Wyprowadzka i próba śledzenia

Wstałam i przetarłam oczy. Do późna siedziałam i myślałam nad tym, kto może się pode mnie podszywać. To mógł być każdy.

Moja postać była bardzo wygodna. Nikt nie wie, jak wygląda, jaki ma głos, żadnych pogłosek, same plotki.

Będę musiała sama to rozpracować. Tylko od czego zacząć?

Z tymi myślami machinalnie przygotowałam się do wyjścia.

Ciekawe co u pani Lossterie? Będę musiała tam zajrzeć jeszcze dzisiaj. Przez całą tę sytuację nikogo wczoraj nie zabiłam. Może to i dobrze? Ostatnimi czasy coraz częściej czułam potrzebę morderstwa.

Więc jak zajmę swój umysł czymś innym, to uzależnienie nie da o sobie znać? To chyba jednak tak nie działa. Zrobiłam to nieświadomie, więc jeśli będę próbowała to powtórzyć, to nie wyjdzie. Zerknęłam w lustro. Perfekcyjna uczennica. Czas do szkoły. Ale najpierw pani Lossterie. Chwyciłam torbę i wyszłam z mieszkania, zamykając je na klucz. Zapukałam do drzwi sąsiadki. Otworzyła mi od razu, jak za dawnych czasów.

- Ellie! Co cię tu sprowadza o takiej porze, dziecko drogie?

- Przyszłam zobaczyć jak się pani czuje.

- Już jest dobrze.

- Dostała pani jakieś nowe informacje?

- Policja przyniosła mi kopię testamentu. Cały ich majątek przeszedł na mnie jako najbliższą rodzinę.

- To bardzo dobrze, prawda?

- Tak. Ale... - zawahała się.

- Proszę mi powiedzieć.

- Wyprowadzam się - zaskoczyła mnie tą informacją.

- Dokąd?

- Zapisali na mnie też domek na obrzeżach, kiedyś należał do mojej matki, teraz znów wrócił w moje ręce.

- Rozumiem. Kiedy chce pani się wyprowadzić?

- Najpóźniej za dwa dni, wtedy kończy mi się umowa na to mieszkanie.

- Jak wrócę ze szkoły pomogę się pani spakować.

- Będę wdzięczna. Leć już lepiej, żebyś się nie spóźniła - uśmiechnęłam się do niej. Będzie mi jej brakować. Wyszłam z mieszkania i mocniej zacisnęłam rękę na torbie. To nie będzie dobry dzień.

Zanim wyszłam z bloku rozejrzałam się po ulicy. Pusto. Mimo wszystko mam dziwne przeczucie, jakbym musiała uważać. I to bardziej niż zwykle.

Spokojnym krokiem przeszłam pierwsze trzy uliczki. Jednak w czwartej gwałtownie skręciłam. Co ten debil tu robi? Matthias stał oparty o słup i wpatrywał się w uliczkę, którą szłam wczoraj do domu. Muszę go wyminąć. Próbuje dowiedzieć się gdzie mieszkam. Wiedziałam, że muszę na niego uważać. Poszłam drogą omijającą wszystkie możliwe skrzyżowania. Do szkoły weszłam idealnie na czas. Matthias już tam był.

- Zawsze przychodzisz na ostatnią chwilę, przewodnicząca?

- Tylko wtedy kiedy ktoś mnie śledzi.

- Kto śmiał za tobą iść?

- Raczej na mnie czekać.

Udaje niewiniątko. I jeszcze ten delikatny uśmiech.

- Po co ktoś miałby to robić?

- Nie wiem, zapytam się go następnym razem, jeśli przypadkiem nie pójdę okrężną drogą.

Czemu mój lodowaty ton kompletnie go nie obchodzi? Uparty jest. Jak długo będzie mu się chciało to robić?

- Będę czekał na jego odpowiedź.

- Z pewnością. Będziesz pierwszym, którego o tym poinformuję. A teraz pozwól mi się skupić na lekcji.

- Jak sobie życzysz, pani przewodnicząca.

Denerwuje mnie jak zwraca się do mnie w ten sposób.

- Mam imię.

- Przeszkadza ci nazywanie cię po stanowisku?

- Raczej irytuje. Zajmuje za dużo czasu wymówienie go.

- Oszczędna do granic możliwości.

- Skup się na temacie. Powinien być dla ciebie ważny, skoro chcesz zostać lekarzem.

- Skąd pewność, że chcę?

- Strzelam w ciemno. To moja specjalizacja.

- No to masz niezłe oko.

Odwrócił się i zaczął notować. Odpowiedź na jego pytanie była prosta. Tylko lekarz może być tak cierpliwy, gdy mówią do niego tym tonem. I tylko lekarz jest tak dociekliwy. A jako że Matthias nie ma doświadczenia, to jest przy tym wszystkim wybitnie irytujący.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top