ROZDZIAŁ 4 - TEGO SIĘ NIE SPODZIEWAŁ

Aromat porannej kawy, powoli rozwiewał mgłę zmęczenia. Wiedział, że powinien się zbierać, inaczej znów spóźni się do pracy, jednak jego ciało za nic nie chciało się ruszyć.

Wrócił wczoraj późno, to fakt. Wypił dwie butelki wina wiedząc, jak źle reaguje na ten rodzaj alkoholu - również prawda. Czy żałował? Ani trochę.

Już dawno nie przeżył tak cudownego weekendu. I pomyśleć, że był taki za sprawą kobiety, którą poznał zaledwie parę dni wcześniej!

Nie zakochał się, co to, to nie - był zbyt doświadczony życiowo. Po prostu dobrze się bawił i złapał kontakt, jakiego od dawna już nie miał z żadną inną kobietą. Nawet z Karoliną, z którą był prawie dziesięć lat.

Na wspomnienie byłej, skrzywił się koszmarnie. Pech chciał, że musiał spotkać ją w ten weekend, co zepsuło mu humor na dobre dwie godziny i poskutkowało serią nieodebranych połączeń na jego komórce.

Co za okropne babsko. Jak mógł nie widzieć tego wcześniej?

STOP. Postanowił nie zawracać sobie nią głowy, żeby nie psuć nastroju od rana. Zamiast tego, skierował myśli w stronę Kasi i czasu, który spędzili razem.

*

3 dni wcześniej...

Dotarł na miejsce piętnaście minut po wyznaczonym przez dziewczynę czasie, co i tak było nie lada wyczynem. Ostre słońce dało mu się we znaki, gdy wbiegał jak szalony na most łączący wyspę z lądem. Mimo spóźnienia, postanowił wstąpić do domu i zmienić przynajmniej koszulę.

Rozglądał się po chmarze ludzi obecnych na wyspie, ale nigdzie nie potrafił jej dojrzeć. Już dawno nie widział takiego tłumu. Ludzie siedzieli w najróżniejszych miejscach, zajmując nie tylko ogródki i ławki, ale również każdy, nawet najmniejszy skrawek zieleni. Piękna pogoda, weekend, więc wszyscy uznali, że pobyt na dworze jest idealnym rozwiązaniem.

Szukał długich, ciemnych włosów, ale w tym tłumie większość kobiet wyglądała dla niego tak samo.

- Kurwa - przeklął cicho. Po raz kolejny tego dnia zastanowił się, dlaczego właściwie tak bardzo mu zależy? Po raz kolejny, również, nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie. Działał intuicyjnie, jak na autopilocie. Tak musiało być i koniec.

- Piękne słownictwo, nie ma co - usłyszał za plecami, więc odwrócił się gwałtownie. Stała za nim, z włosami spiętymi w wysokiego koka i zwiewną sukienką z krótkim rękawem.. Jego wzrok od razu skierował się na tatuaż pod obojczykiem- ciąg rzymskich cyfr. Założyła ręce na piersi i przekrzywiła głowę. Gdy przygryzła wargę i prześwietliła go wzrokiem z góry na dół poczuł, że jest mu gorąco, i wcale nie był pewny czy powodem była temperatura na dworze.

- Spóźniłeś się.

Stwierdzenie. Żadnego wyrzutu czy pretensji. Po prostu naświetlenie faktu. W jej oczach dojrzał zadziorne ogniki.

- Praca, co zrobisz.

Skinęła głową, a na jej usta wypłynął uśmiech.

- Masz ochotę na piwo? - zmieniła temat tak nagle, że na moment zbiła go z pantałyku.

Odpowiedział uśmiechem.

- O niczym innym nie marzę - zażartował.

W ten sposób spędzili wspólnie piątkowe popołudnie oraz wieczór. Tak świetnie im się rozmawiało, że zaprosiła go na następny dzień do siebie, na Biskupin. Zjedli pizzę, w pizzerii niedaleko pętli, a wieczorem, na wałach, przy blasku zachodzącego słońca, pokazała mu dwa kolejne tatuaże- klucz wiolinowy nad pośladkiem i kwiat lotosu na plecach.

Czuł, że zaczyna lubić ją coraz bardziej. Sprawiała, że uśmiech nie schodził z jego twarzy, krew szybciej płynęła, a zmartwienia dnia codziennego odchodziły w niepamięć. Miała w sobie coś kojącego, co dawało poczucie swojskości.
Rozmawiali o wszystkim, od rodziny po polską reprezentację piłki nożnej. Dowiedział się, że straciła matkę w wieku czternastu lat, a z tatą od dłuższego czasu nie ma dobrego kontaktu. Przyjechał do Wrocławia na parę dni, ale szczerze mówiąc, liczyła już dni do jego wyjazdu.

