Rozpracował?
Otworzyłam przed nim drzwi. Wpadł do środka jakby go coś goniło. W ciągu minuty obskoczył wszystkie kąty. Energiczny dzieciak, nie powiem. W końcu zatrzymał się przede mną.
- Ja... Na pewno mogę tu zostać?
- Możesz - nie byłam tego wcale taka pewna.
- Tylko posłuchaj. Będą pewne zasady. Nie wolno ci wychodzić be mojej zgody z tego mieszkania.
- Nie wolno mi wychodzić - na każde stwierdzenie kiwał głową i z wielką powagą wypisaną na twarzy powtarzał zasady.
- Po drugie, będziesz musiał zostawać sam, gdy będę w szkole.
- Będę zostawał sam.
- Po trzecie, nie wolno ci nikomu powiedzieć, gdzie przebywasz.
- Mam siedzieć cicho.
- Nie wolno ci nikomu otwierać drzwi.
- Nie wolno otwierać drzwi.
- Jeśli zjawi się ktoś nieznajomy i będzie chciał wejść, nie odpowiadasz, ukrywasz się i udajesz, że cię nie ma.
- Jak ktoś chce wejść to udaję że mnie nie ma.
- Możesz korzystać tutaj ze wszystkiego, oprócz mojego laptopa. To bardzo ważne.
- Nie dotykam laptopa.
- Dokładnie - pomyślałam chwilę.
- Ostatnia rzecz. Jest jeden wyjątek, któremu możesz otworzyć.
- Mogę? - zawahałam się, ale kiwnęłam głową.
- Jeden. Tutaj jest jego zdjęcie - sięgnęłam po zdjęcie klasowe.
- To ten blondyn - wskazałam na Matthiasa.
- Wątpię, żeby tutaj przyszedł, ale jeśli stanie się coś poważnego, tylko jemu możesz otworzyć. Tylko i wyłącznie. Tylko wtedy kiedy będzie sam. Zrozumieliśmy się?
- Ta jest, siostrzyczko!
- To teraz powtórz zasady
- Nie wolno otwierać drzwi oprócz tego chłopaka. Nie dotykam laptopa. Mogę korzystać ze wszystkiego oprócz niego. Nie wolno wychodzić z mieszkania bez twojej zgody. Nikt nie wie, że tutaj jestem. I kiedy ktoś przyjdzie to mam się kryć i udawać, że nikogo w domu nie ma. I mam być grzeczny - położyłam mu rękę na głowę.
- Tak. Dokładnie tak. Chodź, zjemy coś - roześmiał się. Poczułam się jakbym była matką. Nie trafiła mu się rodzina. Tak jak mi. Jego uśmiech mnie uspokajał. Stanę się dla niego nową rodziną. Nowe postanowienie życiowe. Chociaż pewnie jak zwykle coś się spieprzy. Zawsze tak jest. Wyciągnęłam płatki i postawiłam przed nim miskę.
- Lubisz? - ochoczo pokiwał głową. Uroczy jest. Zanim usiadł do stołu zdjął kurtkę, którą miał na sobie i próbował powiesić ją na wieszaku. Podeszłam do niego i wzięłam mu okrycie z rąk, bo nie mogłam patrzeć jak próbował sam doskoczyć na odpowiednią wysokość.
- Będziemy musieli coś wymyślić, żebyś mógł łatwiej się tam dostawać.
- Urosnę - usiadł do stołu z zawziętą miną .
- Oczywiście, że tak. Ale jeszcze trochę to potrwa. Jedz - chwycił podaną mu łyżkę. Po całym mieszkaniu roznosił się stukot metalu o ceramikę. Usiadłam na kanapie i wzięłam komputer na kolana.
PanF: chyba rozpracowałem twój szyfr
PRB: tak sądzisz?
PanF: tak
PRB: to podziel się odkryciem
PanF: Jeszcze nie. Na to przyjdzie czas
PanF: chcę zobaczyć, czy uda mi się odczytać to do końca. Będziesz musiała poczekać
PRB: czas nie jest nieograniczony. Nie wiesz kiedy wybije twoja ostatnia godzina życia
PanF: grozisz mi czy coś?
PRB: ja? Nie. Tylko stwierdzam fakty
PanF: uznajmy, że ci wierzę
PRB: lepiej, żeby tak było
PanF: ...
PRB: no co?
PanF: nic
PRB: yhm, jasne
PanF: dobrze się czujesz?
PRB: czemu pytasz?
PanF: mam wrażenie, że coś jest inaczej
Odwróciłam się do chłopca, który wciąż jadł płatki. Uśmiechnął się do mnie z pełną buzią. Wróciłam wzrokiem do komputera.
PRB: nie, skądże. Po prostu w moim otoczeniu pojawiło się sporo nowych osób
PanF: chcesz je zabić?
PRB: nie powinno cię to zbytnio interesować
PanF: ale interesuje! Jestem twoim psychologiem!
PRB: chyba już to przerabialiśmy parę razy
PanF: no... Może...
PRB: nie może tylko na pewno
PanF: ostatnim razem zamordowałaś tyle osób...
PRB: powyżej 50 nie powinno cię już to zaskakiwać
PanF: morderstwo nigdy nie jest "zwyczajne"
PRB: a jednak wciąż piszesz z seryjnym mordercą
PanF: liczę, że uda mi się coś zdziałać
PRB: próżne nadzieje. Nie licz na coś takiego
PanF: mówią, że nadzieja umiera ostatnia
PRB: ale jest też matką głupich
PanF: chyba wrócę do odczytywania twojego szyfru....
PRB: no, niezła myśl. Powodzenia
PanF: sarkazm aż wylewa się z ekranu
Nie odpisałam już mu. Zarejestrowałam, że mój wzrok coraz częściej uciekał w stronę skrytki z bronią. Wiedziałam co to oznacza. Organizm domagał się ofiary. Nie dzisiaj. Jeszcze nie dzisiaj. Dzisiaj jest ze mną malec. Pierwszej nocy nie mogę go zostawić, bo jeszcze coś zmajstruje. Tego bym nie chciała. Morderstwo będzie musiało poczekać. Ale czuję, że nie będzie czekało zbyt długo.
Nie.
Ja to wiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top