Rozdział 25.

Leżeli obok siebie w milczeniu, a ich oddechy wróciły do normalnego rytmu. Sara oparła twarz o jego nagi tors, gładząc delikatnie twarde mięśnie lewą dłonią i wpatrując się w nieskazitelny kontur jego sylwetki. Nie miała nic do powiedzenia. Rozpływała się w słodkiej atmosferze spełnienia, czując na sobie dotyk jego rozgrzanej skóry, słysząc spokojny oddech i patrząc na unoszącą się miarowo przeponę.

Zmierzwiła mu włosy i musnęła ucho ustami.

— Jeszcze raz — szepnęła, a Sokołowski się uśmiechnął.

Zwilżył wargi i obrócił twarz w jej stronę.

— Nie mogę — powiedział, ale jego tęczówki rozbłysły milionem iskier.

— Jeśli nie wyjdziemy z łóżka i to powtórzymy, strażnicy dziennikarskiego zakonu będą musieli to uznać za jedno przestępstwo.

Sokołowski zaśmiał się krótko i popatrzył w sufit. Jego ramiona się rozluźniły.

— Wykończysz mnie. Potrzebuję odpoczynku, snu i wody.

Zmarszczyła czoło i szturchnęła go w bok. Przewróciła się na brzuch i przyjrzała mu się z uwagą, błądząc palcami po gładkim torsie. Odrzuciła włosy do tyłu, rozsiewając wokół siebie mgiełkę jaśminu i piżma. Zmarszczyła brwi.

— Co to jest? — zapytała z miną laboranta studiującego preparat pod mikroskopem.

Sokołowski odpowiedział bez patrzenia.

— Blizna.

— Sam sobie ją zrobiłeś? Jest idealnie okrągła.

— Nie ja. Chirurg.

Westchnęła ze zrozumieniem i powiodła po skazie opuszkiem. Skóra w tym miejscu lekko się zaróżowiła. Sara odpłynęła gdzieś myślami.

— Co teraz? — zapytała, gdy cisza znów zgęstniała.

Zazwyczaj w takiej sytuacji zbierała swoje rzeczy, wkładała buty i płaszcz, po czym mknęła do BMW, by jak najszybciej oddalić się z miejsca zdarzenia. Tym razem leżała we własnym łóżku i jakoś nie miała ochoty wykopywać Sokołowskiego za drzwi. Mówiła poważnie. Chciała to powtórzyć. Poczuć na sobie jego ciężar, poddać się jego dotykowi.

— Skoro już tu jestem, może coś zjemy?

Pacnęła go pieszczotliwie.

— Miałam na myśli Grabowskiego.

— To twój pomysł na podniecający dirty-talk?

— Sądziłam, że jesteś zmęczony, spragniony i zobligowany do utrzymania ślubów czystości.

Sokołowski odsłonił zęby, a w rogu jego ust pojawiła się drobna zmarszczka.

— Z dwoma pierwszymi sobie poradzimy — powiedział i wyciągnął jej rękę tak, żeby się na nim położyła.

— A z trzecim? — zapytała, oddychając coraz szybciej.

Sokołowski cmoknął ją sucho.

— Olać to.

Zamknęła oczy, zauważając w ostatniej chwili, że wyraz jego twarzy płynnie przeszedł od rozbawienia do agonii. Ich usta się zetknęły, pieszcząc wzajemnie i na nowo rozpalając ogień w lędźwiach. Sara wdrapała się na jego biodra, czując, jak jego męskość unosi się stopniowo pod wpływem pocałunków.

Otarła się o niego niczym kotka, po czym wprawnym ruchem zdjęła biustonosz. Sokołowski chwycił ją tuż pod żebrami, a od miejsca, w którym jego dłonie dotykały jej skóry, rozchodziły się kręgi ekscytacji. Sara wygięła plecy w pozycji ułatwiającej mu dostęp, podniosła się na kolanach i powoli osunęła się w dół.

