Rozdział 2.1
Powoli zbliżał się ranek, a ja z bólem serca wracałam do domu. Do piwnicy. Zaskomlałam żałośnie, ale przez torbę, którą trzymałam w pysku, zabrzmiało to nad wyraz żałosne.
Przyspieszyłam tempa, przez co ledwo wyhamowałam przed domem. Spojrzałam się na niego. Mała, obskurna chata, w którym dach w niektórych miejscach przeciekał. I ten wszechogarniający chłód w pokojach. Zadrżałam. Nie chciałam tam wchodzić. Wolałam zostać na zawsze wilkiem i mieszkać w lesie. Wyć do księżyca i nie mieć żadnych obowiązków. Chciałam po prostu żyć!
Ze spuszczonym łbem potruchtałam do krzewów, które rosły tuż obok domu. Za nimi była dziura, która prowadziła do piwnicy. Długo mi zajęło, zanim udało mi się ją zrobić. Kopałam ten dół jako wilk i jako człowiek. Za co teraz byłam wdzięczna, ponieważ była to jedyna przepustka do wolności. Przecisnęłam się przez nią, wijąc się jak glizda. Łapami odpychałam się od ziemi, aż w końcu wypadłam do piwnicy. Upewniłam się, że jestem sama i się przemieniłam. Spojrzałam się na swoje brudne ciało. Westchnęłam.
- Świetnie! - Warknęłam w myślach i przytknęłam nadgarstek do nosa. - Śmierdzę!
- Przesadzasz - odezwała się ze śmiechem wilczyca, która w czasie pełni zazwyczaj milczała i cieszyła się nadchodzącą nocą.
- Wiem, co mówię. - Rzuciłam torbę z ubraniami w kąt, a z podłogi wzięłam bluzę, która po założeniu sięgała mi do połowy ud. Przejechałam palcami po włosach, chcąc je trochę ujarzmić. Kiedy zabrałam rękę, zauważyłam czarne włosy, które zaplątały się między palcami. Z grymasem na twarzy zrzuciłam je na ziemię. - Za miesiąc zostajemy tutaj. - Zdecydowałam, gdy za pomocą wody z butelki obmyłam twarz, aby ojciec nie zauważył śladów mojego pobytu w lesie. Podeszłam do ścian, na której przyczepione były łańcuchy, kończące się grubymi kajdanami. - Nie chcę znów wpaść do kałuży.
Wilczyca prychnęła. Zignorowałam jej zapewnienia, że to było przez przypadek i skupiłam się, aby wyjąć ze ściany cegłę, za której znajdował się podrobiony klucz do kajdan. Wsadziłam rękę i wyjęłam go. Po chwili byłam już unieruchomiona. Przyciągnęłam kolana do siebie i przyłożyłam do nich czoło. Teraz musiałam czekać, aż ojciec zbudzi się i mnie uwolni. Co prawda mogłam to sama zrobić, ale chciałam, żeby ojciec miał wrażenie, że kontroluje sytuację.
Jednak po nieprzespanej nocy, oczy zaczęły mi się kleić. Chyba nawet przysnęłam, bo nie usłyszałam kroków ojca i dźwięku przekręconego zamka oraz przekleństw wylatujących z ust ojca. W końcu otworzył drzwi. W progu stał w miarę wysoki, wychudzony mężczyzna o czarnej czuprynie, pasemka siwizny znaczyły jego skronie. Jego rozbiegany wzrok po chwili skupił się na mnie. Miał piwne, prawie czarne oczy, które były bardzo podobne do moich.
- Tato? - powiedziałam chłodno i wyciągnęłam rękę - Daj klucz!
Dopiero teraz zauważyłam, że ojciec miał bardziej zamglony wzrok niż zazwyczaj. Jakby przed chwilą coś pił. Zacisnęłam pięści, aby na niego nie naskoczyć, pomimo że aż świerzbiła mi skóra.
- Sama otworzę - wycedziłam.
Czarnowłosy spojrzał się na mnie z niezrozumieniem, a ja westchnęłam zniecierpliwiona i pogoniłam go ręką, by się w końcu ruszył. Spojrzał się na klucz, który nadal trzymał w dłoni i chyba zrozumiał o co mi chodziło. Podniósł głowę i z niewyraźną miną wszedł do środka, potykając się o próg. Nie dał rady utrzymać równowagi. Z okrzykiem zdziwienia upadł na podłogę.
Zaskoczona obserwowałam całe zdarzenie. Po chwili dotarło do mnie głośne pochrapywanie ojca.
- Kurwa - skomentowałam widok leżącego w progu ojca, który znajdował się za daleko ode mnie, bym mogła zabrać od niego klucz.
