1. Boys Just Wanna Have Fun


Odbicia przeszklonych postaci odbijały się od zamarzniętego lustra kałuży. Ogromnej kałuży, która tworzyła dla dzieci prowizoryczne lodowisko. Dziś, kiedy siedziałem na belce tam wysoko, na Lysgårdsbakken, uświadamiałem sobie, jak szybko potoczy się kolejna część mojego dnia. Teraz już czekałem. Tak zwane Mistrzostwa Norwegii zdarzały się dwa razy do roku i dla każdego z nas był to okres, podczas którego mieliśmy szansę, aby pokazać się od jak najlepszej strony – jeśli oczywiście dopisywały prawidłowe warunki lub nie wybiliśmy się za późno z progu. Przeniesiono je na termin, w którym powinien mieć miejsce Norges Cup, ale nikt nie robił z tego powodu większych wyrzutów. Po prostu musieliśmy się sprężyć.

Startowaliśmy, chcąc przedostać się gdzieś dalej, przy czym kończyliśmy na ostatnich miejscach. Norwegia posiadała wielu dobrych zawodników. W zasadzie, całą masę. Prawdopodobieństwo faktu, że dziecko przeciętnego mieszkańca zostanie skoczkiem narciarskim lub kombinatorem norweskim było ogromne. Większe niż w innych krajach, co sprawiało, że unikaliśmy niżu demograficznego, ale stawaliśmy też w punkcie wyjścia. Ja stawałem. Ciężko było liczyć na dobre dofinansowanie, jeśli nie osiągało się sukcesów.

Wiatr po raz kolejny przeciął zimne i siarczyste powietrze. Dziś rzucał mi wyzwanie. Na dole czekali na mnie Nikolas Bjoereng, Josef Lunde i Felix Jakobsen. Stanowiliśmy pewnego rodzaju zgraną paczkę przyjaciół, jeśli dobrze określałem ludzi, z którymi spędzałem trzy czwarte swojego wolnego czasu pijąc, paląc i robiąc rzeczy, których zdecydowanie nie powinniśmy. Można by to określić jako demoralizację, ale to zakrawało o coś więcej. Dlatego milczeliśmy.

Przed oczami mignął materiał czerwonej, satynowej flagi, a potem słyszałem już tylko swój nierówny oddech. Odepchnąłem się od belki i ruszyłem. W uszach świszczał mi przeraźliwie mocny wiatr, a potem wystarczyło dosłownie kilka sekund, aby się ocknąć. Norwegowie krzyczeli. Przyszło ich tu całkiem sporo, jak na pogodę, która z każdą chwilą wydawała się jeszcze gorsza niż poprzednio. A ja... wylądowałem. Znacznie bliżej niż się spodziewałem i znacznie gorzej. Moje kolana ugięły się pod wpływem ciężaru i twardej powierzchni okrytej śniegiem, nie igelitem. Słyszałem tylko znaczące pomruki, muzykę i dalsze rozmowy. Spiker ogłosił, że Elias Amundsen doleciał na odległość sto dwudziestego metra. To nawet nie był punkt K.

Wystarczyło moje westchnięcie i stłumiony śmiech Nikolasa, abym się odwrócił i pokazał mu środkowy palec. Wyglądaliśmy zabawnie, choć i tak musiałem zejść z powierzchni uklepanej przez ratraki, widząc jak do skoku przymierza się kolejny zawodnik. Przy dobrych wiatrach mogłem się znaleźć na trzydziestym miejscu. Przede mną znajdowało się jeszcze ponad trzydziestu zawodników i to cholernie dobrych. Ba! Tych, którzy reprezentowali nas w Pucharze Świata i to niewiele starszych.

– Nowy rekord! – rzucił rozbawiony Josef, na co tylko przewróciłem oczami, przybijając mu piątkę.

Może i nie szło mi najlepiej. Moja forma odstawała od ideałów, ale starałem się dać z siebie maksimum. Miałem dziewiętnaście lat, a pieniądze nie pojawiały się tak szybko, jak znikały. Brakowało mi czegoś, co mogłoby mnie napędzać. A potem znów popatrzyłem się znacząco na Nikolasa, który poklepał się po kieszeni bawełnianych dresów.

– Nie zmieniamy planu na dzisiaj? – zapytał, przejeżdżając po naszych twarzach wzrokiem. – Zostajemy przy „tym"? – mówiąc to, uśmiechnął się znacząco, a potem odsunął narty, widząc jak kolejny z naszych znajomych mamrota wiązankę wyzwisk związanych z przeklętą Lysgårdsbakken.

