3. I Knew You Were In A Trouble
Mrok nocy i bezszelestna cisza mnie przerażały. Wiatr syczał, przedostając się w najmniejsze i najciemniejsze zakamarki. Ojciec wciąż spał, a matka nie wracała. Jedynie ja leżałam na twardym, zimnym materacu i wpatrywałam się w ciemności wyglądający bezdennie sufit. Słyszałam tykające wskazówki zegara, którego wciąż nie zatrzymałam oraz zacinający przez szybę deszcz. Bezsenność. Nienawidziłam jej. Katowałam siebie za to, że nie potrafię ot tak zasnąć. Przecież to nie było nic trudnego, prawda? Nie mogło. A potem pojawiał się problem, około trzynastu minut po godzinie drugiej. Twardy łoskot i przekręcenie klucza. Słyszałam tylko, jak ktoś wchodzi do środka i na piętrze niżej rozlega się głośny huk. Ojciec się obudził. Powoli, drobnymi krokami zszedł niżej. Byłam przygotowana na głośną kłótnię skoro wiedziałam, że i tak nie zasnę. Niczego nowego bym się nie dowiedziała. A potem była już tylko cisza i głucha rozmowa z policjantem. Ja też przeżyłam szok, którego nie chciałam pamiętać. Koszmar minionej nocy.
***
Elias
Robiło się naprawdę późno, a Felix wciąż nie odbierał. Trochę mnie to... przerażało? W dzisiejszych czasach, kiedy każdy używał telefonu do nawet najmniej wymagającej czynności, on się wyłączał, ale mimo to lubił pozostawać ze mną w kontakcie. Miałem nawet wrażenie, że dogadywaliśmy się ze sobą trochę, jak bracia – kłóciliśmy się, darliśmy się, ale koniec końców i tak nie potrafiliśmy bez siebie żyć. W moim życiu brakowało prawdziwego moralitetu, a on go nadawał. Właśnie dlatego postanowiłem przejść się do jego domu, nie mówiąc o tym ani Nikolasowi, ani Josefowi. Może i w jakimś stopniu udzieliło mi się uczucie troski, ale Jakobsen nie odzywał się do mnie od soboty. Od pieprzonej soboty.
Wchodząc w zaśnieżoną uliczkę mijałem domy, które w zasadzie były już przygotowane na święta i stały tak od połowy listopada. Szczerze mówiąc, nie czułem świąt. Mimo pogody, ogromnej, naprawdę ogromnej ilości śniegu i ozdób świątecznych coś we mnie blokowało tę radość związaną ze zbliżającym się okresem. Większość osób twierdziła, że powinienem zająć miejsce Grincha, a najlepiej psuć tę atmosferę w odosobnieniu.
Powoli zbliżałem się do celu. Zdążyłem dostać w tym czasie wiadomość od Sany, z którą ostatnio nawet całkiem dobrze się dogadywałem. Zamierzaliśmy się dziś spotkać, zaraz po tym, jak tylko zrozumiem, co tak naprawdę było powodem nieobecności Felixa. Znajdowałem się prawie przy jego domu, który też był udekorowany sztucznymi, plastikowymi reniferami, których nosy tandetnie świeciły się na ogrodzie.
Na jednym ze świerków zostały zawieszone dwa łańcuchy kolorowych lampek, więc trudno było nie zauważyć tego budynku. Uparcie wpatrywałem się w jeden punkt – okno w sypialni Felixa i ciemność jaką prezentowało. Czy ktokolwiek był w jego domu? Pokręciłem z niedowierzaniem głową. To wszystko sprawiało, że moja pewność siebie opadała niżej i niżej. Żałowałem, że nie przyszedłem tu z kimś jeszcze. Kimś, komu mogłem zaufać – nie miałem przy sobie takiej osoby.
Podchodząc do drzwi, nosiłem w sobie wielorakie mieszane uczucia. Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi o kolorze białego drewna i wpatrywałem się w odbicie szyby.
Przez moment zdawało mi się, że nikogo nie słyszę. Dopiero po kilku minutach otworzyła mi pani Jakobsen z jak zwykle upiętymi włosami i nożem do ciasta.
– Elias, dawno cię tutaj nie widziałam – odparła z nieco zaskoczonym uśmiechem. – Wejdź do środka, napijesz się czegoś?
