PRAGNIENIE 3


                   Przekraczając próg HUSH każdy mógł poczuć się wyjątkowo. Nieziemsko zmysłowa muzyka, przyjemne zapachy drogich alkoholi i drogich perfum, przygaszone światło ozdabiane czerwonymi poświatami, eleganckie meble, wygodne kanapy i mała, ale robiąca wrażenie scena, na której co wieczór przepiękne dziewczyny dawały występy. HUSH nie był pierwszym lepszym klubem ku uciesze mężczyzn. Był elegancką miejscówką niemal przepełnioną po brzegi sensualnością, której po prostu się pragnęło. Sensualnością, która przeszywała na wskroś.

                    Każda z występujących tam dziewczyna była inna, każda piękna i wyjątkowa. Właściciel niezwykle dbał o komfort wszystkich swoich pracowników, a przede wszystkim o ich bezpieczeństwo. Z tego powodu, w klubie zjawiali się mężczyźni niezwykle kulturalni, niesamowicie bogaci. Tacy, którzy potrafili uszanować zasady tam panujące. Pojawiały się tam również kobiety w różnym wieku. I zamiast kolejnych kompleksów, dostawały nieme zapewnienie, że każda z nich jest przepięknym skarbem.

                       Niemal codziennie na swych włościach przebywał właściciel. Wysoki, dobrze zbudowany i bajkowo przystojny trzydziestolatek z mocnym zarostem, o dużych zielonych oczach i pełnych ustach. William był niespotykanym zaprzeczeniem niewypowiedzianej zasady świata. Był przystojny, bardzo szarmancki, przyjaźnił się z Josie odkąd spotkali się po raz pierwszy w piaskownicy i wcale nie był homoseksualistą. ich przyjaźń łamała wszystkie zasady, o jakich Josie czytała w książkach. Żadne z nich nigdy nie poczuło do siebie mięty, która zburzyłaby ich silną przyjaźń. Oboje zawsze mogli na sobie polegać. On pocieszał, obejmował, rozśmieszał i dbał o dziewczynę niczym starszy, odpowiedzialny brat. Wysoko postawił również próg, do którego musiał dorosnąć każdy mężczyzna, jakiego poznawała Josie. Znał niemal wszystkie jej tajemnice i te najważniejsze, jej lęki.

                    Poruszając leniwie biodrami, opierając się o wysoki blat baru, Josie obserwowała atmosferę tamtego miejsca. Nieśpiesznie sącząc pierwszego, kolorowego drinka rozluźniała mięśnie i głowę przepełnioną niepotrzebnymi myślami.

                      — Stęskniłem się, młoda — Niski szept przyprawił Josie o szeroki uśmiech na twarzy. Uniosła wzrok, a jej oczom ukazał się szarmancki grymas na twarzy przyjaciela.

                       — Od samego początku będziesz wzbudzał we mnie wyrzuty sumienia? — Uniosła brew i stając na palcach, nachyliła się składając na policzku mężczyzny delikatny pocałunek. William był tak wysoki, że pomimo kilkucentymetrowych szpilek, Josie nie mogła dosięgnąć jego twarzy.

                         — Nie planowałem tego, ale powinienem się nad tym zastanowić. Rozumiem zapracowaną studentkę, ale mogłabyś czasem wpaść. Gdyby nie napalona na moje dziewczyny Lola, pewnie byś się tu nie zjawiła? — Zaśmiał się nisko i złożył na jej czole czuły pocałunek.

                        — Nie bądź okrutny, w końcu się pojawiłam. — Wywróciła oczami, sącząc drinka przez słomkę i spojrzała na niego z dołu. Oczami, na które nie potrafił się nigdy złościć.

                        Westchnął ostentacyjnie, pokręcił głową i przeczesując włosy, cofnął się o krok.

                      — No dobrze. Baw się dobrze i ostrożnie. Pilnuj Loli i siebie. I zostańcie dłużej. Za kilka godzin mamy próbę generalną nowego programu. Spodoba ci się. — Puszczając dziewczynie oczko, po raz ostatni ułożył wargi na jej czole i zniknął gdzieś w ciemnym tłumie.

                       Kiedy Josie została sama, powróciła do nieśpiesznego obserwowania życia bogatych i rozrywkowych ludzi, na które nigdy nie było jej stać. Uwielbiała patrzeć, przysłuchiwać się i w głowie układać historie pasujące do poszczególnych nieznajomych. Spoglądała również, nieco z zazdrością, na występujące dziewczyny. Każda z nich miała zupełnie inną figurę, każda z nich miała zupełnie inną urodę. Łączyło je jedno, coś czego Josie miała wciąż zbyt mało. Pewność siebie. I ta umiejętność niewinnego oplatania sobie mężczyzn wokół palca.

