EPILOG
Sara obróciła w dłoni czarny kartonik i wrzuciła go do kosza. Sięgnęła po portfel i wybrała numer zapisany pod wielkim granatowym logo policji.
— Sokół, słucham — odezwał się szorstki głos po kilku chwilach.
— Szukam policjanta na wieczór — powiedziała, siląc się na poważny ton. — Przystojny, umięśniony i co najmniej metr osiemdziesiąt sześć.
— Hmm... — zastanowił się rozmówca. — Jakieś cechy szczególne?
— Zniewalający uśmiech, kocie ruchy i okrągła blizna na ramieniu.
— Zobaczę, co da się zrobić.
Sara ścisnęła telefon w ręku, a później w kilku podskokach przebyła odcinek dzielący ją od garderoby. O dziewiętnastej Alek zadzwonił do drzwi, cmoknął ją w policzek i zniknął w łazience bez słowa wyjaśnień.
— Długo tam będziesz? — zagadnęła, trzęsąc się ze śmiechu.
Spotykali się codziennie od czterech tygodni, ale dopiero dzisiaj Sara wpadła na to, jaka zemsta należała mu się za wierutne kłamstwo. Poszła do kuchni, nalała wina do dwóch kieliszków i oparła się o futrynę, czekając, aż mężczyzna opuści toaletę. Słyszała szelest foliowego worka i zgrzyt suwaka, ale nie powiedziała ani słowa.
Poszła do sypialni, odłożyła kieliszki i włączyła odtwarzacz. Otoczyła ją zmysłowa muzyka. Zakołysała się w rytm ukochanej melodii. Wróciła do zajęć w tym tygodniu i nie mogła się doczekać, kiedy wypróbuje nową choreografię z dala od niemogących się od siebie odkleić Eweliny i Ramiro.
Usiadła na skraju łóżka i pomachała niecierpliwie nogą. Po pięciu minutach wróciła do przedsionka.
— Wszystko w porządku? — zapytała, pukając do drzwi.
Alek chrząknął pod nosem coś niezrozumiałego.
— No wychodź!
Zamek szczęknął dwa razy i drzwi się otworzyły. Sara parsknęła panicznym śmiechem i zakryła usta dłońmi, nie mogąc się powstrzymać.
— Zadowolona? — mruknął Alek, rozkładając ręce i robiąc minę męczennika.
Popatrzyła na niego, a brzuch rozbolał ją z rozbawienia. Alek miał na sobie strój seksownego policjanta, który wypożyczyła rano w podrzędnym sex-shopie. Jego wyrzeźbiony tors wystawał spod czarnej, opiętej koszuli z krótkimi rękawami ozdobionymi amerykańską flagą, a z paska bojówek zwisały zabawkowe kajdanki. Na jego głowie błyszczała policyjna czapka. Wyglądał tak komicznie, że po prostu go przytuliła.
— To jeszcze nie wszystko — zastrzegł.
Sięgnął do worka i założył kaburę z plastikowym pistoletem na biodra, a na nos wsunął ciemne awiatory. Zagwizdała z aprobatą, a policzki zaróżowiły jej się od śmiechu.
— Wyglądasz... — zabrakło jej słów.
— Jak idiota? — podpowiedział, a ona znów parsknęła, zanosząc się urywanym chichotem.
— Rewelacyjnie — wydukała wreszcie.
Złapała go za rękę i zaciągnęła do sypialni. Usiadła na łóżku, założyła nogę na nogę i wpatrzyła się w niego z oczekiwaniem.
— Chyba nie mówisz poważnie — powiedział z pretensją, gdy dotarło do niego, na co czekała. — Nigdy w życiu.
— Widziałeś już, jak to się robi! Poradzisz sobie — zachęciła go z drwiącą miną.
— Zapomnij.
— Ja się dla ciebie rozebrałam — zaoponowała, gdy sięgnął po kieliszek wina.
