4. Beautiful Lie

Sytuacja się dosyć pokomplikowała, głównie ze względu na Nikolasa i na mnie. Stanęliśmy w kropce, a Felix nie mógł za nas poświadczyć, ponieważ nie uczestniczył w całej tej libacji. Czułem się wypruty z większości emocji, a stres wcale nie pomagał. Ktoś mógł stwierdzić, że uprowadziłem Ninę, przecież byłem ostatnią osobą, z którą ona się widziała. Co więcej? Zniknęła zanim zdążyłem się obudzić. Dlatego sygnały stawały się ambiwalentne, a ja od dobrych kilku godzin traciłem własne zmysły.

Bjoereng zastanawiał się nad tym, jak ukryć fakt narkotyków, które Emily wraz z Niną przetransportowały prosto do klubu. O Josefa nawet nie pytaliśmy. On nie pamiętał niczego, zresztą zawsze tak było. Dlatego teraz, moje pieprzone sumienie zaczęło domagać się prawdy. Mogłem być złym człowiekiem, a przynajmniej za takiego się uważałem. Nie potrafiłem się opanować od pewnych rzeczy, ale nawet tego nie ukrywałem. Może po prostu czułem się przytłoczony, zupełnie, jak dziś. Dopóki nie zamierzano nas przesłuchać, miałem czas, aby wymyślić naprędce jakiegoś dobre kłamstwo, które byłem w stanie wcisnąć policjantom.

Jednak, pozostawała też druga strona medalu – bałem się, że nakryją mnie na tym. Mimo wszystko chciałem pozostać na wolności, a oni mogli posądzić mnie o pieprzone uprowadzenie. Cała moja przyszłość właśnie stawała pod znakiem zapytania z powodu głupiej Niny Olsen.

– Jeżeli oni połączą fakty i dowiedzą się, że cokolwiek braliśmy to wylecimy na zbity pysk – rzucił Nikolas, siadając na ławce. – Na chuj z nią gdziekolwiek lazłeś, teraz mamy problemy – wypalił sfrustrowany, a ja przez moment zastanawiałem się, czy aby na pewno sobie ze mnie nie żartuje.

Większość tych całych wyjść zawsze okazywała się jego pomysłem. To on prowadził nas w stronę niebezpiecznego kierunku, który aż graniczył z resztkami zdrowego rozsądku. Jasne, sam też nie byłem święty, a owe słowa, które właśnie wypowiedział, uderzyły mnie dosyć mocno. Tylko dlaczego teraz?

– Wcześniej też tak było, idioto – wysyczałem pod nosem. – Wtedy nie miałeś do mnie żadnych zażaleń, myślisz, że prosiłem się o to, żeby zniknęła? Zresztą po co, cokolwiek wciągałeś skoro wiesz, jakie jest ryzyko? A ty? W ogóle się nie odezwiesz? – mówiąc to, wlepiłem swój wzrok w Josefa, który tylko przyglądał się nowemu początkowi kłótni.

Nie wyglądało to dobrze. Robiło się dosyć problematycznie, a żaden z nas nie potrafił nic wymyślić, więc obwinialiśmy siebie nawzajem. Czekałem aż pójdę na komisariat, a moja matka dostanie zawału. Byłem tylko albo aż nastolatkiem, który popełniał masę błędów. A teraz zamierzałem za nie zapłacić.

– To nie musi się tak skończyć – odparł nagle Lunde. – Mój ojciec może za nas potwierdzić, że niczego nie braliśmy i jesteśmy zdrowi na umyśle. – Dokładnie w tym momencie spojrzał na mnie, aby zmniejszyć ilość zawahań. – Na pewno nie wsadzą cię do więzienia, od tego jest cała procedura, Elias.

Może faktycznie panikowałem. Składanie zeznań sprawiało, że zaczynałem czuć mdłości, a moja wyobraźnia imaginowała zbyt dużo niewłaściwych wątków. Trwałem w niekończącym się letargu, który zaburzał jakiekolwiek racjonalne myślenie. Poza tym, może i Josef Lunde mówił mało, rzadko, brał narkotyki i pił, ale potrafił myśleć. Był inteligentny.

– Twój ojciec może nas wszystkich wywalić – zauważyłem, na co ten pokręcił głową.

