Rozdział 10

-Hej...-powiedziałam podchodzac do Blake'a.
-Boże co ci sie stało?-powiedział sarkastycznie i mnie przytulił.
-To sie stało że Max mnie zdradził, i jeszcze wczoeaj prubował zgwałcić...-powiedziałam a Blake zbladł.
-Że co prubował zeobić?!-powiedział obużony.
~S-stars...-powiedział Max podchodząc od tyłu. Trzymał się za brzuch od lewej strony, prawa ręką.
-C-co ci sie stało?!-powiedziałam ogladając dyskretnie jego rane na brzuchu.
-N-nie wiem, kiedy sie rano obudziłem już byłem cały zakrwawiony... agh...-mruknął i zwiesił głowę.
-Choć! Lepiej do mnie do domu. Tam nic ci nie będzie...-zaproponowałam.-zakryj troche ta rękę i ten bok. Blake powiedz nauczycielom że źle się czułam o Max zabrał mnie do domu.-powiedziałam i poszłam z Maxem do domu.

***

-Tak już jesteśmy... tak mamo, wiem... pomagam mu własnie... dobra mamo musze kończyć... no cześć!-odłożyłam słuchawkę i wyłączyłam telefon.

Spojrzałam na spoconego Maxa, leźącego w moim łóżku. Cierpiał...
Zabrzęczał mi telefon. Blake napisał że to on za wszystkim stoi. Wkurzyłam się. W oczach stanęły mi łzy.
-Stars?-mruknął Max.- co jest?-dodał.
-Blake... on ci to zrobił...-rozpłakałam się.
-Nie płacz, choć do mnie... -powiedział i lrzytrzymał mnie za rękę.
-J-jak m-mmam nie pł-płakać?-zająknęłam się.
-Misia...-przytulił mnie do siebie-połóż sie obok... nic ci nie zrobię...-powiedział i popatrzył na mnie.
-A skad mogę mieć pewność?-powiedziałam ale potem tego źałaowałam.
-A taką...-pocałował mnie.
-No dobra...-powiedziałam.

Położyłam się obok niego i zasnęłam. Czułam że tym razem nic mi nie zrobi.
Obudziłam się chwile po tym jak Max sie porządnie ruszył. Mruknęłam cos pod nosem a następnie poczułam smyranie po plecach. Takie ala drapanie ale nie mocne.
Ruszyłam sie lekko aby przysunać sie do Maxa. Dał mi buziaka w czubek mojej głowy i patrzył sie dalej w sufit. W pokoju było już ciemno wiec sądząc po zmianie klimatu Max prubował sie opakietać. Jutro jest pełnia, pewnie dlatego prubował to zrobić.
Lewą ręką objęłam go za brzuch i położyłan głowę na klatce piersiowej. Chłopak sie wzdrygnął lecz po chwili rozluźnij wszystkie swoje mięśnie.
Poczułam jego ciepły oddech na głowie. Dostałam gesiej skórki. Max się lekko zaśmiał.
-Co jest?-spytał.
-Dostałam gesiej skórki...-mruknełam i poszłam dalej spać, a bynajmniej prubowałam, ponieważ Max cały czas się poruszał.
-Kocham Cie-szepnął mi do ucha.
-Mrrr...-mruknęłam a chłopak się od razu spiął.-Daj mi spać...-dodałam.-no weź się rozluźnij...-pogilgotałam go.
-Okej, dobra już dobra...-posłuchał sie mnie i sie rozluźnił.
-Dziekuję...-położyłam sie z powrotem spać.
Noc wydawała sie być krótka, ale dla Maxa była długa. Podczas snu czułam jak przerwaca się z boku na bok. Raz się przebudziłam, i raz dostałam od niego z łokcia, to wtem lekko zapiszczałam.
Rano obudził mnie brak Maxa obok siebie.
-Max?-powiedziałam przewracając sie na drogi bok-tyłem do słońca.
-Tak?-powiedział i sie przysunął.
-Czułam jak się przekręcałeś z boku na bok... w nocy-powiedziałam a chłopak połorzył się twarzą do poduszki.-Boli cie to tak?-dodałam.
-Troszkę... ale nic mi nie jest...
-Gadasz identycznie jak Alfie...-powiedziałam.
-Jaki Alfie?!-powiedział skrzywiony.
-No od ciebie z klasy... jest z Kate.. ale chyba był... nie wiem, podobno zdradził ja z Aura i chyba sa razem... nie wiem nie wnikam w ich zwiazek.
-To może czas wziaść sie za nasz?-dodał a ja sie usmiechnęłam.
-Masz znów zamiar mnie prubować zgwałcić?-wypomniałam mu to... jak mogłam...-p-przepraszam...
-Tak, i bedziesz mi wypominac że prubowałem cie zgwałcić?-powiedział i pociagnął nosem, jego oczy wypełniły się łzami.
-Przepraszam...-powiedziałam i sie ropłakałam.-Najwiekszą krzywde wyrzadziłes mi tym ze sie do mnie sobierales...-powiedziałam.-Chciałes to zrobic tak?!-krzyknelam na niego.
-T-tak... to byl zaklad... ze jak spotkam jakąs random dziewczyne to musze ja przelecieć... myślałem że wczoraj było najlepszym momentem, ale... chłopaki mowili żebym udawał zakochanego ale... ja sie na serio zakochałem, nie chciałem cie zgwałcić...-przełknął ślinę.-Kiedy zacząłem sobie po wczorajszej próbie zdawać sprawę że na prawde cie skrzywdziłem i na prawdę, szczerze cie pokochałem, bardziej niż inną dziewczynę... kocham cię jak nie inną, to jestes ty, ty jesteś ta jedyną, moja mate, którą bedę kochał do konca życia i jeszcze dalej...-jego slowa były szczere.
-Wierze ci...-powiedziałam.

