§ 2

Są na ziemi trzy tajemnice, trzy rzeczy niepojęte. Piękno,sprawiedliwość i prawda...  

Simone Weil 


— Matthew! Chyba nie dopuścisz tej bandy dzieciaków do naszego największego klienta! – krzyknęła Sarah w garsonce od Verasce, wybiegając za swoimi współpracownikami i zostawiając zszokowanych kandydatów na staż samych.

— Nie pytałem cię o zdanie i nie zamierzam tego zmieniać – odparł Matt spokojnym, lecz stanowczym, powiewającym chłodem głosem, nawet nie racząc spojrzeć na wzburzoną prawniczkę.

— Ty chyba sobie żartujesz. Jestem...

— Naszym pracownikiem, nikim więcej. Radzę ci to zapamiętać, nim rozpoczniemy poszukiwania kogoś na twoje miejsce. Nie jesteś niezastąpiona – przerwał jej Matt, tym razem odwracając się w stronę irytującej go coraz bardziej kobiety.

Na twarzy Sarah odbiło się niedowierzanie i złość urażonej dumy. Nie takich słów spodziewała się po mężczyźnie z którym łączyło ją coś więcej niż praca. Już miała powiedzieć, że fakt sypiania z nią nie upoważnia Matthew do takiego traktowania jej osoby, jednak wydawało się, że on jakby czytając jej w myślach, odezwał się jeszcze bardziej rozdrażniony.

— Przestań wreszcie mieszać życie prywatne z zawodowym. W końcu będę miał tego dość – zaznaczył złowrogo Matthew.

Włożył swój kaszmirowy płaszcz, podany mu przez Rebekę i pokazując wyjście Elliotowi, który przyglądał się tej wymianie zdań z sarkastycznym uśmiechem na ustach, po czym ruszył za swoim wspólnikiem do drzwi. Wciąż wściekła Sarah dostrzegła, że całemu zdarzeniu przysłuchiwała się także Rebeka, która jednak następnie taktownie zignorowała całe zajście, kończąc kopiowanie dokumentów. Sarah zaś wróciła do pozostawionych jej praktykantów, czując że coraz bardziej boli ją głowa.

...

— Powinieneś przestać sypiać z personelem, Matt.

Elliot nie byłby sobą, gdyby nie dorzucił się do tego nudnego melodramatu, który ostatnio Sarah regularnie urządzała Matthew.

— Mógłbyś mi o tym przypomnieć zanim stwierdzisz, że potrzebuję seksu dla rozładowania napięcia, a nie po fakcie – odwzajemnił się przyjacielowi z ironią.

— Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, dlatego też ze względu na to, iż pojawiła się u nas młódka, ostrzegam już teraz, byś tym razem panował nad sprzętem zanim go uruchomisz nie tam gdzie trzeba i nie przy tej osobie co należy. Nie stać nas na ponowną wymianę personelu, nie teraz. I ty powinieneś o tym najlepiej wiedzieć.

— I to mówi jeden z największych żigolaków w stanie. Co się porobiło, że to teraz ty mnie ostrzegasz, nie odwrotnie – zaśmiał się pierwszy raz tego dnia Matt.

— Hej, tylko nie żigolaków! Ja przynajmniej nie posuwam prawie wspólniczki!

— Sarah nie będzie żadną wspólniczką – odparł stanowczo Matthew, masując skronie. Czuł pulsujący ból, który stawał się powoli uciążliwy. – I nie martw się. Nie zamierzam znów popełnić tego samego błędu.

— Och, teraz to już na pewno nie. I mam nadzieję, że będziesz o tym pamiętał – rzucił z przekąsem Elliot, nim obaj wysiedli z samochodu pod wielkim gmachem sądu.

