Rozdział 13.2
5 listopad
(narysowane oczy)
Uważaj!
Patrzyłam pod nogi, idąc chodnikiem, gdy rozmyślałam nad karteczką. Data, którą napisała Cassie, wskazywała kolejny dzień po pełni, ale nie mogłam zrozumieć co ona oznaczała. Ta data nic dla mnie nie znaczyła, nie była żadną rocznicą ani świętem państwowym. Była niczym, więc tym bardziej się jej obawiałam. W dodatku rysunek oczu wzbudzał nieprzyjemne odczucia. Kojarzył mi się z patrzeniem, obserwacją. Tylko co jedno miało do drugiego? Chciałam od razu po szkole zapytać się dziewczyny, co dokładnie miała na myśli, ale nie była sama. Pozostały mi tylko nikłe domysły, które niestety nie były tak satysfakcjonujące jak pewna informacja.
— Myślisz, że jesteśmy obserwowanie? — Powstrzymałam się od odwrócenia głowy i sprawdzenia, czy nikt mnie nie śledzi.
— Nic nie jest pewne. — Cichy głos wilczycy rozszedł się w moim umyśle.
Ten rodzący się niepokój sprawiał, że zaczynałam wariować. Nie minęło pół dnia od otrzymanej karteczki, a już czułam się koszmarne. Kiedy obca osoba mijała mnie na ulicy, zastanawiałam się, czy przypadkiem nie pracuje dla Merca, co było głupie, biorąc pod uwagę, że byli ludźmi. Sądziłam, że w sforze pana Edwarda pracują jedyne osoby z domieszką wilczej krwi, więc sama myśl, żeby alfa pracował bezpośrednio z ludźmi była dla mnie dziwna. Może miał jakieś kontakty z nimi, może miał jakieś interesy, ale wątpiłam, żeby alfa powierzył człowiekowi tak ważne zadanie jakim było śledzenie mnie. A może wiedział, że będę oczekiwała wilka jako kreta, a nie człowieka?
Zaczął kropić deszcz, więc w pośpiechu założyłam kaptur, by nie zmoknąć. Lubiłam, kiedy krople wody moczyły moją twarz i zapach deszczu, który zawsze towarzyszył w czasie tej pogody. Zatrzymałam się na środku chodnika i uniosłam głowę ku niebu. Uśmiechnęłam się, kiedy na wargach pojawiły się krople wody.
— Nie mogę się doczekać pełni — mruknęłam, przypominając sobie uczucie wolności, które zawsze towarzyszyło mi pod postacią wilka.
— I w zamknięcia w piwnicy — dodała wilczyca.
Od razu się spięłam, kiedy uświadomiłam sobie jedną ważną rzecz. Piwnica. Musiałam kupić wybielacz, aby usunąć ślady mojej bytności w piwnicy, w której na pewno znajdowało się coś, co mogło mnie pogrążyć. Na przykład sierść, krew, ślina. Preparat był najlepszym sposobem, by wyczyścić pomieszczenie i zamaskować zapach.
Skierowałam się do sklepu budowlanego, niezadowolona, że musiałam naruszyć oszczędności. Weszłam do sklepu cała mokra, gdyż z początkowej mżawki przeszło w oberwanie chmury. Pozdrowiłam kasjera, który był zniesmaczony, ponieważ zabrudziłam mu podłogę. Uśmiechnęłam się bezczelne i otrzepałam rękawy z wody, która nie zdążyła się wchłonąć w moje ciuchy. Ruszyłam z miejsca i wkroczyłam od razu na dział, który mnie interesował. Ominęłam kolorowe farby, zatrzymując się tylko, aby zobaczyć cenę jednej z nich.
Szukałam na półkach wybielacza. W końcu zauważyłam go na najniższej półce. Pochyliłam się, aby go wziąć, ale powstrzymała mnie pewna myśl. Jeśli mnie obserwują zaczną się zastanawiać, dlaczego wzięłam ten jeden konkretny produkt. Mogli nawet dojść do wniosku, że coś ukrywałam. Coś, czego nie chciałam, aby się dowiedzieli. Niechętne odsunęłam się od półki. Nie mogłam też wyjdź z stąd z pustymi rękoma. Pokręciłam głową, myśląc, że gdyby nie ta informacja, zachowałabym się normalne, a tak szukałam dziury w całym. Musiałam chyba coś innego wykombinować. W piwnicy może nie było tak źle. Na początek wystarczy, że posprzątam. Zostanie tylko zapach. Wybielacz miał załatwić sprawę, ale nie zamierzałam niepotrzebne ryzykować.
— A może alkohol? — zaproponowała wilczyca.
Przypomniałam sobie pobyt Eli i reszty sfory u mnie w domu. Nic nie wyczuli, pomimo, że przemieniałam się również w pokoju. No i w dodatku komentarz Alexa, że wszędzie czuć alkohol. Najwyraźniej stłumił zapach mojego wilka.
— To może się udać.
Wychodząc z alejki, złapałam z koszyka garść gwoździ, których w domu prawie zabrakło po ostatnim remoncie. Podeszłam do kasy i rzuciłam na ladę wybrany produkt. Kiedy uregulowałam ze sprzedawcą kwotę, wypadłam ze sklepu. Deszcz osłabł, ale nikt jeszcze nie kwapił się, aby wyjść na zewnątrz. Jednak rozejrzałam się czy przypadkiem nie byłam przez kogoś obserwowania.
— Zaczynasz panikować — stwierdziła wilczyca.
Przytaknęłam jej. Musiałam z kimś pogadać, odpocząć od szkoły i wilków. A jedyną osobą, która w jakimś stopniu potrafiła mnie zrozumieć właśnie znajdowała się w barze.
