Rozdział 13.
Tak jak się spodziewała, Sokołowski trzymał ją w niepewności przez cały dzień. Przejrzała jego grę. Naprawdę sądził, że po tym, jak niespodziewanie odwiedził ją w jej mieszkaniu, będzie wyczekiwała uprzejmego telefonu, trzymając dokumenty pod ręką? Świadomość wyższości nad dziennikarzem wprawiła ją w dobry nastrój.
Sara uczestniczyła w dwóch spotkaniach, popracowała nad zestawieniem kosztów nadchodzącego wydarzenia w firmie, a później skorzystała z siłowni zlokalizowanej tuż obok hali produkcyjnej. Wzięła prysznic i nałożyła świeży makijaż, korzystając z kosmetyków czekających grzecznie w jej prywatnej szafce.
Wróciła do swojego gabinetu i podskoczyła w progu, gdy zorientowała się, że Sokołowski siedział na prostym krześle przy jej biurku.
— Jak tutaj wszedłeś? — zapytała zdziwiona.
— Powiedziałem, że jestem z tobą umówiony w sprawie imprezy — powiedział ze śmiechem. — Żartowałem, ale to wyjaśnienie okazało się wystarczające. Musisz mieć tu niezłą opinię.
Sara okrążyła go niepewnie i opadła na swój fotel. Mięśnie wciąż drżały od podnoszenia ciężarów. Przyjrzała się dziennikarzowi. „Typowe", pomyślała. Próbował zaakcentować swoją pozycję w jej własnym gabinecie. Rozluźnione ramiona rozparte na oparciu, nogi wyprostowane daleko przed siebie, lekceważący uśmieszek.
Denerwowało ją, że zdołał ją zaskoczyć, ale wzięła to za dobrą monetę. Jej cera promieniała, włosy opadały zmysłowo na jedno ramię, a spryskana perfumami skóra roztaczała wokół niej kuszącą mgiełkę. Wzruszyła niewinnie ramionami.
— Widuję się z wieloma osobami.
— Nie wątpię — stwierdził. — O której kończysz pracę?
Sara rozejrzała się po uporządkowanym biurku.
— Właściwie już skończyłam.
— Świetnie. Miałem nadzieję, że podrzucisz mnie do miasta.
Sara uniosła wysoko brwi. Wolałaby nie paradować w towarzystwie mężczyzny korytarzami firmy.
— Zabiorę tylko torbę i możemy iść — powiedziała bez wahania.
Uśmiechnęła się do niego uprzejmie i ruszyła do wyjścia. Wróciła po torbę pełną sportowych rzeczy i zarzuciła ją na ramię. Sokołowski czekał przed drzwiami jej gabinetu. Skinęła głową i pomaszerowała do wyjścia. Mężczyzna podążył za nią niczym cień.
— Podoba mi się twój samochód — stwierdził, gdy tylko znaleźli się na zewnątrz, odprowadzani ciekawskimi spojrzeniami ochroniarzy.
— Dziękuję. Jestem z niego bardzo zadowolona.
Sara nie zapytała, skąd wiedział, który model należał do niej. „Plakietka z nazwiskiem", dotarło do niej po chwili. Odblokowała zamki i wsunęła się na fotel kierowcy. Sokołowski przeciągnął się leniwie przy drzwiach pasażera, przyciągając uwagę pracowników kończących właśnie zmianę i dopiero po minucie wpakował się do środka.
Odpaliła silnik iks szóstki i poczuła przyjemny dreszcz, gdy spod maski wydobył się niski warkot.
— Dokąd cię podwieźć? — zapytała, wlepiając wzrok w kamerkę cofania.
— Na Małopanewską.
Zmarszczyła czoło. To ona mieszkała przy tej ulicy.
— Jak sobie życzysz.
Włączyła się do ruchu na dziewięćdziesiątce czwórce. Droga do Wrocławia była oblężona przez robotników wracających tłumnie do miasta z pobliskich fabryk. Gdy stanęli w długim sznurze samochodów piętnaście kilometrów od celu, zastanowiła się, czy Sokołowski celowo wybrał tak nietypowe miejsce spotkania. Bał się, jak może zareagować, gdyby naprawdę próbowała go uwieść?