                         Przyjemna samotność i obserwacje dziewczyny przerwała rozbawiona i wyraźnie już wstawiona Lola. Podchodząc do przyjaciółki, oparła łokcie o blat baru i niezwykle zmysłowo się wypinając, kiwnęła palcem na jednego z barmanów, po czym równie sensualnym głosem poprosiła o kolejnego drinka. Wyprostowała się i biodrem stykając się z biodrem Josie, spojrzała na dziewczynę.

                            — I jak? Potrzebujesz jeszcze jednego, czy dasz się ponieść bez względnego upijania się? — uśmiechnęła się cwaniacko i przesunęła palcami po przyjemnie schłodzonej szklance pełnej błękitnego drinka.

                         — Daj mi się trochę upodlić, skoro już mnie tu zaciągnęłaś. Poczułam niebezpieczną tęsknotę za procentami od pierwszego łyka. — Westchnęła ciężko i upiła kolejnego. — Czy chcę wiedzieć, gdzie byłaś przez ostatnie dwadzieścia minut? — Uniosła brew i z rozbawieniem spojrzała w rozbiegane i pięknie błyszczące oczy Loli.

                         — Myślę, że doskonale wiesz, gdzie. — Wzruszyła ramionami i opróżniła na raz połowę szkła i znacząco spojrzała w stronę jednej z dziewczyn, szykujących się do wejścia na scenę.

                           — Czyżbyś próbowała zdobyć miano łamaczki serc?

                         — Nie zamierzam nikomu łamać serc, za kogo ty mnie masz? Zabawa jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Więc kończ drinka i do boju, maleńka! Może znajdzie się tu jakiś książę z bajki, który wypatrzy cię spośród tłumu? — Rzuciła z przekąsem Lola, puściła oczko przyjaciółce i pociągnęła ją za nadgarstek w stronę sceny.

                      Stanęły bliżej kulis i niemal od razu wczuły się w zmysłową muzykę, towarzyszącą występowi. Takie momenty zapomnienia, Josie uwielbiała. Momenty, w których nie liczyło się nic, prócz zabawy, tańca, muzyki i atmosfery. Kiedy zapominała o wszelakich wątpliwościach i lękach.


                Mijały godziny dobrej zabawy, klienci klubu powoli się ulatniali. Josie przesiadywała z Lolą w loży VIP na wygodnej, skórzanej kanapie. Rozmawiały o wszystkim i niczym, unikając tematów nauki. Śmiały się ze wszystkiego, dając upust napięciu zgromadzonemu przez ostatnie tygodnie. Wymieniały się przemyśleniami, popijając je kolejnymi drinkami. Gdy zrobiło się nieco bardziej pusto, dosiadł się do nich Will. Opadł na kanapę pomiędzy dziewczynami, rozpiął kilka guzików koszuli i westchnął ciężko, upijając dużego łyka złocistego drinka.

                   — Jak się bawicie, ślicznotki? — Szepnął niskim, męskim głosem, odłożył drinka na szklany stolik i ułożył dłoń na udach Josie i Loli.

                      — Całkiem nie najgorzej. Jestem z ciebie dumna, to miejsce robi się coraz lepsze. Aż trudno uwierzyć, że stworzyłeś to sam. — Brunetka spojrzała na przyjaciela błyszczącymi, lekko rozbieganymi oczami, po czym ułożyła głowę na jego ramieniu.

                        — Jak się okazuje, chyba mam do tego smykałkę. — Ucałował jej głowę i skierował wzrok ku scenie, na której zbierały się powoli tancerki. Niektóre przebrane w stroje, niektóre w dresach.

                       Każda z nich wyjątkowo piękna, każda w zupełnie inny jednak szczególny sposób. Will był mężczyzną, który dostrzegał piękno w każdej kobiecie. Bardzo je lubił i jednocześnie bardzo je szanował. Tam, gdzie inni widzieli nadwagę, on dostrzegał zmysłowość. Tam, gdzie inni widzieli krzywy nos, za grube uda, czy za chude ramiona, on dostrzegał nieopisane piękno, które aż prosi się o odkrycie. To właśnie pewność siebie, którą on sam im dodawał i różnorodność, łącząca wszystkie jego pracownice sprawiała, że tamto miejsce było tak oblegane.

