Rozdział 5.

Wróciła do Toyoty po dziesięciu minutach przedzierania się przez tłum pracowników, którzy właśnie zmierzali na długą przerwę obiadową do kantyny. Że też musiała wybrać sobie gabinet tuż obok hali produkcyjnej. Usiadła na miękkim fotelu, zmachana i blada, mimo tego, że jeszcze przed chwilą jej twarz przypominała pieczonego buraka.

— Na czym stanęliśmy? — zagadnęła, jakby ktoś przeszkodził im w rozmowie.

— Właściwie jeszcze nie zaczęliśmy — sprostował Sokołowski i Sara obdarzyła go jeszcze większą niechęcią.

Zamrugała kilka razy i zaśmiała się dziewczęco. „To tylko kolejny samiec", powtórzyła w myślach niczym mantrę. „Wiesz, co masz robić. Uśmiechaj się, odpowiadaj na pytania i daj mu do zrozumienia, że pozjadał wszystkie rozumy". Wystarczyło dodać do tego kilka subtelnych gestów i każdy mężczyzna padał przed nią na kolana, jakby posiadanie zwisającego przyrodzenia wiązało się z działaniem według ustalonego skryptu.

— A więc, panie Sokołowski...

— Wystarczy Jan. Albo Sokół — przerwał jej z jadowitym uśmieszkiem.

Sara opanowała niecierpliwe westchnienie i pokiwała jowialnie głową. Mężczyzna pochylił się w jej kierunku i złożył przed sobą dłonie. To nie było jej pierwsze spotkanie z dziennikarzem. Czegoś tu brakowało. Zmarszczyła brwi.

— Nie będzie pan notował?

— Zapewniam, że zapamiętam każdy szczegół naszej rozmowy.

„Arogancki dupek", przeszło jej przez myśl, a jednocześnie dotarł do niej sygnał z drugiej półkuli. „Seksowny arogancki dupek". Gdyby nie parszywy początek dnia, utarczka z Tomkiem i dziwne spotkanie w kawiarni, miałaby realną ochotę z nim poflirtować.

— Świetnie — stwierdziła obojętnie.

Podłączyła laptop do leżącego na stole kabla HDMI i wyświetliła standardową prezentację o wiele mówiącej nazwie „Dla mediów" na ścianie przed nimi. Obraz zamigotał na chwilę, a później się wyostrzył, jednak Sokołowski nawet nie zerknął w tamtym kierunku.

— Przejdźmy do rzeczy. Jak zapewne pan wie, Cervine zajmuje się przede wszystkim...

— Pozwolisz, że zadam ci kilka pytań?

Przeniosła na niego spojrzenie i pokiwała ochoczo głową. Czego nie robi się dla prasy?

— Jak wygląda sytuacja finansowa firmy?

Bezpośrednie pytanie zbiło ją z tropu.

— O tym rzadko rozmawia się nawet na spotkaniach zarządu — wypaliła, zanim przemyślała odpowiedź zgodną z podręcznikiem specjalisty od public relations. — Ale zapewniam, że Cervine nie ma nic do ukrycia i jest w pełni transparentna we wszystkich operacjach — dodała poważnie.

Sokołowski pokiwał powoli głową i zamilkł. Powinna kontynuować? Czekać? Przygryzła wargę, uważnie obserwując mimikę dziennikarza. Mężczyzna zmarszczył czoło, jakby czegoś nie rozumiał.

— Zdobyliście ostatnio dużego klienta — powiedział.

Sara zaśmiała się pobłażliwie.

— Mamy dziesiątki dużych klientów — podkreśliła. — Może właśnie dlatego jesteśmy wyróżnieni w...

— Właściwie chodzi mi o jednego z nich — przerwał jej i Sara zacisnęła palce w pięść. — Współpracujecie z Piotrem Grabowskim?

Wzdrygnęła się automatycznie. Skąd, do cholery, ten pismak wiedział o ich kontaktach z Grabowskim? Piątkowa kolacja była jedynie wstępnym biznesowym spotkaniem, podczas którego mieli poznać oczekiwania milionera i przedstawić mu ofertę. Nikt, z wyjątkiem piątki najbardziej zaufanych osób w całej firmie, nie wiedział nawet o jego istnieniu.

Przeszedł ją dreszcz, gdy przypomniała sobie warunki, w których pożegnała się z biznesmenem.

— To plotka — skłamała. — Ale jeśli pan Grabowski wyrazi kiedyś chęć współpracy z naszą firmą, na pewno będę pierwsza w kolejce, by ogłosić to na łamach wszystkich magazynów branżowych.

Sokołowski się roześmiał i przeczesał włosy palcami. Zauważyła, że miał wyjątkowo grubą skórę jak na kogoś, kto na co dzień posługiwał się piórem. Albo raczej klawiaturą. Musiał często chodzić na siłownię albo uprawiać jakiś wyczynowy sport.

— Zabawne, że o tym wspomniałaś.

„Nie widzę w tym nic zabawnego", skontrowała w myślach, ale się nie odezwała.

Mężczyzna sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z niej telefon z dużym ekranem. Stuknął kilka razy w wyświetlacz, nie zwracając na nią uwagi, po czym popchnął aparat w jej kierunku. Popatrzyła na niego niepewnie.

— Poznajesz osoby na zdjęciu?

Przyjrzała się uważnie niewyraźnemu ujęciu hotelu, w którym wynajęła królewski apartament kilka dni wcześniej, i serce podeszło jej do gardła. Mimo tego, że pozowała tyłem, bez trudu rozpoznała ulubione szpilki, elegancki płaszcz i rozwiany kucyk zachodzący na plecy żonatego milionera. Grunt zaczął osuwać jej się spod stóp.