Zaczynałem czuć na ciele dreszcze. Może po prostu chorowałem, a teraz tkwiłem w jakimś beznadziejnym śnie. I znów problematyzowałem.

– Jak tak dalej będziecie się obijać to nie jedziecie do żadnego Oslo! – ryknął jeden z trenerów, na co wstaliśmy, jak z marszu.

To był koniec narady. Obecnie przesłuchiwano Emily, która mogła wszystko naprawić, jak i zepsuć. Druga opcja wydawała się jednak bardziej prawdopodobna z racji, że brunetka nie grzeszyła inteligencją. Generalnie mózgiem.

Podnosząc się, dostrzegłem, jak na naszą halę po raz kolejny wbiegają skoczkinie, a wraz z nimi Ingrid. Tym razem się nie spóźniła. Jej wzrok wpatrzony był w siatkę, którą właśnie rozkładano. I w tamtym momencie wiedziałem, że nasze drogi po raz kolejny się przetną, a my będziemy zmuszeni do współpracy – a przynajmniej w tym sporcie. Co prawda, podczas wczorajszej rozmowy poprzez wymianę kilkoma wiadomościami tekstowymi, nie wydawało się źle. Wciąż miałem wystarczającą ilość czasu i wciąż wydawało mi się, że nie robię nic złego. Nie raniłem jej w żaden sposób. Nie jeszcze. Dlatego, kiedy została podana do mnie piłka prosto od Sollheim, a ja jej nie odebrałem, wiedziałem, że znów chce sprawić, abym dał sobie spokój.

***

Ingrid

Lubiłam wieczorne zajęcia dodatkowe. Może to i było cholernie dziwne, ale czułam się bezpieczniej, kiedy znajdowałam się w szkole. Byłam ja, mata do ćwiczeń, muzyka i drobna grupka dziewczyn, które tak jak ja nie miały co robić, więc spędzały swój wolny czas na przestronnej hali wypełnionej wszechobecną ciszą. Jej dźwięk wydawał się najprzyjemniejszy, ale do czasu. A on nigdy nie był dobrym zwolennikiem. Zwłaszcza teraz, kiedy słyszałam od Avy biadolenie na temat Niny Olsen, uruchamiał się we mnie bardziej ludzki aspekt – współczucie. A potem znów dowiadywałam się co takiego zrobiła, z kim była, gdzie i cała magia pryskała.

Wracając z ćwiczeń do łazienki jako ostatnia, czułam się jednak nieco wyobcowana. Ciemność pożerała mnie, a zimne żarówki spoglądały nieprzychylnym okiem. Nikomu bym nie powiedziała w tamtym momencie, że się czegoś boję. Musiałabym oszaleć.

Wyciągając z wypchanej po brzegi torby kosmetyczkę, ostatni raz odwróciłam się za siebie. Pewnie ruszyłam w stronę damskiej łazienki i nawet byłam gotowa ją otworzyć. Pozostał tylko jeden, jedyny problem – była zamknięta. Ewentualnie ktoś ją zatrzasnął, ale jedno było pewne – nie dało się wejść do środka.

Czasem w życiu trzeba też być kreatywnym, prawda? Odpowiedź wydawała się jednoznaczna. Dlatego właśnie powstrzymując głębokie westchnięcie i niezadowolenie, wyminęłam plastikowe, mleczne drzwi i ruszyłam na korytarz. O tej porze wydawał się niczym niekończący labirynt. I wtedy usłyszałam kroki, które mogły wydawać się dosyć ciche, lecz niespokojne. Szybkie. W takich sytuacjach moja wyobraźnia wymyślała zdecydowanie zbyt wiele. A jednak, mój oddech przyspieszył. Miałam wrażenie, że przełknięcie śliny równało się w tamtym momencie z głośnym tupotem. Zapytanie „czy ktoś tu jest?" było prawie, że zaproszeniem do poderżnięcia gardła. Zamilkłam, a potem niczym naiwna nastolatka włączyłam światło w męskiej toalecie. Chciałam tylko, aby ten dzień wreszcie dobiegł końca.