                         Nastrojowość tamtej godziny i przyjemnie sensualna muzyka powoli porywały Josie do bezwiednego poruszania biodrami w rytmie, jaki nadawały tancerki na małej scenie. Jedna z nich, która zbierała najwięcej uwagi Loli, spoglądała z cwaniackim uśmiechem w stronę brunetki i podchodząc bliżej, wyciągnęła dłoń do Josie. Dziewczyna przygryzła niepewnie wargę i zerknęła na przyjaciół, którzy samym spojrzeniem zachęcali ją do popełnienia tego spontanicznego kroku. Odetchnęła głęboko, podniosła się leniwie i opróżniła szklankę. Spojrzała dziewczynie w oczy i pewnie złapała ją za palce. Zaraz potem, zaciągnięta na wypolerowane deski małej sceny, znalazła się na widoku swych przyjaciół i bardzo nielicznych gości, którzy i tak zajęci byli dopijaniem drogich trunków i zdawali się nie zwracać już nawet uwagi, na to co dzieje się wokół.

                           Odrzuciła wszystkie wątpliwości, kiedy jej biodra niemal od razu wyczuły delikatne dźwięki muzyki dochodzącej z głośników. Pozbyła się zakłopotania i lęków, mrużąc oczy i oddając się chwili tak upragnionej. Jej palce wędrowały leniwie po biodrach. Przesuwała dłonie wyżej, przy towarzyszącej każdemu ruchowi zmysłowości. Przesunęła rękoma po swych włosach, zaczesując je do tyłu i odchylając lekko głowę. Odpływała w świat, w którym chciała żyć. Była sama. Ona jedyna i dźwięki, przyprawiające jej skórę o drżenie. Pierwszy raz w życiu pozwoliła sobie na tak niesamowitą wolność. Jeszcze nigdy nie poddawała się swojej własnej seksualności. Zawsze dziewczyna, nigdy kobieta tej jednej nocy ukazała skrywaną i przyciągającą lubieżność.

                          Wszystkie te ruchy, nieme westchnięcia z rozchylonych pełnych warg, każde skrzywienie na twarzy i niemal każdy dreszcz na jej rozgrzanej skórze nie uszedł uwadze jedynego gościa, który doskonale wiedział co dzieje się na scenie. Skrytego w jednej z VIP loży, gdzieś w mroku. Pocierając nieustannie dolną wargę kciukiem, obserwował bez mrugnięcia każdy ruch Josie. Napinał mięśnie, czasem bezwiednie przesuwając dużą dłonią po wybrzuszeniu poniżej podbrzusza. Nie był w stanie opanować reakcji swojego ciała na wspaniały widok, który zapadał powoli w jego pamięci. Pełen zachwytu, upijał leniwie mocnego drinka z kryształowej szklanki.


*


                       Pobudka następnego dnia okazała się jedną z najcięższych w życiu dziewczyny. Dzień nie zapowiadał się na szczególnie przyjemny, bo od samego rana Josie czuła nieprzyjemne pulsujący ból w głowie, a każdy fragment jaśniejszego światła drażnił jej oczy. Mimo to, pojawiła się na uczelni.

                         Krocząc opustoszałym korytarzem, kierowała się w stronę drzwi na samym końcu holu. Choć ból nie ustawał, jej głowę zaprzątały zupełnie inne myśli. Takie, których znaczeniu bała się poddać. Gorące dreszcze przepełniały jej ciało, kiedy powoli zbliżała się do pozłacanej tabliczki z nazwiskiem profesora. Uniosła dłoń, by zapukać. Zatrzymała się w połowie. Napięła mięśnie i zaciskając szczękę, starała się uspokoić szybki oddech. To cholerne pragnienie jego bliskości przepłynęło przez ciało Josie. Pokręciła szybko głową, napięła mięśnie i zapukała delikatnie.

                           Doskonale słyszała każdy jego krok. Każdy kolejny sprawiał, że drżała jeszcze mocniej. Niedługo potem, drzwi stanęły otworem, a nozdrza Josie zaatakował przyjemnie mocny zapach męskich perfum. Uniosła wzrok, jej oddech przyśpieszył. Profesor Fernsby przeszył ją błękitnymi tęczówkami i uniósł nieznacznie kącik ust.

                              — Dzień dobry — szepnął nieśpiesznie, delikatnie zachrypniętym głosem.

                              — Dzień dobry. — Biorąc głęboki oddech, odwróciła wzrok. Nie potrafiła tego dnia wytrzymać jego spojrzenia. — Przyszłam w sprawie konkursu, o którym rozmawialiśmy.