Wtedy odezwał się Felix. Szczerze mówiąc, był prawdopodobnie najodpowiedzialniejszym z całej naszej czwórki. Rozumiał o co chodziło i nigdy nas nie wydał. Patrzył na to dosyć krzywo, ale ostatecznie przystawał na każdy z pomysłów. Jednak dziś, zachowywał się inaczej. Przejechał dłonią po swoich ciemnych włosach, a następnie oparł się o barierki.

– Ten plan nie jest dobrym pomysłem – zauważył. – Jutro znowu skaczecie i nie wiecie, jakie to będzie mieć skutki.

– „Wiecie"? Nie idziesz z nami? – Nikolas uniósł ostentacyjnie brwi. – Pizda z ciebie.

I zazwyczaj tak to wyglądało. Nikolas kłócił się z Felixem, Josef dawał sobie święty spokój, a ja zastanawiałem się czy można upaść niżej niż ja. Wieczory wyglądały zupełnie inaczej. Zwykły, szary człowiek złapałby się za głowę i natychmiast wyszedł. Ten świat był cholernie popieprzony, ale ciekawy. Zwłaszcza dla dziewiętnastolatka.

– Mi zależy na niewypadnięciu z kadry. – Wzruszył ramionami. – I tak masz już przejebane u ojca Lunde.

To była kolejna ważna informacja. Karl Lunde, ojciec Josefa trenował kadrę C. Nas. Nie wiedział absolutnie nic o tym, co miało miejsce, kiedy kładł się spać, a my wyruszaliśmy. Nocne życie pożerało nas w całości, ale to Nikolas mu przewodził.

– To było raz – zaczął, czekając aż którykolwiek z nas coś doda. – Nie wyrzucił mnie i nie doszłoby do tego, gdybyś nie był takim tchórzem. – Wzruszył ramionami. – Coś jeszcze?

Felix zamilkł. To do niego posiadałem największe zaufanie, mimo że nie identyfikowałem się z jego stylem życia ani też poglądami, które wyznawał. Pewnego czasu zastanawiałem się nawet czy nie jest gejem. Kiedy po zawodach spotykaliśmy się z dziewczynami, on nie chciał do nas dołączyć. Jednak nie miałem szans, aby potwierdzić swoich podejrzeń. Nigdy nie zobaczyłem go z kimś płci przeciwnej ani też z żadnym przypadkowym chłopakiem. Jakobsen był dla mnie kimś w rodzaju bliskiego przyjaciela, ale nie zwierzaliśmy się sobie aż tak. Nie miałem przy sobie osoby, która wiedziałaby o mnie „dosłownie" wszystko. Wydawało się to być ogromną zaletą, jak i wadą. Przynajmniej nie miałem z tego tytułu problemów. Poza tym, starałem się nie wchodzić w żadne głębsze relacje.

Ktoś mógłby się jednak z tym nie zgodzić. W końcu, pod względem kapitału społecznego to Norwegowie znajdowali się na szczycie. Ufali innym ludziom. A ja wykorzystywałem ich i to bez większego sumienia. W zasadzie je.

– W każdym razie ja się na to nie piszę. Idę wieczorem trenować – rzucił sucho Felix. – Nie będę naprawiał złamanego serca kolejnej dziewczynie, bo ty znalazłeś kogoś lepszego. – Po tym spojrzał na mnie błagalnie, jak gdyby chciał, abym się za nim wstawił.

Mój moralny kręgosłup nie istniał. Nie przeszkadzało mi podejście Nikolasa ani też Felixa. W tym wszystkim najciszej zachowywał się Josef. Chłopak o rudawej barwie włosów sięgających mu prawie do ramion. Zazwyczaj nie mówił dużo, dopiero w nocy ujawniała się jego prawdziwa natura. Wydawałoby się, że słuchał ojca, jak mało kto. Lubił sprawiać różnego rodzaju pozory i bawić się, czego nie potrafił dobrze kontrolować. Kończyło się to zazwyczaj niepamiętaniem poprzedniej nocy.

– Co jest z tobą nie tak? – zapytał wzburzony. – To, że ty nikogo nie masz, nie znaczy, że...

– Masz dziewczynę, która o niczym nie wie. Masz dużo, a zachowujesz się, jak gdyby to wszystko nie istniało. Nie masz za grosz sumienia.