Gdy tylko wjechali na odpowiednie piętro, trafili na uśmiechniętego od ucha do ucha prokuratora. Był to otyły, niski człowiek, który gdyby nie toga, nikt by nie dał wiary, że zajmuje się wsadzaniem ludzi do więzienia na długie lata. Miał misiowatą mordkę, lecz oczy zadawały temu kłam, w których wyraźnie można było dostrzec wyrachowanie. Zawsze czuł się wyższy niż był w rzeczywistości i to nie tylko gdy chodziło o jego wzrost. Widać było, że czuł wygraną, raczej przedwcześnie, jeśli miał wyrazić opinię Matthew. Przez lata nauczył się jednego, dopóki nie skończy się walka, dopóty istnieje szansa na wygraną. A on, należał do ludzi, którzy do samego końca nie składają broni.

— Cóż panowie, chyba jednak tym razem na sali sądowej zapanuje stara, dobra sprawiedliwość.

— A mnie się wydaje, że twoją starą zastąpi nasza młoda, piękna, a przede wszystkim obiektywna prawda – zripostował Elliot, przechodząc obok Gerarda Johnsona, z satysfakcją zauważając czerwoną ze złości twarz prokuratora. Rozdymał nozdrza, jakby chciał wyciągnąć przed siebie ręce i chwycić dłońmi za szyję Elliota.

— Nie prowokuj go, nim nie dowiemy się, co ma do powiedzenia sędzia – szepnął z rozbawieniem Matt.

— Sam dobrze wiesz, że z niego nie idzie się nie nabijać! A jak kakadu mojej przeklętej siostry kocham, usilnie się staram za każdym razem!

Tego nawyku, Matt miał świadomość, że nigdy nie wypleni z przyjaciela. Johnson tak już na Elliota działał i to się raczej nie zmieni, chyba że w końcu prokurator przejdzie na emeryturę i zejdzie im z oczu.

— Oczywiście. – Matt pokręcił tylko głową w geście poddania. – Kathriene nadal trzyma to ptaszysko?

— A myślisz, że pozwoliłaby komuś je wywalić? – Elliot spojrzał na przyjaciela, unosząc jedną brew, dając tym samy do zrozumienia, to co obaj dobrze wiedzieli - Kate owinęła sobie ich obu wokół palca i żaden nie miał ani sił, ani możliwości jej niczego wyperswadować.

— Rozumiem, nie było pytania.

Matt zajął miejsce w jednym z foteli stojących w obszernym gabinecie, tuż obok usiadł Elliot. Kilka minut później weszła sędzia Reven Lettor, za nią zaś otyły prokurator. Prawnicy podnieśli się z miejsc, po czym, gdy tylko sędzia usiadła za dębowym biurkiem, ponownie zajęli swoje fotele. Johnson stanął obok okna mrużąc zabawnie swoje prosiaczkowate oczka.

— Witam panowie. Sprawa jest już, moim zdaniem, wystarczająco drażliwa i wolałabym ją jak najszybciej zakończyć. Tym razem przeszkodziła mi w tym zaskakująca i niespodziewana śmierć jedynego świadka obrony – zaczęła sędzia Lettor swoim mentorskim tonem. – Zamierzam jednak doprowadzić tę sprawę do samego końca. Zatem, panie Tomson, panie Barden, liczę na szybkie przedstawienie alternatywy dla waszego przedwcześnie zniesionego z tego padołu świadka.

— Pani sędzio, prosimy o odroczenie terminu o co najmniej trzy tygodnie. Musimy mieć czas, aby znaleźć...

— Kogo? Przecież mieliście tylko tego osła, Freza! – przerwał Elliotowi prokurator, wykrzykując na cały głos.

— I wnosimy o zmianę prokuratora – dopowiedział Matthew, spoglądając znacząco na sędzię Lettor. Zauważył, że kącik ust sędziny delikatnie się uniósł. Jednak, szybko przybrała swój neutralny wyraz twarzy, więc niewprawne oko niczego by nawet nie dostrzegło.

— Panie Johnson, za chwilę ukażę pana za obrazę sądu. Przychylam się do obu wniosków obrony. Macie trzy tygodnie, nie zmarnujcie ich, panowie.

