࿙༽༺24༻༼࿚

Nie spałam całą noc. Nie wiedziałam co robić prócz ciągłego płakania po tym, jak na własne oczy zobaczyłam, że Mingi musiał odejść. Nie wierzyłam, że to koniec, to nie mógł być koniec. Mingi nie może tak po prostu zniknąć. Siedziałam na łóżku, tuląc się do kolan. Płakałam cicho, chowając twarz, by San siedzący naprzeciw mnie nie widział mnie w takim stanie. Nie miał wyjścia. Ja wiem... Nie mogę go o nic obwiniać, nawet o to co zrobił. Więc dlaczego serce tak bardzo mnie teraz boli... 

Nie wiem, jak długo płakałam. Czułam tylko, jak San gładził mnie po plecach. Cieszyłam się, że przy mnie był. Milczał, bo z pewnością nie wiedział co powiedzieć. Ale to dobrze... Nie uwierzyłabym mu, gdyby wciąż powtarzał, że wszystko będzie dobrze. Miałam ochotę iść spać i obudzić się z myślą, że to wszystko to jednak był wielki sen. Że tak naprawdę nigdy nie spotkałam Mingi'ego i Sana. Ale w końcu San wciąż tu siedział... 

Dźwięk powiadomienia ledwo doszedł do moich uszu. Jednak westchnęłam, próbując się uspokoić i sięgnęłam po telefon. 


Nie miałam odpowiednich argumentów, by się nie zgodzić. Może jej towarzystwo sprawi, że łatwiej o wszystkim zapomnę. Tylko problem się pojawia z tym, jak jej wytłumaczyć co sprawiło, że jestem w takim stanie...

Przez tę godzinę pomyślałam nawet, że mogłabym może posprzątać łóżko, uczesać się czy przebrać z ubrań, jakie mam na sobie od wczoraj. Za namową Sana wzięłam tylko albo wręcz AŻ prysznic. 

Wyszłam z łazienki, by po chwili usłyszeć dzwonek do drzwi. Gdy je otworzyłam, mając już na sobie świeże dresy, zobaczyłam Gahyeon. Cofnęłam się, by mogła wejść. Zamknęłam drzwi i powolnym, zrezygnowanym krokiem skierowałam się w jej stronę.

- Cześć San - Gahyeon stała już nad łóżkiem i zaczęła wyjmować zawartość swojej torby. 

Stanęłam nad nią i widząc, jak wyjmuje słoik Nutelli, paczkę ciastek i paczkę chrupek mimowolnie się uśmiechnęłam coraz szerzej. Razem z nią usiadłyśmy wygodnie na łóżku. Po chwili nawet dołączył się San.

- To mów. Co się stało? - zaczęła, na co mój uśmiech zmalał - mamy czas na długą historię

- Problem jest chyba w tym, że albo jej nie zrozumiesz, albo nie uwierzysz - zaśmiałm się, na co nastała chwilowa cisza, przez co spotkałam się z pytającym spojrzeniem Gahyeon.

- A może zrozumie... - usłyszałam nagle głos Sana. Odwróciłam głowę w jego stronę, by zobaczyć, jak patrzy na mnie śmiertelnie poważnie. Czy on... Czy on chce jej powiedzieć prawdę? - Wybacz Gahyeon, że zacznę ten temat od wyjawienia twojej tajemnicy...

- C-co? Jakiej tajemnicy? 

- Shiri nie wie, dlaczego się przeprowadziłaś. Nie zna twojej przeszłości. Ale ja znam. - powiedział a ja siedziałam oniemiała

- C-co? Ale jak? Jak to możliwe? N-nie rób sobie żartów - zaśmiała się nerwowo - Nikt tutaj nic o mnie nie wie. I nie ma opcji, by ktokolwiek się o tym dowiedział! - mówiła zdenerwowana, na co patrzyłam na nich, nie wiedząc co powiedzieć. Może i dobrze, bo nie chciałam się wtrącać, więc tylko słuchałam

- Wiem, że trudno w to uwierzyć. Zwłaszcza że mnie nie pamiętasz... - mówił, starając się zachować spokój. 

- Co masz na myśli? - spytała prawie szeptem, na co San pochylił się bliżej niej

- Chciałaś popełnić samobójstwo. To ja cię uratowałem. - powiedział, patrząc się w jej oczy. Jej reakcja była adekwatna do mojej. To był moment, w którym połączyłam wszystkie kropki. Spojrzałam na Gahyeon, widząc, jak powstrzymuje się od płaczu. 

- S-skąd to wiesz?

- Nie jestem stąd - zaczął - ingerowałem w ludzkie życie, więc dostałem ludzkie ciało. Jakby za karę - zaśmiał się, na co Gahyeon opuściła wzrok. - Może wciąż trudno ci w to uwierzyć, ale jestem upadłym aniołem - Nastała cisza. Nikt nie był w stanie jej przerwać. Patrzyłam się na Gahyeon, która w końcu podniosła głowę znów na Sana. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy, które momentalnie wytarła.

- P-pamiętam - wyszeptała, wyciągając dłoń, by ostatecznie dotknąć jego policzka. Jakby chciała się upewnić czy na pewno jest prawdziwy. Chwilę po tym rzuciła mu się na szyję - Dziękuję - wyszeptała, chowając twarz w jego koszulkę, przez co ledwo to usłyszałam. 

San sam ją objął, a Gahyeon rozpłakała się do tego stopnia, że wyglądała jak ja przez ostatnią noc. Wzruszył mnie ten widok... Mnie również poleciały łzy, ale starałam się chociaż minimalnie uśmiechać. Właśnie się dowidziałam, że Gahyeon chciała popełnić samobójstwo. Co musiała przeżywać, żeby w ogóle o tym pomyśleć. 

- Czyli... San to nie twój kuzyn - Gahyeon pociągnęła głośno nosem i westchnęła, by się uspokoić, odsuwając się od Sana. 

- Nie - pokiwałam głową lekko się usmechając - Wybacz że ci nie powiedziałam. Nie tak powinna się zachowywać przyjaciółka - dodała, na co zrobiło mi się ciepło na sercu. Po raz pierwszy nazwała mnie przyjaciółką... 

- Rozumiem, miałaś powód - przekonywałam ją, by nie czuła się winna. 

- A-ale, co to wszystko ma do tego, że ty masz zły dzień? - spytała

- Ty znalazłaś swojego anioła, ja swojego straciłam - odpowiedziałam. - Ale już się napłakałam - zaśmiałam się po chwili - daj ciasio - dodałam, wyciągając ręce w stronę paczki ciasteczek, jak małe dziecko. 

Nie chciałam o tym myśleć. Poczułam się lepiej, że Gahyeon już wie wszystko, wiec nie chciałam wracać do poprzedniego stanu gdybym wszystko zaczęła jej mówić od początku. Nie na to teraz czas. Czas spędzić miłą chwilę wspierając się nawzajem.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top