Prolog

          Erwin przygotował przybory do pisania i zapalił świecę. Następnie podsunął krzesło i usiadł ciężko przy stole. Popatrzył na skrzynię ustawioną pod ścianą, a potem przeniósł wzrok na kartkę, która leżała tuż przed nim na podniszczonym blacie. Odchrząknął i pociągnął łyk gorzałki prosto z flaszki.

          Nie był typem intelektualisty, nie lubił pisać listów, ale chciał mieć to czym prędzej za sobą, więc sięgnął po pióro, umoczył je w inkauście i po chwili namysłu, nie bez wysiłku, zaczął:

          

          Panie,

          wykonaliśmy już pierwszą część zadania.

          

          Najchętniej tak by skończył, bo w zasadzie nie było się nad czym rozpisywać. Coś mu jednak podpowiadało, że przełożony oczekuje od niego więcej szczegółów.

          Westchnął i poprawił się na krześle, które stało się tego wieczoru wyjątkowo niewygodne.

          

          Podczas kopania nikt nas nie nakrył. Kapłanów nie było i cała akcja przebiegła bez przeszkód. Chłopacy dali z siebie wszystko. Naprawdę się starali.

          

          Przerwał, a potem zadumał się, spoglądając na koślawe litery.

          – Czy on chce o tym czytać? – zapytał w końcu sam siebie.

          W odpowiedzi wzruszył szerokimi ramionami i wrócił do listu:

          

          Resztki trumny wrzuciliśmy z powrotem i Otto zakopał dziurę. Po naradzie doszliśmy do wniosku, że tak będzie najlepiej. Przynajmniej nikt się od razu nie zorientuje i nie będą nas szukać. Dzięki temu bez przeszkód opuścimy Dafen i wyruszymy w dalszą drogę, by wykonać drugą część zadania.

          

          Odetchnął głęboko, podmuchał na kartkę, by podsuszyć inkaust. Powoli przeanalizował to, co dotychczas napisał, a potem z zadowoleniem pokiwał głową.

          – Teraz coś na koniec, ale tak, żeby nie zepsuć – wymamrotał.

          Pochylił się, nieznacznie wysunął z ust język, po czym przygryzł go w skupieniu.

          

          Wyruszymy jutro rano. O postępach będę informował, jak tylko coś się wydarzy albo co kilka dni. Jestem wdzięczny za zaufanie i powierzenie mi poprowadzenia tej ważnej misji. Nie zawiedziemy szefa.

                                                                                                                                       E.

          

          Erwin jeszcze raz przeczytał list i utwierdził się w przekonaniu, że wszystko z nim w porządku. W nagrodę nalał sobie kubek gorzałki i pół łyknął na raz. Skrzywił się i syknął, a następnie ponownie popatrzył na skrzynię.

          „Nie chciałbym być jego wrogiem" – pomyślał o mężczyźnie, któremu służył.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top