— Jesteś wyjątkowo milcząca — stwierdził, gdy z radia dobiegła ich treść setnej reklamy.
— Skupiam się na drodze.
— Stoimy w korku.
Popatrzyła na niego z ukosa.
— Chcę wiedzieć, po co ci informacje na temat Grabowskiego — powiedziała.
Sokołowski zmarszczył nos.
— Jestem dziennikarzem finansowym.
— Grabowski zawierał ostatnio dużo większe transakcje z wieloma innymi firmami. Dlaczego interesujesz się akurat współpracą z nami?
— Powiedzmy, że córka żadnego z pozostałych kontrahentów nie wyraziła podobnego zainteresowania realizacją dodatkowych punktów umowy.
Sara zamilkła. Mogłaby powiedzieć, że nawet nie widziała Grabowskiego bez spodni, ale uznała tłumaczenie za bezcelowe. To tylko wzbudziłoby w Sokołowskim wątpliwości co do jej prawdomówności. A tego wolała uniknąć.
— Przyjmuję to wyjaśnienie.
— Co dzisiaj dla mnie przygotowałaś? — zapytał.
Sara rzuciła mu szybkie spojrzenie, po czym znów skupiła się na odległości dzielącej BMW od zderzaka stojącego przed nimi samochodu.
— Mam przy sobie ofertę, którą złożyliśmy Grabowskiemu podczas naszego spotkania w piątek, półtora tygodnia temu.
Sokołowski pokiwał powoli głową.
— Będę jej potrzebował.
— Nie mogę ci jej dać — zaoponowała. — Ale mogę ci ją pokazać — zaoferowała.
— Jaka jest różnica?
— Jako chłopczyk, który okres dojrzewania ma dawno za sobą, powinieneś wiedzieć.
Sokołowski roześmiał się wesoło.
— Jesteś bystra — stwierdził.
Nawet jeśli powiedział to tylko po to, by wzbudzić jej sympatię, poczuła się mile połechtana.
— Niech będzie. Pokażesz mi waszą ofertę.
Westchnęła, gdy korek ruszył do przodu w ślimaczym tempie. Z głośników rozległa się piosenka o hemoroidach, po której nastąpiła recytacja ulotki płynu do higieny intymnej i Sara ze złością wcisnęła przycisk wyciszający wszystkie dźwięki. Poklepała niecierpliwie w kierownicę.
— Od dawna jesteś dziennikarzem? — zagadnęła.
Samochody znów się zatrzymały. Zazwyczaj obecność mężczyzn w pomieszczeniu nie robiła na niej żadnego wrażenia, ale zamknięcie w ciasnej przestrzeni z Sokołowskim wybijało ją z naturalnej równowagi.
— Tak — odparł Sokołowski.
— Nie chcesz o tym opowiedzieć?
— O dziennikarstwie?
Potwierdziła. Mężczyzna dał sobie chwilę na odpowiedź.
— To interesujące zajęcie. W lwiej części polega na wypełnianiu formalności i siedzeniu przy biurku, ale tak naprawdę wchodzi się do tej roboty ze względu na pozostałe dwadzieścia procent.
— Czyli...?
— Wyciąganie prawdy na światło dzienne.
Pokiwała głową z uznaniem. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że miała do czynienia z przepełnionym chwalebną misją cierpiętnikiem.
— Jestem pełna podziwu. Udało ci się już zniszczyć czyjąś karierę?
— Niejedną.
Chwyciła dolną wargę zębami i popatrzyła mężczyźnie w oczy.
— Podobasz mi się — wypaliła.
Sokołowski wyszczerzył zęby.
— Ta taktyka naprawdę działa? — zapytał ze śmiechem.
— Ty mi powiedz.
Mężczyzna pokręcił głową.
— Dlaczego wciąż jesteś sama?