Dając wszystkim obecnym znać, że to koniec spotkania, sędzia zagłębiła się w lekturę dokumentów leżących na jej biurku. Eliott i Matthew nie zwlekali z wyjściem z gabinetu zadowoleni, że spotkanie przebiegło po ich myśli. Musieli teraz przejrzeć stosy papierów, by w jakiś sposób wyciągnąć ich klienta z potężnych kłopotów w jakie wpadł, czy raczej w jakie go wrzucono. Do tej pory nie uzyskali informacji odnośnie osoby, czy też osób, które tak usilnie próbowały wrobić tego znanego biznesmena.

Nicholas Ghazal był znany w swoim środowisku jako bezkompromisowy zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym. Odkąd tylko pojawił się na progu kancelarii Barden&Tomson, obaj wspólnicy wiedzieli, że jego sprawa może ich wynieść na wyżyny, albo też bezpowrotnie zrzucić w otchłań. Gdy w końcu dotarli do jedynego żywego świadka, który mógł potwierdzić zeznanie Ghazala, musiało się okazać, że zginął i to tuż przed decydującym przesłuchaniem. Matt cały czas zastanawiał się, jak wszystko mogło się tak popieprzyć w tej sprawie. Mieli wszystkie karty, gdy nagle stracili z oczu więcej niż jedno rozdanie. Musiał teraz na spokojnie ocenić ich szanse i zaplanować kolejny krok.

...

Gdy blond wiedźma wróciła do sali konferencyjnej, Cordy czuła, że czas spędzony tutaj będzie, nie tylko dzięki tej prawniczce, trudny do zniesienia ale i równie ekscytujący. Blondyna zasiadła w fotelu, który chwilę wcześniej zajmował przystojniak o szerokich barach zarządzając, iż mamy się zapoznać z aktami sprawy. Kobieta nie zdążyła nawet otworzyć ust, a drzwi do pomieszczenia stanęły ponownie otworem. Rebeka z uniesioną dumnie głową wkroczyła tocząc przed sobą duży wózek z pudłami na dokumenty. Gdy wzrok wszystkich skierowany był na stos dokumentacji, asystentka puściła do mnie oczko, posyłając bardzo dyskretny uśmiech. Ta kobieta, widać było, miała niejedno za uszami – pomyślała sobie Cordelia.

— Dziękuję Rebeko, zostaw te pudła tam, w rogu – powiedziała władczym tonem blondi, wskazując ręką wnękę koło okna. Następnie zwróciła się do nas z wyższością: – nazywam się Sarah Morgan. Jestem jednym z adwokatów w tej kancelarii, jak zdążyliście już zauważyć.

Cordelia przewróciła oczami na tę arogancję w głosie panny Morgan. Na szczęście ona zupełnie nie zwracała na obecnych w sali uwagi. Gapiła się od jakiś pięciu minut w rozłożony przed nią kalendarz. Cordy, zastanawiała się, czy będzie ich ignorować w nieskończoność, czy w końcu potraktuje ich jak ludzi?

— Macie godzinę na zapoznanie się z materiałami dotyczącymi naszego klienta i znalezienia czegokolwiek, co da nam przewagę nad prokuraturą. – Machnęła ręką w stronę pudeł. – Zanim jednak się do tego zabierzecie, Rebeka da wam do podpisu umowę, w której zobowiążecie się do zachowania tajemnicy – ciągnęła dalej prawniczka.

W pomieszczeniu znów pojawiła się Rebeka, tym razem kładąc, przed każdym z trójki ewentualnych stażystów, zapisany warunkami etapu przejściowego, arkusz z klauzulą poufności oraz informacją, że po oznaczonym okresie zostaną poddani ocenie i osoba, która uzyska najwyższą, otrzyma propozycję pełnego stażu w kancelarii. Cordelia prześledziła tekst wzrokiem. Zatem, po trzech miesiącach wspólnicy zdecydują komu dadzą szansę, a kto będzie musiał się obejść jedynie smakiem. Cordy, podobnie jak jej towarzysze, przejrzeli otrzymane papiery najszybciej jak się dało, nie mogąc się wprost doczekać otwarcia czekających na nich pudeł. Gdy tylko zostały dopełnione wszelkie formalności, praktykanci, jak ich na tą chwilę określono, dostali pozwolenie na buszowanie w wzywających ich wręcz pudeł. W świecie prawników oczywiście nie ma czegoś tak trywialnego jak ustępstwo dla pań, czy kulturalne podejście do zadania. O nie, tu liczyło się to, kto jest sprawniejszy, szybszy i sprytniejszy. Ponadto, w prawie od wieków panowali mężczyźni, a dla kobiet widzieli miejsce oczywiście w domu. Zatem równouprawnienie pełną gębą, potocznie mówiąc.

