Pracowite mrówki

Pewnego razu w lesie, przy ognisku usiadł mężczyzna. Na oko mógł mieć czterdzieści lat, jeżeli odjęlibyśmy cieżar, spoczywający na jego barkach oraz smutek w ciemnozielonych oczach.

Otaczały go jedynie szum drzew, syk ognia oraz samotność. Od czasu do czasu gdzieś zahukała sowa, a w głębi lasu trzasnęła gałązka, złamana przez jakieś zwierzątko.

Meżczyzna wpatrywał się w tańczące płomienie, a w jego oczach zazdrość mieszała się z rezygnacją. On również chciałby być tak radosny i beztroski jak ten ogień - otaczać radością ciepła nawet w ciemną, zimną noc. Niestety, on potrafił tylko mówić prawdę.

Nagle dobiegło go głośne trzeszczenie, jakby ktoś stąpał po liściach.

Oczywiście starzec wiedział doskonale, kim jest ten miażdżący ściółkę człowiek. Czekał na niego.

- O mój Boże! - zawołał młody głos. - Co pan  robi o tej godzinie w lesie? Myślałem, że coś się pali, a tu proszę! Jakiś nocny Marek postanowił zrobić sobie biwak! Mogę się przysiąść?

- Oczywiście - wychrypiał nocny Marek, spoglądając jedynie na swego głośnego gościa, który jeszcze głośniej niż wczśniej chodził, klapnął na ziemę, ugniatając pod sobą liście, a najgłośniej tymi liśćmi szurał, kręcąc się na boki.

- Co pan tu robi? - spytał, umościwszy się w końcu.

- Obserwuję i myślę - niemal szepnął. - Słucham lasu.

- Dlaczego?

Męźczyzna nie odpowiedział. Siedział nieruchomo, pochylając się ku ziemi i obserwował mrówki, uwijające się jak zwykle, budujące swe mrowisko, zmierzające we wszystkich kierunkach.

- Nie ma pan co robić? Ja to bym spać poszedł, bo jutro poniedziałek i do pracy, ale nie chcę, żeby pan sam siedział w środku nocy w lesie.

- W mojej pracy nie ma godzin.

- Co to znaczy? Jest pan weteranem?

Ten uśmiechnął się tylko smutno.

- Bo wie pan - kontynuował gość po kilku chwilach - bez pracy nie ma kołaczy. A kołacze są teraz bardzo potrzebne. Wiadomo - trzeba zarabiać, by móc mieć dobre warunki. Bez tego się skończy pod mostem!

Pokręcił głową, objął rękami kolana i czekał na odpowiedź nocnego Marka. Ten położył rękę na ziemi.

- Mrówki to bardzo pracowite stworzenia - powiedział w końcu. Po jego dłoni zaczęła spacerować mrówka. Mężczyzna uniósł rękę nad ogień i kręcił nią, obserwując stworzonko. - W końcu istnieje powiedzenie "pracowity jak mrówka". Ale po co ta pracowitość, skoro do niczego nie prowadzi? Dla takiej małej mrówki liczy się jedynie budowa mrowiska. Biega po igiełki sosny, listki, znosi je całymi dniami do mrowiska, męczy się w imię dobra swojej rodziny, a potem umiera, kiedy mrowisko nadal nie jest wystarczająco duże. Żadne mrowisko nie jest dla nich wystarczająco duże. Wszystkie pracują w pocie czułek, a i tak efektów z tego nie ma. Żyją tak pięknym z pozoru celem, ale same jedynie na tym tracą. Czy robiły coś innego, oprócz noszenia igieł? Co gdyby miały marzenia do zrealiowania i realizowały je, troszcząc się o swoje dobro?

- Mrówki i marzenia? - zarechotał młody człowiek. - Poza tym, gdyby się skupiły na sobie, to mrowiska nie byłoby wcale.

- Byłoby - odpowiedział nocny Marek. - Byłoby, chociaż troszkę mniejsze. A to nie zrobiłoby większej różnicy.

Syknął, kiedy mrówka ukąsiła go w kciuk. Uderzył w nią drugą dłonią, klasnęło, a malutkie ciałko zwinęło się, upodabniając się do ziarenka pieprzu.

- Patrz, ona już nie zdążyłaby spełnić marzeń. Zginęła o wiele szybciej, niż na to zasługiwała, ale takie jest życie. Dlaczego wcześniej nie realizowała swych pragnień? Czemu najpierw chciała wybudować jak największe mrowisko?

- Bo mrówek jest coraz więcej. - Młodzieniec wzruszył ramionami. - To muszą więcej pracować.

Mężczyzna zaśmiał się ponuro.

- I co z tego mają? Jeszcze więcej pracy, by mrowisko było jeszcze większe. Co za błędne koło.

- Proszę pana, ale o co panu chodzi? Przecież to tylko mrówki, są tak małe, że dla świata się nie liczą. Niech robią co chcą.

- A kto powiedział, że mówię o mrówkach? - spytał starszy.

- Pan! Cały czas mówimy o mrówkach! - zdziwił się gość.

Nocny Marek dał mu chwilę na zastanowienie się. Chłopak zmarszczył brwi, spojrzał w dół na ognisko, w górę na niebo. Nagle otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć i zamknął je z powrotem. Mężczyzna zachęcił go wzrokiem.

- Czyli - mruknął w końcu - uważa pan, że nie powinniśmy pracować, tylko skupiać się na sobie? To nie ma sensu.

- Nie. Mówię o tym, żeby praca nie stała się celem życia - sprostował towarzysz. - Spójrz na te stworzonka. Są tak oddane swej pracy. A jeżeli za chwilę przyjdzie jakiś pies i wszystko zniszczy? Umrą bezowocnie.