                              — Tak, pamiętam. Mam nadzieję, że przyszła pani z dobrymi wieściami. Zapraszam. — Odsunął się o drzwi i gestem zaprosił dziewczynę do środka. Z jego twarzy wciąż nie znikał delikatny, tajemniczy uśmiech.

                             Po raz kolejny biorąc głęboki oddech, wkroczyła niepewnie do gabinetu. Klimatycznego, małego pokoju wypełnionego jego zapachem. Duże, dębowe biurko na samym środku zawalone było papierami, unoszonymi co chwilę delikatnym wiatrem wpadającym do środka poprzez uchylone okno.

                             Słysząc dźwięk zamykanych drzwi, poczuła rozgrzane dreszcze przechodzące przez całe jej ciało. Znowu była sama ze swoim pragnieniem, które on bardzo szybko zaspokoił. Nim się zorientowała, mężczyzna znalazł się za jej plecami. Poczuła jego oddech na swych włosach. Zadrżała, zaciskając pięści. Już wiedziała, że dla własnego dobra nie może zostawać z nim sam na sam. Diabeł jej pragnień namawiał ją wtedy do nieprzyzwoitych myśli. Przełknęła ślinę i niemal w zwolnionym tempie, odwróciła się przodem do mężczyzny.

                          — Rozumiem, że przemyślała pani moją propozycję. Jaka jest pani odpowiedź? — szepnął, unosząc brew.

                           — Jest pan bardzo niecierpliwy. — Pokręciła głową i wciąż zaciskając pięści, pozwoliła sobie na spojrzenie w jego błyszczące oczy. — Szczerze mam nadzieję, że w tej propozycji nie ma grama podtekstu. Nie jestem aż tak naiwna, żeby...

                             — Proszę — uniósł dłoń, przerywając dziewczynie i westchnął ciężko. — Nie jestem starym zboczeńcem podrywającym studentki. I nie uciekam się do takich metod. Dlaczego wciąż uważa pani, że chodzi o jakąkolwiek formę seksu? — ostatnie słowo wypowiedział zniżonym szeptem, nachylając się lekko nad jej uchem. — Wbrew powszechnej opinii, cały świat nie kręci się wokół jednego. Ja po prostu nie chcę pozwolić zmarnować się takiemu talentowi. Czytałem wszystkie pani dotychczasowe prace. Takie pióro w takim wieku jest niezwykłą rzadkością. — Wyprostował się i przeczesał kilka kosmyków siwych włosów, opadających na jego czoło.

                                 Prychnęła dyskretnie, choć sama skarciła się w myślach. Nie rozumiała nawet dlaczego tak często rozmyślała o niemoralności, kiedy on był blisko.

                                  Westchnęła głęboko i delikatnie skinęła głową, uciekając wzrokiem.

                                — Dziękuję. Taki konkurs to całkowite wyjście poza strefę komfortu, ale chyba warto zaryzykować. Chyba nie mogę się wiecznie chować pod łóżkiem.

                                 — Ma pani rację. Czasem nie warto zaprzyjaźniać się z potworami. Zwłaszcza tymi spod łóżka — szepnął, robiąc krok w jej stronę.

                                 — Co teraz? — Z jej ust uleciało powietrze, kiedy poczuła mocniejszy zapach perfum mężczyzny dużo bliżej siebie.

                                 Uśmiechnął się pod nosem i bardzo dyskretnym, niemal niewyczuwalnym ruchem palców, musnął skórę jej dłoni, po czym schował ręce w kieszenie spodni.

                               — Proszę przyjść w piątek za tydzień. Przekażę pani wszystkie potrzebne materiały i opowiem więcej na temat samego konkursu. Niestety w tym tygodniu nie znajdę odpowiednio dużo czasu, by móc się pani całkowicie poświęcić. — Josie miała wrażenie, że profesor dobiera słowa specjalnie w tak dwuznaczny sposób. Spojrzała na Jego szarmancki uśmiech, jednocześnie czując mocne ukłucie w podbrzuszu.

                             — Dobrze. Jeszcze raz dziękuję za tę szansę. — Skinęła delikatnie głową i poprawiając torbę na ramieniu, spojrzała w stronę drzwi chcąc opuścić gabinet.

                          — Muszę przyznać, że wczorajszego wieczora zachwyciła mnie pani bardziej niż ktokolwiek kiedykolwiek. — Odezwał się niskim, nieśpiesznym głosem, tym samym zatrzymując jeszcze na moment uwagę dziewczyny. Spojrzała na niego wielkimi oczami. — Wczoraj bawiła się pani w tym samym miejscu, co ja — dodał niemal od razu i przeszywając Josie wzrokiem, odchylił delikatnie głowę.