***
Bar Ricka zawsze wprawiał mnie w dziwny nastrój. Był miejscem, gdzie odnajdywałam pijanego ojca czy też przyjaciela, któremu mogłam ufać. Tak dwie kontrowersyjne kwestie, które nie mogły oddzielne istnieć. Gdyby nie ojciec, nigdy bym nie poznała łysego barmana, który czasami zachowywał się jak mój drugi ojciec.
Miałam piętnaście lat, gdy po raz pierwszy poznałam Ricka. Kiedy wróciłam do domu, nigdzie nie mogłam znaleźć ojca. Na całe szczęście zostawił kartkę, w której poinformował mnie, że wróci w godzinach nocnych do domu, bo poszedł do baru. Gdy wskazówki zegara wskazały pierwszą w nocy, poszłam do miasta, aby poszukać wspomnianego na kartce miejsca. Wchodząc po raz pierwszy w uliczkę, gdzie mieścił się bar, poczułam strach, który był niczym w porównaniu do tego, kiedy przekroczyłam próg tego obskurnego lokalu. Bar był pełen pijanych ludzi, którzy zaczęli świdrować mnie wzrokiem. Zaschło mi w ustach, ale nie zatrzymałam się. Podeszłam do baru, za którym stał Rick. Mężczyzna z początku mnie przeraził swoją łysą głową, tatuażami oraz przenikliwym wzrokiem, ale nie dałam po sobie tego poznać. Uniosłam głowę, aby choć trochę zminimalizować różnicę wzrostu.
— Czy jest tu Robert Nills? — spytałam się, ignorując mężczyznę, który siedział tuż obok mnie i popijał piwo.
— A co? — burknął wytatuowany facet, który się nawet na mnie nie spojrzał.
Strach, który mi towarzyszył od samego początku, od razu wyparował. Poczułam złość na tego mężczyznę, który nie chciał ze mną współpracować.
— Nic, kurwa — warknęłam do niego. Wtedy uniósł swój wzrok i wpatrywał się na mnie jak na jakiś ciekawy okaz w zoo. — Szukam ojca.
Zmarszczył brwi i wskazał na róg pomieszczenia. Poszłam tam. Mój ojciec leżał na kanapie i pochrapywał. Wzięłam go i zaczęłam się kierować do wyjścia. Przechodząc obok baru, zatrzymał mnie głos Ricka.
— Będziesz musiała to odpracować — mruknął.
To był ciekawy dzień. Nawet nie podejrzewałam, że poczuję sympatię do Ricka. Miał szemraną przeszłość, ale ona mnie nie interesowała. Liczyło się tylko to, jak mnie traktował i wspierał, gdy tego potrzebowałam.
— Cześć! — krzyknęłam, gdy przekroczyłam próg baru.
Mężczyzna mruknął i kiwnął na mnie, abym poszła razem z nim do kanapy, która znajdowała się obok wejścia. Zawsze tam siedzieliśmy, kiedy bar był zamknięty.
— Więc..? — Rick skrzyżował ręce.
— Nic.
Mężczyzna pokręcił głową. Wiedział, że coś mnie martwi, ale łaskawie nie skomentował mojej taktycznej ucieczki, która miała na celu przeciągnięcia nieuniknionego.
— Znajomy zaprosili mnie na lody — dodałam, gdy cisza pomiędzy nami się przedłużała.
— I nie poszłaś?
— No... — Strzeliłam palcami. — Nie przepadam za nimi — skłamałam.
Rick parsknął śmiechem.
— I tylko dlatego tutaj jesteś? — Spojrzałam na niego z powagą w oczach i powoli kiwnęłam głową.
Rozmowa przeszła na lżejsze tory, które nie wymagały użycia myślenia. Co jakiś czas wspominaliśmy dawne dzieje, przy których trudno było się nie zaśmiać. Jednak nie mogliśmy przez cały czas omijać poważnych tematów. Rick poruszył kwestię mojej edukacji i przyszłych planów po tym jak skończę szkołę.
— I gdzie wyjedziesz? — spytał się Rick.
Wzruszyłam ramionami. Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym. A teraz i te plany są niepewne.
— Daleko stąd. — Zmarszczyłam brwi. — A jak tam u ciebie, Rick?
— Ech, nie pytaj. — Machnął ręką, jakby chciał odegnać natrętną muchę. — Po tym jak wywaliłem na zbity pysk Nathana, nie mogę znaleźć żadnego chętnego na jego miejsce.
— A niby jest bezrobocie — rzuciłam sarkastyczną uwagę. Rick kiwnął głową, zgadzając się ze mną. — Mogę ci pomóc w weekendy, ale... — uniosłam palec ku górze i przekrzywiłam głowę na bok — ... chcę podwyżki.
Mężczyzna milczał. Wstał z kanapy i podszedł do lady, przy którym czekał klient. Zostałam sama ze swoimi myślami. Spontaniczne zaproponowałam swoją kandydaturę na stanowisko pomocnika barmana. W końcu miałam doświadczenie, a dodatkowy grosz zawsze się mi przyda.
— Zgoda! — rzucił szarooki, stawiając przede mną szklankę wypełnioną przezroczystym płynem.
Szybko omówiliśmy najważniejsze kwestie związanie z pracą.
— Przez ciebie, kiedyś będę miała kłopoty — zażartowałam, kiedy uświadomiłam sobie, że będę pracować na czarno.
— Wtedy sama będziesz winna.
Chwyciłam szklankę i pomieszałam znajdujący się w nim alkohol. Cieszyłam, że przynajmniej jedna rzecz zaczęła się układać w moim życiu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top