***

-Jeszcze trzy godziny w tej budzie...-powiedziałam a Max sie zaśmiał.
-To chyba tylko ty masz trzy... ja mam dwie-walnełam ku w lewe rzebro.-ał... co tak ostro?
-Za to że jestes o rok starszy, i mi o tym nie wspomniałeś! To wygląda jakbys mnie zmuszał...-no nie no serio? Nienawidzę siebie za to!-Przepraszam...
Max mnie odepchnął i wybiegł ze szkoły.
Jak ja mogłam?
>Przepraszam... Max...
>Wiem że w głębi duszy mnie kochasz... i nie chcesz aby mi sie coś stało...
>To przez twoją i moją wilczą naturę... oznaczyłeś mnie... i dlatego czujesz że musisz zrlbic ten krok w przód...
>Max... prosze odpisz mi...
Jego milczenie było dla mnie bardzo... po prostu czułam że on cierpi. Jeśli on slbie coś zrobi to ja sobie tego nie wybacze.
Po skończonych lekcjach jak zwykle poszłam do domu. Odrobiłam lekcje.
Zaparzyłam sobie herbatki i wzięłam ulubiony koc na którym unosił się zapach Maxa. Poszłam na werandę. Zapaliłam stojącą świeczkę na stoliku i usiadłam wygodnie na bujanym krześle.
Wpatrywałam się w wiadomości które napisałam do Maxa. Dalej nie odpisał. Co ja znowu nawywijałam?!
Z tego wszystkiego rozbiłam szklankę. Kilka odłamków porcelany wbiła mi się w rękę.
Zasyczałam z bólu a wtem poczułam czyjś oddech na karku. Po chwili poczułam jego zapach... zapach Maxa. Wyjęłam kilka odłamków szkła z ręki.
-Masz...-powiedział i wreczył mi apteczkę.-Poczekaj pomogę ci...-zabandażował mi rękę i zaniósł odłamki szkła do śmietnika.
Usiadł na schodkach od werandy. Nie odezwał sie do mnie ani słowem.
-Przepraszam...-powiedziałam.
-Nie masz za co...-powiedział oschłym głosem.
-Mam... powinieneś mnie wtedy zgwałcić..
-To nie jest moja natura okej?!-szybko podszedł do mnie i krzyknął mi prosto w twarz.-To nie jest moja natura... nie chcesz nie będziemy tego robić... p r o s t e...
-A jeśli bym tego chciała?-moje myśli były jakiś wyrwane z kosmosu.
-I tak tego nie zrobie... napewno nie... skrzywdze cie a ty mnie znienawidzisz, tak jak inna...-W jego oczach stanęły łzy, starał się odwrócić moją uwagę od swoich oczu.
-To co stało sie nie odstanie... ale trzeba dokończyc to co się zaczęło... nie ważne czy sie tego nie chce czy sie chce...-powiedziałam.
Ale ja głupote palnęłam...
-Nie chce tego...-zawył i sie rozpłakał-skrzywdze cie, a nie chce cię stracić...-krzyknąl.-z dnia na dzień coraz bardziej cierpie myśląc o tym że prubowałem to zrobić... może ty chcesz ale ja nie chce...-dodał.
-Przepraszam...-rozpłakałam się.
Prubowałam wbiec do domu ale Max mnie zatrzymał, obejmując mnie w pasie i przytulając do siebie.
-Nie...-powiedział-nie chce cie skrzywdzic, czuje to że nie jesteś gotowa na to...
-Co?!-krzyknełam. Poczułam na karku jego łzę i cimny oddech.
~>Nie zrobie tego tobie-gówniana wilcza telepatia.-wiem że jestes nie gotowa, czuje to...
<~Ale ja jestem gotowa... puść mnie... musimy to zrobić, wypełnić oznakowanie... musisz byc moim samcem Alfą...-powiedziałam

No aż takiej głupoty to ja nie słyszałam.
~>Nie zrobie...
<~Ale ja chce!

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top