Rozdział 21.

Tym razem to milioner dyktował warunki spotkania. Umówił się z nią w tym samym miejscu, w którym ostatnio porzuciła go bez słowa wyjaśnienia. Sara zaparkowała iks szóstkę na podziemnym parkingu i obeszła recepcję trzy razy, upewniając się, że nie śledził jej żaden wścibski paparazzo z długim obiektywem.

Zapukała do drzwi apartamentu wynajętego na nazwisko Grabowskiego i przewróciła oczami. To był zły pomysł. A jednak nie potrafiła się oprzeć perspektywie zrozumienia, o co w tym wszystkim chodziło. Biznesmen otworzył jej w niechlujnie wciśniętej w spodnie koszuli, skarpetkach i z garścią M&M'sów w dłoni. Wrzucił do ust czerwonego cukierka i uśmiechnął się szeroko.

Przestąpiła przez próg i momentalnie straciła pewność siebie. Grabowski zachowywał się jak pacjent szpitala psychiatrycznego. Zawahała się, zanim podążyła za nim do okrągłego salonu. Nie wymienili ani jednego słowa, dopóki nie usiedli. Biznesmen podał jej kieliszek białego wina i nie odmówiła tylko po to, by skrócić wizytę w hotelu do minimum.

Grabowski zajął miejsce naprzeciwko niej i rozłożył kolana we władczej pozycji. Upiła łyk trunku z grzeczności, ale zaraz odłożyła szkło na niski stolik. Odchrząknęła znacząco.

— Bałem się, że więcej się nie zobaczymy — powiedział Grabowski i Sara się skrzywiła.

— To nie jest towarzyska wizyta — odparła i prawie się roześmiała, słysząc słowa Sokołowskiego w swoich ustach.

— Więc czemu zawdzięczam tę niewątpliwą przyjemność?

Grabowski popatrzył wymownie w jej dekolt i Sara zakryła się jak zawstydzona nastolatka. Przybrała dumną minę i ściągnęła łopatki. Pomyśleć, że prawie przespała się z tym typem.

— Chcę wiedzieć, czego dotyczy ta faktura.

Położyła dokument na stole i przesunęła go w stronę biznesmena niczym bohaterka filmu akcji. Biznesmen uniósł jedną brew i upił łyk whisky z kwadratowej szklanki. Klara dostrzegła, że miał przekrwione oczy, jakby pozostawał pod wpływem od dobrych kilku dni. Zapach przetrawionego piwa wydobywający się z sypialni tylko wzmagał to wrażenie.

— Na pierwszy rzut oka mogę stwierdzić, że to faktura, którą wystawił twój ojciec, za usługę świadczoną firmie konsultingowej.

— Która należy do ciebie.

Grabowski uniósł oczy znad faktury i otaksował ją wzrokiem. Uśmiechnął się krzywo.

— Skąd ta pewność?

— Miejscowość. Masz tam zimową rezydencję.

Biznesmen pokiwał głową z uznaniem, odłożył kartkę na bok i opróżnił brunatnego drinka jednym haustem, nawet się przy tym nie krzywiąc.

— Musiałaś głęboko grzebać.

Wzruszyła ramionami, choć poczucie satysfakcji połechtało jej ego.

— Wystarczyło poczytać portale plotkarskie.

Grabowski roześmiał się serdecznie.

— Więc?

— Więc... co? — powtórzyła bezmyślnie.

— Zamierzasz wskoczyć mi na kolana, zaprosić do sypialni czy po prostu mi obciągnąć?

Sara prawie zapadła się pod ziemię, słysząc wulgaryzmy. Poczuła skrajne obrzydzenie i zebrało jej się na mdłości. Zaczerpnęła cuchnącego niemytym ciałem powietrza, ale to tylko pogorszyło jej kondycję.

— Oczywiście nie za darmo — dodał milioner. — Jeśli się spiszesz, powiem ci, czego dotyczy faktura.

Uniosła brwi.

— Powiedz mi, czego dotyczy, a wtedy rozważę twoją propozycję.

Grabowski pokręcił głową.

— Masz mnie za idiotę?

Na usta cisnęło jej się soczyste „tak". Milczała. Biznesmen westchnął przeciągle i rozejrzał się za karafką. Wyciągnął rękę i polał sobie następną kolejkę.

— Twoje zdrowie, laluniu. Jesteś gorąca. Żałuję, że nie zerżnąłem cię, kiedy miałem okazję.

Sara drgnęła. Jeszcze nigdy w życiu nie była tak wdzięczna, że coś jej nie wyszło. Podniosła się z miejsca, dziękując losowi, że nie udało jej się uwieść tego prostackiego śmierdziela bez honoru.

— Dokąd się wybierasz? — zapytał przestraszony.

Wypił całą zawartość szklanki i przegryzł whisky niebieskim cukierkiem. Zamrugała, widząc jego pogarszającą się z minuty na minutę formę. Co sprawiło, że w ciągu kilku tygodni z szanowanego przedsiębiorcy zmienił się w podstarzałego ciecia o prostackim humorze? W niczym nie przypominał mężczyzny, z którym wróciła do hotelu po biznesowej kolacji.

— Wychodzę — poinformowała go zdawkowo, zabrała torebkę z podłogi i ruszyła do drzwi.

— Poczekaj — zawołał za nią żałośnie mężczyzna. — Dzisiaj nie będę się opierał, obiecuję!

Wypadła na korytarz, odetchnęła głęboko i trzasnęła drzwiami, aż zadrżały porozwieszane wzdłuż ściany obrazki. Przymknęła oczy na ułamek sekundy i potruchtała w stronę klatki schodowej. Chciała opuścić to miejsce najszybciej, jak to było możliwe. Nie powinna tu przychodzić. Grabowski uosabiał wszystkie cechy, którymi się brzydziła, więc tylko popsuła sobie dzień.

Poczuła się odrobinę spokojniej, gdy usiadła za kierownicą BMW. Zmarszczyła brwi, gdy jej telefon zawibrował, wskazując przychodzące połączenie z nieznajomego numeru. Nacisnęła przycisk na wyświetlaczu.

— Halo?

— Przyjmuję twoją propozycję. Spotkamy się u ciebie dzisiaj wieczorem. Załóż koszulkę, którą miałaś w sobotę. Nigdy nie wyglądałaś lepiej.

Rozległ się urywany sygnał i połączenie się skończyło. Sara nie dowierzała własnym uszom. Chwyciła telefon i sprawdziła historię. Rozmowa trwała niecałe pięć sekund, ale jej się nie przyśniła. Serce zabiło jej mocniej. Sokołowski. Dziennikarz. Byli umówieni. Dręczyło ją tylko jedno pytanie. Którą godzinę oznaczał „wieczór"?


_________

Dziękuję za wszystkie głosy i opinie!

Uściski, NW

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top