5. One Night Stand
Ingrid Sollheim
Pójście z Eliasem Amundsenem do jego mieszkania należało do najgłupszych decyzji, jakie kiedykolwiek popełniłam. Wiedziałam kim on jest – a był obcesowym dupkiem. Wiedziałam, jak się zachowuje – a zależało mu tylko na jednym. Znajdował się w moim gronie podejrzanych, a Niny wciąż nie odnaleziono. To martwiło i to sporo. Ciekawiło mnie czy zeznawał już na policji, czy jego rodzice wiedzieli już o całym zajściu i jak odnajdował się w nowej sytuacji. Nie współczułam mu właściwie w ogóle.
– Jedziesz do Oslo? – zapytał bezpośrednio, na co uniosłam swoją twarz w stronę nieba, automatycznie czując, jak drobinki śniegu zaczynają wlatywać mi do oczu.
Zachowywał się... nijak. Nie byłam w stanie określić czy jest to dobre, czy też złe. Może wewnętrznie czułam się nieco gorzej, właśnie poprzez takowe zadawanie pytań. Amundsen budził we mnie zbyt wiele sprzecznych emocji.
– Jak co roku – odparłam, wbijając swój wzrok w betonowy chodnik, który i tak omiótł śnieg. – A ty?
Zdawałam sobie sprawę z faktu, że w tamtym momencie postępowałam wobec niego nie dość, że wrednie to jeszcze okrutnie szczerze. A on przyglądał mi się. Jego jasne blond włosy przykrywał ciemny kaptur zimowej kurtki, a twarz okrywał czarny szalik. To była dosyć dziwaczna okoliczność. Szczerze mówiąc nigdy nie spodziewałam się, że coś takiego będzie mieć w moim życiu miejsce.
– Chyba tak – westchnął prawie niezauważalnie, na co odwróciłam wzrok w jego stronę.
– Chyba? – Zmarszczyłam niepewnie brwi, a ten momentalnie skinął głową.
Znaleźliśmy się przy jego kamienicy. I do czego to właściwie doszło? Było cholernie zimno, śnieg spadał z nieba garściami, a wiatr niemiłosiernie wył. Za to z moich ust wydał się cichy jęk, kiedy kolejne zimne drobinki zaległy na mojej twarzy. Za jakieś dziesięć sekund zamierzaliśmy wejść do jego mieszkania, a ja czułam, że niezręczniej już nie będzie. Raz po raz dzwoniłam do Mikaela, a następnie do ojca, ale żaden z nich nie odbierał. Mogłam pojechać do kawiarni swoim samochodem. Problem w tym, że wydawało mi się, że przejście dwóch kilometrów nie stanowi żadnego większego utrapienia. A przynajmniej w tamtym przypadku.
– To zależy od wielu czynników – zauważył możliwe, że nieco chłodniej niż wcześniej. – To te drzwi naprzeciwko.
Nie czułam się dobrze. Miałam wrażenie, że naprawdę postępuję wbrew sobie i pewnie tak też było. W końcu Elias Amundsen nie zwiastował niczego dobrego. Samo nazwisko oraz imię napawały mnie czymś dziwnym – ambiwalentnym i niezrozumiałym.
– Czyli...? – nie powstrzymywałam swojej wścibskości, kiedy ten zamartwiał się nad różnego rodzaju dylematami.
– Nie jesteś głupia, doskonale wiesz co się dzieje – rzucił, szukając przy tym kluczy do otwarcia drzwi.
Czyli nikogo nie było w mieszkaniu. Cudownie. Nie okazywałam przy nim niczego poza próżną i bezpośrednią krytyką. Chyba był już do niej przyzwyczajony, ponieważ reagował na to wszystko naprawdę spokojnie.
– Byłeś z nią wtedy – zauważyłam, czekając aż w końcu się złamie i wybuchnie.
Zachowywałam się niczym masochistka. Postępowałam źle, a w odpowiedzi usłyszałam otworzenie zamka i niewygodną ciszę. Czekałam aż ujawni się jego bestialska natura i zrobi coś, co sprawi, że ujrzę w nim psychopatę.
– A ty, kiedy widzisz się z przyjaciółką i potem się rozchodzicie, a ona nie wraca do domu też jesteś oskarżana o uprowadzenie jej? – zapytał z ironią. – Ingrid, naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać.
– Zacząłeś temat. – Wzruszyłam nonszalancko ramionami, na co pokręcił głową, a następnie ściągnął buty.
Znów sprawdziłam telefon. Znów otrzymałam praktycznie zerowy odzew od Mikaela, który nie odbierał, a to mnie trochę niepokoiło. Coś mogło się wydarzyć, a ja nie miałam pojęcia, jak zareagować.
– Nie odbiera? – zapytał lakonicznie, na co mimo woli niezauważalnie prychnęłam.