Sokołowski westchnął, wepchnął jej język do ust i przytrzymał, gdy nadała im rytm, unosząc się i opadając w równych odstępach. Wyprostowała się po kilku chwilach, a podniecenie złapało ją za gardło. Odchyliła głowę do tyłu, a długie włosy połaskotały jej pośladki. Podparła się o jego uda i przyspieszyła, czując, jak jego penis rośnie z każdym ruchem.

Sokołowski przeniósł ręce na jej piersi, ścisnął jej sutki i podniósł się gwałtownie. Otworzyła oczy, a na jego twarzy zagościł zwierzęcy wyraz. Przeciągnął ją w bok i obrócił, by wbić się w nią z barbarzyńskim impetem. Jęknęła, zaskoczona zmianą rytmu, i podciągnęła ugięte nogi wyżej, pozwalając mu na całkowitą dowolność.

Sokołowski ścisnął jej pośladek, napiął ramiona i kark, chwycił ją za włosy i pociągnął, wywołując przyjemne mrowienie rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa. Odgięła głowę, a on przyssał się do jej szyi, uderzając o jej rozgrzane ciało.

— Tak — wysapała, czując wzbierające w nim napięcie i zacisnęła na nim wszystkie mięśnie.

Sokołowski wypuścił ze świstem powietrze, a z jego gardła wydobył się opętańczy ryk. Wystrzelił, a po jej udach popłynęła lepka substancja. Opadł na nią bez siły, a Sara ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi, wciągając niepowtarzalny zapach prawdziwego mężczyzny. Starała się zapamiętać tę chwilę ze wszystkimi szczegółami, wypalić ją na kliszy w umyśle, by móc odtwarzać film w pamięci, gdy ich krótki romans dobiegnie końca.

***

Sokołowski wyjął telefon z kieszeni spodni i zamknął się w salonie, by do kogoś zadzwonić. Nie wnikała, kim był tajemniczy rozmówca. Wygrzebała się z łóżka, rozejrzała za bielizną, zmarszczyła nos i sięgnęła do szuflady po czyste majtki. Zgarnęła koszulę Sokołowskiego i wciągnęła ją na siebie przez głowę.

Stanęła przy lustrze i krytycznie zlustrowała swoją sylwetkę ukrytą pod przydużym ubraniem. Jej włosy rozwiały się na wszystkie strony, a maskara rozmazała pod prawą powieką. Zamiast panikować, uśmiechnęła się bezwiednie i puknęła się w głowę, ale radość nie ustępowała.

Wyszła do przedsionka i zgarnęła torebkę ze stojącej przy drzwiach komody. Wyjęła telefon i zamówiła żarcie na wynos. Zgłodniała, a nie zamierzała wypuszczać Sokołowskiego przynajmniej do rana. Gdy skompletowała zamówienie, ogarnęły ją wątpliwości. Czy dziennikarz zamierzał spędzić u niej noc?

Na nic się nie umawiali. Przespali się ze sobą. Przytulali się przez pół godziny, konwersując beztrosko o nieistotnych kwestiach. A teraz musieli się pożegnać. Perspektywa rozłąki zaparła jej dech w piersiach, jakby nieopatrznie wpadła pod lód. Skarciła się w myślach. Tego przecież oczekiwała, prawda? Dobrej zabawy, krótkotrwałej rozrywki i żadnych zobowiązań. Mimo tego, jak irracjonalnie by to nie brzmiało, seks z Sokołowskim wyzwolił w niej fontannę emocji, których dotychczas nie doświadczyła.

— Głodna? — zagadnął dziennikarz, wychodząc z salonu w czarnych bokserkach.

— Właśnie zamówiłam — powiedziała i uniosła telefon w wymownym geście.

Sokołowski uśmiechnął się krzywo.

— To moja ulubiona koszula.

Sara popatrzyła po sobie, jakby wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, co założyła.

— Serio? — zapytała ze zdegustowaną miną.