Pech chciał, że tego dnia spotkali na swojej drodze Karolinę. Była z koleżankami na plaży miejskiej "Odra-pany", którą mijali, kierując się do Pasi Busa na późną kolację.

Zauważył ją dopiero w momencie, gdy stanęła przed nimi z miną, wyrażającą totalne niezadowolenie. Ewidentnie nie pasował jej fakt, że Tomasz szedł z obcą dziewczyną, którą na dodatek śmiał obejmować ramieniem.

Wywiązała się między nimi dosyć ostra wymiana zdań, która pewnie skończyłaby się damską bójką. O ile podniecały go takie widoki - jak chyba każdego faceta - i miał ochotę załatwić kisiel, o tyle wolał, żeby Kasia nie skończyła tego wieczoru z siniakiem pod okiem. Karolina miała mocny prawy sierpowy... cóż, wiedział to z autopsji.

Po tym wydarzeniu pożegnali się dosyć szybko, wymieniwszy wcześniej numerami telefonu.

Zadzwonił do niej w niedzielę, chwilę po porannej kawie. Nie zastanawiając się wiele, zaprosił do siebie na kolację, więc równo o dziewiętnastej zadzwoniła do jego drzwi, ubrana w małą czarną, wysokie obcasy i z dwoma butelkami czerwonego wina w dłoniach.

Wyglądała i pachniała obłędnie, a gdy przy siadaniu sukienka się podwinęła i zobaczył na udzie kolejny tatuaż przedstawiający feniksa, poczuł, że jeszcze chwila, a pożegna się z dobrymi manierami.

- Jesteś gliną? - zapytała parę godzin później, przechadzając się po jego mieszkaniu, na bosaka i z lampką wina w dłoni. Alkohol najwyraźniej dodał jej śmiałości, bo zaczęła zaglądać w najróżniejsze kąty.

- Detektywem - sprostował, podchodząc do niej i chowając do szuflady kaburę, którą w piątek zapomniał zostawić w pracy. Zanim jednak zdążył zasunąć ją z powrotem, Kasia wyciągnęła kajdanki i uniosła je na palcu wskazującym.

- Niegrzeczny... - w jej oczach błysnęła zadziorna iskra sprawiając, że zrobiło mu się gorąco.

Dopiła wino, tym sposobem kończąc drugą butelkę, spojrzała przeciągle w jego oczy i zniknęła w głębi mieszkania, kierując się w stronę sypialni.

Nie potrzebował zaproszenia. Jednym haustem opróżnił swoją lampkę i rozpiął górny guzik koszuli. Zanim ruszył jej śladem, zerknął na kajdanki, które zostawiła na komodzie. Zgarnął je szybkim ruchem, z lekkim uśmiechem na ustach.

Tej nocy spełnił swoje fantazje, których nie miał odwagi wcześniej wyjawić. Całował jej przypięte kajdankami, wyginające się ciało. Wchodził w nią raz za razem, podziwiając jędrne piersi, językiem kreśląc linie potu. Była równie wyuzdana, co skromna. Giętka jak guma, podatna na jego ruchy, chętna na zabawę. Podziwiał linię życia wytatuowaną pod lewą piersią i kłódkę, zazwyczaj schowaną tuż pod linią majtek.

Smakował jej pożądanie.
Posuwał ją szybko, po chwili wolno, wszystko by móc delektować się jej jękami.

Była wulkanem, który dzięki jego sprawnym zabiegom, wybuchł parokrotnie.

Lepszego seksu nie miał już dawno.

Gdy wstał rano, zastał pustą połowę łóżka, z małą karteczką złożoną w pół.

Poszłam na uczelnię. 

Kończę o 15. Dzisiaj moja kolej na postawienie kolacji - daj znać, o której Ci pasuje. K.

*

Uśmiechnął się do siebie, dopijając zimną już kawę. Złapał za koszulę, przypiął kaburę do pasa i ruszył w stronę drzwi. Gdy zamykał drzwi na klucz, dźwięk jego telefonu po raz kolejny rozdarł ciszę. Przewrócił oczami i nie patrząc na wyświetlacz, wyciszył dźwięk. Był przekonany, że to znowu Karolina próbowała go podejść, by odebrał telefon.

Miał już dosyć tych żałosnych prób. Jeszcze trochę i zmieni numer, żeby tylko pozbyć się tej zołzy.

*~*~*

- Nareszcie! Kurwa, stary, mógłbyś odbierać telefon... - Marcin wyskoczył zza biurka z poważnym wyrazem twarzy i ruszył w stronę Tomasza.

