Rozdział 22.

Dokładnie o dziewiętnastej jej mieszkanie przeszył dźwięk dzwonka. Sara popatrzyła przez wizjer i otworzyła drzwi. Sokołowski uśmiechnął się szeroko i podał jej butelkę białego wina, dokładnie tego samego, które zaserwowała do spaghetti ostatnim razem.

Zrobił obrażoną minę, gdy zorientował się, że nie spełniła jego życzenia odnośnie do ubioru. Zdjął wiosenny płaszcz i przyjrzał jej się uważnie. Sara poszła do kuchni i bez słowa postawiła butelkę na pustym stole. Sokołowski podążył za nią i zmarszczył czoło.

— Miałem nadzieję, że coś zjemy.

Sara skrzyżowała ręce na piersi.

— Nie, dopóki nie wytłumaczysz mi, kim tak naprawdę jesteś i w czym właściwie uczestniczę.

Darowała sobie pozory. Zmysłowa nuta obecna zwykle w jej głosie zniknęła, a postawa wyrażająca zainteresowanie zmieniła się w uniwersalny gest braku zaufania do oponenta. Sokołowski westchnął, usiadł na krześle i przeczesał palcami przydługie włosy.

— Jestem dziennikarzem — powiedział.

Sara przewróciła oczami.

— Kłamiesz. Wiesz coś na temat Grabowskiego. Wiesz za dużo — podkreśliła. — I wykorzystujesz mnie do tego, żeby tę wiedzę potwierdzić.

— A więc dowiedziałaś się, czego dotyczyła faktura? — mruknął z rezygnacją.

— Prawie. Brakuje mi tylko jednego elementu — urwała i zrobiła pauzę. — Kim jesteś?

Kąciki ust dziennikarza uniosły się nieznacznie.

— Jestem śledczym. Dziennikarzem.

— To dziennikarzem czy śledczym?

— Dziennikarzem śledczym — wyjaśnił. — Zajmuję się przestępczością finansową.

— Przestępczością...? — powtórzyła z niedowierzaniem, a Sokołowski w tym samym momencie zrozumiał, że powiedział za dużo.

Sara zakryła usta dłonią. Jej myśli pędziły zbyt szybko.

— Podejrzewam, że Grabowski jest zamieszany w pranie brudnych pieniędzy. Brakowało mi tylko dowodów.

— Brakowało?! — krzyknęła i złapała się za głowę.

Sokołowski podniósł się z miejsca i ścisnął jej ramiona, zaglądając jej w twarz.

— Przepraszam, odniosłem wrażenie, że wiesz.

Sara westchnęła przeciągle. No dobra, wiedziała, że coś tu nie grało. Nie miała tylko pojęcia, czego dotyczyły machlojki Grabowskiego. Musiała wiarygodnie odegrać swoją rolę, by Sokołowski uchylił jej rąbka tajemnicy. Wyszczerzyła zęby.

— Świetnie. Dziękuję za pomoc — szepnęła, wpatrując się w jego usta i odwróciła się na pięcie.

Dziennikarz zmarszczył czoło.

— Co to było?

Sara posłała mu złośliwe spojrzenie.

— To był blef.

Sokołowski zaśmiał się krótko i pokręcił głową.

— Wydaje ci się, że mnie ograłaś?

— Też masz takie wrażenie?

Sokołowski zbliżył się do niej na wyciągnięcie ręki. Mięśnie na jego klatce piersiowej odznaczały się pod cienkim materiałem koszuli i Sara zacisnęła uda. Jej oddech się spłycił, a wewnętrzna strona dłoni pokryła się lepką warstewką potu. Zaschło jej w gardle.

Czekała na jego ruch, ale on milczał, wpatrując się w nią pełnymi ciekawości oczami.

— Po co tu dzisiaj przyszedłeś? — zapytała, gdy cisza stała się nieznośna.

Sokołowski się uśmiechnął i rozłożył szeroko ręce.

— Zaprosiłaś mnie na randkę, pojawiłem się na randce.

— Nie wierzę ci — powiedziała. — Wydaje mi się, że tylko dużo mówisz. Blefujesz — podkreśliła, cytując jego słowa.

Sokołowski zerknął za okno i omiótł wzrokiem pastelowe niebo. Był zagadkowy, niedostępny, piękny.

— Skąd ta pewność?

Przysunął się jeszcze bliżej i odgarnął włosy z jej twarzy subtelnym ruchem dłoni. Sara straciła całą pewność siebie. Zamrugała szybko, a Sokołowski przyciągnął ją do siebie i musnął jej usta swoimi.

