Rozdział 16.1
— Wychodzę! — krzyknęłam do ojca, który właśnie wychodził z salonu.
— Gdzie!? — Ze złością wykrzywił usta.
— A gdzie, kurwa, mogę wyjść o tej porze? — Założyłam kurtkę. — Wrócę rano.
Mężczyzna prychnął. Spojrzałam na niego zaskoczona, że nie usłyszałam żadnego wrednego komentarza. Robert nie tylko przez ostatnie dni stracił gdzieś swój zapał, ale i znacznie się postarzał. Przygarbiona sylwetka i wory pod oczami było najwyraźniej spowodowane problemami, które tak nagle pojawiły się w progu domu i wywróciło naszym życiem do góry nogami. Myślałam, że będę mu współczuć, ale czułam mściwą satysfakcję, że w końcu się doigrał. Jednak radość szybko minęła, gdy uświadomiłam sobie, że nie tylko on odpokutuje swoje życiowe wybory, ale również ja zostałam w to wciągnięta jako jego córka i także musiałam udźwignąć konsekwencje takiego życia.
Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Nerwowym ruchem zabrałam z półki wełnianą czapkę (niegdyś bordowa, w tej chwili brzydko brunatna z nitkami wystającymi na wszystkie strony) i wsadziłam do kieszeni z myślą, że może się w przyszłości przydać, jeśli pogoda się zepsuje.
— Pa!
— Uważaj na siebie!
— Co ty pierdolisz!? — Naskoczyłam na niego, chyba będąc bardziej zaskoczona jego troskliwym tonem niż wściekła, że po takim czasie przypomniał sobie, że ma jeszcze córkę. — Mam uważać na siebie? Jakbyś nie zauważył robię to od paru lat i to bez twojej zasranej pomocy.
Tata oparł się o framugę drzwi. Na jego twarzy nie pojawiła się uraza, która by świadczyła o tym, że przejął się moimi słowami. Był obojętni, nie ruszyło go moje oskarżenie, a w jego oczach nie było widać żadnego ojcowskiego ciepła.
— Sasza, jesteś moją córką.
Pokręciłam głową zażenowana swoją nikłą nadzieją, że ojciec w końcu otrząśnie się z żałoby i nareszcie się mną zaopiekuję. Robert nadal był tym samym człowiekiem, którego znałam. Zimnym, bezdusznym draniem, który wciąż uważał, że śmierć Anastazji była moją winą.
Nie miałam sił, aby zmienić jego osąd. Był cholerne uparty i przekonany o swojej nieomylności, co dodatkowo utrudniało całą sprawę.
Smutnym wzrokiem spojrzałam na ojca, który oczekiwał mojej reakcji. Jednak jego postawa przeczyła temu, że chciał tu ze mną być. Jego własne słowa były kłamstwem, które jeszcze bardziej niszczyła naszą nikłą relację.
— Trochę za późno, żeby udawać ojca — rzekłam do niego beznamiętne.
Wybiegłam z domu. Atmosfera w domu z każdym dniem gęstniała, przeszkadzając w dalszym egzystowaniu.
Zanim się spostrzegłam byłam już na miejscu. Byłam tak zatopiona w myślach, że tego nie zauważyłam. Jeśli będę nadal tak roztrzepana to zgubię swoją głowę, pomyślałam z przekąsem. Weszłam do środka i po przywitaniu się z Rickiem skierowałam się do kuchni. Nie chciałam nikogo widzieć. A tym bardziej rozmawiać. A kuchnia sam raz się do tego nadawała. Naczynia głosu nie mają, więc nie mają czym mnie denerwować.
Rzuciłam kurtkę w kąt pomieszczenia i zabrałam się do roboty. Metodyczność pracy sprawiła, że mój umysł się oczyścił. Nie myślałam o szkole i domu. Dwóch miejscach, gdzie odczuwałam ciągłe nieprzyjemne napięcie i przymus ukrywania prawdziwej siebie.
Czasami żałowałam, że należałam do świata nadprzyrodzonego i dzieliłam umysł z wilczycą.
— Nie żałujesz! — zaprzeczyła wilczyc zbulwersowania moimi myślami.
