią nie krzyczał. Była córeczką tatusia, której wolno było wszystko, a teraz została tak potraktowana.
Postanowiła wziąć sprawy we własne ręce. Wątpiła, żeby pozwolono jej spotkać się z Don Tovarro po tym, co zrobił ojciec, więc musiała przekonać kogoś, kto ma jakiś wpływ na szefa, żeby spróbować załagodzić sytuację. Wierzyła, że nie ma takiej sprawy, której nie da się rozwiązać szczerą rozmową.
Nie powiedziała nikomu, dokąd jedzie po zajęciach. Ojciec by to na to nie pozwolił, a że od dawna żaden ochroniarz za nią nie chodził, było to dużo prostsze. Nikt jej nie powstrzyma.
Po zajęciach skorzystała z uczelnianej toalety, żeby się przebrać. Zwyczajne ubranie zamieniła na dość kusą, czerwoną sukienkę z dużym dekoltem, ciemne włosy rozpuściła, makijaż zmieniła na mocniejszy, lecz niewyzywający. Do tego kozaki na szpilce i mogła ruszać.
„Malma" była klubem o dość wysokich standardach, do którego mogli wejść nieliczni. Do tego należał do mafii, co można było dostrzec na pierwszy rzut oka zaraz po wejściu – świat dużych chłopców, wielkich pieniędzy i grzechu. Wielu mafiosów spędzało tutaj czas. Wiedziała, że ten konkretny także.
Ochrona nie była zbyt chętna, by ją wpuścić, gdy rozpoznali, z kim mają do czynienia. Di Miotto stali się wrogami wielu rodzin mafijnych, więc nie byłoby to mądre. Jednak w końcu ustąpili, gdy menedżer wyraził zgodę, zaznaczając jednocześnie, że nie chce kłopotów.
Claudia nie czuła się w takich miejscach dobrze. Co prawda nie było tu striptizu, ale i tak dało się wyczuć specyficzny klimat pełny prostego erotyzmu. Nie ukrywano także, że jeśli ktoś wyraził taką chęć, mógł odpowiednio zapłacić i otrzymać dodatkowe usługi. Jednak po głównej sali kręciły się jedynie hostessy w eleganckich sukienkach. Zabawiały one klientów rozmową, za co należało zapłacić dość sporą sumę. Seks nie był tu sprawą nadrzędną.
Claudia weszła na piętro, gdzie atmosfera była bardziej intymna i spokojniejsza. Dobrze wiedziała, gdzie go znajdzie. Kilka razy już się tu widzieli, choć wtedy w całkiem innych okolicznościach. Liczyła jednak, że uda jej się coś zdziałać.
Siedział sam. Nie towarzyszyła mu żadna z dziewcząt, choć pusty kieliszek po martini ze śladem szminki jasno mówił, że to tylko chwilowy stan. W tym przyciemnionym świetle wyglądał jeszcze bardziej władczo niż normalnie, przez co musiała wziąć głębszy oddech i uspokoić rytm serca. Chyba naprawdę nie miał pojęcia, jak na nią działa.
Podeszła bliżej pewnym krokiem, który ukrył wszelkie wątpliwości, jakie miała. Zresztą było już za późno, by się wycofać, bo dostrzegł ją i teraz te czarne, niebezpieczne oczy śledziły każdy jej ruch.
– Don Cesare – przywitała go z szacunkiem.
Nie odwzajemnił powitania. Zlustrował ją spojrzeniem z góry na dół, przez co musiała stłumić chęć osłonięcia się. W tej chwili czuła się naga.
– Czego chcesz? – zapytał nieprzyjemnie.
– Porozmawiać o sytuacji, w którą wpakował się mój ojciec.
Cesare uniósł brew w niemal uprzejmym zdziwieniu, lecz bardziej przypominało to kpinę.
– Don Cesare, jako szef Rabbii masz pewne przywileje w rodzinie Tovarro. W tej chwili nikt nie dopuści mnie do Don Lorenza, a chciałabym, aby nie był tak surowy dla mojego ojca.
Cesare wybuchnął śmiechem na tę nowinę. Naprawdę go to ubawiło, ledwo di Miotto otworzyła usta, a już go rozbawiła swoją naiwnością. Miał ochotę wyciągnąć broń i strzelić jej prosto między oczy. Jednak tutaj nie wypadało, bo miałby problemy, a stryj nie byłby zadowolony. Wolał oszczędzić sobie kłopotów.
– Tristian di Miotto planował zamach na Don Lorenza – warknął. – Rozumiesz, co to oznacza?