Oczywiście, że to uchwycił, ponieważ tylko parsknął niewyraźnie pod nosem. Musiała go naprawdę bawić ta cała sytuacja. Ostatecznie wrzuciłam urządzenie do drobnej torebki, a kurtkę odwiesiłam na wieszak. Chyba nie sądziłam, a przynajmniej nie wiedziałam, jak to wszystko się skończy.
***
Wielu rzeczy nie wiedziałam o Eliasie Amundsenie. Na przykład tego, że ma uczulenie na orzechy, nienawidzi jeździć na łyżwach lub, że nic do Niny nie czuje. Chociaż... nie, poczekajmy. Tego się spodziewałam. Nie miałam tylko pojęcia, że ona razem z bezmózgą Emily załatwiają im jakieś proszki o cholernie skomplikowanej nazwie. Siedzieliśmy na jego balkonie, pijąc jakieś wino starego rocznika, któremu początkowo starałam się opierać. Robiło się późno, a kolejnego dnia oboje szliśmy do szkoły. A przynajmniej ja szłam. On wypił znacznie więcej, a przez to robił się o wiele bardziej szczery niż miał w zwyczaju. Na mnie to nie działało. Miałam mocną głowę, a po Oslo... po Oslo wszystko zdążyło się zmienić. Właściwie przewrócić.
– Musisz z nim być? – zapytał, przyglądając się mi.
Już wtedy poczułam, że cała konwersacja zmierza w złym kierunku. Eliasowi brakowało osoby, która znalazłaby się przy nim na stałe, ale on nie potrafił zrozumieć na czym polegała stabilizacja. Był cholerną maszyną, która potrafiła tylko jedno.
– Odpowiedz mi na jedno, proste pytanie – zaczęłam powoli, czekając aż zamilknie. – Nie znamy się długo, więc będzie prościej. Chcesz mnie wykorzystać?
I wtedy go uciszyłam. To on służył – choćby Ninie za narkotyki. Zdawał sobie sprawę z faktu, że kontrola antydopingowa czaiła się wszędzie, a on może wylecieć na zbity pysk. A jednak, mimo tego nie zważał na konsekwencje. Nie przeszkadzały mu.
– Nie.
Krótkie, szybkie i nieprzerwane. Widziałam jego spojrzenie, którym wpatrywał się we mnie. Widziałam ruchy dłoni, którymi się bawił. Widziałam grymas na jego twarzy. I wtedy, zanim cokolwiek dodał, usłyszałam dźwięk dzwonka telefonu. Tak zwane zbawienie.
Mikael przepraszał mnie za to, że nie odbierał, ale zasięg kolokwialnie mówiąc „padł". Wystarczyło, żebym podała mu adres, a ten już zamierzał jechać. Za to Elias wyglądał na zamyślonego, choć w tym wypadku „zamyślenie" było tylko wierzchołkiem góry lodowej.
– Chciałem cię bliżej poznać, Ingrid – dodał po dłuższej chwili nieco bardziej ochrypłym głosem. – Ale wiesz co? Za każdym razem mnie odrzucasz. Za każdym cholernym razem. Nie chcę od ciebie niczego, za co miałabyś prawo mnie zabić, wiesz? – Na tę drobną chwilę zamilknął. – Każdy ma różne uprzedzenia, ale dopóki nie poznasz danej osoby, po co ją oceniasz? Bo takie jest jakieś pieprzone nastoletnie prawo? Nikt... właściwie nigdy nie był idealny. Nigdy.
Słyszałam westchnienie w jego głosie i mimo wszelakiej obłudy, szczerość. A wtedy zrobiło się naprawdę źle – zaczęłam się zastanawiać nad jego słowami. Dlaczego? Po co? Czy to miało jakikolwiek większy związek?
– Jesteś wstawiony – powiedziałam z wahaniem w głosie. – Elias, wiem czego chcesz i wiem, że jesteś wystraszony całą sprawą. Powinieneś się położyć.
Ten tylko zacisnął wargi, kręcąc głową. Czułam się trochę, jak w zamkniętym pomieszczeniu i to bez wyjścia. To definitywnie zmierzało w złą stronę. On wstał, wyrzucił butelkę do kosza leżącego w rogu betonowej powierzchni balkonu, a następnie otworzył drzwi do środka. Koniec. Właśnie na to się zapowiadało.
– Nie, Ingrid. Nie znasz mnie. Czemu tak naprawdę przeniosłaś się z Oslo do tej wiochy? Widziałaś mnie we wtorek wieczorem po treningu i przestraszyłaś się. Co tam się wydarzyło?
Spoglądałam na niego, jak na wariata. Chyba nie sądził, że mu powiem. Na pewno nie. Mogłam go uważać za powierzchownego i zresztą upodobnionego do jego przyjaciół, ale nie za głupiego. Chyba dlatego tak bardzo ucieszyłam się z przyjazdu Mikaela. To zamierzał być prawdziwy koniec.