— Lubię być wilkiem — uspokoiłam wilczycę, która czuła się urażona. Wzięłam do ręki kolejny kufel i wysłuchałam się w szum wody z kranu. — Kocham moje życie. Ale czasami wolałabym trochę rutyny.
— Rutyna to nuda, a życie nie może być takie. Jest za krótkie na to.
Westchnęłam z irytacją.
— Nuda jeszcze nikogo nie zabiła.
— Może nie, ale ty byłabyś pierwsza. — Uśmiechnęłam się pod nosem. Było w tym ziarno prawdy.
Kiedy skończyłam z kuchnią, podeszłam do Ricka i usiadłam na stołku barowym. Oparłam się plecami o blat i obserwowałam przybyłych klientów.
— Mało osób — rzuciłam do barmana, który przysiadł się do mnie.
— Jak zawsze o tej porze. — Rick również przyglądał się gościom w jego lokalu. — Co jest? — Uniosłam zdziwiona brew. Widząc moją minę, mężczyzna uśmiechnął się do mnie. — Zawsze witasz mnie z uśmiechem na ustach, a dzisiaj... — Pokręcił głową, cmokając. — Coś tam mruknęłaś i bez żadnych ceregieli poszłaś do kuchni.
— I co w tym dziwnego? — powiedziałam niepewna, do czego dążył mężczyzna,
— Nic, tylko nie lubisz zmywać naczyń. — Mężczyzna kaszlnął w dłoń, chcąc pozbyć się chrypki. — A teraz cała kuchnia lśni — dodał, po czym zaczął się śmiać. Przewróciłam oczami, nie znajdując w tym niczego zabawnego, ale z grzeczności lekko się uśmiechnęłam. Kiedy mężczyzna zauważył, że mnie to wcale nie bawi, spoważniał.
— Wyrzuć to w końcu z siebie.
Przez chwilę biłam się myślami, nie wiedząc, co najpierw mam mu powiedzieć. W końcu poruszyłam temat, który w tej chwili zaprzątał moje myśli
— Kurator. — Rick, widząc moją zbolałą minę, objął mnie opiekuńczo ramieniem.
— Też kiedyś miałem.
— Jakoś mnie to nie dziwi. — Mężczyzna prychnął rozbawiony.
— I tylko, z powodu tamtego pajaca, jesteś taka zła!? — Barman patrzył na mnie z powątpieniem. Kiwnęłam głową, ale mężczyzna chyba mi nie uwierzył. — Wiesz, że możesz mi zaufać?
Ufałam mu, ale nie wiedziałam czy mogłam zdradzić mu swoją tajemnicę. Czułam się z tego powodu podle. Rick był jedynym moim prawdziwym przyjacielem, który pomimo moich sekretów, nadal mnie wspierał.
— Wiem — szepnęłam. Rick zabrał swoją rękę, przez co miałam wrażenie, że to co mówiłam było kłamstwem.
— Spokojne, Sasz — powiedział kojącym tonem mężczyzna, który zauważył, że moje ciało się spięło. — W swoim czasie wszystko mi opowiesz.
— Dzięki Rick!
Uśmiechnęłam się wdzięczna, że mężczyzna nie przyciskał mnie i nie zmuszał, abym od razu się przed nim otworzyła. Pomimo groźnego wyglądu był ciepłym i troskliwym człowiekiem. Co za każdym razem wprawiało mnie w zadumę. Jego tatuaż pod okiem spowodował, że zaczęłam się zastanawiać. Wiedziałam co on oznaczał, bo Rick mi to powiedział; tatuaż był przypomnieniem, ponieważ tamtego dnia wyszedł z więzienia. Wtedy jeszcze czułam obawę co do jego osoby, ale po tylu latach znajomości, czułam, że mogę o to zapytać.
— Dlaczego siedziałeś w więzieniu?
Oczekiwałam jakieś negatywnej reakcji, jednak mężczyzna nawet nie drgnął. Odwrócił się do baru i nalał sobie alkoholu. Kiedy chciał mnie poczęstować, stanowczo odmówiłam. Mężczyzna wzruszył ramionami i wychylił kieliszek do dna. Cierpliwie czekałam na jego opowieść.