Mama Felixa od zawsze taka była. Zachowywała się, jak anioł w stosunku do... każdego? Kiedy byłem młodszy, uwielbiałem tutaj przychodzić. Zawsze przesiadywała w kuchni i gotowała lub szydełkowała. A potem, odkąd wyszła ponownie za mąż, zaczęła promienieć. Jednak dziś czułem, że coś może pójść nie tak.
– Dobry wieczór – przyznałem nieco zachrypniętym głosem. – Chciałem się tylko zapytać o Felixa, wie pani gdzie teraz jest? Nie było go w szkole, więc...
– Już go zawołam, poczekaj chwilę i przede wszystkim nie stój tak na mrozie – dodała, każąc mi przy tym przekroczyć próg i się rozebrać.
Byłem tak cholernie pewien, że zaraz się okaże, że Jakobsen gdzieś wybył. Miałem wrażenie, że stało się coś poważnego, a moje serce biło przy tym tak niemiłosiernie mocno. W ostatnim czasie zwyczajnie się o niego martwiłem, a on tak po prostu...
– Pakuje się do Oslo z Sigurdem i Robertem – powiedziała, dotrzymując mi towarzystwa. – Zaproponował im ostatnio jeden z płatnych staży u niego w pracy, więc oboje się dosyć napalili. Jutro wyjeżdżają.
Dla wyjaśnienia: Sigurd był starszym o rok bratem Felixa, a Robert nowym mężem pani Jakobsen. Mimo to, w dalszym ciągu nie potrafiłem czegoś zrozumieć. Wyjazd? Nic o tym nie wspominał. Nic a nic. Pokiwałem tylko znacząco głową, a ta nie reagując, kontynuowała swoją opowieść. Mój przyjaciel raczył przynieść swój tyłek dopiero po dziesięciu minutach. Wydawało mi się, że kiedy zobaczyłem jego przybladłą twarz i rozmierzwione oczy, założyłem, że Nikolas miał rację. Felix nas oszukał. Pani Jakobsen nas opuściła i dopiero wtedy byłem pewien, że mogę powiedzieć temu idiocie wszystko, co tylko zapragnąłem.
– Czy ty się dobrze czujesz? Czaję, mogłeś się na mnie obrazić, ale od soboty cię nie widziałem. Nie odbierasz telefonu, nie odpisujesz na esemesy i jeszcze gdzieś wyjeżdżasz! Chcesz mi może o czymś powiedzieć? – zapytałem prowokacyjnie, na co ten tylko spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami. – Nie ćwiczyłeś w sobotę na skoczni.
Przyglądał mi się. Jego wzrok był nieco delikatny, spokojny. Zupełnie, jak jego osoba. Felix Jakobsen nie lubił pakować się w kłopoty, a przynajmniej to próbował mi uświadomić.
– Zgubiłem w sobotę telefon i korzystam teraz z zapasowego, więc nie mam żadnego numeru, stary – odpowiedział nieco przytłoczony ilością rzucanych oskarżeń. – Nie byłem dzisiaj w szkole, bo musiałem dokupić kilka rzeczy do wyjazdu. Wiem, że to wygląda niezbyt dobrze, ale potrzebuję się przenieść na jakiś czas do innego środowiska, a propozycja Roberta była spontaniczna. Będę w dalszym ciągu ćwiczył skoki, jeśli znajdę tam na to czas. – Wzruszył ramionami.
Nie frustrował się. Nie wyżywał na mnie swojej złości, wręcz przeciwnie. Jego stoicka postawa znów zmuszała mnie do opanowania się. Problem tkwił w tym, że byłem ekscentrykiem i mieszanką choleryka, a on nie chciał się kłócić.
– Ale to nadal nie zmienia faktu, że nie wiem, gdzie byłeś w sobotę, Felix – wywnioskowałem. – Zniknąłeś, a potem na kogoś czekałeś. Widziałem cię.
Ten tylko zmarszczył swoje ciemne brwi i przeciągle westchnął, a potem nasunął rękawy bluzy na gołe nadgarstki. Pewnie się namyślał czy naprawdę musi mi się spowiadać ze wszystkiego co robi. Nikolas pewnie by tak odpyskował.
– Wróciłem do pokoju wcześniej – powiedział ostrożnie. – Myślałem, że Nina zajmie nasze łóżko, więc poszedłem do Josefa, a o ile się nie mylę, on zawsze śpi na podłodze. Musiałeś mnie z kimś pomylić.
