11 cz.1/2
Hej tu Tom.Wieczorem,gdy mój tata brał prysznic pobiegłem do kuchni.Stanąłem na krześle i otworzyłem szafkę z lekami.Wziąłem kolejne 12 tabletek i wróciłem do pokoju.Nie miałem teraz ochoty na to wszystko,więc ukryłem tabletki w portfelu i położyłem się spać.Któregoś dnia rano zaczął się "Tydzień Majowy".Miałem zakaz na telefon ,ponieważ po ostatniej ucieczce z domu mogę używać telefonu tylko w sobotę i niedziele a teraz był poniedziałek.Zjadłem jak zwykle śniadanie i poszedłem czytać książkę.Miała tytuł"Buntownik" teraz tylko takie książki oprócz psychologicznych czytam.Nagle wszedł do pokoju tata,ukryłem pod kołdrą książkę i spojrzałem na niego.
-Co tam?-udawałem,że mnie obchodzi jego obecność
-Masz może pożyczyć mi pare drobnych?
-Nie,nie mam
-Na pewno?
-No tak,Tamara na pewno ma
Wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni aby się napić.Gdy wróciłem zobaczyłem,że tata trzyma mój porfel a w ręce trzyma tabletki,które tam się znajdowały.
-Czy możesz mi wyjaśnić po co ci to?-Zapytał mnie ostrym tonem.
Czyli znowu muszę kłamać.No pięknie,zamiast martwić się o mnie to ma pretensje,że chciałem się otruć lekami.
-No...tak na wszelki wypadek mam no wiesz na przykład u jest pare tabletek" no spa" bo ostatnio mnie brzuch boli..
-Ale po co ci aż tyle tabletek?!Przecież tu są nawet moje leki na żołądek!
Trochę zacząłem się bać.
-No bo tak na wszelki wpadek!-Tłumaczyłem się jak przedszkolak.
Tata dał mi spokój i wszedł.Zgaduje ,że wyrzucił te leki.Mógł mi nie przeszkadzać!Mogłem się w spokoju zabić! I tak by się nie przeją!
Wkurzyłem się,żeby się uspokoić otworzyłem okno i wróciłem do czytania.Tata się na mnie wkurzył.Parę godzin później [gdy oczywiście w między czasie dawał mi do zrozumienia ,że mnie nienawidzi]miałem wszystkiego dość.Długo myślałem kto może mi teraz pomóc skoro jestem zdany na siebie?Nie chce martwić Torda i tak nie mam z nim kontaktu.Kolegom z klasy nie powiem,bo oni powiedzą to innym a inni innym i tak w kółko.Pan pedagog wmawia mi,że to moja wina więc komu jeszcze ufam?Już wiem!Pan katecheta.On zawsze dawał mi dobre rady i lubił mnie zawsze nawet gdy miałem go gdzieś.Ale on mieszka ode mnie aż 12 kilometrów...
Trudno pójdę do niego.Jedyną rzeczą ,której się boje to bycie samemu...bez kogoś kto mnie kocha.Otarłem swoją twarz rękawem bluzy.Pobiegłem do łazienki i spojrzałem w moje czarne niby-oczy które odbijały się w lustrze jak dwa duże węgielki.Myślałem jeszcze chwile i postanowiłem...porozmawiam z nim.Usłyszałem,że mój tata akurat gada z kimś przez telefon.Pobiegłem pod drzwi wyjściowe i ubrałem się.Tylko ,że zamiast butów w kratkę założyłem buty o kolorze jaskrawej zieleni.Założyłem na głowę kaptur od bluzy i zrobiłem to...wybiegłem z domu.
Biegłem ile sił w nogach,zastanawiałem się ,którędy mam biec aby dotrzeć do katechety szybciej.Podczas biegu myślałem o tym co mu powiem.Układałem w głowie różne scenariusze .Zastanawiałem się nawet czy wracać do domu na noc ale nie chciałem.Teraz czułem się wolny.Po paru minutach sprintu się zmęczyłem więc szedłem normalnie.Parę osób patrzyło na mnie jak na jakieś dziwactwo .Może to przez te niby-oczy?A może to przez to ,ze wyglądam jak bym uciekł z domu dziecka?Sam już nie wiem.Po pół godzinie skręciłem koło torów i przeszłem pod ogrodzenia garaży.Pamiętam jak jeszcze prę miesięcy temu,szedłem tędy z moją dziewczyną i jaj koleżanką,Ale teraz mam Torda,to mój chłopak i to z nim chciał bym chodzić po torach.Gdy ominąłem siatkę z drutu weszłem na osiedle.Szedłem kolejne 10 minut aż ujrzałem plac zabaw na ,którym razem z kolegami się bawiłem jakieś pare miesięcy temu.Przez ogrodzenie rozpoznałem mojego kolegę Jamesa .Wyglądał zupełnie tak jak go zapamiętałem,niestety nie zdążyłem się z nim pożegnać przy przeprowadzce.Stanąłem obok niego i wymusiłem uśmiech.
-Kojarzysz?
-Jasne,że tak co ty tu robisz Tom?-przytuliliśmy się .
-Um..-muszę kłamać.Tata pozwolił mi tu przyjść i zobaczyć ile tu się zmieniło odkąd się wyprowadziłem .
-Do której zostajesz?
-Nie wiem,rozładował mi się telefon ,powiedz mi która godzina?nawet nie mam przy sobie telefonu.
-Tak,jest 19.54
No nie możliwe, przecież jest tak jasno!Musze się pośpieszyć żeby zdążyć przed nocą!
-O jeju to ja już muszę lecieć,tata mnie zabije pa-Zaczałem się oddalać.
-Wpadniesz jutro?
-Możliwe,zobaczymy
I poszedłem.odwiedziłem przy okazji odwiedziłem garaż a raczej jego dach.Były tam szkła i trochę starte napisy zrobione markerem"Misio tu był"i "Lucie też tu była".Były też rysunki.Pamiętam jak kiedyś napisałem to z Lucy.Kochałem ją a ona mnie nie byliśmy nigdy razem mimo,że się regularnie przytulaliśmy,całowaliśmy i trzymaliśmy za rękę a w lecie potrafiłem siedzieć z nią na tym dach aż do 22.30.Oglądaliśmy razem horrory aż do mojej przeprowadzki.Napisała mi czy będę jej chłopakiem a ja na to ,że jestem gejem i mam chłopaka.Wyzywała mnie w tedy od pedałów,męskich dziwek i innych takich a to nie prawda.Chwyciłem czerwoną kredę i napisałem dużymi, drukowanymi literami"MISIO ZNOWU TU BYŁ" dodałem serce i poszedłem z tam tąd.[wcześniej spadając z dachu i robiąc sobie siniaka na kolanie]Szedłem akurat na rądzie gdy minęła mnie policja.Bałem się,że mnie zgarną ale tylko pojechali dalej a potem jeszcze jedna.Za każdym razem się bałem....
Sorki ale kolejna część tego rozdziału będzie później bo moja ucieczka trwała 3 h i dużo działo się w między czasie tak,że nie sposób to opisać za jednym razem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top