— Byłem niewiele starszy od ciebie. — Jego ton wyrażał pewną rodzaju nostalgię. Jego oczy zaszły mgłą, kiedy wrócił myślami do tamtego dnia. — Byłem zbuntowanym chłopakiem. Ojciec porzucił mnie i matkę, dlatego byłem wściekły. Nie rozumiałem, dlaczego tak musiało być. Byłem zły na ojca, pomimo, że nigdy go nie poznałem. — Zaśmiał się gorzko. — Wykorzystał moją matkę. Kiedy dowiedział się, że jest z nim w ciąży, ten skurwiel zaśmiał się w jej twarz, pogratulował jej i wyszedł z domu.
Mężczyzna zaczął dyszeć ze wściekłości, a jego ręce drżały, dlatego zacisnął je w pięści. Chciałam coś powiedzieć, ale nie miałam bladego pojęcia co. Fakt, jego ojciec był chujem, ale nie musiałam mu tego mówić, bo Rick sam doskonale o tym wiedział.
— Nie miałem żadnych przyjaciół ani znajomym, bo każdego odtrącałem — ciągnął mężczyzna z nieprzyjemną chrypą w głosie. — Zwłaszcza tych, którzy chcieli się ze mną zaprzyjaźnić. Miałem problemy z nauczycielami i z alkoholem. Nie wracałem do domu na noc, czym powodowałem, że matka zaczynała się martwić. Kłóciłem się z nią o to, że jestem dorosły i wiem, co robię ze swoim życiem. — Zacisnęłam szczękę świadoma, że zachowywałam się podobno jak on kiedyś. — Pewnego dnia do domu matki ktoś przyszedł. W tym czasie byłem na imprezie, na której dość mocno zabalowałem. Byłem taki pijany... — Rick znowu się zaśmiał, ale nie było słychać w tym ani grama wesołości. — Wróciłem następnego dnia, kiedy choć trochę wytrzeźwiałem. W mieszkaniu zastałem zapłakaną matkę. Powiedziała mi, że wyrzucili nas z mieszkania. Nawet nie zapytałem dlaczego. Nadal byłem zamroczony po imprezie, a szok jak i złość, które wywołały słowa mojej matki, zadziały jak kubeł zimnej wody. Wypadłem z mieszkania i od razu pobiegłem do właściciela.
Twarz barmana stężała. Przełknęłam ślinę, domyślając co Rick mógł zrobić. Co ja bym zrobiła na jego miejscu. I ta myśl, wcale mi się nie spodobała.
— Pobiłem faceta — obojętnie rzekł barman. — Prawie umarł, ale... nie żałowałem tego. Nadal nie żałuję, chociaż mogłem to inaczej załatwić. Tak, aby moja matka nie musiała tyle wycierpieć przeze mnie.
Milczałam, przetwarzając całą historię. Obraz człowieka, który przedstawił mi w tej historii mężczyzna, wcale mnie nie przeraziła.
— Miałeś przesrane — skomentowałam, czym wywołałam szczery śmiech barmana.
— Diablica! — Uderzył mnie lekko w tył głowy. — Mam nadzieję, że wyciągniesz morał z tej historii.
— Jasne — stwierdziłam z przekonaniem. — Pamiętaj, że nie warto użerać się z dupkami. — Po chwili zastanowienia, powiedziałam. — Znowu pokłóciłam się z ojcem...
— O co tym razem?
— Przypomniał sobie w końcu, że jednak ma dziecko — burknęłam.
— Sasza... — zamilkł.
Podniosłam głowę i nic nie rozumiejąc, przyjrzałam się jego twarzy, która wyrażała skupienie. Po chwili mężczyzna zdenerwowany zmarszczył brwi, a ja usłyszałam słaby dźwięk sygnału.
— Kurna — mruknęłam pod nosem.
Po chwili zeskoczyłam ze stołka i podbiegłam do drzwi. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam, bo i tak straciłam cenne sekundy na ewentualną ucieczkę. Niespodziewani goście mogli pojawić się w każdej chwili, a jedyna droga ucieczki prowadziła przez jedyne drzwi w barze. Dlatego zatrzymałam się parę metrów od nich i spanikowanym wzrokiem spojrzałam na Ricka.
Słyszałam tylko kiepską muzykę wydobywającą się z głośników baru. Kiedy już myślałam, że byłam po prostu przewrażliwiona i słyszałam coś, czego w ogóle nie było, Rick utwierdził mnie w przekonaniu, że się jednak nie pomyliłam.