I wtedy poczułem się głupi. Doszło do tego, że nie ufałem własnemu przyjacielowi. Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Wydałem z siebie coś na wzór długiego „aaa", a potem moją twarz pokryła czerwień. Felix pokręcił głową, a potem uśmiechnął się niedbale. Przynajmniej o tym cokolwiek wiedziałem.
***
Ingrid, poniedziałek 19:20
– Możesz iść po herbatę – rzuciłam z nieco większym entuzjazmem do Mikaela, który na moje słowa tylko wywrócił oczami. – Proszę? – wydałam z siebie coś na wzór żałosnego jęku, a ten tylko pocałował mnie w czoło.
Mikael Johanssen spodobał mi się, kiedy tylko pojawiłam się z przyjaciółką na treningu narciarzy alpejskich. Był młody, dominował w stawce i emanował dobrym poczuciem czarnego humoru. Miał prawie dwieście centymetrów wzrostu, co oznaczało, że górował nade mną o te głupie dwadzieścia pięć pozostałych. Do tego posiadał burzę ciemnych włosów i najpiękniejszy uśmiech na świecie. Przyjechał do Lillehammer specjalnie z Oslo, żebyśmy spędzili tydzień przed wyjazdem u mnie.
– Biegnę. – Wywrócił oczami, po czym atencyjnie pomachał w moją stronę swoją dłonią i zszedł na dół.
Cieszyłam się, że był ze mną, zwłaszcza w takim momencie. Ojciec musiał pozałatwiać jeszcze kilka spraw w stolicy, a mimo faktu, że miałam ukończone dziewiętnaście lat, co również wydawało się cholernie dziecinne, w mojej głowie znów pojawiały się niesłuszne obawy. Od czterech miesięcy wszystko się zmieniło, a ja nie musiałam nosić w sobie powodów do strachu.
Uchyliłam okno, a do środka wdarło się ostre, górskie powietrze. Uwielbiałam je – wydawało się szybkie, nieprzewidywalne i znacznie mocniejsze niż uważałam.
Jednak nie spojrzałam przed siebie. Może to ze względu na wstręt do bezdennej ciemności, a może po prostu nie chciałam mieć wrażenia, że ktoś stoi przed moim domem. Tego było zbyt wiele.
– Nie słodzisz?! – wydarł się z dołu, na co automatycznie potaknęłam.
Musiałam uprzątnąć wszystkie rzeczy z parapetu, aby móc tam postawić kubki z herbatą – głównie książki, doniczkę z sadzonką i ze dwie świeczki. Och, i jakiś świstek papieru, który leżał ot tak, na wierzchu. Z początku myślałam, że to notatka napisana na lekcji. Dopiero, kiedy go rozwinęłam, zobaczyłam, jak bardzo się pomyliłam. Moje ręce znów zaczęły się trząść i to momentalnie, a po całym ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze. Czułam, jak ślina zaczyna napływać do mojego gardła. Oddech. Tętno. Utrata rzeczywistości.
Mikael wszedł do środka dosyć niespodziewanie. To wystarczyło, abym się poderwała z miejsca i spojrzała na niego, jak na ducha. Trudno było mu się ze mną komunikować po tym, co wydarzyło się w Oslo. Po tym, jak ktoś upozorował przedawkowanie narkotyków przez moją matkę. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Chciałam jedynie schować tę kartkę, tak, aby jej nie zobaczył. Już dawno mógł wziąć mnie i moją rodzinę za wariatów, a mimo to...
– „Naprawdę myślałaś, że to koniec? Zadośćuczynienie to pierwsza zasada Prawa Katharsis, skarbie". Ingrid, cholera, musisz to zgłosić na policję. Tu jest krew. Ingrid? Ing...
Nagle, chyba znów poczułam się słabiej. Owa szkarłatna substancja pachniała. Była jeszcze świeża. Zwierzęcia? Człowieka? Wpatrując się w ten tragiczny obraz, czułam coraz większe mdłości. Niezdolność do stania na nogach. Zrobiło mi się jeszcze zimniej, jak gdyby wszystkie okna w domu zostały otworzone, a do środka wleciała masa mrożącego na wskroś powietrza. Jednak ono nie trafiało do mnie. Omijało mnie szerokim łukiem. Nie chciało, abym go przy sobie miała. Czułam, że nie potrafię oddychać. Zsuwałam się niżej i niżej. Nie tylko psychicznie.
