Rozdział 24.
Jan Sokołowski jak zwykle pojawił się bez zapowiedzi. Sara otworzyła mu drzwi z paniką wypisaną na twarzy, zaprosiła go do środka i bez słowa podała dokumenty. Treść wykradzionych danych mogła albo ukrócić wyczerpujące oczekiwanie, albo pogrążyć ojca w prawdziwych tarapatach.
Niezależnie od rezultatu, Sara chciała mieć to za sobą, poznać rozwiązanie i skupić się na czymś innym. Wlepiła w dziennikarza palące spojrzenie, śledząc każdy jego ruch. Mężczyzna przejrzał pobieżnie wydruki i pokiwał powoli głową. Wszystkie mięśnie jej ciała napięły się do granic możliwości.
Sokołowski uśmiechnął się krzywo.
— To wygląda całkiem obiecująco — powiedział z rezerwą.
Sara wstrzymała oddech.
— Tata jest niewinny, prawda?
Zabrzmiała tak naiwnie i dziecięco, że aż się zaczerwieniła, skubiąc nerwowo brew.
— Tak, prawdopodobnie tata jest niewinny — odparł dziennikarz rozbawionym tonem.
Wypuściła ze świstem powietrze z płuc i oparła się o ścianę. To właśnie chciała usłyszeć. Robert nie zrobił niczego złego, po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie, pokładając wiarę w nie tej osobie, co trzeba. Roześmiała się na cały głos. Strach o ojca ustąpił, ale w jej umyśle wciąż tlił się niepokój, absolutnie niezwiązany ze sprawą Grabowskiego.
Popatrzyła na dziennikarza z nowym zainteresowaniem. Na jego zmierzwione niedbałym gestem włosy, wydatną żuchwę, ostre kości policzkowe i ciemne oczy. Na różowe wargi otoczone hebanową szczeciną. Na silne dłonie, szerokie barki i uroczą zmarszczkę, która pojawiała się wokół jego ust za każdym razem, gdy się uśmiechał.
Straciła nad sobą panowanie. Miała dość gierek, oczekiwania i elektrycznych iskier strzelających między nimi za każdym razem, gdy ze sobą flirtowali. Podeszła do niego powoli, a jej uśmiech zgasł. Sokołowski nic nie powiedział, wpatrując się w jej twarz. Wyciągnęła rękę i pogłaskała go po policzku.
Wspięła się na palce i dotknęła go nosem. Jej oddech przyspieszył, a w podbrzuszu zawirowały motyle. Zwiewne wstęgi ich skrzydeł połaskotały ją w miejscach, o których dotychczas nie miała pojęcia. Ich usta się zetknęły i tym razem Sokołowski nie wycofał się w ostatniej chwili.
Nogi się pod nią ugięły, a płuca rozszerzyły, jakby właśnie wypłynęła na powierzchnię po nieudanym nurkowaniu. Sara rozchyliła wargi i poczuła na sobie jego wilgotny pocałunek. Zarzuciła mu ręce na szyję, a on objął ją w pasie, upuszczając dokumenty. Przeciągnęła językiem po jego doskonałych siekaczach, a on chwycił zębami jej dolną wargę. Westchnęła głośno, gdy podniósł ją w górę i na oślep podążył do sypialni.
W jej trzewiach wybuchł hormonalny koktajl Mołotowa. Chciała krzyczeć, gdy pierwotna energia wzięła górę i wszystko poza miękkością jego gorących ust przestało istnieć. Zanurzyła się w otchłani, pogrążyła w nicości, oddając stery wrodzonym instynktom.
Gdy tylko przekroczyli próg, Sokołowski postawił ją na podłodze, przygwoździł do ściany i ugryzł pieszczotliwie. Uśmiechnęła się, nie odrywając od niego ust. Chciała więcej. Potrzebowała więcej. Przyciągnęła do siebie jego twarz, ale on znów zaczął się oddalać. Otworzyła oczy i rozkosz zniknęła się tak samo niespodziewanie, jak się pojawiła.
— Nie mogę tego zrobić — powiedział, a Sara poczuła ukłucie rozczarowania. Rozpaczy.
— Dlaczego? Mama ci zabrania?
Sokołowski wypuścił ją z objęć. Sara zakryła się z kwaśną miną, jakby właśnie nakrył ją w przebieralni. Nie mogła uwierzyć w jego zachowanie. Pragnął jej. Jego słowa mówiły jedno, ale gesty zdradzały drugie. Dziennikarz usiadł na jej ogromnym łóżku. Popatrzył na swoją wizytówkę leżącą na szafce nocnej i na jego twarzy odmalował się realny ból.
— Etyka.
— Żyjesz w celibacie? — próbowała obrócić to wszystko w żart, ale głos jej się załamał i bała się, że zaraz się rozpłacze.
— Jestem dziennikarzem. A ty jesteś źródłem.
Wzruszyła niecierpliwie ramionami. Sara Romatowska, proszę państwa, odrzucona po raz setny przez tego samego mężczyznę. A w dodatku jedynego, który działał na nią równie przyciągająco, co magnes na cholerne opiłki żelaza.