— Policja — oznajmił barman.
Patrzyłam na mężczyznę z prośbą w oczach. Jeśli gliny mnie tu nakryją to skontaktują się z moim kuratorem, który zacznie węszyć. A gdy odkryje, że pracuję w barze bez zgody rodzica, mogę natychmiast pożegnać się z tym miastem.
— Na górę, już! — Krzyknął Rick, doskakując do drzwi, które znajdowały się obok ubikacji.
Wyjął z kieszeni klucze i otworzył mi przejście na górę, gdzie znajdowało się jego mieszkanie. Nie oglądając się za siebie, wbiegłam po schodkach na piętro, słysząc szczęk zamykanych drzwi i przekręcenia kluczyka. Wpadłam do małego salonu. Na lewo były okna, które wychodziły na uliczkę. Były zasłonięte firankami, ale bez problemu przebijały przez nie czerwono – niebieskie światła radiowozu, nadając pomieszczeniu złowrogą aurę. Naprzeciwko mnie, pod ścianą leżał materac, a obok stała przenośna lodówka. Po mojej prawej stronie znajdowały się szafki i drzwi do łazienki. Jednak w tej chwili ona mnie nie interesowała. Przeskoczyłam przez stół, który był na środku pokoju i podbiegłam do okna.
Adrenalina krążyła po organizmie, a z twarzy nie schodził mi uśmiech. Czułam się jak na haju. Na ciele pojawiła się gęsia skórka, ale nie była ona spowodowana zimnem ani strachem. Uczucia były prawie podobne jak podczas polowania.
Uchyliłam zasłonę i spojrzałam na ulicę. Nikogo nie widziałam w radiowozie, ponieważ mruganie świateł skutecznie mi to utrudniało. Odeszłam z niechęcią od szyby i pokręciłam się po pokoju, czekając na dalszy bieg wydarzeń. W końcu nie wytrzymałam i zbiegłam po schodkach na dół. Przyłożyłam ucho do dziurki od klucza, aby cokolwiek usłyszeć.
— ...musimy zrobić rewizję. — Usłyszałam stłumiony głos policjanta. Przymknęłam oczy. Na mojej twarzy pojawiło się skupienie. Nie chciałam niczego utracić podczas ich wymiany zdań.
— Rewizja — wymamrotał niesłyszalne Rick. — Nie ma sprawy! — Podniósł lekko głos. Oczami wyobraźni widziałam jak nonszalancko opierał się o blat baru i skanował otoczenie swoim blado niebieskimi oczami. Pewne jego sylwetka wyrażała znudzenie. Wiedział, że służby bezpieczeństwa nie ufały mu. — Od czego zaczynamy?
— Mój partner... — Policjant przerwał na chwilę, jakby chciał wskazać na osobę, która mu towarzyszyła — ...rozejrzy się po barze, a ja ci zadam parę pytań. — Miałam wrażenie, że nieznajomy facet uśmiechał się do barmana.
Rick westchnął. Usłyszałam jego lekkie kroki i trochę cięższy chód policjanta, który szedł za nim. Usiedli na kanapach, czemu towarzyszyło skrzypienie starego obicia. Drugi policjant zaczął się przechadzać po barze, ale go zlekceważyłam i z uwagą skupiłam się na mężczyznach, którzy mieli przeprowadzić rozmowę.
— Dobrze... Od czego by tu zacząć? — policjant szeptał do siebie. Przewróciłam oczami. Dlaczego nie mógł walić prosto z mostu? Tylko zaczynał cholernymi podchodami, które mogły się ciągnąc w nieskończoność.
— Nie wie pan? — Usłyszałam zaskoczony głos Ricka.
— Niech pan pokaże wszystkie dokumenty, umowy. — Policjant zignorował ironiczną wypowiedź barmana i z prędkością światła wrócił do ważniejszych spraw.
— Już daje — odparł chłodno Rick.
Wstał i podszedł do baru. Po chwili wrócił i rzucił papierami o stół. Usłyszałam szelest kartek, kiedy policjant je podniósł i zaczął przeglądać. Co jakiś czas wzdychał i zadał pytania o działalność baru. Jednakże to niczego nie mógł się przyczepić. Rick był czysty jak łza. Nie prowadził żadnych szemranych interesów, więc nie musiał się martwić, że zamkną jego dorobek życia.