Możliwe, że i mnie to dotknęło, ale nie dałem tego po sobie poznać. Felix podniósł swoje ośnieżone narty i wyszedł. Na jego twarzy dostrzegłem tylko i wyłącznie zawód. Z bladego nieba powoli zaczynał padać śnieg i to znacznie mocniejszy niż przewidywała prognoza pogody. Temperatura spadała, a my mieliśmy miny, jak gdybyśmy zobaczyli ducha. Jakobsen nigdy się tak nie zachowywał. Nienawidził narkotyków, wykorzystywania dziewczyn i dymu papierosowego, ale wydawało się mu dosyć obojętne to, co zamierzamy. W dużej mierze dopytywał, jak było, jeśli zdarzyło się mu nas opuścić. Dziś coś się zmieniło. I mimo że wiedziałem o różnych konfliktach między nim a Nikolasem, ufałem, że jutro wszystko będzie w porządku. Felix nie skoczył dzisiaj najlepiej, możliwe, że to dlatego jego humor był na pograniczu zera.

– Jebać go – usłyszałem z ust Nikolasa. – Od zawsze był jakiś dziwny.

***

Śnieg wciąż padał, a temperatura w dalszym ciągu spadała. Ciemność zapadała już po godzinie szesnastej. Czułem się źle. Felix wyszedł właśnie wtedy, nie chcąc rozmawiać o tym, co miało miejsce. Powiedział, że musi się skupić na skokach, i że dostał pozwolenie od Karla na wyjście. Obecnie dochodziła dwudziesta pierwsza, a on wciąż nie wracał. Nikolasa to zbytnio nie obeszło tak, jak i Josefa. Czekali aż wyjdę z pokoju i zjedziemy windą piętro niżej. Prosto do klubu.

– Mam towar – rzucił cicho Lunde. – Nina i Emily mówiły, że też coś załatwią.

Oboje z Nikolasem pokiwaliśmy tylko głowami, dając mu tym samym zgodę na przetransportowanie kolejnego proszku. Uzależniliśmy się od tego. Cholernie. Kiedyś byliśmy po prostu ciekawskimi szczeniakami, chcącymi spróbować w życiu czegoś nowego, lepszego i znacznie ciekawszego. Potem Josef powiedział, że znalazł jakieś dziewczyny, które mogą nam to sprezentować – prawie za darmo. I jakoś poszło.

Chodziło o coś więcej niż pieniądze, zresztą, jak zwykle. Rodziła się między nami obopólna korzyść przerywana krótkimi wymianami zdań na korytarzu szkolnym. Ludzie plotkowali, ale nikt nie odważył się zapytać, jak było naprawdę. Ten świat stawał się niezdrowo popieprzony, a kto do niego wkroczył, nie potrafił znaleźć już wyjścia. Każdy z nas zachowywał opinię elity. Byliśmy nieskażeni, absolutnie dobrzy o złych wynikach w niepotrzebnych przedmiotach szkolnych. Dziewczyny uważały się za kogoś wyjątkowego, w końcu je zauważyliśmy i utrzymywaliśmy z nimi stały kontakt, na przemian wymieniając je na kogoś innego.

Za przykład można by podać choćby Emily – doskonale wiedziała o tym, że Nikolas ma dziewczynę. Że niedługo on i Maren będą obchodzić drugą rocznicę związku. Nie przeszkadzało to jednak ani jej, ani jemu w spędzaniu kolejnych nocy razem skoro obecna dziewczyna mieszkała dosyć daleko, a z racji osiągania sukcesów, nie widywali się za często. Dużo podróżowała i trenowała. Uprawiała kombinację norweską.

A Nina? Uczyła się świetnie, jeździła na łyżwach i zdawała się mieć jakikolwiek gram uczuć. Polubiliśmy się, a pewnego razu potoczyło się to nieco zbyt spontanicznie, namiętnie i niepamiętliwie. Nie żądała ode mnie nazywania się „kimś więcej" skoro widywaliśmy się raz na kilka tygodni i to w dodatku wieczorami pijąc i tańcząc. Lubiła być w centrum uwagi, a ja jej to zapewniałem. Czułem się wystarczająco martwy wewnętrznie, aby w nocy wyrzucić z siebie całą tę zapaść.

– Będzie ktoś jeszcze? – zapytał Josef, po czym zaczął nieudolnie odgarniać z twarzy rude kosmyki włosów.

– Będzie całe mnóstwo innych dziewczyn – zauważył Nikolas, mierząc mnie wzrokiem. – Felix ma czego żałować.

– Felix nie wrócił – odparłem, czekając na jego reakcję, ale ten tylko machnął ręką za siebie.

Wiatr dął w najmniejsze szczeliny i to najgłośniej, jak tylko potrafił. Rozpętała się niezła śnieżyca, a ja byłem prawie pewien, że niepójście na imprezę było dla Jakobsena pretekstem, aby się z kimś spotkać. Może faktycznie chłopakiem. Myśląc o tym, zastanawiałem się czy, aby na pewno wszystko o nim wiem, ale nie roztrząsam tego aż tak, jak Nikolas, który zapewne zamierzał go zwyzywać, żeby kolejnego dnia stwierdzić, że ta kłótnia nie miała sensu.