Popatrzyła na Sokołowskiego. To był cholerny paparazzo! Zamierzał ją szantażować? Zagrozić jej? Wyciągnąć pieniądze za milczenie? A może przelecieć w ramach przyjacielskiej przysługi? Powstrzymała natłok myśli i skupiła się na szukaniu rozwiązania. Te zdjęcia jeszcze nic nie znaczyły. Była córką właściciela ogromnej firmy, a Grabowski notowanym na liście Forbesa milionerem. Mogli się poznać w zupełnie innych warunkach niż zacisze hotelowego apartamentu. Sokołowski nie miał żadnych dowodów. Otworzyła usta.

— Jest więcej zdjęć — poinformował ją zdawkowo, zanim się odezwała.

Przesunęła palcem po ekranie i wątpliwości zniknęły. Na sekwencji kilku zdjęć obejmowała Grabowskiego za ramię. Gest mógł uchodzić za przyjacielski, gdyby nie fakt, że na ostatnim z nich biznesmen beztrosko łapał ją za pośladek. W tym momencie prawda nie miała już znaczenia. Obrazy przemawiały skuteczniej niż tysiąc słów.

— Czego chcesz?

Jej głos zamienił się w lód. Nawet z nim nie spała, do cholery! Chciała krzyczeć. Wyrzucić z siebie złość i wyładować agresję na jakimś bogu ducha winnym przechodniu.

— Porozmawiać — odparł Sokołowski.

Prychnęła i pokręciła głową. Obejrzała się przez ramię. Byli sami, ale i tak wolała się upewnić, czy nikt nie podsłuchiwał.

— Dla jakiej gazety piszesz?

— Wszystkie szczegóły ustaliłem z twoim ojcem.

— A jednak to mnie próbujesz szantażować.

— Szantażować? To nie w moim stylu.

Sara zadrżała z wściekłości.

— Czego chcesz? — powtórzyła.

— Chcę wiedzieć, co obiecaliście Grabowskiemu, że w ogóle rozważył poświęcenie swojego cennego czasu na rozmowy z taką płotką jak wy.

Sara wypięła pierś do przodu.

— Nasza firma...

— Nie obchodzi mnie to — wtrącił Sokołowski i uśmiech zniknął z jego twarzy. — W porównaniu do aktualnych kontrahentów Grabowskiego, jesteście płotką w oceanie. Dlaczego się z wami spotkał? — zrobił pauzę. — Bo chyba nie tylko dlatego, żeby zobaczyć, co masz pod spódniczką?

Policzki jej zapłonęły, a zęby zacisnęły się automatycznie. Zamiast wybiec z pomieszczenia i trzasnąć drzwiami, zdobyła się na jadowity uśmiech i położyła łokcie na stole, eksponując dekolt.

— Jestem pewna, że Grabowski byłby gotowy poświęcić cały swój czas, żeby to sprawdzić — zaczęła, wlepiając w niego oczy. — Dokładnie tak jak ty. Pozujesz na wyważonego dżentelmena, ale tak naprawdę zastanawiasz się, jaką mam na sobie bieliznę i czy naprawdę warto ryzykować rozwodem, by się o tym przekonać.

Sokołowski pokiwał głową z uznaniem, ale nic nie powiedział. Sara zwilżyła wargi i opadła na oparcie. Trwali w milczeniu przez co najmniej dwadzieścia sekund, ale Sara nie zamierzała pierwsza przerywać ciszy. Sokołowski podniósł się z miejsca.

— W takim razie nic tu po mnie — stwierdził.

Sara ukłoniła się elegancko, choć jej umysł wrzeszczał z przerażenia. Kim był ten facet? Czego tak naprawdę chciał? I co zamierzał zrobić ze zdjęciami? Wiedziała, że najmniejsza oznaka słabości pogrąży jej nadzieję na wyjście z tej sytuacji bez szwanku.

Mężczyzna sięgnął po telefon, roztaczając wokół siebie świeżą, męską woń. Sara nie poruszyła się ani o milimetr. Sokołowski obszedł stół dookoła i zatrzymał się tuż obok niej. Pochylił się tak blisko jej ucha, że usłyszała szelest jego marynarki. Popatrzyła w bok.

— Uważaj na siebie, Sara — powiedział i poczuła zapach gumy do żucia pomieszany z kawą. Jej klatka piersiowa uniosła się gwałtownie. — A poza tym... nie jestem żonaty.

Skierował się do drzwi. Nacisnął na klamkę i pomieszczenie wypełnił standardowy biurowy gwar.

— Przemyśl jeszcze ten wywiad. Jestem pewien, że fantastycznie zaprezentujesz się na okładce. Czekam do piątku.

Sara miała odpuścić, ale mężczyzna wyszedł, zostawiając ją samą. Ogarnęły ją wątpliwości. Powinna z nim porozmawiać. I to szybko. Zerwała się na równe nogi, ale zanim ruszyła do wyjścia, dostrzegła wizytówkę. Mały, czarny kartonik z wypisanym nazwiskiem i numerem telefonu leżał tuż obok niej. Ścisnęła prostokąt w dłoni i popatrzyła na gasnącą prezentację.

Marzyła o tym, by wyłączyć wycieńczony umysł w dokładnie taki sam sposób.


_________

Dziękuję za wszystkie głosy i opinie!

Uściski, NW

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top