— Dziękuję za współpracę — powiedział wściekle policjant, że nie znalazł żadnego haczyka na Ricka. — James! Wracamy na patrol! — krzyknął do kolegi, który właśnie skądś wyszedł.
— Za chwilę — odparł i zwrócił się do Ricka. — Czyja to kurtka?
Zmarszczyłam brwi. O co mu chodzi? Jaka kurtka?
— Mojej dziewczyny — powiedział dosyć głośno Rick, na co się skrzywiłam i złapałam się za skroń.
Dziewczyny? Rick przecież nie miał dziewczyny. Miałam wrażenie, że coś mi umyka, ale nie wiedziałam co. Warknęłam sfrustrowania. Nie lubiłam, gdy czegoś nie wiedziałam.
— I dlatego kurtka znalazła się w kuchni? Na podłodze? — spytał się podejrzliwie James.
— Kurna — mruknęłam do siebie.
Zacisnęłam ręce w pieści i walnęłam się w uda. Już wiedziałam czyja to była kurtka. Jak ja byłam głupia, że się nie domyśliłam. Przecież sama ją tam zostawiłam.
— Tak — odparł chrapliwym głosem Rick.
James chrząknął niezadowolony i z pewnością nie uwierzył zapewnienie barmana.
— Więc nie będziesz miał obiekcji, jeśli się popytam? — rzucił policjant.
— Proszę bardzo. — Rick poruszył się, jakby chciał wskazać drogę James'owy. — Ale nie widzę żadnego powodu by mi nie ufać. — Dodał neutralnym głosem, jednak usłyszałam w tym tonie groźbę. Wiedziałam, że mu się nie podoba to, że go tak skrupulatne sprawdzają. Nie powiem, mi także to przeszkadzało.
— Doskonale! — W tym jednym słowie była wyrażona czysta radość.
Czekałam z niecierpliwością, gdy James chodził od stolika do stolika i każdego z osobna pytał się o właściciela kurtki. Jednak tego dnia w barze znajdowali się stali klienci, którzy od lat znali Ricka i darzyli go w jakimś stopniu sympatią. Każdy mówił, że to jego dziewczyny. Kryli mnie, dzięki im byłam bezpieczna. A jeszcze przed chwilą myślałam o ucieczce przez okno w mieszkaniu Ricka. Na szczęście lub niestety musiałam porzucić ten pomysł, który dał mi nowy zastrzyk adrenaliny. A tak bardzo podobał mi się ten plan.
— I co, panie władzo? — rzucił kpiąco barman, ale nie doczekał się żadnej interesującej odpowiedzi.
— Do widzenia! — powiedział tylko James, a po chwili dołączył się pierwszy policjant, który przesłuchiwał Ricka.
Wyszli z baru. Po paru sekundach usłyszałam jak odpalają samochód i wyjeżdżają z uliczki. Wypuściłam powietrze i się zaśmiałam. Było blisko, a jednak daleko. Drzwi się otworzyły. Zobaczyłam zdziwioną twarz Ricka, który najwyraźniej nie spodziewał, że mnie tu zastanie. Ominęłam go i przez ramię rzuciłam:
— Zobaczyłam, że odjeżdżają, więc zeszłam na dół — skłamałam i usiadłam przy barze.
— Z tobą są same problemy — rzucił wściekle Rick, ale w jego oczach widziałam iskierki rozbawienia. Zaśmiałam się.
— Przynajmniej nie jest nudno — odparłam, patrząc życzliwym okiem na ludzi, którzy bez mrugnięcia oka, okłamali policjantów.
— Nie, nie jest. — Mężczyzna strzelił palcami, co mi nie przeszkadzało. Lubiłam ten dźwięk, ale sama nie wiedziałam dlaczego. — Ale chyba będzie bezpiecznej jak już wrócisz do domu. — Zmrużyłam oczami niezadowolona, co Rick zauważył, ale nic z tym nie zrobił.
— Jasne — odparłam lakoniczne. Miał rację. Dzisiaj było blisko, a przecież nie chciałam się wychylać. Jakoś nie miałam ochoty o tym rozmawiać. Przez cały ten czas jedna myśl nie dawała mi spokoju. Podrapał się po głowię i kątem oka spojrzałam na Ricka, który powoli zaczynał sprzątać bar. — Ciekawe, dlaczego policja przyjechała — powiedziałam, jakby od niechcenia, ale z niecierpliwością oczekiwałam odpowiedzi łysego. Na pewno miał jakieś podejrzenia.
