Rozdział 19.
O dwudziestej trzeciej wyginała się na parkiecie, przyciągając uwagę wszystkich heteroseksualnych chłopców w promieniu trzech metrów, co i tak stanowiło pewien wyczyn, biorąc pod uwagę zagęszczenie we wrocławskich klubach. Krzyknęła na całe gardło, gdy uśmiechnięty DJ mrugnął do niej wesoło i zagrał popową przeróbkę „Sweet Child O' Mine".
Sara rzucała włosami na wszystkie strony i wiła się w duecie z Eweliną. Nie pamiętała, kiedy ostatnio bawiła się tak dobrze. A może powtarzała to sobie za każdym razem? Jednak teraz, gdy wiedziała, że niebawem jej wolność się skończy, ruch, beztroska i zainteresowanie działały na nią wręcz narkotycznie.
Podeszła do stolika, gdy tylko piosenka się skończyła i porwała swój kieliszek, skacząc w miejscu.
— Co w ciebie wstąpiło? — zapytała roześmiana Ewelina i opadła na sofę.
— Chcę zatańczyć! — odkrzyknęła, odstawiła szkło na blat i szarpnęła koleżankę za rękę.
— Nie mam siły — wydyszała tancerka i przytrzymała się oparcia. — Idź, jestem pewna, że znajdziesz partnera w mniej niż trzy sekundy.
Sara wyszczerzyła zęby. Rozejrzała się po tłumie ustawionych w jej stronę osobników, ale nie znalazła nikogo, kto choćby w minimalnym stopniu wzbudził jej sympatię.
— Proszę! — zawyła, ciągnąc ją na parkiet.
— Nie ma mowy!
Ewelina chwyciła miskę popcornu i wrzuciła sobie kilka sztuk prażonej kukurydzy do ust. Sara pokręciła głową z przyganą. Spróbowała namówić pozostałe towarzyszki, ale żadna z nich nie wyraziła chęci powrotu na parkiet. Sara westchnęła przeciągle i ruszyła w stronę baru. Skoro nie mogła zaspokoić jednej potrzeby, zamierzała zająć się drugą.
Uśmiechnęła się zalotnie i grupka studentów w identycznych, kraciastych koszulach zrobiła jej miejsce w kolejce. Ktoś krzyknął w jej stronę coś obraźliwego, ale nawet nie starała się zrozumieć słów.
— Dziękuję! — krzyknęła i oparła łokieć o kontuar.
Policzyła do dziesięciu. Barman zmaterializował się przed nią znikąd.
— Cosmopolitan! — wrzasnęła mu do ucha.
Mężczyzna skinął krótko głową i sięgnął po składniki. Przygotował jej drinka, urządzając mały pokaz ku jej nieprzejednanej uciesze. Zaklaskała, gdy podpalił skórkę pomarańczy i wycisnął sok prosto do jej szerokiego kieliszka.
— Dwadzieścia dwa!
— Zapłacę — odezwał się ktoś obok niej i Sara o mało nie spadła z wysokiego obrotowego stołka.
Dziennikarz Jan Sokołowski przekazał barmanowi dwa banknoty i machnął ręką, by młodzieniec nie oddawał mu reszty. Sara wbiła w niego przestraszone spojrzenie.
— Potrafię zapłacić za swojego drinka — mruknęła obcesowo.
— Wydawało mi się, że rzadko to robisz.
Nie skomentowała tej uwagi. Chwyciła za różowy koktajl i zrobiła znudzoną minę, mimo tego, że niepokój sączył się do jej umysłu, wprawiając mięśnie w drżenie.
— Twoje zdrowie.
Przycisnęła schłodzone szkło do ust i z lubością przełknęła słodki napój. Smakował pomarańczą, żurawiną i dymem, dokładnie tak jak powinien. Mlasnęła z zadowoleniem, a Sokołowski przyjrzał jej się z uwagą. Ktoś po jej lewej stronie wepchnął się tuż obok niej, by zdobyć dostęp do baru.
Sara automatycznie przestąpiła krok w stronę dziennikarza. Mężczyzna położył rękę na jej talii, chroniąc ją tym samym od utraty równowagi.
— Przepraszam — bąknęła, przyglądając się koszulce, by ocenić, czy nie rozlała drinka.
Sokołowski skinął oszczędnie głową. Stanęli w niewielkiej odległości od nabuzowanej kolejki.
— Nic nie pijesz — zauważyła przenikliwie, nieprzerwanie cedząc kwaskowaty koktajl.
— Jestem tu w...
— ...interesach. Tak, tak — zakończyła za niego.