Uśmiechnął się szyderczo i przedrzeźnił jej zmysłowe ruchy.
— To nie jest śmieszne.
Skrzyżowała ręce na piersi, a on się zaśmiał.
— To była najseksowniejsza rzecz, jaką widziałem — mruknął jej do ucha, a jej żołądek wywinął salto.
— Więc mógłbyś się odwdzięczyć tym samym — nie dawała za wygraną.
Alek westchnął, poprawił okulary, wyprostował się ociężale i dał jej sygnał, by przełączyła piosenkę. Zawahał się, a później wykonał prosty ruch biodrami, kołysząc się w prawo i w lewo bez przekonania. Zaklaskała, by dodać mu odwagi. Wyszczerzyła zęby, gdy wolną dłonią zdjął okulary i odłożył je na komodę.
Mrugnął do niej i uśmiechnął się zalotnie. Zdjął kaburę, kompletnie ignorując muzykę i rzucił ją na łóżko. Przeciągnął palcami po swojej klatce piersiowej, kręcąc głową, ale nic nie powiedział. Rozpiął koszulę i rzucił ją na podłogę, po czym chwycił za rondo kapelusza.
— Czapkę zostaw! — rozkazała.
Uniósł brwi, ale wypełnił polecenie. Pozbył się kajdanek, a później popatrzył niepewnie na bojówki. Zagwizdała donośnie i wyszczerzyła zęby. Alek zrobił minę zbitego psa.
— Jeszcze spodnie, panie władzo — mruknęła zalotnie.
Alek przewrócił oczami, a później rzucił się do przodu. Przygwoździł ją do łóżka, zablokował jej ręce i pocałował w szyję, wywołując w niej falę podniecenia. Ugryzł ją w ucho, a później pocałował w usta. Popatrzył jej w oczy spod policyjnej czapki. I wtedy do niej dotarło.
— Zapytaj mnie — poprosiła zmienionym głosem, wędrując wzrokiem od jego jednej tęczówki do drugiej.
Alek zmarszczył czoło i pogłaskał ją po policzku. Nie musiała mu niczego tłumaczyć.
— Prawda czy wyzwanie?
— Prawda.
Zawahał się, a ich oddechy zmieszały się w jeden.
— Byłaś kiedyś zakochana? — zapytał cicho.
Podniosła się na łokciach, a ich usta się złączyły. Muzyka zagłuszała szum miasta, a jasne żaluzje przepuszczały ciepłe promienie słońca. Oderwała się od niego tylko po to, by spojrzeć mu w oczy.
— Wciąż jestem — szepnęła.
Jego źrenice się rozszerzyły, a na twarzy zabłądził uśmiech, wywołując uroczą zmarszczkę, bez której nie wyobrażała sobie życia.
__________
Kochane Czytelniczki! 💛
Muszę przyznać, że intuicja Was nie zawiodła i bezbłędnie rozpoznałyście motywacje zarówno naszego tajemniczego Sokołowskiego, jak i Tomka. Dziękuję, że poświęciłyście czas na lekturę i mam nadzieję, że zakończenie Was nie rozczarowało. 🤠
Wiem, że happy-endy nie są dla wszystkich, ale ja chyba zostaję przy swojej optymistycznej naturze i wierzę w to, że każdy może znaleźć swoje szczęśliwe zakończenie — nawet okupione kilkoma nieprzyjemnymi przygodami.
Dajcie znać, co myślicie o tej historii.
Dziękuję Wam raz jeszcze, przesyłam uściski z Wrocławia i zabieram się do pisania czegoś nowego, też w gatunku chicklit. Plan już jest, zostało tylko wykonanie. 😎
Przy okazji — czy macie w głowie jakieś pomijane dotychczas pomysły/motywy, o których chciałybyście poczytać?
Dziękuję, jesteście wspaniałe! 🌻🌻🌻
NW
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top