Rozdział 4

Był czwartek, czyli minęły dwa dni od pełni księżyca. A mi już brakowało mojego wilka i biegu po lesie. Niby mogłam przemienić się i pójść do lasu, ale istniało ryzyko, że nowi też mogli wpaść na ten sam pomysł co ja, a wtedy spotkanie nie mogłabym zaliczyć do miłych.

Była długa przerwa, dlatego siedziałam w stołówce, opierając się o ścianie i obserwując otoczenie. Sfory nie było, co powodowało szybsze bicie serca. Denerwowałam się tym, że tak szybko przyzwyczajałam się do nich. Sama ich obecność była czymś naturalna, ale wiedziałam, że tak nie jest. Wilkołaki nigdy nie były częścią mojego życia, a teraz z dnia na dzień pojawiły się w moim życiu, powodując zamęt.

Wyjęłam kanapkę z plecaka i zaczęłam ją skubać. W połowie przerwy do stołówki weszły osoby, które najbardziej mnie interesowały. Rozmawiali pomiędzy sobą i się z czegoś śmiali, kiedy siadali przy swoim stoliku. Uczniowie obserwowali ich tak samo jak ja. Tyle, że patrzyłam na nich z niepewnością a oni ze źle skrywaną zazdrością. Chcieli do nich dołączyć, ale ich alfa, Eli, odmawiała.

– Alex, dowiedziałeś się czegoś? – szepnęła Eli, a ja wysiliłam swój wilczy słuch. Wiem, to nie ładnie podsłuchiwać, ale kogo to w ogóle obchodzi.

– Rozmawiałem o niej z paroma osobami – odszepnął również cicho i ugryzł kanapkę

Eli podniosła jedną ze swoich idealnych wyskubanych brwi i zaczęła niecierpliwie stukać o stół. Chłopak przełknął ślinę i zaczął opowiadać.

– Sasza Nils, lat siedemnaście, chodzi do trzeciej klasy liceum.

– To wiem! – warknęła Eli. – Pytam się o konkrety.

– Już, już. – Alex zrobił się czerwony na twarzy. – Więc tak... Dowiedziałem się, że siedem lat temu przeprowadziła się tutaj razem z ojcem, o którym zresztą tutejsi nie mają dobrej opinii. – Zaskoczona poruszyłam się. Kiedy ja próbowałam uzyskać jakiekolwiek informacje, oni robili to samo, tyle że byli bardziej skuteczni w swoich działaniach. – Dziewczyny, z którymi rozmawiałem, mówiły, że z nikim się nie przyjaźni. Kiedyś nawet próbowali wciągnąć ją do jakieś paczki, ale nie chciała.

– A gdzie przedtem mieszkała? – Dociekała Elisabeth.

– Eee... nie mówiły. – zmieszany odparł.

Blondynka przewróciła oczami. Nie pytał się, ale i tak by nie wiedział. Musiałby iść do dyrektora, a ten niechętnie udzielał jakikolwiek informacji. Jeśli w ogóle zastał by go w szkole.

– Dobrze, może to nieistotna informacja – powiedziała znudzona Elisabeth. – A z matką co się stało?

– Chyba zmarła... – odparł zasmucony Alex. – Nigdy o niej nie mówi, nawet gdy ktoś pyta.

Zacisnęłam szczękę i zamknęłam oczy. Nie powinien o to pytać. To jest prywatna sprawa, o której nie muszą wiedzieć.

– A ojciec?

– Podobno pijak, ale pracuje na wysypisku śmieci. – Kolejna prywatna sprawa wychodzi na jaw. Nie wiem jakim cudem w tak krótkim czasie zdobył te informacje, ale jest cholerne dobry. – Nie zabrali jej do domu dziecka, tylko z tego powodu, że dom jest w miarę czysty, ma bieżącą wodę i ojciec płaci składki.

Przynajmniej tyle. Zapomniał tylko dodać, że dach przecieka, woda jest zimna, gdy nie zapali się w piecu, a kontroli nie było odkąd skończyłam szesnaście lat.

– Hmn... ciekawe – powiedziała Eli, a ja byłam zainteresowania co ją zaciekawiło w moim życiu. Przecież nie jestem wyjątkiem. Wiele osób tak mieszka.

– Els? – Johnatan spojrzał się na nią – Po co to wszystko?

Dziewczyna przeniosła wzrok na niego. Blondyn zacisnął usta i odpowiedział jej tym samym. Minęła minuta, a John spuścił głowę.