— Ale chcesz to zrobić — upewniła się.
Gdzie zgubiła niezachwianą pewność siebie i nieodparty seksapil, za który przeciętny samiec dawał się pokroić?
— Oczywiście, że tak — zirytował się Sokołowski. — Spójrz na siebie.
Sara odwróciła twarz w stronę wielkiego lustra po przeciwnej stronie i spojrzała we własne oczy. Zamrugała, jakby zobaczyła się po raz pierwszy w życiu, niczym Narcyz zahipnotyzowany własnym odbiciem. Była odkryta, rozpalona, gotowa zrobić wszystko, by go zdobyć.
Wargi jej drżały, a policzki promieniowały ciepłem. Przygryzła wargę i szybko oceniła swoje możliwości. Nikt jej się nie opierał. I Sokołowski też musiał wreszcie odpuścić. Przeniosła na niego ożywione spojrzenie. Mężczyzna pożerał ją wzrokiem, dysząc ciężko.
Podeszła do odtwarzacza ustawionego pod przeciwległą ścianą i wcisnęła „play". Wróciła na miejsce obok drzwi, wsłuchała się w rytm i poczuła dreszcz ekscytacji. Ciało zareagowało automatycznie, w końcu trenowała taniec od ponad pięciu lat. Sokołowski nie dał po sobie poznać, że coś się zmieniło.
Sara ugięła lekko nogi, zakręciła biodrami i przesunęła dłońmi po związanym w talii t-shircie z nadrukiem Guns 'N Roses. Przeniosła palce na szyję i zmierzwiła włosy, podnosząc je w górę, a później zrzucając na dół. Długie fale opadły jej na ramiona. Odchyliła szyję do tyłu i przymknęła oczy.
Sokołowski, odrzucenie, stres, wszystko przestało istnieć. Liczyła się tylko muzyka, znajome ruchy bioder i palące podniecenie. Zakręciło jej się w głowie. Dotknęła swoich piersi, kierując uwagę na tatuaż na mostku chowający się pod krótką bluzką. Obniżyła palce, wciąż kołysząc się do zmysłowego rytmu.
Przesunęła ręce w dół i pochyliła się do przodu, głaszcząc uda. Rozchyliła wargi i się wyprostowała. Odpięła pasek i powoli odłożyła go na drewnianą podłogę. Serce zabiło jej mocniej. Bała się, że Sokołowski zerwie się z miejsca i wyjdzie za drzwi, zostawiając ją na skraju załamania, ale on trwał bez ruchu, błądząc wzrokiem po jej targanym gorączką ciele.
Chwyciła za dolną krawędź koszulki, rozwiązała supeł, po czym zdjęła ją przez głowę, zostając w czarnej, wyciętej braletce. Oddech jej przyspieszył, a jej nozdrza wypełnił zapach ukochanych perfum ukrywanych pod ubraniem. Top podzielił los paska. Zawahała się, zanim rozpięła krótką spódniczkę. Planowała się odkryć, oddać w jego ręce i zdać na jego łaskę. Nic, nawet lawina zdroworozsądkowych myśli, nie mogło jej przerwać.
Musiała zaryzykować. Przeciągnęła kryty zamek błyskawiczny ze zgrzytem, wsunęła kciuki za pas i zsunęła spódniczkę wzdłuż bioder. Skórzany materiał wylądował na panelach z cichym plaśnięciem i Sara zrobiła krok w bok, stając przed Sokołowskim w samej bieliźnie. Zaatakowały ją wątpliwości. Powinna kontynuować kuszący pokaz? Z każdą sekundą coraz bardziej wątpiła w powodzenie misji, a wstyd wspinał się wzdłuż żeber, sięgając gardła.
Popatrzyła na niego nieśmiało, ale on nawet nie drgnął. Gdy straciła nadzieję, Sokołowski podniósł się z miejsca. Podszedł do niej i bez słowa położył dłoń na jej plecach.
Pierwszy pocałunek był jak ukąszenie. Gwałtowny, brutalny i niedoczekany, wprawiający jej ciało w chorobliwy dygot. Odwzajemniła go, nie wierząc w obrót sytuacji o sto osiemdziesiąt stopni. Sokołowski podniósł ją nad ziemię i rzucił na łóżko. Położył się na niej, klękając między jej nogami i dopiero wtedy zrozumiała, że to działo się naprawdę.
Przygwoździł ją do materaca całym ciężarem ciała, wbijając pulsującego penisa w jej rozedrganą skórę. Czuła jego kształt i rozmiar przez spodnie, marzyła tylko o tym, by poczuć go w sobie, doświadczyć naporu i wypełnienia.
Sięgnęła rękami do jego paska, nie pozwalając, by ich usta rozstały się choćby na ułamek sekundy. Sokołowski złapał jej nadgarstki i unieruchomił nad jej głową. Zmarszczył nos i zaśmiał się cicho.
— Nie tak szybko — mruknął jej do ucha.
