day 234

Los Angeles

- Gdzie on mógł się schować? - zastanawiała się Marie, kiedy po piętnastu minutach wciąż nie mogła znaleźć wujka Luke'a. Michael nie za bardzo się starał, poza tym sześciolatka uważała się za mistrzynię gry w chowanego. Dlatego denerwowała się, bo wielkiego blondyna nigdzie nie było. Mike wstał z kanapy i podszedł do chrześnicy, widząc jej zmagania.

- Luke, czy schowałeś się w szafie? - spytał głośno Michael, który miał już dość. Wcale nie chciał się w to bawić, wolał pograć na konsoli, ale Luke stwierdził, że zabawa w dwójkę to nie to samo.

- O Boże, to obraźliwe, Michael! - krzyknął Luke, wystawiając głowę z szafy, jednak wciąż w niej pozostając. - Tylko dlatego, że jestem gejem...

- Ty naprawdę siedzisz w szafie, idioto - westchnął Clifford, przewracając teatralnie oczami. Jego mama posłała mu zirytowane spojrzenie, przypominając o nieużywaniu takiego słownictwa przy dziecku. Karen chciała odwieźć Marie do matki z takim samym zasobem słów, z jakim ją od niej zabrała.

- Och, faktycznie - zaśmiał się Luke, następnie wyskakując i stając przed małą blondyneczką. - Prawie mnie znalazłaś, jesteś w tym świetna! - pochwalił ją, na co mała się zarumieniła. Michael był niemal pewien, że już się w nim zakochała i będzie przyklejać jego plakaty na ścianie. Cholerni główni wokaliści. - Co chciałabyś robić teraz, księżniczko? Pooglądać jakiś film? Albo... O! Pośpiewajmy karaoke! - wykrzyknął z entuzjazmem, łapiąc rękę Marie, która podskoczyła i roześmiała się wesoło, biegnąc za niemal dwumetrowym dzieciakiem. 

Michael spojrzał w ślad za nimi z mimowolnym uśmiechem, jednak wrócił do naburmuszonej miny kiedy tylko dostrzegł jak patrzy na niego mama. - O co ci chodzi? 

- Powinniście zrobić sobie własne - rzuciła, opierając brodę na dłoniach i poruszając zabawnie brwiami. Mike otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale słowa matki tak go zaskoczyły, że nie był w stanie się odezwać. Karen jedynie się zaśmiała i ruszyła za Lukiem. Dwudziestolatek potrząsnął głową i zaczął marudzić, jakby znów miał osiem lat.

- Jak to "zrobić sobie własne"? Oboje jesteśmy facetami. Mamo, to nie jest fanfiction! Mamo, wróć tutaj! Halo!

[ • ]

hoodini: żyjesz jeszcze czy karen zamordowała cię za pudełka po pizzy zalewające wasze mieszkanie?

ja: jeszcze żyję. luke chyba zaraz spyta czy może adoptować marie

ja: albo to marie spyta czy może zabrać luke'a w walizce do australii

ja: nie będę miał nic przeciwko

hoodini: ash pytał czy możemy potem wpaść

hoodini: chociaż jeszcze nie wstał z łóżka

hoodini: jest za bardzo obolały ( ͡° ͜ʖ ͡°) 

ja: ew, nie chcę wiedzieć

ja: możecie przyjść, ale swoje perwersje zostawcie z daleka od uszu sześcioletniego dziecka

hoodini: mówisz o swoim wieku mentalnym?

ja: ha ha ha, pieprz się

ja: o boże mama do mnie idzie

ja: i wygląda jakby chciała przeprowadzić poważną rozmowę

ja: może przyjdziecie od razu na mój pogrzeb

hoodini: powodzenia na froncie, bracie

hoodini: hahahhhaha

[ • ]

- Jakie są twoje zamiary wobec tego chłopca?

Michael zakrztusił się colą i zasłonił usta, co zaowocowało napluciem sobie w rękę. Spojrzał ponad ramieniem matki, by sprawdzić czy Luke nie usłyszał jej pytania, jednak blondyn był zajęty śpiewaniem jakiejś piosenki Seleny Gomez wraz z sześcioletnią Marie. 

- Żartujesz sobie? Poważnie mnie o to pytasz? - zdziwił się Clifford, ale kiedy Karen jedynie oparła dłonie na biodrach i uniosła brwi ku górze, chłopak westchnął z rezygnacją. - On ma dopiero siedemnaście lat, nie mogę planować przyszłości z nim. Luke nawet nie wie, co zje na kolację, albo gdzie zostawił lubryka... ha... spodnie. Gdzie zostawił spodnie - mruknął dwudziestolatek, spuszczając wzrok na puszkę picia i czując rumieńce na policzkach.

Karen posłała synowi dość sceptyczną minę, ale nie chciała wnikać w seksualne życie swojego jedynaka, bo byłoby to krępujące nie tylko dla niego. Upokarzać go mogła przy ludziach, sam na sam to żadna zabawa. - To ty mówiłeś, że za niedługo ma urodziny. Nie możesz go rzucić, Marie go polubiła - stwierdziła kobieta stanowczo.

