Rozdział 32.
Urwała się z pracy wcześniej, wykręcając się spotkaniem na mieście. Wróciła do domu, wzięła prysznic, nałożyła na twarz maseczkę i obejrzała odcinek serialu. Dotarła do połowy sezonu, a nadal nie wiedziała, co motywowało główną bohaterkę. Znajdywała w tym ironiczną alegorię do własnego życia.
Zrewidowała garderobę, ubrała się w crop top i wąskie dżinsy, dopełniając stylizację kilkoma naszyjnikami i zegarkiem. Ostatecznie zrezygnowała z tego ostatniego, bo wskazówki nadal nie ruszyły się ani o milimetr, a ona nie miała pomysłu na to, jak uruchomić mechanizm.
Poszła do łazienki i podkreśliła oczy eyelinerem. Przejrzała się w lustrze i zabarwiła rzęsy tuszem, nadając swoim oczom spektakularnej głębi. Wklepała w skórę odrobinę lekkiego podkładu i nałożyła brzoskwiniowy rozświetlacz na kości policzkowe.
Mimo tego, że z nikim się nie umawiała, o dziewiętnastej usłyszała dzwonek do drzwi. Westchnęła głęboko, schowała kosmetyczkę do szuflady i zwilżyła wargi językiem. Podeszła do wejściowych drzwi, przywołując na twarz zalotny uśmiech.
Otworzyła, ale zamiast Sokołowskiego, zobaczyła ogromny bukiet jasnoróżowych goździków, które od razu przywołały w jej umyśle wspomnienie wąskich ust dziennikarza. Przed oczami zamigotały jej czarne plamki, a Sokołowski uniósł kwiaty i popatrzył na nią z zaskoczoną miną.
— Miałem nadzieję, że trochę bardziej się ucieszysz na mój widok — mruknął.
Sara drgnęła, przyjęła pachnący bukiet i popatrzyła niepewnie na dziennikarza. Jak zwykle udało mu się zbić ją z pantałyku, pozbawić przewagi i rozbroić niespodziewanym gestem. Zacisnęła zęby. Nawet gdyby podarował jej gwiazdkę z nieba, zamierzała trzymać się swojego planu.
Weszli do środka, a Sara pospieszyła do kuchni, by pozbyć się widoku kwiatów na wpół zatopionych w młodych pączkach. Były niezaprzeczalnie piękne, świeże i niewinne. Gdy sięgała po zakurzony wazon, Sokołowski znalazł się tuż obok niej, objął ją w pasie i przytulił. Zesztywniała, a jej ciało przeszył raptowny wyrzut adrenaliny, dopaminy i kilku innych substancji odpowiedzialnych za narkotyczny haj.
Odczekała nieruchomo kilkanaście sekund i Sokołowski ją puścił. Umieściła kwiaty w szklanym naczyniu, unikając jego wzroku. Wyrównała długie gałązki i musnęła kruche płatki opuszkami palców, by zyskać na czasie.
— Cieszę się, że przyszedłeś — zaczęła oficjalnym tonem, a Sokołowski posłał jej jeden ze swoich rozbrajających uśmiechów, który topił lód na Antarktydzie skuteczniej niż globalne ocieplenie.
Nie powiedziała nic więcej, bo Sokołowski położył na krześle swoją skórzaną aktówkę i wyjął z niej szarą kopertę. Już raz dostała od niego podobną, więc domyślała się, co leżało w środku. Dziennikarz uniósł jedną brew i przekazał jej list.
— Należy do ciebie.
Przyjęła przedmiot bez słowa i zmarszczyła czoło. Przesyłka zgięła się wpół. Sara rozerwała górną część i zajrzała do wewnątrz. Pusto. Popatrzyła na dziennikarza pytająco, a on wzruszył ramionami.
— Usunąłem wszystkie kopie. Jedyne odbitki należą do ciebie. W papierowej formie, więc na twoim miejscu zniszczyłbym je w jakimś piecu krematoryjnym.
Odłożyła kopertę na stół. Nie wiedziała, czy mówił prawdę, ale ten akt stanowił piękne zakończenie ich krótkiej znajomości. Grabowski siedział w areszcie, więc Sokołowski nie potrzebował już punktu nacisku. Dostał dokładnie to, czego oczekiwał. Nie rozumiała w takim razie, po co przynosił jej kwiaty. Może robił to dla własnej przyjemności, by sprawdzić, jak daleko się posunie, tkwiąc w magicznej iluzji?
— Dziękuję — powiedziała. — W takim razie uznaję nasz kontrakt za zakończony?
Dziennikarz pokiwał głową i ukłonił się nisko. Przełknęła ślinę.
— Świetnie. Cieszę się, że nie będę musiała dłużej szpiegować własnego ojca, by zdobywać dla ciebie poufne dokumenty w zamian za milczenie na temat zdjęć.
Wyciągnęła do niego rękę, a temperatura w pomieszczeniu się obniżyła, jakby do mieszkania wpadł lodowaty podmuch.
— Muszę przyznać, że mimo wszystko dobrze się bawiłam.
Przecież o to właśnie chodziło, prawda? Odchrząknęła, bo coś utknęło jej w przełyku, gdy Sokołowski otworzył szerzej oczy i wlepił w nią nierozumiejące spojrzenie.
— Jeśli to wszystko, odprowadzę cię do wyjścia — dodała, opuszczając rękę, nie doczekawszy się formalnego uścisku.