- Ale one to robią dla następnych pokoleń. Żeby one miały lepiej... - chłopak był coraz mniej pewny swoich słów.

- Tak, to dobry cel, ale co z tego? Następne pokolenia będą żyły wciąż tak samo. Ciągle tylko praca, praca, praca. A gdzie czas na rozmowę z innymi mrówkami? Gdzie czas na zadbanie o inne mrówki, nie o materialną rzecz, która nie dodaje szczęścia, ale obowiązków i zmartwień? O tym nikt nie pamięta.

- Trochę jak maniacy - bąknął chłopak.

- O tak. - Kiwnął mu w odpowiedzi głową.

- Ale... Jak inaczej żyć? Bez pracy nie ma kołaczy...

- Prawdziwie, mój drogi, prawdziwie - rzekł mu nocny Marek. - Dziękuj Bogu za każdy dzień, szukaj swej drogi i patrz w przyszłość z nadzieją. Nie skupiaj się na tu i teraz, bo przed tobą wieczność.

- Nie powie mi pan teraz, że jest jakimś księdzem, co? - Chłopak chyba zaczynał podejrzewać, że ten staruszek chce pozyskać kolejny portfel.

- Nie lubisz księży, prawda? Nie jestem nim, ale nic do nich nie mam.

- Tylko powtatzają "Bóg cię kocha", karzą się modlić i oczekują pieniędzy na tacę.

- Chłopcze, takich się po prostu omija. Nie wszyscy są źli, naprawdę. Dlaczego każdy widzi całe zło świata, a odpycha dobro, którego tak szuka?

- Czemu tym razem nie użył pan porównania do mrówek? Czyżby się pomysły skończyły?

- Ależ skąd. Mrówki po prostu nie mogą wybierać, a ludzie tak. To od nas zależy, jaką drogę wybierzemy.

- A co pan powie na to - mrówki są szczęśliwe, bo robią to, co chciały od urodzenia. Czy to nie jest szczęście?

- Tak, to jest szzęście. Ale jak szybko to szczęście uleci? Jak szybko zorientują się, że nic nie mają, mimo że zdobyły już wszystko?

Ognisko dogasało powoli i zaczynało robić się zimno. Chłopak wstał, by dorzucić kilka przygotowanych szczap do żaru i pogrzebał patykiem w środku. Po chwili znów płomień dał im ciepła.

- Ale ascetą nie zostanę! Gada pan bzdury z tą pracą - wymamrotał zirytowany młodzieniec.

Mężczyzna pochylił się jeszcze niżej, co zdawało się już niemożliwe i schował twarz w dłoniach.

Zdawało się, że cały las czeka, aż ten tajemniczy człowiek coś powie. Nawet gwiazdy na niebie zdawały się ściągać w stronę dziur między gałęziami drzew, by posłuchać tego chrypiącego, poważnego głosu.

- Po co tu przyszedłeś? Dlaczego o tak późnej porze siedzisz ze starym dziadkiem w lesie? Czemu nie uciekłeś albo ani razu nie spytałeś, kim jestem?

Chłopak spochmurniał.

- Coś mnie tutaj przyciągało - wyznał. - Wiedziałem, że spacery o tej godzinie są nielogiczne, ale wie pan, czasem jest tak, że coś człowieka ciągnie i nie puści, chociażby to było głupie.

- Wiedziałem, że przyjdziesz - powiedział starzec.

Chłopak zamrugał.

- Jak to? Co ma pan na myśli?

- To, co mówię. Wiem, co cię dręczy, mój drogi. Codziennie powtarzasz sobie, że bez pracy nie ma kołaczy, ale gdzieś w środku wiesz, że te kołacze nie mają znaczenia. Po cóż ci dodatkowe kołacze? Widzisz, ile ludzi żyje tylko, by zdobywać kołacze?

Mężczyzna zaczął mówić bardziej do siebie, niż do swego gościa.

Młodzieniec natomiast nie wiedział, co powiedzieć.

- Słuchaj, młody - rzekł mężczyzna, po raz pierwszy patrząc chłopakowi prosto w oczy. - Pamiętaj, że życie jest krótkie. Nie pozwól, by odebrała ci je jakaś rzecz. Dawaj z siebie sto procent, szukaj szczęścia, proś o miłość i kochaj. Ja popełniłem mnóstwo błędów. I jak ta mrówka, która uwija się dla innych, która nie ma nadziei na lepsze życie, nawet się go nie spodziewa, mówię: żyj, a nie egzystuj. Nie czekaj na dobry moment. Nie rezygnuj. A teraz żeganaj, chłopcze. Idę dalej, by mówić prawdę zagubionym.

Po tych słowach wstał, przeciągnął się i odszedł w las. Jego kroków nie było słychać na ściółce, jakby w ogóle po niej nie kroczył. Jakby unosił się nad ziemią.

Chłopak jednak długo jeszcze siedział, słuchając ognia i spoglądając na pierwsze oznaki poranka. Już do końca życia miał zapamiętać ten niezwykły wykład. Może to sen?

Nagle w część ciała, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę ugryzła go mrówka. Syknął z bólu i skoczył na równe nogi.

Ptaki śpiewały wesoło, mrówki uwijały się przy mrowisku, natomiast chłopak wracał do domu z bałaganem w mózgu oraz wyraźnym dowodem tego, że spotaknie z nocnym Markiem było realne.

A Ty, czyteniku? Czy poznałeś prawdę? Czy widzisz, co jest twym celem? Pmiętaj słowa nocnego Marka. Żyj, nie egzystuj.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top