                         Uwielbiał patrzeć na nią z tej perspektywy. Niemal za każdym razem, w jego myślach pojawiało się również bardzo smaczne wyobrażenie, kiedy klęczy przed nim na idealnie wypolerowanych panelach gabinetu i spogląda z dołu wielkimi, ciemnymi oczami.

                       — O czym pan mówi? — szepnęła nerwowo, zakładając rozwiane kosmyki włosów za ucho, a jej oddech znacznie przyśpieszył.

                        Pokręcił głową i zrobił jeszcze jeden krok w jej stronę. Ich oddechy dzieliły milimetry. Ich zmysły szalały od takiej bliskości.

                          — Jesteś najniezwyklejszą kobietą, jaką do tej pory poznałem, Josephine — szepnął zachrypniętym głosem, a sposób w jaki wypowiedział jej imię przyprawił dziewczynę o niesamowite ciarki.

                         Tak nagle, w najmroczniejszych odmętach swej duszy zapragnęła, by szeptał jej imię w ciemnym, cichym miejscu, przesuwając opuszkami palców po jej rozgrzanym ciele. Wyznaczając językiem długie ścieżki, drażniąc jej delikatną skórę zębami. By układał swą dłoń na jej gardle, przesuwał kciukiem po rozchylonych wargach i szeptał do jej ucha jak bardzo jej pragnie.

                        Jej świat zawirował, a kiedy spojrzała w oczy mężczyzny, dojrzała w nich nie tylko blask, ale i odcień granatu. Cholernie przyciągający i cholernie piękny.

                        Wstrzymała na chwilę oddech i pokręciła szybko głową, starając się ze wszystkich sił opanować zarówno myśli jak i swoje ciało.

                        — Nie chcę i nie będę tego słuchać. Nie powinien pan... Nawet jeśli... Po co pan w ogóle mi o tym mówi? — Pisnęła, plącząc się nerwowo i nieprzerwanie kręcąc głową.

                        — Wybacz, jeśli cię uraziłem. Mówiłem, że bywam bezpośredni. Ale ty zasługujesz na zachwyt i taką pewność siebie jak wczorajszej nocy.

                         Jej policzki oblał mocny rumieniec, oddech przyśpieszył, a w podbrzuszu poczuła niesamowite mrowienie. Nerwowo pokręciła głową i cofnęła się o krok. Nie pozwoliła sobie na przyjęcie do wiadomości tego, co mówi jej mężczyzna. Jej profesor.

                             — Przepraszam, ale muszę już iść — pisnęła ostatkiem sił i napinając mięśnie, ruszyła szybko w stronę drzwi.

                              — Josephine — szepnął niskim, stanowczym głosem i w ostatniej chwili chwycił mocno jej nadgarstek.

                          Niespotykanie piękne i mocne iskry przeszyły ich ciała. Coś nieopisanego zadrżało w sercach obydwojga. Oplótł palcami szczupłą rękę dziewczynę i zmusił tym samym do spojrzenia na niego.

                          — Zaczekaj, proszę — dodał i przeszył Josie wzrokiem. — Nie chcę żebyś uciekała. Nie chcę, żebyś źle o mnie pomyślała. — Westchnął i kciukiem przesunął po wewnętrznej stronie jej nadgarstka.

                            — Nie myślę o panu źle. Wcale o panu nie myślę — szepnęła dalekim od miłego tonem i uciekła wzrokiem jednak nie potrafiła zabrać dłoni.

                           Uśmiechnął się pod nosem i dyskretnie odetchnął. Ponownie przesunął opuszkiem kciuka po jej skórze, czując jak niepohamowane dreszcze przepełniają jego mocno napięte ciało. Zabrał dłoń i odsunął się.

                           — Dziękuję, że się pojawiłaś — odpowiedział dwuznacznie i unosząc wciąż kącik ust, odwrócił się i wrócił do biurka.


                       Odetchnęła głęboko dopiero, kiedy opuściła jego gabinet. Oparła plecy o ścianę obok drzwi, zacisnęła powieki i wciąż nie potrafiła opanować szybszego oddechu. Tak nagle poczuła w sobie nieznaną wcześniej ekscytację i ciekawość. Pragnęła mocniej, pragnęła więcej a jednocześnie panicznie chciała zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się w jego gabinecie zaledwie kilka minut wcześniej.

                        Nareszcie poczuła jego dotyk. Dotknął nie tylko jej skóry, ale i duszy. W jakiś cholernie przenikliwy sposób dostał się do jej serca i zagnieździł się bezczelnie w jej myślach.  



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top