Pokręciłam głową i wyjęłam ponowne w ciągu dwudziestu czterech godzin ze skrytki klucz. Otworzyłam zamek i ze zdegustowaną miną spojrzałam się na mężczyznę. Ominęłam go. W tamtej chwili nie miałam zamiaru mu pomóc. Przez niego straciłam zbyt dużo czasu.
Weszłam na korytarz. Na jego końcu znajdowała się łazienka, do której zmierzałam. Zamknęłam za sobą drzwi. Wzięłam szybki prysznic, zmywając z ciała brud nocy. Wytarłam się i ubrałam się w ciemne jeansy oraz czarną bluzę, która wysiała na mnie niczym worek. Rozczesałam czarne włosy i związałam je w kucyk, by nie wpadały mi to piwnych, prawie czarnych oczu. Natomiast kaptur bluzy zarzuciłam na głowę. Wychodząc, nie spojrzałam się w lustro, wiedząc co w nim zobaczę. Podłużną, o mocnych rysach twarz, która nie zachęcała do zawarcia znajomości. Nic więc dziwnego, że osoby mnie unikały. I bardzo dobrze! Samotny wilk na zawsze będzie samotny.
Zanim wyszłam z domu, zeszłam do piwnicy i wzięłam ojca. Zrzuciłam go na podłogę w salonie i przykryłam kocem. Pomimo, że za nim nie przepadałam nadal był moim ojciec. Spojrzałam się jeszcze raz na niego i prychnęłam. Wyglądał żałośnie. Nie jak człowiek, w którym mogła zakochać się moja mama.
Odwróciłam się, założyłam plecak i trzasnęłam frontowymi drzwiami. Wiedziałam, że przez ojca spóźnię się do szkoły. Nie chciałam tracić zajęć, a przy tym podpaść nauczycielowi, który za bardzo mógł się mną zainteresować. Pomimo, że znali moją sytuację to dopóki chodziłam na lekcje i zdobywałam dobre oceny, nie wchodzili swoimi buciorami do mojego życia. Niepisana zasada, której nie chciałam złamać, ale przez ojca mogła zostać nadszarpnięta.
Po parunastu minutach biegu dotarłam do szkoły. Korytarz był pusty, dlatego minęła chwila zanim znalazłam odpowiednią klasę i uspokoiłam oddech.
- Przepraszam za spóźnienie! - rzuciłam, wchodząc do sali.
Nauczycielka, zresztą już nie młoda, spojrzała się na mnie z naganą, ale nic nie powiedziała. W sumie jak zwykle.
Odwróciłam się do klasy i zmarszczyłam brwi na widok nowych osób. Moje miejsce zajmowali złotowłosa, ładna dziewczyna i blondyn, który wzbudzał ogromne zainteresowanie wśród nastolatek, które z maślanymi oczami lustrowały jego wysoką i barczystą sylwetkę. Musiałam stwierdzić, że nie zaskoczyło mnie to. Chłopak miał ładne, miodowe oczy i czarujący uśmiech, który obdarowywał dziewczynie, która obok niego siedziała.
Uniosłam brew i usiadłam do wolnej ławki. Jednak osoba, która siedziała już w niej nie była zachwycona moją obecnością. Nijaka dziewczyna chciała się jak najdalej ode mnie odsunąć, ale gdy zauważyła, że na nią patrzę od razu porzuciła swoją czynność. Uśmiechnęłam się kpiąco i wygodnej umościłam się na krześle.
Pomimo, że na lekcji rozwiązywaliśmy nowe zadania z matematyki, moje myśli wędrowały wokół nowych. Czułam, że się na mnie patrzą, ale nie mogłam skupić się na wilczych zmysłach, które jeszcze były stłumione po pełni. Zirytowało mnie to, bo teraz były mi naprawdę potrzebne.
Jednak pojawienie się nowych uczniów nie pozostała bez echa. Słyszałam pełne zachwytu głosy dziewczyn, którym spodobał się chłopak. Johnatan. Odwróciłam się do niego, ale gdy zobaczyłam, że razem z blondynką obserwują mnie, od razu powróciłam do wcześniejszej pozycji.
W końcu zadzwonił dzwonek, na co błyskawiczne zareagowałam. Rzuciłam zeszyt do plecaka i wstałam z ławki.
- Saszo! Zostań jeszcze na chwilę. - Zaskoczona spojrzałam na panią White, która najwyraźniej nie zapomniała, że się spóźniłam na jej zajęcia. Powstrzymałam grymas cisnący się na usta i usiadłam na ławce, czekając aż wszyscy wyjdą z pomieszczenia.
Dziewczyna, z którą siedziałam, odetchnęła z ulgą. Ignorując mnie, wystrzeliła z klasy wraz z pozostałymi osobami. Przewróciłam oczami i odwróciłam się akurat w momencie, by zobaczyć, że obok mojej starej ławki, przy której zazwyczaj siedziałam, stoją nowi. Skrzywiłam się, gdy zobaczyłam, że pomiędzy sobą szepczą i co rusz spoglądają na mnie. Dziewczyna pomimo ciepłego uśmiechu miała lodowate oczy. Pod ich wpływem poczułam ucisk w podbrzuszu i nieopartą chęć schylenia głowy. Zmarszczyłam czoło na to nowe doznanie.