— Rozumiesz, co to oznacza?

Pachniał gumą do żucia i czymś świeżym, odurzającym, co przywodziło jej na myśl ciemną garderobę luksusowego sklepu dla współczesnych lwów salonowych. Wiedziała, co to oznaczało. Wreszcie zdobyła to, czego chciała i Sokołowski był gotów poddać się jej urokowi. Nie sądziła jednak, że sama tak bardzo zapragnie zobaczyć go nago.

Jego źrenice rozszerzyły się jeszcze bardziej, zmieniając oczy w okrągłe wycinki bezkresnego nocnego nieba. Wspięła się na palce, nie mogąc się doczekać tego, co miało nastąpić. Dziennikarz przestąpił krok do tyłu i przybrał poważną minę. Popatrzył na nią nagląco i Sara nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś jej umknęło.

— Co to oznacza? — szepnęła, gdy presja ścisnęła jej trzewia, a później wykręciła niczym mokre pranie.

Przez jej głowę przebiegały najróżniejsze scenariusze. Chciała, żeby Sokołowski przygwoździł ją do ściany, uniósł jej ręce w górę i zatopił zęby na jej odsłoniętej skórze. Chciała go pocałować, ugryźć, objąć, oddać mu się w całości i sprawdzić, czy jej oczekiwania były słuszne.

Nawet w najdzikszej wizji nie spodziewała się tego, co miało nastąpić.

— Jeśli Grabowski zajmuje się praniem pieniędzy... twój ojciec też może być w to zamieszany.

Skrzywiła się, jakby ktoś właśnie zdzielił ją obuchem w tył głowy. Nie, to niemożliwe. Robert nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Czyżby się przesłyszała? Zmysłowe napięcie zniknęło, a Sara odwróciła się do okna i oparła dłonie o chłodny parapet. Kręciło jej się w głowie. Czy to właśnie robiła, współpracując z Sokołowskim? Dostarczała mu dowodów przeciwko własnemu ojcu?

Przypomniała sobie zmieszaną minę ojca i kłamstwo wymalowane na twarzy... Boże, Sokołowski miał rację. Ojciec coś wiedział. Wzięła głęboki oddech, ale płuca nie chciały przetransportować tlenu do krwi. Zrobiło jej się słabo. „To niemożliwe", powtórzyła do siebie w myślach. Ojciec nigdy by tego nie zrobił. Znała go zbyt dobrze, by w ogóle to podejrzewać. Zmusiła się, by się opanować. Odgrywała rolę, do cholery, nie mogła poddać się panice.

— Robert coś wie — powiedziała, siląc się na spokój. — Ale wątpię, żeby brał w tym udział.

Sokołowski wzruszył ramionami i posłał jej niepewne spojrzenie.

— Jak się czujesz?

— Fantastycznie — skłamała.

Wrobił ją w coś takiego i nagle martwił się o jej samopoczucie? Zastanowiła się, co by było, gdyby rzuciła się na niego z pięściami i zmazała sarkastyczny uśmieszek z jego twarzy.

— Co zamierzasz zrobić z tymi dokumentami?

— Piszę artykuł.

— I planujesz umieścić w nim nazwisko mojego ojca?

— Chodzi mi tylko o Grabowskiego.

Sara się zawahała. Czy mogła mu ufać po tym, jak ją okłamał? Albo nie powiedział całej prawdy? Domyślała się, że nie interesował się działalnością milionera bez dobrego powodu, ale nie sądziła, że Grabowski zaangażował się w machlojki finansowe. I wciągnął w to jej ojca. Przywołała w myślach obraz biznesmena i wszystko stało się jasne. Grabowski wiedział, że ktoś siedział mu na ogonie.

— Byłam dzisiaj u niego — powiedziała i coś ścisnęło ją w gardle. Dziennikarz zmrużył oczy. — U Grabowskiego.

Sokołowski uniósł obie dłonie do czoła i popatrzył na nią z niedowierzaniem.

— I powiedziałaś mu o...?

Nie musiał kończyć. Pokiwała głową, a fala gorąca prawie zmiotła ją z nóg. Jeśli jej obawy miały podstawy...

— Mamy problem — stwierdził Sokołowski i jej żołądek wywinął salto. — Jeśli Grabowski zorientuje się, czego szukamy, zacznie niszczyć dowody.

— Wszystkie dokumenty są bezpieczne w naszym systemie.

Sokołowski pokręcił głową.

— To nie takie proste. Obawiam się, że teraz, kiedy wie, że coś się święci, będzie próbował wystawić twojego ojca.

Bolesny dreszcz przebiegł jej po plecach.

