Krzaki i Matthias

Co się mogło stać? Powiedział mi tylko adres i się rozłączył. Brzmiał, jakby był na skraju śmierci.

Zaklęłam pod nosem. Już go dopadli? W takim tempie? Niemożliwe. A może jednak? A liczyłam na spokojną noc. Szlag by to.

Szybko się przebrałam w coś wygodniejszego niż szkolny mundurek i zarzuciłam na siebie kurtkę. Na dworze coraz wcześniej robiło się ciemno. A co za tym idzie, temperatura spada.

Wyszłam z domu i szybkim krokiem zamierzałam pod adres, o którym mówił Matthias.

Już z daleka usłyszałam muzykę. Impreza jakaś? Jeśli to miał być jego sposób na zaproszenie mnie na domówkę to natychmiast stamtąd pójdę. Jednak w miarę zbliżania się pod jego dom byłam coraz bardziej przekonana, że to wcale nie o to chodziło.

Coraz częściej mijałam pijanych leżących w rowach. Jak gdzieś tu zobaczę Matthiasa to będzie miał u mnie przechlapane. I to zdrowo.

Spojrzałam przed siebie. Dom, o którym mówił był przede mną. Przez okno na piętrze właśnie wyleciał jakiś człowiek. Cuchnie wszędzie alkoholem. Obrzydliwie.

Weszłam na ścieżkę. I że ja mam niby przekroczyć próg tego siedliska robali? Co mnie podkusiło żeby odpowiedzieć na jego telefon? Nie. Nie wejdę tam. Stanęłam na środku trawnika. Dookoła były jakieś krzaki, wielkie, wysokie i szerokie na jakieś trzy metry. Chyba miały wyglądać majestatycznie, ale w pobliżu tego czegoś, co kiedyś było całkiem przyzwoitą rezydencją, całkowicie straciły swój urok.

Wyciągnęłam telefon. Dzwonię do niego. Jak coś chce, to wyjdzie. Wybrałam numer i przyłożyłam słuchawkę do ucha. A potem zamarłam. Głowę mogłabym sobie dać uciąć, że słyszała, dźwięk telefonu z jednego z tych krzaków.

- Ellie?- wiedziałam. Jego głos też słyszę z tego krzaka.

- Błagam. Powiedz, że nie siedzisz w tej roślinie - nie odezwał się. Zamiast tego jego ręka wyłoniła się spod liści i machnęła na mnie.

- Chodź tu, Ellie.

- Chyba sobie żartujesz.

- No chodź, zanim ten psychol cię zauważy - westchnęłam i kucnęłam. Pod krzakiem była niska przerwa, przez którą można było wejść do środka. Za jakie grzechy? Wczołgałam się za jego ręką. Konia z rzędem temu, kto mi powie dlaczego to robię. Moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Zauważyłam zarys ciała Matthiasa. Siedział oparty o grubszy pień krzaka.

- Możesz mi wyjaśnić o co tu chodzi?

- Sprecyzujesz pytanie?

- Nie. To bez sensu, skoro kompletnie nic nie rozumiem - westchnął ciężko.

- No więc... Ogólnie to jest mój dom.

- Ładny krzak.

- Mówię o tym tam za nami.

- Tyle się domyśliłam.

- I moja matka postanowiła urządzić parapetówkę.

- To szybko się za to wzięła.

- Wiem. No i ogólnie zaprosiła wszystkich swoich znajomych.

- Mam rozumieć że część z nich to ci, których mijałam w drodze tutaj?

- Pewnie tak. No i jak przyszli, to każdy przyniósł swój alkohol i jakoś się rozkręciło zbyt szybko. I skończyło się tak jak widzisz.

- A policja jakaś czy coś?

- Siedzą w domu. Matka całkowicie nad nimi zapanowała.

- No dobra - zupełnie nie wiem co o tym myśleć - A mówiąc psychol masz na myśli...?

- Moją matkę. To skomplikowana historia.

- Rozumiem... - Kłamstwo. Nic nie rozumiem. Ale pozostało mi jeszcze jedno.

- To może wyjaśnisz mi czemu siedzisz w krzaku?

- Moja matka jak jest pijana to zaczyna być nieco... Agresywna. Dlatego lepiej trzymać się trzymać od niej wtedy z daleka.

- Zrobiła ci coś? - byłam autentycznie wściekła. Mimo wszystko był moim kolegą z klasy. A jego matka powinna trafić na moją listę. I pewnie trafi.

- Nie więcej niż zwykle. Mam trochę ran, ale to przez to, że się potknąłem na rozbite butelki - zmarszczyłam brwi. Nie podobało mi się to. Pod palcami czułam krew na jego koszulce. Nie była zaschnięta, więc wciąż się sączyła. Na pewno jego stan jest poważniejszy niż mi mówi.

- A zadzwoniłeś do mnie bo... ?