Sara nie spodziewała się tego pytania padającego z jego ust. Owszem, słyszała je już milion razy, najczęściej od grzecznych chłopców, którzy sądzili, że usidlą Sarę Romatowską, córkę naczelnego krzewiciela metody lean production w kraju nad Wisłą, albo od podejrzliwych koleżanek, które wolały sugerować, że preferowała kobiety, niż przyznać, że zazdrościły jej stylu życia i powodzenia wśród przedstawicieli płci przeciwnej.
Jeszcze nigdy nie udzieliła na nie szczerej odpowiedzi. Jej najdłuższy związek trwał trzy miesiące i to tylko dlatego, że jej ówczesny wybranek wyjechał na cztery tygodnie do stolicy, a odległość dodawała ich relacji nieco pikanterii.
Dlaczego była sama? Małżeństwo nie miało sensu. Nawet gdy w grę wchodziła utrata milionów podczas brudnej sprawy rozwodowej, mężczyźni podążali za instynktem i pakowali się do łóżka młodszej kochanki. Żaden związek, nawet ten potwierdzony w obecności urzędnika i setki gości, nie gwarantował szczęścia, zaufania i bezpieczeństwa. A perspektywa rozwodu, rozłąki, cierpienia... ugh, Sara nawet nie chciała o tym myśleć.
To po prostu nie było w jej stylu. Wiodła wymarzone życie i nie potrzebowała żadnego lenia na swojej idealnej kanapie, czekającego aż ugotuje mu obiad i zmyje podłogi. Nawet tacy zdradzali, odchodzili i nigdy nie wracali.
— Jestem romantyczką — powiedziała. — Czekam na tego jedynego.
Sokołowski przewrócił oczami i pogładził kwadratową żuchwę. Sara automatycznie skierowała wzrok na jego dłoń. Grube palce, twardy zarost, wąskie, cukierkowo-różowe usta i brak śladu po obrączce.
— Nie wierzę ci — oznajmił.
Zrobiła obojętną minę.
— A dlaczego ty wciąż jesteś sam?
— Skąd pomysł, że jestem sam?
— Powiedziałeś, że nie jesteś żonaty.
— Mógłbym być w nieformalnym związku.
Sara rozważyła tę hipotezę. Sokołowski był zatrudniony w jakimś poważnym piśmie, miał dobry zawód i prezentował się cholernie dobrze. Nie widziała powodu, dla którego pozostawał kawalerem. Może był rozwiedziony? Jego stan cywilny i tak nie miał dla niej znaczenia.
— Ale nie jesteś — stwierdziła, a Sokołowski nie zaprzeczył. — Dlaczego?
— Jestem romantykiem. Czekam na tę jedyną.
— Gówno prawda.
Sokołowski wyjrzał przez boczną szybę. Toczyli się w stronę zamkniętego przejazdu kolejowego na Leśnicy.
— Może będziemy mieć okazję porozmawiać o tym innym razem — powiedział tajemniczo. — Dzięki za dokumenty.
Bez ostrzeżenia otworzył drzwi i wyskoczył na jezdnię, gdy tylko wcisnęła hamulec, zatrzymując się pół metra od białego opla. Popatrzyła na niego zaskoczona, ale drzwi się zatrzasnęły. Drgnęła, gdy do środka wpadło świeże powietrze, a z tylnego siedzenia zniknęła jej torba.
— Co ty wyprawiasz?! — krzyknęła.
— Zabieram to, po co przyszedłem — odparł Sokołowski, wyjmując kartonową teczkę z jej torebki i przyglądając jej się z ciekawością.
Sara odpięła pas bezpieczeństwa.
— Dzięki — powtórzył dziennikarz, odłożył jej torebkę na miejsce, pomachał dokumentami i zamknął drzwi.
Sara oddychała głęboko. Wyjrzała przez okno. Sokołowski mrugnął do niej zawadiacko, odwrócił się na pięcie i ruszył chodnikiem w przeciwną stronę. Uśmiechnęła się, zapinając pas z powrotem. Zastanawiała się, kiedy mężczyzna zorientuje się, że właśnie ukradł plik pustych kartek formatu A4, które wyjęła z pojemnika drukarki w drodze po torbę z przepoconym strojem do ćwiczeń.
_________
Dziękuję za wszystkie głosy i opinie!
Uściski, NW
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top