Kabina prysznicowa wydawała mi się niesamowicie zimna. Dotykając powierzchni, przeszły mnie ciarki, a kiedy poczułam na sobie lodowaty strumień wody, prawie syknęłam. Może faktycznie zachowywałam się, jak masochistka, ale w ten sposób przywracałam chociaż krztę racjonalnego myślenia. Przynajmniej tyle.

Jeżeli odwaga miała cokolwiek do braku zdrowego rozsądku to zdecydowanie wpisywałam się w ten kanon. Wystarczyła chwila, abym usłyszała kroki po metalowych kafelkach. A, że byłam głupia to musiałam wyjrzeć zza zasłony. I dopiero wtedy poczułam największy szok. Elias Amundsen bez koszulki szukał czegoś w swojej torbie. Szczerze mówiąc, nie wyglądał dobrze. Choć „niedobrze" przybierało różne znaczenia, jednak w tym wypadku chłopak był po prostu chudy. I na ten drobny moment odwróciłam się od kosmetyczki, w której trzymałam każdą z rzeczy do higieny. W mojej głowie pojawiały się chaotyczne myśli, których nie potrafiłam zatrzymać. Kiedy wyciągałam z malutkiej torebki szampon, coś mnie jednak powstrzymało. Może podziałała moja wewnętrzna intuicja i poczucie braku bezpieczeństwa albo byłam też zwyczajnie uprzedzona, czego nie negowałam. Przecież nie mogłam się spodziewać prostokątnego ostrza, na którym przyklejono przeźroczystą taśmą karteczkę z podpisem „będziesz po Ninie".

A potem zorientowałam się, że Elias wciąż tam stoi, a ja się trzęsę. Elias. Elias Pieprzony Amundsen. Wszystko zaczynało się powoli układać w niespójną całość.

Dzień pierwszy – podczas tego nieudanego spotkania na hali, a kolejno wieczorem dostałam pierwszą kartkę.

Dziś – znów on.

I chyba to mnie najbardziej przerażało. Już nawet nie samo wyobrażenie kim może okazać się owa osoba. On stał obok. On zawsze był dziwnym trafem na miejscu. Znów poczułam mdłości.

– Jest tu ktoś? – zapytał jego ochrypły głos, a ja prawie doświadczyłam tego, jak żołądek podchodzi mi do gardła.

Nie chciałam, żeby tu podszedł. Zimne kropelki wody powoli po mnie ściekały i mimo że owinęłam się ciasno ręcznikiem to nie potrafiłam opanować chłodu. Norweg mógł równie dobrze odsunąć zasłonę i wykorzystać mnie do czego tylko chciał. Ani przez moment nie czułam się bezpiecznie. Wystarczyło moje czekanie aż chłopak wejdzie pod prysznic, a ja ucieknę. Nigdy aż tak się nie bałam.

***

Czwartek

– Widzimy się później, skarbie! – rzucił Mikael, na co tylko przytaknęłam.

Chłopak musiał pozałatwiać kilka spraw w mieście, a poza tym chyba wolał nie narażać się mojemu ojcu, który po fatalnych wynikach w kombinacji usiadł załamany i do tej pory nie wstał z fotela. Za to mi zlecono, prosto z gazety szkolnej wywiad. Jako, że Elias Amundsen znajdował się obecnie w ogniu pytań, to jego wytypowano. Skoczek? Cudownie. Jedzie do Oslo na turniej? Jeszcze lepiej.

Pozostawało jedno „ale". Widząc go, wzbierało mi się na wymioty, a pytania dotyczące uprowadzenia tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że nastolatek może wiedzieć coś więcej. Nikomu nie powiedziałam o żyletce znalezionej w kosmetyczce. Wystarczyły bezsenność i koszmary, które kiedy już finalnie zasnęłam, nawiedzały mnie. Po prostu się bałam, a stres mnie wykańczał. Wyglądałam, jak upiór bez żadnego makijażu i w rozwichrzonych przez wiatr włosach. Może chciałam, aby Amundsen się mnie bał. Aby wiedział, że to koniec jakiegokolwiek zalążka znajomości. Wiedziałam, że na dziś zapowiadane prognozy to głównie śnieg, ale zbytnio mnie to nie obeszło. Narzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam – już nigdzie nie czułam się bezpiecznie i w zasadzie to doprowadzałam siebie do cholernie złego stanu. Wtedy po raz kolejny zignorowałam to. Obowiązek pozostawał obowiązkiem. Musiałam porozmawiać z Amundsenem.

