PROLOG
Stoję w wielkiej, pustej auli i wpatruję się w Niego. Otacza mnie zapach książek, historii tego miejsca, woń natury wpadająca przez uchylone okna. Delikatny powiew wiatru co chwilę porywa moje kosmyki, które delikatnie niczym płatki kwiatów, muskają moje rozgrzane policzki. Nie jestem tam sama, ale czuję samotność i pustkę. Moje ciało krzyczy, moje serce wyrywa się z piersi, umysł szaleje. Czuję metaliczny posmak krwi rozgryzionych warg. Czuję niesamowity ból wbijanych w zaciśnięte dłonie paznokci. Jest tuż obok, a mam wrażenie jakbym obserwowała Go przez szklaną szybę. Jego wzrok przenika mnie na wskroś. Pragnę go dotknąć, doprowadzić do szaleństwa moje zmysły. Pragnę złamać wszystkie zasady. Oddać się pragnieniu bliskości. Czuję, że jestem zupełnie inna niż kiedykolwiek. Pełna lęków, obaw, wątpliwości. Oddająca się najbardziej przyziemnym fantazjom o szczęściu i ukojeniu. Mój strach się zmienił. Moje marzenia się zmieniły. Moje ciało się zmieniło. Żałosna idiotka, która wyśniła sobie piękne kłamstwo.
Stoję tam i patrzę na swoje wybawienie. Nie jest wyłącznie ciałem, którego pragnę. Jest moją ucieczką, moją obietnicą spokojnego życia pełnego piękna sztuki. Mogłabym wracać do Niego na każde kiwnięcie palca. Naiwna idiotka, która odnalazła ramiona pełne szczodrych obietnic.
Mam Go na wyciągnięcie dłoni, ale boję się, że wszystko pęknie niczym bańka mydlana, jeśli tylko wykonam jakikolwiek ruch. Wolę trwać w bezruchu i obserwować swoje marzenia. Och jakże to jestem ja. Pełna strachu, pozbawiona jakiejkolwiek odwagi. Lepiej przecież marzyć i śnić niż ryzykować cały swój świat.
Beznadziejny romans moich tęsknot. Pieprzone danse macabre pragnień. Niemoralność, o której nigdy nie chcę zapomnieć. Cholerna idylla, której nigdy nie będę się wstydzić.
Nieśpiesznie kroczyła długim korytarzem, na którego końcu czekał na nią jej sekretny grzech. Ukryta za masywnymi drzwiami gabinetu, słodka tajemnica. Jej kroki, choć leniwe, były pewne. Za każdym razem, kiedy zbliżała się do jego gabinetu, przyjemny prąd przeszywał jej podbrzusze. Niesamowite ciepło rozlewało się w jej ciele, na którym pojawiała się gęsia skórka. Jej serce biło dużo szybciej, jej myśli krążyły wokół jego dotyku. Przesunęła koniuszkiem języka po górnej wardze, po czym uniosła nieznacznie kąciki ust. Słyszała wyłącznie stukot swych obcasów w niespotykanie pustym, uczelnianym holu.
Już dawno straciła zdrowy rozsądek. Była więźniem swych pragnień i tęsknot. Uzależniła się od tego, co potrafił dać jej tylko on. Każdy jej sen i każda myśl należały tylko do niego. Zmienił ją w osobę, którą nigdy nie sądziła, że się stanie.
Zatrzymała się pod drzwiami. Zmrużyła oczy tylko na kilka sekund, a znajome jej już iskry przeszyły jej ciało. Kolejny raz przejechała językiem po górnej wardze i powoli otworzyła oczy. Spojrzała na pozłacaną tabliczkę z nazwiskiem. Rozchylając nieco usta, przesunęła palcami po swej szyi, pod opuszkami czując napiętą i drżącą skórę. Wyprostowała się, uśmiechnęła pod nosem i wyciągnęła dłoń w stronę klamki. Nie zdążyła zrobić nic więcej, bo chwilę później drzwi stanęły otworem. Spojrzała w górę, napięła mięśnie, a z jej ust uleciało powietrze. Niesamowita woń perfum, będących obietnicą zakazanej ekstazy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top