– A jeśli to nieporozumienie? Ludzie czasami podejmują błędne decyzje.
– A ty chcesz ułagodzić konsekwencje? – odparł.
– Jeśli jest coś, co mogę zrobić w tej kwestii, to chcę pomóc – odpowiedziała szczerze. – Don Cesare, proszę cię o pomoc.
– I pewnie jesteś gotowa na wszystko? – zakpił.
Claudia kiwnęła głową. Co prawda nie była pewna, czego mężczyzna może zażądać w zamian, ale w tej chwili była przekonana o słuszności tej decyzji. Chciała wyjaśnić sprawę i ocalić swoją rodzinę. Na jej miejscu każdy postąpiłby tak samo.
Cesare kiwnął na jedną z hostess, które kręciły się po piętrze gotowe zająć się klientami. Młoda blondynka w oliwkowej sukience rzuciła Claudii nieprzyjazne spojrzenie, po czym uśmiechnęła się miło do Cesare'a.
– Klucz do pokoju – polecił.
Blondynka kiwnęła głową i po chwili prowadziła ich już do jednego z pokoi. Był dość przytulny, a jego jedynym wyposażeniem było łóżko i niewielka szafka nocna, na której stały kieliszki oraz zapachowa świeca.
– Czy coś jeszcze?
– Nie.
Hostessa odeszła, rozumiejąc aluzję zawartą w tym jednym, krótkim słowie. Zresztą sytuacja wyglądała wystarczająco jasno, a skarga mogłaby pozbawić ją pracy.
Cesare spojrzał na Claudię, u której zobaczył pierwsze oznaki niepewności. Ta rozpuszczona księżniczka używała słów, których nie powinna, bo ich nie rozumiała. Teraz dostanie lekcję pokory.
– Na co czekasz? – zapytał.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, po czym zamknęła je bez słowa. Nie do końca wiedziała, jak powinna zachować się w takiej sytuacji. Owszem, wyobrażała to sobie wielokrotnie, ale w innych realiach. A teraz w ten sposób?
Pchnął ją na łóżko, przytrzymał nadgarstki na materacu. Spurpurowiała pod jego spojrzeniem i nie broniła się, gdy jedną z dłoni wsunął pod sukienkę. Wciągnęła gwałtownie powietrze, czując penetrujące jej ciało palce. Cesare uśmiechnął się krzywo. To było prostsze niż zabranie dziecku lizaka.
– To ty prosisz o pomoc – szepnął jej zmysłowo do ucha.
Puścił ją i usiadł na krawędzi łóżka. Claudia zsunęła się na podłogę, uklękła tuż przed nim i nieco drżącymi dłońmi rozpięła mu spodnie. Początkowo była niezdarna, choć Cesare nie zwrócił jej na to uwagi, obserwując, jak stara się nad sobą zapanować. Wiedział, że nigdy tego nie robiła. Brakowało jej wprawy i pewności siebie. Nie zamierzał jej pomagać, wolał obserwować, jak się stara.
Nie miał jednak aż takich pokładów cierpliwości. Może i go pobudziła, ale do zadowolenia dużo brakowało i zaczęło go to drażnić.
– Wstań – polecił.
Dość szybko pozbierała się z kolan. Gestem nakazał jej się obrócić. Zamek sukienki nie stawiał oporu, materiał zsunął się z szelestem z kobiecego ciała. Ścisnął pośladki, słysząc jęk podniecenia. Uśmiechnął się do swoich myśli.
Oparł jej dłonie o szafkę nocną, przez co musiała się pochylić. Drażnił twardniejące sutki przez materiał stanika, słuchając, jak wzdycha. Wiedział, że tylko o tym marzyła. Nie był ślepy, ale nie zamierzał zmieniać zdania na jej temat.
Niespodziewanie odsunął się i poprawił ubranie. Claudia odwróciła głowę z niezrozumieniem wypisanym na twarzy.
– Nie zamierzam ci pomóc – oznajmił z kpiącym uśmiechem. – Przespanie się ze mną i tak niczego by nie zmieniło, a Tristian di Miotto zapłaci za swoją arogancję. Takie są koszty zdradzonej przyjaźni. Możesz winić tylko swojego ojca.
Po czym odwrócił się i wyszedł, pozostawiając ją z ogłupiałą miną i smakiem upokorzenia na języku. Wzgardził wszystkim, co chciała mu dać.
Opadła bezsilnie na kolana, dziwiąc się, że nikt nie usłyszał tego huku. Huku rozpadającego się świata.
Rozdział 20. Trudne wybory - 18.12.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top