Zablokował jej ręce i złapał zębami płatek jej ucha. Podniecenie przeszyło ją niczym wstrząs elektryczny. Owinęła nogi wokół jego pasa. Sokołowski obniżył głowę i pocałował jej szyję, wolną ręką obejmując pierś. Uwolnił naprężony sutek i bez słowa podrażnił go językiem, aż wcisnęła głowę w posłanie i wygięła plecy w łuk, oddając się dzikiej przyjemności rozrywającej jej wnętrzności na strzępy.
Jęknęła głośno, gdy zahaczył zębami o brodawkę, a później ją puścił i zajął się drugą piersią, jakby pierwsza nigdy nie istniała. Sara zacisnęła zęby. Przeciąganie tego momentu doprowadzało ją do szaleństwa, a Sokołowski świadomie się z nią drażnił, na zmianę całując ją dziko i odpuszczając.
Wreszcie wyswobodził jej nadgarstki, polizał jej brzuch i zsunął jej majtki. Sara wbiła paznokcie w aksamitną kołdrę, gdy złożył miękki pocałunek na łechtaczce. Straciła panowanie nad rekcjami organizmu. Ugięła gwałtownie nogi i wyrzuciła biodra do przodu, szukając spełnienia. Sokołowski zrozumiał jej zamiary i pogłaskał jej sparaliżowane uda.
Wydała z siebie zwierzęcy odgłos, wyginając się niczym ofiara nieudanego egzorcyzmu i szarpiąc skołtunioną pościel. Sokołowski oblizał wargi, a później przyłożył je do jej ciała, ucinając cierpienia. Zarzęziła gardłowo, a jej ciało przeniknęło tsunami przyjemności. Zatopiła się w interwale orgazmu, zaciskając powieki i łapiąc kurczowo płytki oddech.
Nie miała pojęcia, na jak długo rozpłynęła się w przyjemności, ale gdy wróciła na Ziemię, Sokołowski zdejmował koszulę. Uniosła się na łokciach, przyglądając się jego imponującej muskulaturze, drobnym męskim sutkom, wyrzeźbionemu brzuchowi i wybrzuszeniu w bokserkach.
Otworzyła szeroko usta. Nawet w jej fantazjach nie prezentował się tak dobrze. Skrzyżowała z nim spojrzenie i zamrugała, gdy zsunął spodenki, prezentując perfekcyjnego, wyprostowanego penisa lśniącego od podniecenia. Usłyszała szelest plastiku, gdy Sokołowski wprawnym ruchem otworzył pojedynczą prezerwatywę.
Wrócił na swoje miejsce. Wyszczerzyła zęby, gdy zorientowała się, że po jego drwiącym uśmieszku nie zostało nawet wspomnienie. Położyła się całkowicie płasko i nagle przestało być jej do śmiechu. To, o czym marzyła od kilku tygodni, właśnie spełniało się na jej oczach. Sokołowski pocałował ją delikatnie, niemal uprzejmie, a później obniżył biodra i znalazł drogę do jej wnętrza.
Westchnęła, ściągając brwi, gdy pchnął, i ogarnęło ją paraliżujące uczucie pełności, spełnienia, przynależności. Temperatura w jej sypialni podniosła się do tej panującej na Słońcu, a erotyczna składanka, przy której zazwyczaj ćwiczyła, dodatkowo rozpaliła jej skórę.
Sądziła, że Sokołowski wpadnie w szalony galop ku szczytowi, ale on nigdzie się nie spieszył. Wysuwał się z niej na całą długość, a później wracał na miejsce, z każdym ruchem trącając inne zakończenia nerwowe i wysyłając dzikie sygnały do jej spragnionego umysłu.
Przyciągnęła go bliżej, ocierając się o jego piękne ciało i wodząc opuszkami palców po jego zroszonej potem skórze. Pragnęła go w całości. Wbiła paznokcie w jego plecy, wydała z siebie kolejny jęk i Sokołowski stracił całą rezerwę, z którą jeszcze minutę wcześniej spychał ją na krawędź wytrzymałości.
Oderwał się od jej ust i podparł na dłoniach. Ich nosy się stykały, a oczy krzyżowały, czyniąc wszystko inne niewidzialnym. Sara przygryzła wargę, gdy przyspieszył, a każdemu pchnięciu towarzyszyło plaśnięcie. Objęła go nogami, zmuszając, by jeszcze się do niej zbliżył.
Nagle jego twarz wykrzywiła się w grymasie, członek wyprężył, a jej podbrzusze eksplodowało, wyginając plecy w łuk. Zalała ją fala ciepła, dreszczy i błogości. Sokołowski odnalazł jej usta i zatopił się w nich delikatnie. Jej mięśnie się rozluźniły, a na twarzy wykwitł szeroki uśmiech.
Chciała to zrobić jeszcze raz. Musiała to zrobić jeszcze raz. I nie tylko dlatego, by udowodnić mu, jak łatwo dał się zmanipulować.
___________
Dziękuję za wszystkie komentarze i głosy! 💛
Ściskam, NW
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top