Dopiero, kiedy zobaczyłem przed sobą brunetkę w obcisłej czarnej sukience i butach na obcasach, oprzytomniałem. Nina wyprostowała swoje włosy, a usta, jak zwykle podkreśliła burgundową pomadką, aby wyglądać jeszcze seksowniej niż zazwyczaj. Złożyła na moim policzku delikatny pocałunek, a następnie ruszyła w stronę Nikolasa i Josefa, pytając o to, gdzie jest Felix. Ci tylko wzruszyli ramionami i niczym się nie przejmując, weszli do środka.

Muzyka dudniła cholernie głośno. Słyszałem wystarczająco głośne dźwięki, żeby już na samym początku stwierdzić, że boli mnie głowa. Nie zjadłem ani porządnego śniadania, ani też obiadu. Ani kolacji. To znaczy, siłą kazali mi coś w siebie „wcisnąć", a finalnie poczułem się tylko gorzej. Zjadłem, a nie powinienem.

W takich chwilach czułem się dobrze z faktem „nieufności". Nikt nie wiedział o moich problemach. Nikt nie próbował mnie zmienić „na siłę". Mogłem czuć się źle – mieć duszności, bóle głowy, być osłabiony i to na własne życzenie. Jednak tkwiłem w tym sam. Jako jedna, jedyna jednostka. Zawieszałem się w czasoprzestrzeni niczym nieruchome ciało, potem spadałem. Mentalnie. Musiałem coś zażyć.

– Widzisz tego typa przed nami? – zapytał Nikolas, trącając mnie przy okazji łokciem. – Kojarzysz go?

– Miałbym go kojarzyć, dlatego że...? – Uniosłem brwi, czekając aż głupota Bjoerenga przeminie. Nie tym razem.

– Trenował w Oslo Maren, ale kilka miesięcy temu przeniósł się z córką do tego zadupia.

Przez chwilę intensywnie myślałem. Naprawdę zastanawiałem się, co Nikolas ma znów na myśli, ale wiedziałem, jak to się skończy. Dochodziłem do jawnego wniosku, ale wiedziałem, że prędzej czy później skutek będzie jeden.

– Sugerujesz coś?

Ten uśmiechnął się zawadiacko i wyciągnął swoją zimną dłoń w moją stronę. Zupełnie tak, jak się domyślałem. Tak, jak czułem, że będzie. Widziałem kryjące się pozbawienie jakichkolwiek skrupułów w jego mimice. Był trochę, jak Joker, którego mimo wszystko, dobrze było zatrzymać przy sobie.

– Nazywa się Ingrid – zaczął, wzdychając teatralnie. – Jest w naszym wieku i... jest całkiem niezła.

– Całkiem? – Uniosłem brwi, spoglądając na niego spod ukosa. – Powiedz mi coś, czego nie wiem.

– Ma chłopaka – zauważył, rzucając tym samym swoje kolejne wyzwanie.

Jego wzrok błądził gdzieś po sali, szukając Emily, ale czekał aż się zgodzę. Zakłady leżały głęboko w tradycji naszej przyjaźni. Zbyt głęboko, żebym teraz rezygnował.

– Tak, jak ty masz dziewczynę. – Wystarczyło, abym prychnął, a ten natychmiast pokręcił głową.

– Nie, nie rozumiesz. Ona ma chłopaka. To nie Nina ani Emily. Ma swoje zasady moralne.

– Czyli to wyzwanie, tak? – zapytałem zniecierpliwiony. – Będę coś za to miał?

– Moje uznanie i samochód Josefa na kilka tygodni, nie wystarczy?

– Zakładam, że on jeszcze o tym nie wie. – Ten zaśmiał się lakonicznie i pokręcił znacząco głową.

Nie miałem kręgosłupa moralnego. Nie istniałem w świecie dobra, nigdy nie byłem Matką Teresą z Kalkuty, a w obecnej chwili wzięło mnie na rozmyślenia. Jak bardzo zamierzałem tego żałować? Jak głupi stałem się, biorąc jego słowa do siebie? W końcu, to był Nikolas. Jak mogłem mu nie zaufać?

***

Powracam z kolejnym... thrillerem/kryminałem? Nazywajcie to, jak chcecie. Tym razem akcja dzieje się w Norwegii, ale wszystko jest w dalszym ciągu osadzone w skokach narciarskich. Póki co, jest spokojnie, ale może macie już jakiegoś kandydata na zabójcę...?

Zoessxxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top