- Mike, jesteśmy obiecującymi artystami! - krzyknął Luke z salonu, wskazując na ekran, gdzie w grze karaoke pokazał się wynik Marie i blondyna. Zdobyli razem siedemnaście tysięcy i chociaż to Luke śpiewał więcej, Marie wyglądała na zadowoloną. Dziewczynka była raczej cicha i nieśmiała, zupełnie jak jej mama, kuzynka Michaela, ale przy Luke'u się nie krępowała. Bawili się razem od rana i żadne nie miało dość. Michael zgadywał, że Luke'owi podobał się taki powrót do dzieciństwa, a Marie potrzebowała kogoś, przy kim mogłaby być sobą — małym nerdem. Michael nienawidził Luke'a za to, że tak uroczo wyglądał z jego chrześnicą. Wcześniej wcale nie chciał mieć dzieci. 

- Gratuluję, słonko - rzucił z roztargnieniem, wracając spojrzeniem do swojej matki, która z uśmiechem patrzyła na siedemnastolatka, wybierającego dla małej Marie następną piosenkę. - Nie mogę z nim zerwać tylko dlatego, że Marie go lubi? Mamo, nie bądź śmieszna. Poza tym wcale nie mam zamiaru z nim zrywać. Kocham go - dodał, słysząc pierwsze takty Single Ladies Beyonce, po chwili wspierane wokalem Luke'a. - Chociaż on bardzo się stara, żebym przestał - westchnął z rezygnacją. Uśmiechnął się do mamy i wrzucił puszkę po coli do kosza, następnie udając się do salonu. Opadł na kanapę i zaczął przyklaskiwać duetowi do rytmu, patrząc jak Luke i Marie naśladują tancerki z teledysku.

Nie mógł nic poradzić na to, że w głowie miał obraz ich własnego domu, który mogliby mieć za parę lat i może dwójki dzieci. Ewentualnie psa. Pies też był dobry.

Natomiast Karen Clifford mogła tylko z niepokojem myśleć o pierścionku, który przypadkiem znalazła w łazience, upchnięty między ręczniki.

[ • ]

ja: luke, gdzie ty jesteś? jeśli znowu wybrałeś się po lody w środku nocy to przysięgam

ja: już ci mówiłem, że ciąża spożywcza  nie upoważnia cię do zachowywania się jak kobieta w prawdziwej ciąży

my love: żądam rozwodu

ja: huh w porządku, najpierw znajdę księdza, który udzieli nam ślubu, a przy okazji zaproszę urzędnika, który od razu da nam rozwód

my love: nie musisz być wredny :-( nie jestem w ciąży spożywczej, mam mięśnie i w ogóle

my love: jestem trochę gruby, ale wszyscy ludzie mają mięśnie, więc po co mi siłownia?

ja: gdzie jesteś?

my love: marie nie chciała spać sama

ja: a kto powiedział, że ja chcę?

my love: ona ma sześć lat. ty masz sześć tylko mentalnie.

ja: dość, nie spotykasz się więcej z calumem. wrócisz do łóżka?

my love: marie chyba ma koszmar, raczej z nią zostanę. nie pogniewasz się?

ja: że wolisz moją sześcioletnią chrześnicę ode mnie? nah, myślę, że to przeżyję. marie potrzebuje kogoś takiego jak ty

my love: uznam to za komplement. jestem dobry w opiece nad dziećmi, prawda?

ja: nawet o tym nie myśl

my love: NIC NIE POWIEDZIAŁEM

ja: bycie dobrym w opiece nad dzieckiem, które potem oddajesz, a bycie dobrym w opiece nad dzieckiem, które jest z tobą 24 na dobę to co innego lucas

my love: już po prostu słyszę ten głos matki w głowie. nie będziemy teraz o tym rozmawiać, dobranoc

ja: o nie, mój drogi. sam zacząłeś ten temat

my love: przESTAŃ MNIE STRASZYĆ

ja: byłbym dobrym rodzicem ;)

my love: kocham cię, wiesz?

ja: mhm, ja ciebie mocniej

my love: ...

my love: myślisz, że oprócz dziecka moglibyśmy mieć 45 psów i 73 małe kotki?

ja: dobranoc, luke.

my love: ech, warto było. śpij dobrze :-)

cześć dzieciaczki
przepraszam, bo ostatnio naprawdę nic mi nie wychodzi i zastanawiam się czy nie skończyć tej historii szybciej niż planowałam.

a teraz do spraw ważniejszych: opowiadajcie mi co tam u was? jak się czujecie? jak wam mijają te ostatnie dni przed wakacjami? napiszcie mi o wszystkim, o czym chcecie, bo nie mam własnego życia i muszę poczytać o waszym. a tak na poważnie, to chciałabym dowiedzieć się czy wydarzyło się coś miłego, czy zrobiliście coś czym chcielibyście się pochwalić. piszcie o wszystkim.

mam nadzieję, że się trzymacie i wszystko jest coraz lepsze, bo zasługujecie na same dobre rzeczy. dziękuję za poświęcanie mi czasu. kocham was bardzo.

to tyle na dzisiaj.
na razie !!
kc kc 
<"/ &c"]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top