— Podobno dostali telefon. — Skrzywił się z niesmakiem barman. Odwróciłam się do niego i oparłam łokcie o blat.
— Chyba domyślasz się od kogo? — powiedziałam ostrożne.
Wyciągnęłam jakieś tam wnioski, ale wolałam usłyszeć to z jego ust. Wtedy te nikłe podejrzenia stałyby się bardziej realne. Jednakże nie można by mieć w tym stu procentowej pewności, że to byłaby prawda.
— Domyślam się, że to ten gnojek — odparł swobodne barman, ale widziałam w jego ruchach, że był wściekły, a nie chciałam, żeby zrobił coś głupiego.
— I zagadka roku się rozwiązała! — zażartowałam, czym zyskałam tylko politowanie spojrzenie mężczyzny. Uniosłam kąciki ust i zmrużyłam oczy. — Dlaczego kiedyś spałam w schowku, a nie u ciebie w mieszkaniu? — Wytknęłam mu zdarzenie sprzed paru miesięcy, gdy zmęczona pracą zasypiałam za barem.
— Nie chcesz wiedzieć! — Zacisnęłam usta w wąską linię na widok jego rozbawionej miny.
— Jednak chcę to usłyszeć — powiedziałam szczerze.
— Ostrzegałem cię. — Uniósł palec jakby chciał, abym to zapamiętałam. Prychnęłam, ale Rick nie zwrócił na to uwagi. — Wyobraź sobie, że wchodzisz do mego mieszkania i tam zastajesz nagie, ponętnie ciało kobiety, która tylko czeka, aby...
— Nie kończ! — Skrzywiłam się, ale po chwili się opanowałam. Posłałam do Ricka chłodne spojrzenie. Nie przejął się tym zbytnio. Uśmiechał się pod nosem z mojej reakcji. — Chyba wolałam żyć w niewiedzy — wymamrotałam zniesmaczona, gdy nie chciane obrazy nie opuszczały mojej głowy. Potrząsnęłam ją, ale nic to nie dało. Fuknęłam, ale tylko bardziej rozbawiłam tym Ricka, który już nie pohamowywał śmiechu.
— Jesteś taka niewinna — rzucił Rick. Warknęłam do niego, ale nie zareagował.
— Wcale nie jestem niewinna! — syknęłam do niego zdenerwowania.
Rozmowa akurat szła w tym kierunku, w którym nie chciałam.
— Oczywiście — powiedział z sarkazmem. Nadal był rozbawiony, ale go zignorowałam. Miałam już serdecznie dosyć tej nocy, która była pełna wrażeń.
— Wracam do domu! — rzuciłam do Ricka. Założyłam kurtkę, a mężczyzna śledził każdy mój ruch. Czułam się troszkę skrępowania, ale to chyba były nadal skutki uboczne tej rozmowy. — Jutro wcześniej przyjdę — oznajmiłam barmanowi, któremu nie schodził ten przeklęty uśmieszek.
— Nie musisz. — Otworzyłam usta chcąc wyrazić sprzeciw, ale mnie ubiegł. — Masz wolne. Taka premia za dobrze wykonaną pracę.
— Wolałam chyba premię pod postacią kasy.
— Nie bądź materialistką! — skarcił mnie.
Uśmiechnęłam się kpiąco.
— Okey, okey. — Kiedy widziałam, że mężczyzna nie żartował, uniosłam pojednawczo ręce do góry. — Nie przyjdę — obiecałam mu.
Rick kiwnął głową zadowolony z mojej odpowiedzi.
I kto powiedział, że nie umiem kłamać!?
////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
Rozdziały od tej pory będą pojawiać się co dwa tygodnie, w sobotę lub w niedzielę. Ostatnio mam więcej spraw na głowie i z tego powodu nie mam wystarczająco dużo czasu na Watt i historię Saszy. Ale cóż... niedługo będą święta i postaram się, aby Pragnienie zostało dokończone, a tym samym zrobić mały maraton :)
Cześć Wam! :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top