***
Elias, poniedziałek 22:01
Sana właśnie wyszła, a rodzice i mój młodszy brat Tom wrócili z zakupów. Jednak, wystarczyła dosłownie chwila, aby znów zrobiło się cicho. Usłyszałem tylko z dołu, abym zjadł kolację. Nic więcej.
Przede wszystkim musiałem coś na siebie założyć. A potem, idąc do łazienki i wpatrując się w lustrzane odbicie znów poczułem do siebie obrzydzenie. Nawet, jeśli byłem szczupły to nie tak, jak inni. Wciąż musiałem zrzucić kilka kilogramów i nie widziałem siebie jako sportowca o idealnej figurze mimo tym pieprzonym codziennym ćwiczeniom. Robiłem z siebie kogoś, kto naprawdę potrzebował uwagi. Oddychał nią.
Brakowało mi wstrząśnięcia mną. Nie potrafiłem tego opanować. Znów zamierzałem zastąpić Sanę kimś innym, a w tym wypadku osobą, która zdążyła mnie na samym początku znienawidzić. Stanowiło to ciekawy kontrast, ponieważ wczoraj zdążyła zaprosić mnie na jednej z aplikacji do znajomych. Ewentualnie zdążyła zmienić zdanie. To wszystko sprawiało, że na jakiś czas odwracałem swoją uwagę od problemów, które następowały w mojej głowie i w życiu. Zmieniałem osoby, ale nie siebie. Dopatrywałem się czegoś innego.
I wtedy po raz kolejny, zanim pomyślałem, musiała minąć jakaś ilość czasu. Nie zrobiłem tego i bez żadnego wahania o godzinie dwudziestej drugiej napisałem do Ingrid Sollheim. Było to zwyczajne „cześć, wszystko u ciebie w porządku?".
Przez moment po mojej głowie faktycznie goniły różne myśli typu, że zabije mnie przez jedną, zwykłą wiadomość. Chyba, że nie była aż tak aspołeczna, jak mi się wydawało. Pozostawała też druga opcja – nie zamierzała odpisać, a wtedy byłbym zmuszony, aby po raz kolejny do niej podejść na szkolnym korytarzu albo treningu.
I wtedy, akurat napisała odpowiedź – „tak, czemu pytasz?". Jak gdyby wszędzie dopatrywała się spisku i komplikacji. Problemów. Dlatego właśnie moim następnym krokiem była próba zejścia o krok niżej. Spróbowałem.
„Tak po prostu. Pomyślałem, że moglibyśmy zacząć naszą znajomość od nowa. Jestem Elias" – i wysłałem.
Czy zamierzałem tego żałować? Oczywiście, że tak.
***
Wtorkowy poranek powinien zacząć się spokojnie. Mówiąc spokojnie, miałem na myśli spóźniających się na lekcję nauczycieli, a w tym wypadku trenerów, z którymi zamierzaliśmy spędzić cały dzień na skoczni. Nie spieszyło mi się aż tak. Wolałem przyjść na Lysgårdsbakken wieczorem i sam poskakać, bez dwudziestu innych osób. Prawdopodobnie miałbym dzięki temu nowy temat do narzekania, ale wszystko postanowiło się zmienić w ciągu kilkunastu sekund. Rozmowy na jakiś czas przycichły i nawet Nikolas z Emily się już nie odzywali. Wszyscy wpatrzeni byli we wchodzących do sali policjantów, dyrektora i kobietę będącą w już średnim wieku. Jak się okazało, była ona matką Niny Olsen.
– Wczoraj zostało zgłoszone zaginięcie Niny Olsen, którą ostatni raz widziano późną nocą z soboty na niedzielę Centralnym Ośrodku Sportu z następującymi osobami.
Znacie takie uczucie, kiedy macie wrażenie, że się zapadacie i będzie coraz gorzej? Otóż, nie wszystko potrafiłem przewidzieć. Wiedziałem, że nie jestem najlepszy z matematyki, więc pewnie dostanę jeden. Wiedziałem, że nie przeskoczę tak szybko punktu K. Wiedziałem, że Ingrid Sollheim patrzy na mnie podejrzliwym wzrokiem. Jednak nie miałem pojęcia, że wezmą mnie za podejrzanego.
***
Myślę, że w trzecim
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top