Cordelia była znana ze swojej niezwykłej cierpliwości. Założyła zatem ręce na piersi, zmrużyła oczy, zwęziła usta i czekała, aż męskie harpie zdobędą swoje pierwsze łupy. Cordy miała doskonałe wyczucie, jeśli chodzi o ważne informacje. Wiedziała też, że pewność siebie u mężczyzn, łącznie z wygórowanym ego, będzie dla niej szansą na zdobycie tego, czego potrzebuje, czyli rozwiązania sprawy.

Po chwili, obaj praktykanci usiedli z całym naręczem teczek. Właśnie wtedy, Dilly, jak mówili na nią najbliżsi, zajrzała do pozostawionych przez mężczyzn pudeł. Jako mała dziewczynka uwielbiała przesiadywać w gabinecie ojca obserwując jego pracę, najpierw jako redaktora, później już właściciela gazety. To on pokazał jej, że najważniejsze rzeczy zawsze znajdują się tam, gdzie nikt nie będzie ich szukał. Jej ojciec uwielbiał zagadki, ale jeszcze bardziej od ich rozwiązywania, kochał ich tworzenie. Dziewczyna przejęła tę pasję głównie w kwestii rozstrzygania problemów. Miała analityczny umysł, który sprawnie łączył ze sobą na pozór niepowiązane informacje.

Cordelia dostrzegła na dnie trzeciego pudła dużo mniejsze, jakby zapomniane. Wyciągnęła je na zewnątrz i otworzyła. W środku było kilkanaście zdjęć i wiele odręcznych zapisków. Przeglądała je skrupulatnie, usiłując zrozumieć tworzącą się z nich historię człowieka, który został oskarżony o zamordowanie przyjaciela. Nic się nie zgadzało. Po co miałby mordować człowieka, z którym znał się praktycznie od dzieciństwa? Nie miał żadnego motywu, oczywiście poza tym, który wymyślił prokurator. Faktem było to, że pan Ghazal nie przebywał nawet w tym samym mieście, co ofiara w czasie jej morderstwa.

Nie wiedzieli nawet, ile czasu upłynęło im na przeglądaniu zawartości przyniesionych przez Rebekę pudeł, kiedy dwuskrzydłowe drzwi zostały ponownie otwarte na oścież. Do środka wkroczyło dwóch mężczyzn, którzy w pośpiechu poprzednio opuszczali to pomieszczenie. Cordelia zauważyła wyraźne podniecenie widoczne na twarzy Elliota, który opadł z głośnym westchnieniem na swój tak niedawno zajmowany fotel. Drugi ze wspólników, którego jeszcze im nie przedstawiono, mimo iż wszyscy doskonale wiedzieli kim był, spojrzał z uniesioną brwią na pannę Morgan, która pośpiesznie opuściła zajmowane miejsce.

Elliot Tomson zerknął na swojego przyjaciela, który kiwnął mu głową w odpowiedzi na nieme pytanie. Mecenas Barden zwrócił na praktykantów swoje zimne spojrzenie. Wiedział, że czeka go przeprawa nie tylko ze sprawą, od której zależał prestiż kancelarii, ale również z siedzącymi przed nim młodymi ludźmi, którzy uważali że wiedzą już wszystko. Jakże się mylili! On sam, poprzez minione lata otrzymał niejedną lekcję pokory. Mimo wszystko, nie stracił pewności siebie i drapieżności, która była niezbędna, by pokonać każdego kto stanął mu na drodze. Wiedział, że każde zawahanie z jego strony, może zostać wykorzystane przez jego przeciwników w sądzie. A on nie mógł przegrać. Nie teraz, gdy ważył się ich los.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top