- Nie chciałem być tu sam - w jego głosie usłyszałam napięcie. I coś jeszcze. Brzmiał, jakby był pijany. Albo coś wdychał. Nie jakoś mocno ale jednak. Wyciągnęłam telefon i uruchomiłam latarkę. Poświęciłam w bok, żeby nie trafić w oczy.

- Popatrz na mnie - gdy tego nie zrobił, siłą przyciągnęłam jego głowę do siebie. Wiedziałam. Miał zdecydowanie powiększone źrenice. Pytanie brzmi, czy sam coś wziął czy w niego wmuszono.

Powinnam go tu zostawić? Nie mogę. Jestem mordercą, ale mimo wszystko mam serce. On by mnie nie zostawił. Tego jestem pewna.

- Dobra. Nie możesz tu zostać w takim stanie.

- Nie mam wyjścia. Nie wejdę do domu, bo nie skończy się to dobrze.

- Powiedz mi gdzie jest twój pokój? - jeśli mam go wziąć, potrzebuje jakichś podstawowych rzeczy. Z zaskoczeniem w głosie odpowiedział na moje pytanie.

- Ostatnie okno na prawo po tej stronie domu.

- Czekaj tu. Zaraz wracam.

- Co ty chcesz ... - nie słuchałam go, bo wyczołgałam się spod krzaka. Jakiś pijany zatoczył się i wpadł w krzak obok. Oby nie zrobił tego z tym, w którym siedzi Matthias, bo jeszcze zrobi mu krzywdę. A wtedy ja zrobię krzywdę jemu.

Od kiedy stałam się takim.. obrońcą? Nie wiem. Ale czuję, ze go nie zostawię.

Spojrzałam na okno, o którym mówił. Nie wejdę do tego domu od frontu. Pozostaje mi tylko wspiąć się jakoś. Po bluszczu? Nie, jest za cienki. Urwie się pod moim ciężarem. Ma uchylone okno. Może dam radę po drzewie obok? Nie zaszkodzi spróbować.

Kilka chwil później stałam stabilnie na podłodze. No proszę, udało się. Matthias będzie mi winny przysługę. Z dołu dochodziły hałasy. Jak któryś tu wejdzie to go zabiję. Przysięgam.

Rozejrzałam się. Utrzymywał porządek. To dobrze o nim świadczy. Gdzie może trzymać torby? Nieważne, spakuję mu rzeczy do plecaka szkolnego. Wyciągnęłam książki na biurko. Nie ma czasu przejmować się tym jak je ułożyć.

Otworzyłam szafę. No proszę, tu też czyściutko. Wzięłam pierwsze z brzegu koszulki i spodnie. Serio? Bokserki w misie? Urocze. Niemal parsknęłam śmiechem. Nie spodziewałam się tego po "idealnym" Matthiasie.

Czego jeszcze może potrzebować? O ile pamiętam, nie miał na sobie bluzy. Lepiej mu jakąś wziąć. Zapięłam zamek i założyłam plecak na plecy. Pora się zbierać. Powinnam zabrać mu jakieś przybory toaletowe, bo raczej będzie musiał wziąć prysznic. Opłaca mi się szukać łazienki? W domu tej wielkości zazwyczaj są co najmniej dwie.

Otworzyłam drzwi. Impreza trwała na dole, ale i tutaj, na piętrze było sporo facetów. Oczywiście pijanych. Upitych do nieprzytomności. Gdzie może być łazienka? Usłyszałam szum wody. Bingo.

Poszłam za tym dźwiękiem. Ogromne pomieszczenie. Jeden z "gości" leżał nieprzytomny pod prysznicem Która szczoteczka może należeć do Matthiasa? Pewnie ta czarna. Ale wezmę obie. Jego matka i tak z niej dzisiaj nie skorzysta. Wyszłam z łazienki, zgarniając przy okazji dwa ręczniki. Spakowałam je do plecaka

- Cześć laluniu - poczułam przy karku cuchnący oddech, a na biodrach czyjeś łapska. No to po tobie. Złapałam jego rękę i wykręciłam ją, obracając się. Przycisnęłam go do ściany i wysyczałam:

- Nigdy więcej nie próbuj tak się zachować w stosunku do kogokolwiek - z uśmiechem satysfakcji uderzyłam jego głową o ścianę. Osunął się nieprzytomny w moje ręce. Boże, ile on waży. Zrzuciłam go ze schodów. Mam nadzieję, że już się nie podniesie. Nienawidzę takich facetów. Wybiję każdego, kto ośmieli się tak zachować w stosunku do kobiet.

Uraza po zachowaniach ojca.

Wróciłam do pokoju Matthiasa i wyskoczyłam przez okno. Wróciłam do krzaka, w którym siedział blondyn. Patrzył na mnie nic nie rozumiejąc.

- Idziemy.

- Dokąd? - zawahałam się..

- Do mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top