Prolog

Kapral pospiesznie zmierzał do siedziby straży miejskiej, a jego podekscytowanie rosło z każdym krokiem. Wiedział, że zasłużył na nagrodę za sprawnie przeprowadzone trudne śledztwo i spodziewał się upragnionego awansu. Ten dzień niewątpliwie należał do niego.

          Gdy dotarł na miejsce, wbiegł po schodach na piętro, witając się po drodze z kolegami. Zatrzymał się pod jednym z gabinetów i po raz kolejny sprawdził, czy mundur, który miał na sobie, wyglądał nienagannie. Prezentował się bez zarzutu, więc zapukał.

          – Wejść – usłyszał nieprzyjemny męski głos.

          Bez wahania nacisnął klamkę i otworzył drzwi.

          – Dzień dobry – powiedział, z trudem powstrzymując uśmiech.

          – Się okaże – mruknął siedzący za biurkiem sierżant. – Wejdź. – Odczekał, aż młody śledczy stanie przed nim na baczność, po czym popatrzył na niego krytycznie. – Przeczytałem twój raport – oznajmił tonem jednoznacznie wskazującym na niezadowolenie.

          – Czy coś jest nie tak? – zapytał nieco zdezorientowany kapral. – Wydaje mi się, że opisałem wszystko ze szczegółami, jednak mogę to przejrzeć ponownie i uzupełnić ewentualne braki.

          – Nie o to chodzi. – Przełożony pokręcił głową z marsową miną. – Kapitan Schwalb chce cię widzieć.

          – Teraz?

          – Tak – potwierdził sierżant, przesuwając w stronę rozmówcy skórzaną teczkę z dokumentami. – Zabierz to ze sobą.

          – Tak jest. – Kapral wziął z blatu swój raport i natychmiast skierował się do wyjścia.

          

          – Usiądź. – Kapitan wskazał miejsce podwładnemu, gdy tylko ten dotarł do jego gabinetu.

          Młody śledczy niepewnie przysiadł na krześle, zerkając na Schwalba, który bez słowa wziął od niego teczkę. Potem przespacerował się z nią po pomieszczeniu, sprawiając wrażenie głęboko zamyślonego.

          – Musimy poważnie porozmawiać – zaczął i odwrócił się w stronę kaprala.

          Mężczyzna popatrzył na niego w skupieniu.

          – Chodzi o twoje śledztwo... – zamilkł, wpatrując się w podwładnego przenikliwym wzrokiem. – Niestety nie mogę tego zaakceptować. – Nieznacznie pomachał dokumentami, które nadal trzymał w dłoni. – Domyślasz się chyba dlaczego?

          – Szczerze mówiąc, nie – przyznał otwarcie.

          – Napisałeś, że tę dziewczynę zamordował sędzia.

          – Tak, ale to prawda – zapewnił kapral. – Nigdy bym się na to nie odważył, gdybym nie zdobył niezbitych dowodów. Udało mi się nawet dotrzeć do świadka tego zabójstwa. Tam jest wszystko. – Wskazał na raport.

          – Wiem, co tu napisałeś – oświadczył oficer. – Właśnie dlatego tu jesteś. – Podszedł do biurka i usiadł na swoim krześle. – Powiem wprost... – oparł łokcie na blacie, splótł palce dłoni i pochylił się nieco do przodu – ta wersja jest nie do przyjęcia.

          – Ale to nie jest żadna wersja. To prawda. Ten sędzia jest mordercą.

          – Rozmawiałeś z kimś o tym? – zapytał Schwalb, uważnie obserwując każdy gest podwładnego.

          – Nie, oczywiście, że nie – zaprzeczył od razu. – To by było złamaniem zasad, a...

          – Dobrze – przerwał mu kapitan, który wyraźnie rozluźnił się po słowach, jakie usłyszał. – Wobec tego mam dla ciebie propozycję. – Uśmiechnął się przyjacielsko. – Co powiesz na awans, podwyżkę, własny gabinet i podległą tobie grupę śledczych? – Z zadowoleniem założył ręce na piersiach.

          Choć kapral właśnie o tym marzył, to pytanie go nie ucieszyło. Domyślał się, że nie jest to nagroda za jego nienaganną służbę. Nie odezwał się.

          – Wydawało mi się, że należysz do ludzi z ambicjami i moja propozycja ci się spodoba – powiedział po chwili Schwalb. – To jest wynik twojego śledztwa. – Sięgnął do szuflady po kilka zapisanych kartek, po czym podał je podwładnemu. – Zapoznaj się z tym, podpisz, a wtedy będę mógł cię awansować.

          Kapral przez moment się wahał, lecz w końcu zaczął czytać. Każde kolejne zdanie wywoływało u niego coraz większe zdumienie. W pewnym momencie wierzchem dłoni otarł pot z czoła i z niedowierzaniem zerknął na przełożonego. Gdy skończył, wiedział już, że nie zrobi kariery w straży miejskiej.

          – Nie podpiszę się pod tym – oznajmił, odkładając dokumenty na biurku.

          – Chyba nie zdajesz sobie sprawy, z jakimi konsekwencjami wiąże się twoja odmowa. – Kapitan emanował spokojem i pewnością siebie.

          – Podejrzewam, że zostanę zwolniony... Mimo to nie mogę tego podpisać. – Spojrzał Schwalbowi prosto w oczy.

          – To na początek. Zaraz po tym zostaniesz aresztowany za zabójstwo.

          – Co? – Poruszony gwałtownie podniósł się z krzesła. – Ja przecież nigdy...

          – Siadaj! – rozkazał oficer i kontynuował, gdy tylko kapral wykonał jego polecenie: – Dotarłem do dwóch świadków o nieposzlakowanej opinii, gotowych zeznać, że widzieli, jak katowałeś tę dziewczynę.

          Młody śledczy nagle zbladł.

          – Sprawą zajmie się sędzia, którego usiłowałeś wrobić w to morderstwo – ciągnął Schwalb. – Chyba się domyślasz, że po tym wszystkim nie możesz liczyć na jego litość? – zapytał, jednak nie czekał na odpowiedź. – Podpisz to, a od jutra twoje życie zmieni się na lepsze. – Przesunął w jego stronę pióro i kałamarz z inkaustem.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top