Rozdział 6
...gdy nagle poczułam potworny ból na tylnej części głowy, ale zarazem też i potworny uścisk na szyi. Otworzyłam oczy i ujrzałam twarz jakiegoś chłopaka. Zaczęłam się powoli dusić, Max spojrzał na chłopaka po czym zaczął krzyczeć.
-Zostawcie ją! Ja ją kocham! - krzyknął po czym straciłam przytomność.
Max
-Zostawcie ją! Ja ją kocham! - krzyknąłem po czym patrzyłem jak mój misiaczek traci przytomność.
-Ona jest oznaczona... - wyjąkał Marco - Co ja zrobiłem?! - dodał Marco po czym odsunął się od Stars - Zabiłem Lunę... M-max...
Podszedłem do mojego misiaczka który leżał nieprzytomny na podłodze i go podniosłem, Matheo siedział oparty o ścianę i próbował zatamować krew, kiedy nagle na mnie krzyknął.
-Nie nadajesz się na Alfę!!! - krzyknął po czym Karline go szybko zamknęła. Weszliśmy do mojego pokoju po czym położyłem ją pod kołdrę, a sam poszedłem do łazienki się ogarnąć. Wyszedłem z łazienki po czym spojrzałem na misiaczka, bałem się o nią, modliłem się żeby nic jej nie było.
-----Rano-----
Obudził mnie mocny huk w pokoju. Spojrzałem na dziewczynę wchodzącą do mojego pokoju, to była Alison, przyszła i podała mi talerz z kanapkami, spojrzała na mojego misiaczka, który dalej leży bez życia.
-Słyszałam o Stars... bardzo mi przykro, mogę jakoś pomóc?-spytała. Alison to moja starsza siostra. jest Betą w stadzie, jestem od niej o cztery miesiące i trzy dni młodszy od niej-Max zjedz coś a ja spróbuje posprzątać ten bajzel-dodała po czym zaczęła sprzątać ten bajzel co wcześniej zrobiłem.
-Dziękuje że zawsze ze mną jesteś, Alison...
Stars
-M-max.. - wyjąkałam a moja Alfa wtuliła się we mnie.
-Nic ci nie jest?! - krzyknęła dziewczyna w ciemnych jak smoła włosach.
Zbyt wiele nie pamiętam z wczoraj, pewnie przeze mnie miał kłopoty, próbowałam się podnieść lecz poczułam że nie mam wystarczająco siły więc po łożyłam się dalej. Max położył się obok, i wpatrywał w moją ranę na szyi...
-Max... to nie twoja wina ale jakbyś mnie nie oznaczył to by się jeszcze gorzej skończyło, nie musisz się martwić... - wyjąkałam.
-Matheo i reszta stada mają racje, nie nadaję się na przywódcę stada...-powiedział.
-Ale reszta stada to nie ja i Stars! - powiedziała dziewczyna i usiadła koło nas-jestem Alison-przedstawiła się.
Podałam jej rękę i usiadła obok nas na łóżku, około godziny pierwszej po południu ktoś zapukał do drzwi ciemnego pokoju Max'a.
Max
-Kto tam?-spytałem i do pokoju wszedł Matheo ze zszytym łukiem brwiowym.
-Max, chciałbym cię przeprosić za tamto wczoraj, a zwłaszcza ciebie Stars za Marco...
-Niech sam ruszy dupsko i ją przeprosi! - krzyknąłem a Matheo się speszył.
-Zejdziecie na obiad?-spytał Matheo po czym spojrzał na Stars, która przestraszona siedziała w kłębie-Stars, mogę z nią porozmawiać Max? Oczywiście przy tobie... - skinąłem głową i pozwoliłem mu wejść.
Zastanawiałem co takiego chce jej powiedzieć, i to jeszcze w dodatku przy mnie...
-Stars pewnie mnie kojarzysz z wczoraj, albo i nie... ale chciałbym cię w imieniu Marco przeprosić póki tego na razie nie zrobi, i chciałbym się zapytać czy.... ohhh.... to jest bez sensu, macie zaproszenie od ojca na obiad-powiedział Matheo po czym wyszedł.
-Ja czekam na dole, tylko nie odwalić nic głupiego bo nie będę ciebie broniła, cześć Stars! - powiedziała i pomachała do mojego misiaczka.
-Misiaczku dasz rade wstać?-spytałem i spojrzałem na Stars.
-N-nie wiem...-spojrzałem na nią i zauważyłem że jest coś nie tak jak powinno być.
-Wszystko będzie dobrze...
-nie nic nie jest dobrze... to przeze mnie na ciebie krzyczeli, nie chcę już tak dłużej żyć... - powiedziała i całkiem się rozkleiła.
Pomyślałem że najlepiej będzie jak po prostu damy sobie spokój, ale ja nie mogę ani chwili dłużej sobie bez niej poradzić, bałem się że coś się stanie.
Po śniadaniu siedziałem na kanapie w naszym wspólnym salonie, kiedy to nagle poczułem ból, a zarazem jak moja mate cierpi.Wybiegłem w popłochu z salonu i skierowałem się do swojego pokoju w którym była Stars.
W pokoju nigdzie jej nie było, wtedy sobie przypomniałem o łazience i wbiegłem do niej, na podłodze ujrzałem mojego misiaczka. Poczułem zapach krwi i spojrzałem na jej ręce, całe nadgarstki były zakrwawione, spojrzałem na jej twarz, byłą cała we łzach i mówiła w kółko...
-Przepraszam to moja wina, ja nie chciałam...-w końcu się uspokoiła i zabandażowałem jej ręce.
Przez następne kilka dni leżała w pokoju bez życia, wychodziła tylko na posiłki czy do naszej wspólnej łazienki nie wiem co się dzieje, jestem bezradny...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top