***
Elias Amundsen
W pewnym momencie nie czułem już niczego. Kompleksy mnie pożerały, Ingrid atakowała, a zbliżające się przesłuchanie aż bolało. Nie winiłem jej za powierzchowne ocenianie. Miała do tego prawo. Pewnie zasłużyłem. To wszystko kumulowało się w jednej niespójnej całości i nie mogłem już zaprzestać paniki, która się we mnie pojawiła. Brunetka wyszła tak szybko, jak tylko się pojawiła.
Wstając rano, od samego początku czułem, że to będzie zły dzień. Delikatnie bolała mnie głowa, rozpoczął się piątek, a ja miałem na głowie rozmowę z policją, od której zależał mój wyjazd do Oslo. Dopiero, kiedy znalazłem się na komisariacie, poczułem niemiłe dreszcze, jak gdyby to wszystko faktycznie okazało się moją winą. Wpakowałem się w gówno.
Zgłoszenie się tam zajęło wieki. Dopiero po parunastu minutach przyszedł po mnie pulchny mężczyzna o imieniu Benjamin. Ruszyliśmy w stronę niewielkiej sali, w której znajdowały się tylko dwa przyszpilone do podłogi krzesła oraz biurko. Kazał mi wejść, a sam zamknął drzwi prowadzące do środka na klucz.
Na samym rzecz jasna początku musiałem przyznać, że za kłamstwo związane z fałszywymi zeznaniami grozi więzienie i zamierzam się do tego odpowiednio ustosunkować. I wtedy machina ruszyła.
– Trzydziestego listopada w godzinach nocnych, w klubie nocnym w hotelu „Lillehammer Resort" po raz ostatni widziano Ninę Olsen, ale wraz z tobą. Jeden ze świadków zauważył, jak wychodziliście. Gdzie poszliście?
Wiedziałem, że kłamstwo miało krótkie nogi. Wiedziałem, że jeśli tylko powiem coś nieodpowiedniego, skończy się to dla mnie źle. Właśnie dlatego starałem się trzymać emocje na wodzy i obrać bezpieczny kierunek.
– Do mnie do pokoju. Zanim się obudziłem, wyszła. Potem nie odzywała się.
Policjant jakby przez jakąś chwilę się zastanawiał, a potem tylko pokiwał delikatnie głową, dopisując czarnym długopisem, aby sprawdzić nagrania z monitoringu od określonej godziny. Potem zadał kolejne pytanie.
– Domyślasz się dlaczego wyszła tak wcześnie? Śpieszyła się gdzieś?
– Nie. Nina zawsze taka była. Nie lubiła czekać, więc wychodziła wcześniej. Znacznie wcześniej.
Być może powoli ratowałem siebie i swoją niezdarną sytuację. Być może choć raz ktoś zamierzał mnie naprawdę wysłuchać i pozwolić na wybrnięcie z tego bagna.
– Była pod wpływem jakichś środków?
– Tylko alkoholu. – Ledwie przeszło mi to przez gardło.
Ona, Emily, Nikolas i Josef już na samym początku wciągnęli kreskę. Ja w tamtym czasie dzwoniłem do Felixa.
– Czy Nina miała z kimś złe stosunki? Posiadała wrogów?
Dużo osób zazdrościło Ninie. Nie tylko pozycji w hierarchii szkolnej, zadawania się z tymi i owymi, ale też talentu. Szło jej niesamowicie w łyżwiarstwie figurowym. Jeździła na zawody i zdobywała podia, a każde zwycięstwo traktowała, jak prawdziwy triumf. Jednak, czy posiadała złe stosunki?
– Raczej nie. Nie mam pojęcia.
Nie znałem Niny. To był tak zwany „one night stand", kiedy nie interesowaliśmy się tym, co tak naprawdę się u nas nawzajem działo. Oboje udawaliśmy.
– Czy Nina chciała gdzieś wyjechać? Miała tutaj jakieś problemy?
– Nie. Była jedną z najlepszych uczennic, zresztą osiągała duże sukcesy – odpowiedziałem, czekając aż pojawi się następne pytanie.
Mentalnie nie bałem się już aż tak. Byłem przygotowany, a policja nie mogła niczego udowodnić. Dopiero po chwili, kiedy usłyszałem hałas w innym pomieszczeniu, do miejsca przesłuchań zaczął pukać jakiś wysoki mężczyzna, mówiąc, że sprawa jest naprawdę nagła. A ja czekałem.
***
Kochani moi, chciałam Wam życzyć przede wszystkim wesołych i spokojnych świąt, wypocznijcie, jak najwięcej!! A tu nieco po tygodniu nowy rozdział. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe, ale szkoła, obowiązki i życie mnie delikatnie pochłonęły. To jak, jakieś ciekawe teorie?;))
Zoessxxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top