Sokołowski pokręcił głową z przyganą, rzucił się w jej kierunku, podrzucił ją w górę i przetransportował z powrotem do sypialni. Sara wrzasnęła, gdy dziennikarz stracił równowagę, odwrócił się w bok i zwalił się na łóżko, trzymając ją w ciasnym uścisku.

Wybuchnęła głośnym śmiechem, a oczy zaszły jej łzami. Sokołowski nie spuszczał z niej wzroku.

— Powiedz, że podoba ci się moja koszula — zażądał, wbijając palce między jej żebra.

Zwinęła się w kłębek, ale skutecznie ją unieruchomił. Śmiała się, zachłystując się powietrzem przy każdym wdechu.

— Powiedz — powtórzył, przybierając groźną minę.

Nie pamiętała, kiedy ostatnio śmiała się tak szczerze i niepowstrzymanie.

— Bo w przeciwnym razie... co? Naskarżysz Robertowi? — zakpiła.

Sokołowski wygiął jej ręce i przyszpilił je do materaca.

— Coś wymyślę — mruknął, a jego twardy zarost ukłuł ją w policzek.

Wymamrotała coś niewyraźnego pod nosem, ale zamilkła, gdy jego palce odnalazły drogę pod luźną koszulą. Dziennikarz przeciągnął ręką po jej brzuchu, skierował się niżej i uniósł jedną brew, muskając jej uda wierzchem dłoni. Sara poczuła przypływ podniecenia. Krew zaszumiała jej w uszach niczym wodospad, a zrelaksowane mięśnie znów napięły się w oczekiwaniu na finał.

— Czekam — wyszeptał jej do ucha i Sara przycisnęła głowę do ramienia, gdy jego ciepły oddech połaskotał kark. — Przyznasz mi rację, czy wolisz, żebym przestał?

Jego dotyk niebezpiecznie zbliżył się do linii skąpych majtek. Zwilżyła wargi, łapiąc powietrze wielkimi haustami.

— Nie.

— Nie, nie przyznasz mi racji czy nie, nie przestawać?

Opuszki jego palców musnęły ją zaledwie na ułamek sekundy, ale to wystarczyło, by jej uda pokryły się gęsią skórką, a palce stóp rozciągnęły w bolesnym skurczu.

— Nie — wychrypiała przez ściśnięte gardło.

Minęła kolejna minuta i Sara jęknęła jak ofiara tortur. Sokołowski się z nią droczył, przedłużał jej agonię i odmawiał przyjemności. Cierpiała. Fizycznie i psychicznie. A jednocześnie marzyła tylko o tym, by nie przestawał. Uchyliła na chwilę ciężkie powieki i zobaczyła jego rozbawioną minę. Po plecach przebiegł jej dreszcz podniecenia, gwałtownego wstydu i radości.

Sokołowski wsunął jeden palec pod jej bieliznę i wykonał mistrzowskie kółko dwoma palcami, po czym oderwał od niej dłoń, zostawiając jej ciało nad przepaścią. Zamrugała. Jej klatka piersiowa unosiła się dziko. Dziennikarz nie zamierzał odpuszczać.

— Więc jak?

— Podoba mi się twoja koszula — mruknęła z przekąsem, a Sokołowski zaśmiał się głośno.

Puścił jej rękę, zsunął się niżej i doprowadził ją na szczyt, na przemian serwując doskonałą technikę i delikatne głaskanie, które wprawiało jej ciało w delirkę, jakby właśnie wylądowała na odwyku. Wreszcie jej plecy wygięły się w łuk i po raz trzeci opadła na materac pozbawiona życia, za to cholernie zadowolona.

Sokołowski położył się obok niej i wygładził uniesioną koszulę.

— Muszę przyznać, że na tobie prezentuje się o wiele lepiej — stwierdził uprzejmie.

Popatrzyła mu w oczy, zanurzyła rękę w jego włosach i pocałowała go głęboko, nie poświęcając ani jednej myśli na rozważanie o przyszłości.


___________

Dziękuję za wszystkie komentarze i głosy! 💛

Ściskam, NW

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top