***

Kawiarnia o nazwie „Telemark" zupełnie nie przedstawiała mojego nastroju. Wszędzie słyszalna była świąteczna muzyka, a wewnątrz roznosił się zapach kardamonu i gałki muszkatołowej. Nie pojawiło się zbyt wielu ludzi. Właściwie to tylko kilku. Ściany obite były wygładzonym drewnem, a na nim wisiały różne ujęcia skoczni, właśnie tej w Lillehammer. Można było wręcz poczuć zapach zbliżającego się okresu. Nastroju dodawały jeszcze lampki, które migotały nad moją głową na wiele różnych kolorów. Wszyscy byli gotowi, aby rozpocząć świętowanie.

Jedynie, kiedy przyszłam na miejsce, nie dostrzegłam Amundsena. Pewnie się spóźniał. Zamierzałam to dopisać do jednej z jego wielu wad, ale chwilę potem zobaczyłam w rogu sali siedzącego nastolatka. Wzdychając pod nosem, ślamazarnie ruszyłam się w tamtą stronę. I na co mi to było?

– Zamówiłem ci herbatę – odpowiedział, wskazując na stole na kubek z parującą cieczą.

Jego widok mnie w pewnym sensie paraliżował. Budził we mnie coś na pozór strachu, do czego nie potrafiłam się przyznać. Był póki co moim jedynym podejrzanym, co nie wróżyło dobrze. Nie chciałam mu spojrzeć w oczy. Cicho podziękowałam, a potem wyciągnęłam z kieszeni puchowej kurtki telefon.

– Nie masz nic przeciwko temu, że nasza rozmowa będzie nagrywana? – zapytałam, na co ten pokręcił głową.

Byłam gotowa na zadanie pierwszego pytania. Mentalnie i fizycznie już trzymałam palcem przycisk na „start", lecz on po raz kolejny postanowił mi przeszkodzić. Znów.

– Na pewno chodzi o wywiad? W gazecie jest mnóstwo osób.

Czy on, aby naprawdę był aż tak głupi? Cóż, gdyby mnie do tego nie wyznaczyli, nie pchałabym się w stronę Amundsena. W żadnym idiotycznym wcieleniu. Nigdy.

– Myślisz, że spotkałabym się z tobą specjalnie? – zapytałam uszczypliwie na co zagryzł swoją czerwoną wargę. – Dostałam zadanie i muszę je zrealizować.

Więcej się nie odezwał. Może zrobiło mu się odrobinę przykro, ale nieszczególnie mnie to interesowało. Miałam problemów potąd i nie zamierzałam pakować się w następne. Właśnie dlatego teraz robiłam własne mini-przesłuchanie z Norwegiem, którego marzeniem od dziecka były skoki, a idolem dziadek, który też kiedyś je trenował. Poza tym, od podstawówki trzymał się z Nikolasem Bjoerengiem, Felixem Jakobsenem i Josefem Lunde. W ostatnim sezonie nie szło mu najlepiej, ale chciał to naprawić. Do tego miał szczerą nadzieję, że Nina Olsen się odnajdzie, i że jest cała. Czuł w sobie jakiekolwiek poczucie winy, ale nie chciał się do tego przyznać. Najważniejszym celem stawał się teraz turniej w Oslo, na który miał zamiar pojechać. Twierdził, że Nikolas ma teraz szansę, aby pokazać się od jak najlepszej strony, ale on sam myśli też o sobie, ponieważ treningi przyniosły całkiem niezłe rezultaty.

A potem rozpoczęła się cholerna śnieżyca, a mi wyłączył się zasięg. Kawiarnię zamykali za jakieś dziesięć minut, a Mikael był wciąż daleko od domu. I takim oto sposobem popełniłam kolejny ogromny błąd. Jak naiwnym trzeba było być, żeby pójść z Eliasem Amundsenem do jego mieszkania?

***

Oto i kolejny rozdział! Macie już kogoś wytypowanego? Kto umrze następny? Co tak naprawdę stało się z Niną? A poza tym to bardzo Was zapraszam do skokowego, świątecznego fanfika, który piszę razem ze @/sloskijumping, pod tytułem Bound To You! 

Zoessxxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top