Detektyw Doruch spojrzał na niego ze zdziwieniem.

- Wyciszyłem dźwięki - powiedział, podchodząc do swojego miejsca. - Karolina zaczęła do mnie wydzwaniać, a nie mam jaj, żeby powiedzieć jej "spierdalaj".

Marcin pokręcił głową z niedowierzaniem, ale jego twarz wyrażała współczucie.

- Ta laska jest nawiedzona. Dobrze, że się jej pozbyłeś.

Nie odpowiedział. Jego partner miał świętą rację, ale jakoś nie miał ochoty ciągnąć tego tematu.

- Co się stało?

Marcin zamknął drzwi i podsunął sobie krzesło, żeby usiąść naprzeciw biurka Tomasza.

- Ci cholerni cywile znowu przyłażą...

- Dzisiaj twoja kolej, sorry stary - roześmiał się Tomek, na co Wiencki jedynie machnął ręką.

- W sali przesłuchań jest koleś, który twierdzi, że jego koleżanka zaginęła.

Słowa Marcina zawisły w powietrzu, czekając na przyswojenie.

Owszem, mieli przed weekendem faceta, który twierdził, że jego dziewczyna zaginęła, a okazało się, że poszła w tango. Mina Wienckiego mówiła mu jednak, że tym razem jest inaczej.

Zerwał się z miejsca i ruszył w stronę sali przesłuchań.

Weszli jeden za drugim. Marcin zajął miejsce, naprzeciw chudego chłopaka, z przydługimi, ciemnymi włosami. Na jego twarzy było widać przerażenie.

Tomasz stanął z boku, jak zwykle w takich sytuacjach i lustrował go czujnym spojrzeniem.

- To jest detektyw Tomasz Doruch - przedstawił go Marcin, wskazując głową. Chłopak popatrzył na niego, ale szybko odwrócił wzrok. Nie dziwiło go to. Nie raz i nie dwa słyszał, że podczas przesłuchań miał minę, jakby chciał kogoś zabić. - To jest Artur Skrzynecki. Proszę opowiedzieć detektywowi dokładnie to, co mnie.

Chłopak skinął głową i znów spojrzał na Tomasza. Postanowił, że będzie dla niego łagodniejszy, w końcu nie jest podejrzanym, przyszedł tylko zgłosić zaginięcie.

- Moja współlokatorka nie wróciła na noc do domu - zaczął, a Doruch ledwo powstrzymał odruch przewrócenia oczami. Zapowiadała się powtórka z zeszłego tygodnia... Miał ochotę posłać Marcinowi złe spojrzenie, ale powstrzymał i to.

- Może gdzieś zabalowała? - zapytał, zakładając ręce na piersi.

Chłopak potrzepał energicznie głową, a grzywka spadła mu na oczy. Odgarnął ją jednym ruchem ręki.

- Nie szła na imprezę, wiedziałbym o tym - zapewnił. Otrzymał spojrzenie pełne niedowierzania, ale tym razem mu nie przerwano. - Przyjaźnimy się już trzy lata i za każdym razem mówimy sobie, gdzie idziemy - sprostował. - Wiem, że szła na randkę, z jakimś niedawno poznanym facetem. Była bardzo podekscytowana...

Przewrócił oczami.

- Do rzeczy - próbował powstrzymać to westchnięcie, naprawdę.

Chłopak kiwnął głową i pokręcił się na krześle.

- Po siódmej napisała mi smsa, że wraca się przebrać i pędzi na uczelnię, bo ma egzamin...

- Może jednak pojechała od razu na uczelnię? - wtrącił Marcin, przekrzywiając lekko głowę.

Tomasza naszedł jakiś nagły niepokój. Przeszedł z nogi na nogę, oparł się o ścianę, byle tylko to zatuszować.

Artur wrócił spojrzeniem do Wienckiego.

- Na gigantycznych obcasach i w sukience mini? - zapytał i pokręcił głową. Tomasz poczuł zimny dreszcz na plecach. - Nie ma szans, zapadłaby się pod ziemię. I tak sukces, że ubrała się tak na randkę.
Zrobił krok w przód, oparł się dłońmi o stolik tak, by jego twarz znalazła się na tej samej wysokości co przesłuchiwanego.

- Jak się nazywa ta dziewczyna?

Kolejnych słów zupełnie się nie spodziewał. Czuł podskórnie, co za chwilę usłyszy, ale już nie potrafił w to uwierzyć. Artur Skrzynecki spojrzał mu prosto w oczy, po raz pierwszy bez strachu, lecz z pełną determinacją.

- Katarzyna Górecka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top