Johnatan pokiwał głową jakby z czymś się zgadzał z rozmówczynią. Blondynka, zadowolona z jego odpowiedzi, odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia. Chłopak szedł za nią jak posłuszny pies. Gdy się do mnie zbliżyli, zeskoczyłam z ławki, aby ich przepuścić. Nie chciałam, żeby przeze mnie dłużej byli w tym samym pomieszczeniu co ja.
- Co... - Głos uwiązł mi w gardle, gdy na języku poczułam nowy smak.
Odwróciłam wzrok. Nie, pomyślałam zaskoczona, to nie możliwe. Kątem oka zobaczyłam jak ta dwójka zatrzymała się we drzwiach i posłała ku sobie porozumiewawcze spojrzenie. Jeszcze raz wciągnęłam powietrze, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą poczułam.
A jednak nie wydawało mi się. Zaskoczona zatrzymałam się w połowie drogi do biurka nauczyciela i obróciłam się trochę, obserwując znikającą parę. Z mojego gardła wydobył się warkot, który prędko zamaskowałam kaszlem.
- Wilki. - Potwierdziła wilczyca.
- Ale jakim cudem? Dlaczego mnie nie wyczuli? - pomyślałam zaskoczona.
- Saszo, podejdź do mnie! - Zmarszczyłam czoło, ale ruszyłam się z miejsca. - Twoje zachowanie jest niedopuszczalne... - Wyłączyłam się. Chciałam już wyjść z tej klasy i sprawdzić kim byli ci nowi. Upewnić się, czy miałam rację. Pomimo, że wyraźne czułam ich zapach to nadal miałam cholerną nadzieję, że się, kurna, pomyliłam. - Dobrze, możesz już iść.
- Dziękuję, proszę pani - odpowiedziałam miło i spokojne wyszłam z klasy, mimo że chciałam biec.
Rozejrzałam się po korytarzu. Stanęłam na palcach, aby głowy uczniów nie zasłaniały mi widoku.
- Co o tym myślisz? - spytałam się wilczycy, która była takim samym szoku co ja. - Są tacy jak ja?
- Być może - niepewne odpowiedziała.
- Być może? - sarknęłam. - Może coś więcej? - rzuciłam do niej, idąc korytarzem, nadal szukając ich zapachu. Zatrzymałam się. Czułam zarazem podekscytowanie, jak i przerażenie na ten zapach. Był silny, drapała mnie w gardło. Skrzywiłam się nieznacznie i wyjrzałam za róg.
Obok klasy, w której miałam kolejną lekcję, stała dziewczyna razem z Johnatanem, którzy otoczeni byli przez dwóch brunetów o niebieskich oczach, ale o innej posturze oraz przez niską, czarnowłosą dziewczynę. Wyglądali na zgraną grupę znajomych.
Wyszłam za róg, by się do nich przybliżyć na bezpieczną odległość. Kiedy znalazłam się dostateczne blisko nich, uderzyła we mnie woń ich wilków. Silny, przenikający zmysły. Odurzał, sprawiał, że chciałam znaleźć się bliżej nich, zintegrować się z tymi wilkami, jak i zarazem powodował chęć walki i ucieczki. Wilczyca poznając mój nastrój, zjeżyła się i warknęła ostrzegawczo, przez co odruchowo się spięłam.
- Intruzi! - zawarczała przeciągle, czym mnie nie zaskoczyła. - Weszli na nasz teren.
Jej słowa były jak wiadro zimnej wody wylany na głowę. Otrząsnęłam się z tego pojebanego stanu. Wilczyca miała rację. Weszli na mój teren, co bardzo się nie spodobało mojej wilczej naturze. Po chwili zastanowienia również i mi nie przypadło to do gustu.
- Uspokój się! - warknęłam do niej, gdy próbowała zmusić mnie do przemiany. - Nawet nie wiemy czy wiedzą, że jestem wilkołakiem. - Oparłam się o ścianę, nadal przyglądając się nowym twarzom. Blondynka, jakby wyczuwając mój wzrok, spojrzała się na mnie. Nic jednak nie sugerowało, że wie kim jestem. - I lepiej, żeby tak zostało....
Niebieskie oczy dziwne błysnęły, przez co poczułam się nieswojo. Zacisnęłam szczękę, by nie pokazać kłów, które mi się wydłużyły. Odwróciłam wzrok i opanowawszy oddech przeszłam obok nich, znikając w klasie.
Wiedziałam jedno. Musiałam się dowiedzieć, skąd przybyli i w jakim celu. A później się ich pozbyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top