— Czy jest cokolwiek, co mogę zrobić...?

Przeklęła w myślach. Głos jej się załamał.

— Sytuacja nie jest beznadziejna — ocenił flegmatycznie dziennikarz. — Jeśli twój ojciec o niczym nie wiedział, nie musisz się martwić.

Uspokoiła się. Wolała pominąć aspekt zaufania do mężczyzny. Dopóki utwierdzał ją w przekonaniu, że wszystko będzie dobrze, nie chciała wątpić w jego słowa. Nie była przygotowana do radzenia sobie z prawdziwymi problemami.

— Może uda nam się znaleźć gwóźdź do trumny Grabowskiego. Wtedy nikt nawet nie zwróci uwagi na twojego ojca — powiedział. — Jakby nie patrzeć, wasza firma jest tylko płotką w oceanie.

Uśmiechnęła się słabo, słysząc niewinne „nam". Nie zamierzał jeszcze się z nią żegnać.

— Więc? Jak to zrobimy?

— Mam pewien plan — zaczął. — Ale byłoby łatwiej, gdybyś zadbała o coś do jedzenia. Wystroiłem się dla ciebie.

Wskazał na swoją nieskazitelną koszulę, ciemne spodnie i sztyblety, a później popatrzył wymownie na jej strój, który równie dobrze mógł robić za uniform do malowania. Zarumieniła się lekko, a rytm jej serca zaczął wracać do względnej normy.

Zamówiła dwa szybkie dania przez Uber Eats i zaparzyła sobie herbatę. Sokołowski usiadł przy stole razem z nią i w dwadzieścia minut wyłuszczył jej wszystko na temat sprawy Grabowskiego. Milioner miał o wiele więcej za uszami, niż jej się początkowo wydawało. Przypomniała sobie jego wulgarne uwagi i zacisnęła pięści. Jeśli mogła przyczynić się do jego upadku, cóż, zamierzała zrobić wszystko, co w jej mocy.

Podzielili się włoską pizzą z pobliskiej restauracji. Początkowo Sara nie miała apetytu, ale gdy tylko spróbowała pierwszego gryza sprężystego ciasta i słodkich pomidorów, rzuciła się na placek, jakby ktoś otworzył zapadnię na dole jej brzucha.

Wystarczył kwadrans, by wyczyścili obydwa kartony i Sara uśmiechnęła się do siebie, gdy przypomniała sobie dekadencką kolację w jednej z najlepszych wrocławskich restauracji z widokiem na rzekę i rozświetlony uniwersytet. Wtedy towarzyszył jej Tomek, którego znowu odsunęła na bok, trzymając go w wiecznym niebycie pomiędzy przyjaźnią a czymś więcej.

Odchrząknęła. W tej sytuacji powinna do niego pobiec, rzucić mu się w ramiona, opowiedzieć o Sokołowskim i liczyć na to, że rozwiąże ten problem za nią, tak jak robił to od zawsze. A jednak to dziennikarz sprawiał wrażenie bardziej kompetentnego. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, czuła się przy nim bezpiecznie. Znała Tomka na wylot, a Sokołowski zaskakiwał ją za każdym razem, gdy miała z nim do czynienia i za nic w świecie nie potrafiła odgadnąć jego myśli.

Upiła kilka łyków wody mineralnej z plastikowej butelki przywiezionej przez dostawcę. Była lodowata, ale nawet to nie ugasiło jej pragnienia.

— Po co tu dzisiaj przyszedłeś? — powtórzyła całkowicie rozluźniona, opierając się o futrynę, gdy Sokołowski zebrał się do wyjścia i sięgnął po elegancki płaszcz.

Zarzucił okrycie na plecy i posłał jej nieprzenikniony uśmiech.

— Żeby zdobyć haki na Grabowskiego, przekonać mnie do współpracy, czy po prostu mnie zobaczyć?

Dziennikarz przestąpił dwa kroki do przodu, popatrzył jej w oczy i odgarnął kosmyk włosów z jej czoła tym samym gestem, który zaledwie kilkadziesiąt minut temu wywołał u niej mały zawał. Pochylił się do jej ucha i Sara poddała mu się bezwolnie.

— Tak — szepnął, a później ruszył do drzwi, zasalutował krótko i zniknął w korytarzu.

— To nie jest odpowiedź na moje pytanie! — mruknęła do pustego wnętrza z pretensją, ale w jej klatce piersiowej pojawiło się coś, co bez trudu mogło unieść ją przynajmniej kilka centymetrów nad ziemię.


_________

Dziękuję za wszystkie głosy i opinie!

Uściski, NW

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top