Nie mogła się oprzeć i zlustrowała go ciekawskim spojrzeniem. W mglistej, przepojonej alkoholem atmosferze nocnego klubu prezentował się jeszcze lepiej niż w zaciszu jej mieszkania. Miał w sobie coś tajemniczego, jakby ukrywał prawdziwe pochodzenie i zjawiał się znikąd, gdy tylko miał na to ochotę.
Uśmiechnął się szelmowsko, słysząc jej odpowiedź.
— Sprawdziłaś dla mnie fakturę?
Sara wychyliła drinka do dna i otarła usta dłonią, jakby właśnie skończyła czwartkową ucztę u Augusta Poniatowskiego. Odstawiła kieliszek na tacę przechodzącej obok kelnerki.
— Tak.
— Była w waszym systemie?
— Tak — powtórzyła.
— Świetnie. Dziękuję za pomoc.
Sokołowski odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę schodów. Sara drgnęła, ruszyła za nim i złapała go za rękę. Co miał na myśli, mówiąc „dziękuję za pomoc"? Siedziała jak na szpilkach cztery dni tylko po to, by wymienić z nim dwa zdania?
— Co masz na myśli?!
Sokołowski odsłonił równe zęby.
— Mam na myśli, że dziękuję za pomoc.
Zmarszczyła czoło.
— I to wszystko?
— A masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
W jego głosie czaiło się rozbawienie. I wyzwanie. Puściła jego dłoń i skrzyżowała ramiona na piersi.
— Umów się ze mną.
Sokołowski rozejrzał się wokoło, jakby oczekiwał, że ktoś powie mu, że żartowała. Przeniósł na nią ciężkie spojrzenie, po czym roześmiał się serdecznie, a później pochylił się do przodu. Poczuła jego elektryzujący zapach i wszystkie włoski na jej ciele stanęły dęba.
— Tyle wystarczy, żeby cię wyrwać? Zapłacić za jednego drinka?
Ich nosy dzieliło dziesięć centymetrów. Sara dyszała ciężko, a unosząca się szybko klatka piersiowa nie miała nic wspólnego ani ze spożytym alkoholem, ani z dzikimi ekscesami na parkiecie.
— Umów się ze mną — powiedziała drżącym głosem.
Starała się nie patrzeć na jego wilgotne, różowe wargi otoczone twardymi włoskami trzydniowego zarostu. Chciała poczuć je na swojej skórze, szorstkie i nieokrzesane. Sokołowski wrócił do pozycji wyjściowej.
— Może innym razem — powiedział, a na dnie jej żołądka wylądował kamień.
Dziennikarz skinął jej głową i znów zostawił ją samą. Powiodła za nim tęsknym spojrzeniem, czując się jak skończona idiotka. Czy właśnie poprosiła Sokołowskiego, żeby się z nią umówił? Zwariowała. To było jedyne wytłumaczenie jej zachowania. Liczyła, że dziennikarz się odwróci, ale gdy dotarł do szczytu schodów, zniknął w tłumie, nie zaszczycając jej ani jednym spojrzeniem.
Westchnęła głośno i odsunęła się bez słowa od mężczyzny, który wybełkotał w jej stronę kilka komplementów oraz zaprosił do tańca. Wróciła do stolika z wściekłą miną.
— I jak? Wyrwałaś kogoś? — zapytała Ewelina wesoło, co reszta grupy skwitowała śmiechem.
— Widziałam cię z jakimś przystojniakiem — włączyła się Ola. — Pasowalibyście do siebie.
— Taaak — mruknęła, opadając na kanapę.
Zastukała w stół i obróciła w palcach butelkę wody. Przeklęty Sokołowski. Nie przyjął jej zaproszenia. Nie zapytał jej też o szczegóły dokumentu, który oglądała co najmniej trzy razy na godzinę przez ostatnie cztery dni.
— Wbijasz na parkiet? — zagaiła Ewelina, ruszając do tańca.
Sara pokręciła głową, a dziewczyny popatrzyły po sobie z udawanym przerażeniem.
— Nie jestem w nastroju — burknęła i pogrążyła się w myślach, ignorując dudnienie klubowej muzyki i ciekawskie spojrzenia napaleńców szukających łatwej zdobyczy.
Dlaczego nie spytał jej o szczegóły faktury? Próbowała odtworzyć rozmowę z dziennikarzem, ale jej umysł działał jak stary Windows. Zacisnęła zęby. W tym całym bałaganie musiało chodzić o coś zdecydowanie większego niż zwykłą ciekawość.
_________
Dziękuję za wszystkie głosy i opinie!
Uściski, NW
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top