– Beta! – krzyknęła moja wilczyca

– Skąd wiesz? – zapytałam się jej.

– Instynkt wilka – odparła po prostu.

Elisabeth westchnęła i oparła dłonie o blat stołu.

– Uznajmy, że jest to rozkaz mojego ojca – mruknęła pod nosem. – I niech wykonamy go dobrze – warknęła.

– Okey – odparł John. – Z tego, co już wiemy, wynika niewiele.

– Racja. – Els pokiwała głową, a następnie przewierciła na wylot czarnowłosą dziewczynę. – A ty coś już wiesz, Cassie?

Dziewczyna zagryzła wargę i pochyliła głowę. Mogłam sobie wyobrazić, że jako wilk od razu schowałaby ogon pod siebie. Była niepewna i przestraszona.

– Omega! – krzyknęła już trochę ciszej wilczyca.

Powiesz mi czy nie? – warknęłam na nią.

– Nie! – odwarknęła.

No pięknie, kłócę się sama ze sobą.

Młoda dziewczyna wciąż milczała, powodując, że Eli robiła się niecierpliwa i zła.

– Spokojnie Els – powiedział John. – Mam pewien pomysł – mruknął czym wywołał uśmiech na twarzy blondynki. – Spróbujesz się z nią... – skinął w moją stronę – ...zakumplować.

– Co!? – pisnęła cicho Cassie i z przerażeniem w oczach spojrzała się na mnie. Odwróciłam głowę i zaczęłam patrzeć się w inną stronę, ale nadal czułam jak wlepiała we mnie swój wzrok.

– Nie słyszałaś, kun... – Eli zacisnęła usta, aby czegoś więcej nie powiedzieć. Odetchnęła głęboko i zaczęła mówić spokojnym tonem. – Dowiedź się coś o niej.

– Kiedy mam zacząć? – Ledwo co ją słyszałam. Naprawdę tak ją przerażałam?

– Najlepiej jak najszybciej. – Głos Eli ociekał słodyczą. Gdybym nie czuła się przez nich obserwowania, zadrżałabym z przerażenia.

Dziewczyna wstała, oddychając głęboko. Dopiero kiedy znalazła się tuż obok mnie i poczułam jej zapach, podniosłam głowę, aby na nią spojrzeć. Była bardzo niska, miała nieledwie metr sześćdziesiąt wzrostu. Jeśli bym stanęła, musiała by na mnie spoglądać z dołu. Przez to, że byłam wysoka, mogła się czuć nieswojo. Włosy miała czarne, ale na tak intensywne jak moje, jakby farbowała. Natomiast oczy zupełnie inne od moich – blado zielone. Wyglądała niewinne.

– Cześć – szepnęła cicho.

– Cześć – ledwo powstrzymałam warkot. Dziewczyna spojrzała się na mnie przestraszona, a mi kolejny raz zrobiło się głupio. Przesunęłam się trochę, a ona, jakby zachęcona moim gestem, usiadła obok mnie. Cassie się rozluźniła, co nie mogłam powiedzieć o sobie. Byłam spięta. Musiałam się pilnować, aby jej nie zaatakować słowne i nic nie powiedzieć o sobie. – Jesteś pierwszakiem? – spytałam się, chcąc przerwać ciszę i skupić się zupełnie na czymś innym niż na sobie.

Cassie skinęła głową.

– Uważaj na pana Hessa. – Spojrzała się na mnie zaskoczona, że wiem z kim ma zajęcia. A propos, znałam całej piątki plan zajęć oraz z którymi mieli nauczycielami lekcje. Prawie się roześmiałam, widząc jej minę. Prawie. – Lubi zadawać pytania nie z zeszytu, a z książki

– Dzięki, Saszo – powiedziała cicho. Uśmiechnęłam się do niej, a po chwili spoważniałam.

– Nie zdradzaj się. – Pouczyła mnie wilczyca

– Nie moja wina. – Zaczęłam się bronić i usłyszałam śmiech wilczycy.

– Ładnie się uśmiechasz. – Zignorowałam jej uwagę.

– Idę – mruknęłam pod nosem i stanęłam na nogi.

– Gdzie!? – Na serio chciało mi się śmiać. Zwłaszcza kiedy zadzwonił dzwonek na lekcje, a jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki. – Ale jak?

– Normalnie. – Wyciągnęłam lewą rękę, pokazując jej zegarek.

Odwróciłam się i poszłam na zajęcia. Szkoda... Gdyby nie oni, chętnie bym się z nią zaprzyjaźniła.

– Ja też – szepnęła wilczyca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top