Oddychała miarowo, ale jej żołądek skręcał się w niepewności. Musiała zachować zimną krew, opanować targające nią emocje i wrócić do normalności. Sara do nikogo się nie przywiązywała. Nie tęskniła, nie szalała na punkcie chłopców i traciła zainteresowanie w tym samym momencie, w którym osiągała cel. Widziała, co przywiązanie robiło z człowiekiem. Nie zamierzała podążać śladami ojca.
Więc, dlaczego zerwanie z Sokołowskim przychodziło jej z takim trudem? Czyżby czekała na to, aż dziennikarz znajdzie kolejny sposób na to, by ją poniżyć, sprowadzić do parteru i podeptać, szepcząc czułe słówka i oszukując w żywe oczy, a później zniknąć jak kamfora, nie zostawiając jej nawet numeru telefonu?
— Coś się stało? — zapytał z autentyczną troską.
— Oboje dostaliśmy to, czego chcieliśmy. Chyba możemy przestać udawać, że będziemy się widywać w nieskończoność?
Przybrała pokerową minę i skrzyżowała ręce na piersi, by ujarzmić drżenie lodowatych palców. Miała nadzieję, że Sokołowski zrozumie przekaz i wyjdzie bez słowa, ale on tylko zmarszczył brwi.
— Nie rozumiem — powiedział.
Przewróciła oczami i wzięła głęboki wdech. A więc nie zamierzał jej tego ułatwiać.
— Zeszłe tygodnie były... emocjonujące, przyznaję. Ale naprawdę nie musimy dłużej udawać, że pożądanie utrzyma się wiecznie. Nie chcę marnować ani twojego, ani swojego czasu.
Sokołowski popatrzył w bok.
— Więc zamierzasz po prostu wystawić mnie za drzwi?
— Jestem umówiona.
Zabezpieczyła się na wypadek trudności i naprawdę zarezerwowała wieczór dla koleżanek z klubu tańca. Nie mogła poddać się słabości do dziennikarza. Nigdy więcej.
— Posłuchaj... — urwała. Dotychczas ani razu nie zwróciła się do niego po imieniu, a teraz wydało jej się to wyjątkowo nie na miejscu. — Sokół — wybrnęła. — Zdaję sobie sprawę z tego, jak wygląda sytuacja. Oboje się zabawiliśmy, kliknęło, ty dostałeś swój bonus, a ja pozbyłam się problemu. Tylko ile to jeszcze potrwa? Tydzień? Dwa? Miesiąc? Jestem zmęczona skakaniem z kwiatka na kwiatek i emocjonalnym obciążeniem wiążącym się z odwlekaniem tego, co nieuniknione. Rozumiesz, co mam na myśli?
— Chyba zaczynam.
Uśmiechnęła się gorzko, a na końcu języka poczuła odrażający posmak żółci.
— Może jeszcze kiedyś będziemy mieli okazję się spotkać. Jeśli naprawdę będziesz chciał przeprowadzić z nami wywiad, daj znać, umówię cię z osobą, która opowie ci o naszej organizacji ze wszystkimi szczegółami.
Sięgnęła ręką do tyłu i wyjęła służbową wizytówkę z kieszeni dżinsów. Na rewersie widniało wielkie logo Cerviny, jej imię i nazwisko oraz numer telefonu. Tego, którego praktycznie nigdy nie używała. Sokołowski odebrał kartonik bez słowa.
— Zadzwoń, jeśli będziesz miał jakieś pytania.
Dziennikarz pokiwał głową, a później wycofał się na korytarz. Schował przedmiot do kieszeni, chwycił płaszcz, ale go nie założył. Popatrzył na nią badawczo.
— Co się zmieniło?
Uniosła brwi. Nie zamierzała dawać mu satysfakcji i przyznać, jak bardzo ją zranił. Przejrzała jego grę pierwsza, więc jedyne co mogła zrobić, to pozbyć się wszystkich dowodów porażki i zapomnieć o sprawie.
— Nic. Po prostu nie chcę dłużej udawać, że łączy nas coś więcej niż te kilka świstków, którymi się wymieniliśmy.
Uśmiechnął się smutno, ale się nie złamała.
— Co teraz zamierzasz?
Wzruszyła ramionami.
— Wyjeżdżam z miasta na jakiś czas — wypaliła, zamiast ugryźć się w język. — Odpoczynek w górach dobrze mi zrobi.
— Sama? — zapytał Sokołowski.
Jej krew zawrzała, a uszy wypełniły się szumem, jakby znalazła się pod wodą.
— Nie — odparła zdawkowo, skreślając tym samym wszystkie możliwości odkręcenia tego, co się stało.
Jedną z topowych zasad, którymi kierowali się mężczyźni, był terytorializm, dlatego żeby zdobyć samcze serce, wystarczyło zapewnić delikwenta o wyłączności, wierności i oddaniu. Właśnie świadomie uzyskała odwrotny efekt.
— Gratulacje dla szczęśliwca — powiedział cicho i zbliżył się do niej na wyciągnięcie ręki. Nachylił do niej głowę, odurzając ją niemożliwą mieszanką perfum, mięty i rozgrzanej skóry. — Dbaj o siebie, Sara — szepnął, a później musnął ustami jej czoło.
Przewiesił okrycie przez ramię i wyszedł bez pożegnania, zostawiając ją samą na skraju mentalnego załamania.
__________
Między młotem a kowadłem... 🫀
NW
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top