Zwyczajny początek

PRB: o czym tu rozmawiać? Morduję ludzi, nie mogę przestać

PanF: a mimo wszystko ponoć wybierasz osoby, które krzywdzą innych

PRB: dlatego świat nazwał mnie 'Prawą Ręką Boga". Jestem sprawiedliwością

PanF: myślałem, że to twój pseudonim zawodowy czy coś

PRB: owszem, ale nie ja go wybierałam. Nazwał mnie tak jakiś fanatyk, moja druga ofiara

PanF: kto by się spodziewał, że największy morderca naszych czasów może sobie tak na luzie pisać w internecie, w dodatku zdradzić, że jest dziewczyną, a także prawdopodobnie nastolatką

PRB: nie masz pewności, że cię nie okłamałam

Zaczyna się robić ciekawie. Może te szczątkowe informacje popchną go rozwiązywania mojej zagadki

PanF: owszem, ale przypuszczam, że nie kłamałaś. Wracając do twojego problemu. Muszę pomyśleć nad tym, jak cię pozbawić uzależnienia. Jak tego dokonam to chyba mi Nobla dadzą

PRB: ależ ja już mam rozwiązanie

PanF: niby jakie?

PRB: wystarczy, że mnie ktoś zabije

PanF: ...

PanF: skoro uważasz to za takie proste, to po prostu podaj swoje dane policji

PRB: wtedy mnie aresztują, ale nie zabiją. Więc ja zabiję ich

PanF: to może płatny morderca?

PRB: ty chyba czegoś nie rozumiesz

PanF: czego?

PRB: chcę, żeby mnie zabiła konkretna osoba

PanF: kto?

PRB: ten, kto zdoła odkryć moją tożsamość

PanF: niby jak ma to zrobić?

PRB: zostawiam wystarczająco dużo śladów

Ojć, chyba powiedziałam za dużo.

PRB: kończę. Idę do szkoły

Wyłączyłam aplikację.

Zorientuje się?

Jeśli skupia uwagę na tym, co piszę, to pewnie tak.

Zrobi z tym coś? Pewnie nie. Nie będzie mu się chciało.

Psycholog od siedmiu boleści.

Powinnam odinstalować program. Czemu tego nie robię?

Bo mam z kim pisać, z kimś, kto nie zna mojej prawdziwej tożsamości? Może.

Czy może być inny powód?

Bo czuję, że może mnie zabić? Wątpię. Normalni ludzie nie zabijają.

Zerknęłam na zegarek. Pięć minut do wyjścia. Chwyciłam torbę i założyłam okulary.

Zerknęłam w lustro. Włosy zostawić spięte czy je rozpuścić? Nie mam dzisiaj WF. Mogę rozpuścić. Poprawiłam kołnierzyk, żeby był w miarę prosto. Uczennica elitarnej szkoły powinna się godnie prezentować.

Szczególnie wtedy, kiedy korzysta ze stypendium naukowego. Wygładziłam spódniczkę. Zerknęłam na rajstopy. Nie ma żadnych dziur. I dobrze. Zawsze mnie tylko irytowały, bo musiałam przebierać się w nową parę minutę przed wyjściem. Zza czerwonych oprawek spojrzały na mnie moje własne, czarne jak noc oczy.

Poprawiłam kokardkę koszuli na plecach. Pora wychodzić. Włożyłam buty na niskim obcasie. Niewygodne, ale eleganckie. Zerknęłam ostatni raz w lustro. Westchnęłam. Znów do szkoły. Wyszłam na korytarz i zamknęłam drzwi na klucz. Wyczułam czyjąś obecność za sobą. Odwróciłam się.

- Dzień dobry, pani Lossterie.

- Ellie, kochanie, wyglądasz uroczo jak zwykle - uśmiechnęłam się. Do perfekcji opanowałam ten ruch.

- Dziękuję. Pani również wygląda dzisiaj niesamowicie - urocza staruszka. Kochana, zawsze miała czas, żeby porozmawiać i często przynosiła mi jakieś ciasta.

- Powinnaś już iść do szkoły, inaczej się spóźnisz. Masz tutaj coś do jedzenia - wcisnęła mi plastikowe pudełko.

- Bardzo pani dziękuję, zawsze mogę na panią liczyć.

- Chciałabym, żeby moje wnuki też tak myślały - uśmiechnęła się smutno. Z całego serca nienawidziłam jej rodziny. Gdybym tylko mogła, zabiłabym ich. Nie zasłużyli na taką babcię. Całe jej życie było pasmem nieszczęścia, a nawet na starość nie może liczyć na chwilę uwagi. Uśmiechnęłam się jak najlepiej potrafiłam.

- Pomogę dzisiaj pani posprzątać w mieszkaniu. Potrzebuje pani czegoś ze sklepu?

- Nie trzeba, wszystko mam. Miłego dnia, kochanie.

- Niech się pani nie przemęcza za bardzo - podreptała do swojego mieszkania. Czułam w sercu wściekłość. Kiedyś będę musiała sobie porozmawiać z jej rodzinką. I to poważnie.

Schowałam jedzenie do torby. Miałam dwie minuty poślizgu, ale nie żałowałam. Będę musiała po prostu przyśpieszyć. Po dwudziestu minutach weszłam do klasy. Do lekcji pozostało pięć minut, ale panowała niesamowicie ożywiona atmosfera

- Ellie! - zaczyna się. Próbowałam stłumić westchnięcie. Chyba mi się udało. Uśmiechnęłam się delikatnie.

- Tak, Alex?

- Słyszałaś?! - czemu ona zawsze jest tak entuzjastycznie do wszystkiego nastawiona?

- O czym?

- Dołącza do nas nowy uczeń. Z wymiany. Ponoć jest niesamowicie przystojny! - uniosłam brew.

- Niesamowicie przystojny powiadasz?

- Tak! - kiwnęła głową. Oczy jej błyszczały. Była naprawdę urocza. Jeden z chłopaków żartobliwie trzepnął ją w głowę.

- No i co tak krzyczysz. Wielkie mi halo. Zresztą po co to widzieć Ellie?

- Może on nie dostanie od niej kosza tak jak ty? - zaczęli sobie nawzajem dogryzać. Stanowiliby świetną parę.

- Może powinnaś spytać się jej o zdanie? - dziewczyna spojrzała na mnie. Wzruszyłam ramionami.

- Nie ocenię go dopóki go nie zobaczę.

- Jak zawsze ukrywasz emocje, co? Jesteś śliczna i mądra, nie rozumiem czemu nie chcesz mieć chłopaka? Przecież masz spore powodzenie - roześmiałam się. Miała rację. Ale nie znała powodów.

- Chłopak to ciężar i ograniczenie. Nie chcę dobrowolnie go na siebie nakładać. I nie chcę kogoś, kto patrzy tylko na mój wygląd.

- Oh, daj spokój, raz na jakiś czas byś się z jakimś umówiła - szturchnęła mnie i dokończyła:

- Jesteś szkolną idolką! Daj gazetkom tematy do artykułów!

- No co ty, muszę utrzymywać maskę tajemniczości - nie mogę pozwolić, żeby przypadkiem wyszło na jaw, co robię po szkole.

- Grasz niedostępną, co? Czyżbyś już miała kogoś na oku?

- Alex, daj jej spokój, lekcja się zaczyna. Zaraz poznasz tego swojego przystojniaka – kiwnęłam chłopakowi głową w ramach podziękowania za ratunek z tej sytuacji. Alex potrafiła być uciążliwa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top